Historia małego Kaio: cesarskie cięcie w 23 tygodniu ciąży to nie wyrok

Historia Jessiki Doxey pokazuje, jak wiele może zdziałać postawa lekarzy, którzy ratując matkę nie rezygnują z prób ratowania dziecka.

 

Rozpowszechnione jest błędne przekonanie, że w wielu sytuacjach aborcja jest konieczna, aby ratować życie kobiet. Istnieją jednak rozwiązania alternatywne – wywołanie przedwczesnego porodu, dzięki któremu uda się uratować i matkę, i jej dziecko. Pokazuje to historia Jessiki Doxey, której synka Kaio uratowało cesarskie cięcie, kiedy była w 23 tygodniu ciąży.

Ciężarna kobieta została przewieziona do szpitala po tym, jak w piątym i pół miesiącu ciąży poczuła silny i nagły ból głowy. Zdiagnozowano u niej stan przedrzucawkowy (preeklampsję), który może wystąpić w ciąży i wiąże się z niebezpiecznie wysokim ciśnieniem krwi. Stan przedrzucawkowy może prowadzić do śmierci matki i dziecka. Może on rozpocząć się już w 20 tygodniu, a w niektórych przypadkach, jak w przypadku Doxey, może rozwinąć się w zespół HELLP, który wpływa na krew i wątrobę.

Lekarze przygotowali się do wykonania cięcia cesarskiego, ostrzegli jednak Doxey, że w 23 tygodniu ciąży szanse na przeżycie dziecka są znikome. Zapytali ją, czy chce, aby próbowali ratować jej synka, dając mu jednocześnie 40% szans na przeżycie. Po tym, jak urodził się 7 lipca 2017 r., ważąc zaledwie 435 gramów, ta prognoza przeżycia spadła do zaledwie 10%.

„W żadnym momencie w moim umyśle nie byłam skłonna zrezygnować z naszego małego chłopca”, powiedziała Doxey. „Tak bardzo cierpiałam przez ostatnie 72 godziny, ale to, co trzymało mnie przy życiu, to wiara w to, że wszystko będzie dobrze. Cięcie cesarskie trwało około godziny, a do przeprowadzenia operacji konieczne było zastosowanie znieczulenia ogólnego”.

Jak opisuje dalej: „Kiedy się obudziłam, byłam naprawdę zdezorientowana, a lekarze wyjaśnili mi, że Kaio żyje, ale waży tylko 435 gramów. Zaprosili nawet mojego męża do środka, abyśmy mogli wspólnie doświadczyć naszych pierwszych i ostatnich chwil razem, na wypadek gdyby dziecko nie przeżyło. Ale ta myśl nawet nie przeszła nam przez głowę i byliśmy zdeterminowani, aby go uratować”.

Mały Kaio, nazwany po swoim ojcu, spędził sześć tygodni pod respiratorem i dwa i pół miesiąca w inkubatorze. Następnie kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem 2017 roku, został wypisany do domu z rodziną w wieku czterech i pół miesiąca, ważąc nieco ponad cztery kilogramy. Obecnie jest zdrowym i pełnym życia czterolatkiem.

„To był najtrudniejszy czas w naszym życiu, ale to uczucie, gdy przynieśliśmy go do domu było nie do opisania”, powiedziała Doxey. „Gdy przechodziliśmy przez nasze drzwi wejściowe, mając małego Kaio w ramionach wydawało się, że wszystko jest w porządku, tak jak powinno być – jesteśmy naprawdę wdzięczni”.

Medycyna na całym świecie czyni systematyczne postępy. To, co jeszcze dekadę czy dwie temu wydawało się niemożliwe, dziś może być realną opcją. Dotyczy to także wieku wcześniaków, które mają szanse na przeżycie. Ważne jest jednak podejście lekarzy – czy gotowi są podjąć próbę ratowania małego życia, czy zrezygnują z niej.

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama