Kanada wprowadza agresywne przepisy internetowe. Chce zmusić platformy do udostępniania nagrań wideo w taki sposób, by kanadyjscy artyści byli bardziej eksponowani. Postrzegane jest to przez niektórych jako atak na wolność słowa.
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o... pieniądze. Promowanie krajowych wykonawców ma spowodować, że czołowe firmy cyfrowe będą musiały wnieść większy wkład finansowy w gospodarkę Kanady. „Twórcy zmian w ustawie chcą, by usługodawcy internetowi oferujący transmisję strumieniową dokładali się do »tworzenia, produkcji i rozpowszechniania kanadyjskich treści«” – powiedziała Camille Gagné-Raynauld, rzecznik prasowy Ministra ds. dziedzictwa kulturowego.
Proponowane zmiany mają mieć charakter poprawki do ustawy wprowadzonej w listopadzie ubiegłego roku przez rząd premiera Justina Trudeau. Wymagałaby ona od serwisów streamingowych online, takich jak Netflix, Walt Disney i Spotify, aby przeznaczyły część swoich przychodów na finansowanie krajowej produkcji programów telewizyjnych, filmów i muzyki.
Nie tylko profesjonaliści
Wszystkie treści, nawet te prywatne, generowane przez użytkowników Instagrama, TikToka czy YouTube’a, miałyby podlegać regulacjom Kanadyjskiej Komisji Telewizji i Telekomunikacji (CRTC).
Już wiadomo, że Kanada nałoży podatek od usług cyfrowych od 2022 r. Bez względu na to, czy tego lata dojdzie do skutku umowa w sprawie takiego podatku, wiążąca wszystkich członków Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, czy nie.
Liberalny rząd zamierza też iść w ślady Australii, która próbuje uzyskać od platform cyfrowych rekompensatę dla mediów za wykorzystane treści. Ma też zostać stworzony odpowiedni mechanizm do kontrolowania tzw. mowy nienawiści oraz innych szkodliwych działań w Internecie.
Atak na wolność?
Proponowana poprawka nie wszystkim przypadła do gustu. Ostro krytykują ją i rywalizujący ze sobą politycy i profesorowie prawa. Także spora rzesza zwolenników neutralności sieci, twierdzi, że wygląda to na atak na wolność słowa.
Prawnicy nie pozostawiają na niej suchej nitki: „Rząd mówi o wybieraniu zwycięzców i przegranych w sektorze wolności słowa” – stwierdził Philip Palmer, były pracownik kanadyjskiego Departamentu sprawiedliwości. Sprzeciwia się on proponowanemu prawu, przy czym sam około 30 lat temu współpracował przy ustalaniu obecnych zasad rządzących sektorem nadawczym.
. Poprawka dotycząca algorytmów „zapewnia, że nadawane treści będą traktowane sprawiedliwie, niezależnie od platformy” – powiedzieli.
To tylko część artykułu. Z całością zapoznasz się na portalu nowyswiat24.com.pl.