13 października to Światowy Dzień Hospicjów i Opieki Paliatywnej. Caritas Polska przekazała 20 tysięcy euro na rzecz jedynego Hospicjum w Rwandzie. Pieniądze wykorzystane zostaną do budowy nowej sali rehabilitacyjnej. Hospicjum w ciągu 5 lat istnienia pożegnało już 150 pacjentów.
Rwandę wszyscy na świecie kojarzą z ludobójstwem sprzed 25 lat. Jest nazywana krajem tysiąca wzgórz, ale też tysiąca problemów. Zgromadzenie Sióstr od Aniołów, które działa tam od 35 lat nie skupia się na problemach natury politycznej, lecz nieustannie przypomina o swoim powołaniu do służby innym. Jednym z miejsc, gdzie szczególnie widoczna jest ich praca znajduje się nieopodal stolicy kraju, w Kabudze, gdzie od wielu lat działa jedyne funkcjonujące w Rwandzie hospicjum – Centrum Opieki Paliatywnej im. św. Jana Pawła II.
Widok fotoreportera wzbudza u jednych pacjentów zainteresowanie, u innych obojętność. Co może w tym momencie myśleć osoba, która znajduje się na ostatnim przystanku przed opuszczeniem świata? Jak postrzegać obiektyw kamery, który ostrzy się na moim obliczu? Czy jako intruza, który wchodzi tam, gdzie istnieje sfera sacrum, tajemnica śmierci? Czy jako szansę na zapisanie swojego obrazu, zostawieniu słów, które inni usłyszą i będą o nas pamiętać? Wrażliwość każdego pacjenta w takich momentach jest inna. Towarzyszy mi siostra Maria Piątek ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów, która jest dyrektorem placówki. Bliskość osoby, która na co dzień towarzyszy im w ich cierpieniu upewnia pacjentów, że obecność pracownika Caritas służy ośrodkowi, służy pracy sióstr i ufając im, wszyscy akceptują moją obecność, obdarzając mnie nieśmiałym uśmiechem i zapraszając do swojego świata.
Pokój pierwszy. Dwie pacjentki, Bertha i Betti, obie mają raka mózgu. Bertha tego dnia nie ma sił by się podnieść z łóżka, Betti od dawna już nie wstaje, nie widzi już, zapada się w sobie. Jednego dnia niektórzy pacjenci czują się lepiej, innego popadają w stan otępienia, pod ciężarem cierpienia. Wraz z nim często przychodzi zdezorientowanie. Clovis jeszcze poprzedniego dnia tryskał energią, w dniu odwiedzin już leżał nieruchomo, wytężając wzrok za jakimś punktem zza okna. Czy widzi tam kogoś z przeszłości? Czy może zauważył barwnego, tropikalnego ptaka, który odpoczywał na parapecie? W kolejnym miejscu spotykamy Teresę, szczelnie opatuloną w kołdrę, która obdarza nas uśmiechem, mocno marszczy brwi z ciekawości, kiedy słyszy, że dziennikarz przyjechał z wizytą. Na sąsiednim łóżku spoczywa Julien, od kilku lat w stanie głębokiej śpiączki, spocona twarz świadczy o dręczącej ją gorączce. Jest otoczona czułą opieką i tli się nadzieja, że może jeszcze się wybudzi i pożegna się z najbliższymi. Łóżko kolejnego pacjenta, Juvenala, zostało wyprowadzone na patio, gdzie został poddany zabiegom manicure i pedicure. Oprócz leczenia, to właśnie higiena znajduje się wśród priorytetów personelu.
Andżelika to piękna kobieta. Jakby dla podkreślenia urody, ma założoną stonowaną, ciemną chustę na głowę. Skrywa ona jednak, nie kok, nie włosy, lecz nowotwór mózgu. Sprawia on wiele bólu, ale pomimo niego jest uśmiechnięta, cieszy się z miejsca, w którym się znajduje, gdzie pracownicy na różne sposoby niosą radość – rozmową, ulubionym przysmakiem, czytając im. Następny pacjent to Claude, którego Siostra Maria obdarzyła tytułem „ulubionego pacjenta”. Może tylko poruszać głową, ale ma bardzo duże poczucie humoru i jest zawsze radosny. Bardzo też lubi polski budyń, który mu przygotowują siostry z Polski. Wszyscy mają możliwość wyprowadzenia swoich łóżek na wspólne patio, gdzie w większości czują się lepiej. Razem wśród zieleni spędzają czas z innymi pacjentami i personelem, są wtedy odwiedzani przez liczne ptaki, które śpiewają piękne trele.
Rodziny mogą odwiedzać swoich bliskich do godziny 18:00. Tego dnia do Weroniki przyjechał wnuk aż z Burundi, który chwalił się nową pracą i opowiadał o swoich przygodach. Akurat ta pacjentka ma dużą rodzinę i w następnych dniach też licznie się stawili na odwiedziny, przyleciała nawet wnuczka z Londynu, która pracuje tam jako pielęgniarka i której współpracowniczki jak się okazało pochodzą z Polski. Podczas takich spotkań potrafią się wydarzyć niezwykłe cuda. Historia, która jest wspominana ze wzruszeniem, zdarzyła się kilka lat temu. Wtedy to bardzo pokłócona rodzina odnalazła pokój przy łóżku swojej odchodzącej bliskiej. Pomimo głębokiej waśni, wszyscy się w tamtych momentach zbliżyli do siebie i nawzajem sobie wybaczyli krzywdy przeszłości. Doznali wewnętrznego oczyszczenia i pojednali się. Tak oto odchodząc ze świata pacjentka stworzyła przyszłość dla budowania relacji przez całą rodzinę. Podobna historia miała miejsce niedawno, kiedy mężatka podzieliła się z siostrami świadectwem. Mówiła, że odnalazła w hospicjum miłość. Siostry i personel były zaskoczone, ponieważ kobieta była już w zaawansowanym wieku, ale chodziło o męża, z którym była pokłócona, a właśnie w hospicjum się z nim pogodziła i na nowo zapałała miłością, którą opisuje jako najmocniejszą siłę, jaką miała kiedykolwiek w sercu.
Pacjenci trafiają z rodzin, gdzie słyszano o ośrodku prowadzonym przez zakonnice, gdzie chorzy zostają otoczeni opieką, na którą nieliczni w Rwandzie mogą liczyć. Kiedy pierwszy raz przyjeżdżają z bliskimi często rozglądając się pytają, gdzie można porozmawiać z siostrami ze Zgromadzenia od Aniołów, bo ich nie widzą. Akurat to Zgromadzenie nie nosi habitów i może się wydawać, że cały personel jest świecki. Dyskrecja jest tym, co siostry cenią, mogą właśnie pomagać tym, którzy w pierwszym momencie baliby się zaufać osobie konsekrowanej. Szybko się jednak przekonują, że bezinteresowna pomoc sióstr wypływa prosto z serca i z czasem chcą jak to tylko możliwe wesprzeć je w ich dziełach miłosierdzia. Co podkreślają rodziny, od początku zaskakiwała ich gościnność tego miejsca i otwartość personelu na niełatwe doświadczenia. Pacjenci mówią wręcz o nadziei, którą otrzymują w tym miejscu, o chęci do kontynuowania życia, do bycia z innymi, a w końcu do ostatniego pożegnania się z najbliższymi.
„Najtrudniejsza jest świadomość, że nasi pacjenci odchodzą szybciej niż poznani w innych warunkach ludzie. Wszyscy są oni zdiagnozowani, w większości mają nowotwory i jest dla nas obciążeniem fakt, że będziemy musieli się w jakimś niedługim momencie się pożegnać.” – mówi siostra Maria Piątek – Staramy się żyć tą najbliższą chwilą, dzisiaj pacjent się dobrze czuje, dzisiaj chciałby zjeść coś na co ma ochotę, dzisiaj chce o czymś porozmawiać.
Równocześnie towarzyszy pracownikom satysfakcja, nie chwilowa, ale głębsza. Ich praca jest odczytywana przez pryzmat życia wiecznego. Wiara jest spoiwem, która ich podtrzymuje w trudnych obowiązkach. Hospicjum Zgromadzenia Sióstr od Aniołów jest pierwszym i póki co jedynym takim ośrodkiem działającym w całej Rwandzie. Próby założenia państwowych, świeckich i trwałych instytucji się nie powiodły. Zaś w Kabudze ona się rozwija, dzięki temu, że personel się nie poddaje i każdego dnia zmaga się z nieuchronnością śmierci. W tym swoistym pojedynku życia ze śmiercią potrzeba silnego ducha, który personelowi daje wiara w Boga. Trzeba z siebie wykrzesać praktycznie przez cały czas pracy optymizm i nadzieję, kiedy wokół dominuje cierpienie i dramat. Niektórzy nowi pracownicy po kilku tygodniach pracy rezygnują, bo było im zbyt ciężko. Większość stanowi stała kadra, która jest świadoma miejsca, w którym pracuje i chcą dalej wykonywać swoje obowiązki. To jest podstawa, siostry nie byłyby w stanie objąć posługą całego hospicjum. Dlatego są wdzięczne swoim współpracownikom, za zaangażowanie i za to jak dobrze swoją pracę wykonują. Są to ludzie różnych wyznań, leczy się chorych różnych religii, o różnych poglądach politycznych.
„Naszą rolą jest posługa każdemu człowiekowi, który do nas trafia. Prowadzimy ekumenizm codzienny. Nie głosimy wielkich spraw, nie mamy konferencji na temat polityki czy ekumenizmu, lecz pracujemy ze sobą na co dzień. 2 razy dziennie mamy 5 minutową modlitwę, kiedy następuje również zmiana personelu. Wtedy przekazują sobie informacje o chorych. Wszyscy pracownicy akceptują fakt, że to placówka katolicka i nikt nie skupia się na różnicy, tylko na tym co bardziej łączy. Łączy nas ratowanie życia ludzkiego i zwykłe podstawy szacunku dla drugiego człowieka. Dbanie o tego człowieka, szanując go, bycie dla niego.” – przekazuje s. Maria Piątek.
Jest jedno szczególne wspomnienie, które zapadło siostrze Marii w pamięci. Do hospicjum trafiła matka, która miała sześcioro dzieci. Jej syn w wieku 10 lat uciekł z domu, ponieważ nie mógł znieść głodu, który cierpiał. Siostry pomogły odnaleźć go w późniejszym czasie i przekazały mu, że jego matka trafiła do ich hospicjum oraz że nie jest z nią dobrze. Nastąpiła scena jak z filmu albo jak z przypowieści Jezusa Chrystusa o synu marnotrawnym. Syn zbliżył się do łóżka umierającej matki, a ta przyjęła go ze łzami w oczach i ogromną radością. Matka zobaczyła syna, którego myślała, że nigdy nie ujrzy. On otrzymał ogromny dar, mógł się pogodzić i pożegnać z matką. Umarła 2 dni po spotkaniu. Cały personel był głęboko poruszony widząc ich razem i ze wzruszeniem wraca do tamtego dnia, kiedy zdarzył się w hospicjum ten cud pojednania. Tym mocniej to przeżyli, bo matka była ich przyjaciółką, kimś kto stał się bliski w trakcie leczenia i na pewno na zawsze pozostanie w ich pamięci.
Ważną terapią w ośrodku jest fizjoterapia. Pomaga rozruszać ciało, ale również odbudowuje ducha pacjentów. Pokazuje im jak wiele jeszcze mogą zrobić siłą swojej woli. Dodaje sił do walki z chorobą. Fizjoterapeuta hospicjum jest bardzo oddany swojej pracy, czasem pacjenci przyjeżdżający z odległych regionów kraju otrzymują od niego naukę, jakie ćwiczenia mają wykonywać i już w domu potrafią korzystać z otrzymanej wiedzy. Kiedy akurat go nie ma w hospicjum, to pacjenci się dopytują o niego, czy by nie mógłby im wykonać masażu, wręcz tęsknią za nim. W związku z nowymi potrzebami siostry planują postawić nową salę rehabilitacyjną, która współfinansowana będzie przez Caritas Polska. Korzystać z niej będą nie tylko pacjenci, ale również goście z zewnątrz, którzy by rokowali na dłuższe życie, a którym fizjoterapia pomogłaby w odzyskaniu zdrowia. Obecnie pacjenci odbywają ćwiczenia w salach, które nie zostały do tego przystosowane, np. w trakcie ćwiczeń innemu pacjentowi są w tym samym czasie zmieniane opatrunki i nie są to komfortowe warunki. Pod nową salą do rehabilitacji będą znajdować się również magazyny. W tak dużym ośrodku jest on niezbędny by normalnie funkcjonować. Siostry mają problem z przechowywaniem leków oraz żywności. Kiedy przyjechała dostawa 100 kartonów z pampersami trzeba było się nagimnastykować, by znaleźć dla nich miejsce. Budynek został też tak zaprojektowany, aby powstał specjalny taras, na który będzie można wyjechać łóżkami i wózkami inwalidzkimi, skąd będzie się roztaczał piękny widok na okoliczne wzgórza. Chorzy będą mogli wciąż podziwiać świat i jego niezwykłe pejzaże, którym każdy przyjezdny mógłby się godzinami przyglądać.
„Chcemy, aby pacjenci mogli popatrzeć na świat, na piękno przyrody. Nie chcemy jej przed nimi ukrywać, chcemy, aby każdy z nich cieszył się tym światem do końca, tym życiem, które jest stworzone. Rwanda jest zachwycająca, a nasi ogrodnicy dokładają starań, aby ogród cieszył oczy i by jego zapach rozbudzał zmysły naszych chorych. Pragniemy, aby do końca cieszyli się darem życia!” – opowiada s. Maria Piątek.
20 tysięcy euro, które Zgromadzenie już otrzymało dzięki staraniom ks. Marcina Iżyckiego, dyrektora Caritas Polska, będzie służyć rzeszy potrzebujących przez wiele dekad.
Piękna historia się obecnie zapisuje wokół Momoza Kewein. Młodzieniec od 2013 roku jest w hospicjum po zdiagnozowaniu u niego dystrofii mięśniowej Duchenne’a, choroby genetycznej powodującej postępujący i nieodwracalny zanik mięśni. Zaczęła się, kiedy miał 8 lat i w szkole nie był w stanie utrzymać się o własnych siłach. Matka chłopca szukała dla niego lekarstwa, ale w pewnym momencie się poddała. Zostawiła syna siostrze i wyjechała za granicę. Ciotka chłopca dowiedziała się o hospicjum i przywiozła Keveina do sióstr, które go przyjęły do siebie. Dzięki rehabilitacji udało się ustabilizować jego stan zdrowia. Był zbyt słaby, żeby chodzić, ale chciał kontynuować naukę, którą przerwała mu choroba. Dzięki staraniom sióstr i personelu było mu to dane. Może się obecnie uczyć wśród rówieśników i razem z nimi dzielić się pasjami. Jego ulubionym hobby jest piłka nożna i kibicuje drużynie Arsenalu Londyn. Wbrew chorobie rozwija również swój talent – grę na gitarze. Śpiewa i gra lekarzom, pacjentom i gościom, czym wzbudza powszechny uśmiech. Aby dalej grać potrzebuje specjalnego krzesła. Może w przyszłości będzie mu dane. Stara się żyć każdym dniem i dostrzegać wszystkie najpiękniejsze obrazy życia.
W hospicjum mieszają się różne języki, francuski i rwandyjski, smutku i radości, nadziei i bólu. Pracują i katolicy, i adwentyści. To co podkreślają osoby przychodzące, to szacunek z jakim się spotykali. Ten szacunek najbardziej cenią, że zostało dla nich zrobione wszystko co można było zrobić, dla ich bliskich. W ciągu pięciu lat hospicjum pożegnało 150 osób. Większości pacjentów już nie ma, ale są ich rodziny, które odwiedzają siostry i wyrażają swoją wdzięczność poprzez różne formy pomocy. Nie zapominają o siostrach. Jest to dowód, że posługa sióstr przynosi owoce niewidzialne. Siostry starają się być aniołami na tej ziemi i ludzie, którzy się zetknęli z ich pracą, w pewny sposób również przyjmują pewien wzorzec zachowywania się w stosunku do drugiego człowieka i oni dalej niosą tę pomoc, jak w sztafecie solidarności.
Caritas Polska