Kolejne dni przesłuchań sędzi Amy Coney Barrett, nominowanej przez prezydenta Trumpa na stanowisko Sędziego Sądu Najwyższego USA to niejako odsłony dramatu, który można zatytułować „USA: nakaz skrętu w lewo”.
Pytania zadawane przez senatorów nie miały na celu zbadania kompetencji sędziowskich kandydatki, ale jej nachylenia ideologicznego. Innymi słowy, nie chodzi o to, aby sprawdzić, czy sędzia Barrett nadaje się na urząd, który ma sprawować, ale – czy jej nominacja nie powstrzyma trwającego od dziesięcioleci ideologicznego skrętu w lewo w amerykańskim życiu publicznym.
Liberalne dogmaty
Znaczna część pytań nie służy w ogóle sprawdzeniu kwalifikacji kandydatki, ale jest nieskrywanym atakiem na poglądy Barrett. Senator Mazie Hirono z partii Demokratów skupiła się na określeniu „preferencje seksualne”, użytym przez kandydatkę. Według Hirono, „preferencja seksualna jest terminem obraźliwym i przestarzałym. Używany jest on przez aktywistów anty-LGBTQ, którzy sugerują, że orientacja seksualna jest wyborem. A nie jest nim. Orientacja seksualna jest kluczową częścią tożsamości osobowej”. Okazuje się więc, że choć nauka nie jest w stanie określić, na czym polega domniemana „orientacja” seksualna i skąd się bierze, stała się ona już lewicowym dogmatem, którego nie wolno kwestionować pod groźbą wykluczenia z życia publicznego.
Atak dotyczył także kwestii wyroku w sprawie Obergefell (w wyniku którego prawo do zawierania „małżeństwa” jednopłciowego uznano za obowiązujące w całym USA). Chociaż kandydatka nie odniosła się do niego bezpośrednio, Hirono posłużyła się domniemaniem twierdząc, że i tak to, co powiedziała, „jest wystarczająco wymowne”. „Skoro według Pani poglądów orientacja seksualna jest tylko preferencją, to społeczność LGBTQ powinna być słusznie zaniepokojona, czy utrzyma Pani jej konstytucyjne prawo do małżeństwa”. Warto zauważyć tu, w jaki sposób krok po kroku, metodą insynuacji, przekłamań i milczących założeń, zdobywany jest teren, na którym lewicowe ideologie mają wyłączne prawo bytu. Ani orientacja seksualna, ani prawo do zawierania małżeństwa przez osoby tej samej płci nie wynikają bowiem z konstytucji USA, ale w świetle wywodów pani senator stają się jej fundamentalnymi elementami.
Wiele pytań miało wprost charakter bezczelnych insynuacji. Senator Joni Ernst z Iowa zapytała sędzię Barrett, czy jako osoba dorosła „prosiła o przysługi seksualne lub popełniła jakikolwiek akt słownego lub fizycznego molestowania seksualnego”. Jednoznaczna negatywna odpowiedź kandydatki nie zaspokoiła ciekawości pani senator, która kontynuowała „czy podejmowano wobec pani środki dyscyplinarne lub podpisywała pani ugodę związaną z tego rodzaju zachowaniami?”. I tu również odpowiedź była negatywna.
Czy istnieją jakiekolwiek granice absurdu?
Przeciwnicy Barrett nie wahają się wyciągać przeciw niej nawet najbardziej absurdalnych zarzutów. Jeden z aktywistów lewicowych, profesor uniwersytetu bostońskiego Ibram X. Kendi, nazwał ją „białą kolonizatorką”, odnosząc się do faktu adoptowania przez nią dwojga czarnoskórych dzieci pochodzących z Haiti. Według jego pokrętnej logiki adopcja ta oznacza, że Barrett jest rasistką, posługującą się swoimi małymi dziećmi dla osiągania własnych celów. Odpowiadając na zarzuty, kandydatka stwierdziła, że są one „głęboko raniące nie tylko mnie samą, ale i moje dzieci, które po prostu są moimi dziećmi, które kochamy i które wprowadziliśmy do naszego domu, czyniąc je częścią naszej rodziny”.
Kwintesencją lewicowych ataków było wystąpienie senator Kamali Harris, kandydatki na urząd wiceprezydenta USA w przypadku wygranej Joe Bidena. Nie dała ona w ogóle dojść do głosu sędzi Barrett, ale w dziesięciominutowym monologu rozwodziła się nad tym, że jej poprzedniczka, sędzia Ruth Bader Ginsburg była protagonistką „reprodukcyjnych praw kobiet”, natomiast sama Barrett będzie z pewnością ich przeciwniczką. Warto dodać, że jednym z głównych sponsorów kampanii senator Harris jest aborcyjna organizacja Planned Parenthood.
Nominację Barrett wsparła natomiast otwarcie Abby Johnson, bohaterka filmu „Nieplanowane” i założycielka antyaborcyjnej organizacji And then there were none [A potem nie było już nikogo], kierując do władz sądowniczych USA list w imieniu ponad 550 dawnych pracowników klinik aborcyjnych, którzy zrezygnowali z pracy w tych instytucjach. W końcówce listu Johnson stwierdza: „potrzebujemy sędzi Barrett, ponieważ nasz kraj zasługuje na coś lepszego niż aborcje”.
W sprawie nominacji Amy Barrett jak w zwierciadle odbija się problem zachodniego świata, który staje się frontem coraz ostrzejszej walki cywilizacji śmierci z cywilizacją życia. Trudno inaczej wytłumaczyć to, że właśnie kwestie związane z „prawami reprodukcyjnymi” czy prawami mniejszości seksualnych zajmują tak wiele miejsca w debacie, spychając na dalszy plan sprawy, które – jak mogłoby się wydawać – powinny stanowić meritum przesłuchań kandydatki na urząd sędziego Sądu Najwyższego.