Promotorzy pigułek aborcyjnych mają za nic nie tylko życie nienarodzonych dzieci, ale także bezpieczeństwo kobiet. Świadczą o tym słabe merytorycznie wyniki badań opublikowane przez lekarzy opłacanych przez producenta tych medykamentów.
JAMA Network Open opublikowała wyniki badań nad wysyłkową pigułką aborcyjną, określane jako „retrospektywne badanie kohortowe”. Ich współautorem jest lekarz, który przyznaje się do otrzymywania płatności od producenta pigułki aborcyjnej, Danco Laboratories. Pozostali autorzy badania „Safety and Efficacy of Telehealth Medication Abortions in the US During the COVID-19 Pandemic” są bezpośrednio związani z Uniwersytetem Kalifornijskim w San Francisco (UCSF), który szkoli przyszłych aborcjonistów. Wszyscy autorzy twierdzą, że aborcja dokonywana za pomocą wysyłkowej pigułki podczas pandemii COVID-19 jest bezpieczna.
Wcześniej amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) wprowadziła wymóg bezpieczeństwa REMS, który nakazywał lekarzom przepisującym pigułkę aborcyjną Mifeprex osobiste spotkanie z kobietą, która ma ją przyjąć w celu dokładnego określenia wieku ciążowego i wykluczenia potencjalnie śmiertelnej ciąży pozamacicznej.
Następnie, jeszcze przed pandemią COVID-19, przemysł aborcyjny rozszerzył badania kliniczne pigułek aborcyjnych i wprowadził protokół „bez testów”, eliminując wymóg przeprowadzania badań, co potencjalnie zagraża kobietom. Decyzja ta została podjęta pomimo tego, że nawet proaborcyjne Amerykańskie Kolegium Położników i Ginekologów (ACOG) przyznało, że duży odsetek kobiet nie umie określić dokładnie wieku swojej ciąży. Ma to duże znaczenie w przypadku aborcji, ponieważ odsetek niepowodzeń i powikłań po lekach aborcyjnych wzrasta wraz z upływem kolejnych tygodni ciąży. Pod naciskiem przemysłu aborcyjnego w kwietniu 2021 r. agencja FDA wydała tymczasową dyrektywę pozwalającą na wysyłkową sprzedaż pigułki aborcyjnej pod przykrywką pandemii COVID-19.
Badania opublikowane przez JAMA mają niską wartość merytoryczną. Obejmują niezwykle małą próbę 141 klientek, z których tylko 110 udzieliło odpowiedzi. Otrzymały one pigułki od dystrybutora pigułek aborcyjnych o nazwie Choix, Inc. („choice”" w języku angielskim oznacza „wybór”), która „udostępniła zespołowi badawczemu autorów zidentyfikowane dane z kartoteki zdrowotnej wszystkich pacjentów”.
Jak podają autorzy badania, spośród 110 klientek, które udzieliły odpowiedzi, „105 (95%) przeszło pełną aborcję bez interwencji medycznych. Pięć pacjentek (5%) wymagało opieki medycznej w celu dokończenia aborcji, z czego 2 były leczone na oddziale ratunkowym. Żadna pacjentka nie zgłosiła żadnych poważnych zdarzeń niepożądanych”.
Według dr. Michaela New, pracownika naukowego Busch School of Business na Katolickim Uniwersytecie Ameryki i współpracownika Instytutu Charlotte Lozier: „jak na tego typu badanie, 141 pacjentek to bardzo mała próbka”. Co więcej, spośród 141 pacjentek, które poddały się aborcji chemicznej, 13 nie odpowiedziało na ankietę. Ponadto, badacze nie byli w stanie uzyskać informacji o wynikach od 18 dodatkowych pacjentek. „Ogólnie rzecz biorąc, badacze nie mają informacji o wynikach od ponad 20 procent kobiet, które poddały się aborcji chemicznej. To budzi poważne obawy co do wiarygodności i rzetelności tych ustaleń” – stwierdził dr New.
Przyznają to także autorzy badania, pisząc: „Badanie jest niewielkie i wiąże się z pewnymi niedostatkami w obserwacji, a zatem niektóre niepożądane zdarzenia i trwające ciąże mogły nie zostać wykryte”.
Dr New porównał to badanie z innymi badaniami o znacznie większej wielkości próby, które wykazały zagrożenia związane z pigułką aborcyjną. „Badanie Obstetrics and Gynecology z 2015 r., które wykazało, że aborcje chemiczne mają wskaźnik powikłań, który jest około cztery razy wyższy niż aborcje chirurgiczne, przeanalizowało kompleksowy zestaw danych ponad 50 000 kalifornijskich pacjentek Medicaid, które dokonały aborcji”, zauważył dr New. „W badaniu Obstetrics and Gynecology z 2009 roku, które zawiera podobne wnioski, przeanalizowano wyniki około 42 000 fińskich kobiet, które poddały się aborcji”.
Pod artykułem opublikowanym przez JAMA znajduje się informacja o potencjalnym konflikcie interesów: jedna z autorek, dr Karen Meckstroth otrzymywała fundusze od Danco, Inc, producenta i dystrybutora pigułki aborcyjnej. Pozostałych dwoje autorów związanych jest z Uniwersytetem Kalifornijskim, który otrzymywał znaczne środki od darczyńców wspierających Danco (m.in. fundacje Packarda i Buffetta). Dr Ushma Upadhyay jest profesorem ANSIRH, będącym częścią Centrum Bixby’ego, zajmującego się „nowymi standardami zdrowia reprodukcyjnego”. Z ANSIRH współpracuje także Leah R. Koening, która wcześniej pracowała dla fundacji Billa i Melindy Gates, znanego sponsora organizacji pro-aborcyjnych.
Nie jest tajemnicą, że pierwotni inwestorzy w Danco (fundacje Packarda i Buffetta) inwestowali znaczne fundusze w system Uniwersytetu. W ubiegłych latach Buffett przekazał 78 milionów dolarów, a według New York Timesa jest głównym sponsorem Programu Rezydencjalnego Centrum Ryana Bixby'ego na tym uniwersytecie. GenBioPro, generyczna wersja Danco, jest w znacznym stopniu finansowana przez Fundację Packarda, która również zainwestowała ponad 14,2 miliona dolarów w Danco wkrótce po tym, jak zostało ono założone przez stworzoną przez eugeników Population Council.
Po raz kolejny publikowane są badania dotyczące pigułki aborcyjnej, których autorzy nie mogą być uznani za obiektywnych ze względu na oczywisty konflikt interesów. Niestety takie właśnie badania są później cytowane jako dowód na rzekome bezpieczeństwo środków wczesnoporonnych. To, że jest to zgodne z interesem przemysłu aborcyjnego, nie ulega wątpliwości. Pytanie tylko, czy jest to zgodne z interesem kobiet?