Jak poinformowało rosyjskie ministerstwo obrony, do zestrzelenia satelity typu Celina-D, która została wystrzelona na orbitę w roku 1987, doszło 15 listopada. Operacja pozostawiła na orbicie setki tysięcy niebezpiecznych odłamków, które mogły uszkodzić Międzynarodową Stację Kosmiczną.
Media informowały, że załoga stacji musiała schronić się w kapsułach ewakuacyjnych, na wypadek konieczności powrotu na Ziemię. Rzecznik Departamentu Stanu USA Ned Price powiedział: „Federacja Rosyjska nieodpowiedzialnie przeprowadziła destrukcyjny test pocisku antysatelitarnego przeciwko swojemu satelicie”.
Zaznaczył, że próba wytworzyła dotąd „ponad 1500 możliwych do śledzenia odłamków i setki tysięcy mniejszych orbitalnych odłamków, które teraz zagrażają interesom wszystkich państw”. Według informacji agencji Reutera, stworzone przez wybuch zagrożenie będzie się utrzymywać przez kolejne lata.
Nie chodzi jednak tylko o powstałą po zniszczeniu starego satelity chmurę kosmicznych śmieci. W rozmowie z PAP dr Rafał Kopeć z Instytutu Nauk o Bezpieczeństwie Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie zaznaczył, że przeprowadzony test potwierdza zdolności Rosjan do potencjalnego sparaliżowania systemów satelitarnych. Łatwo sobie wyobrazić konsekwencje takiego „oślepienia” armii innego kraju. „Rosja te możliwości posiada i nadal ma coś do powiedzenia w kosmosie” - ocenił.
Jego zdaniem rozwój technologii antysatelitarnych będzie się jednak koncentrował na rozbudowie arsenałów laserowych, mikrofalowych lub udoskonalaniu ataków hakerskich, a nie wzmacnianiu potencjału broni kinetycznych, które zdolne są do fizycznego zniszczenia obiektów.
Źródła: PAP, wPolityce.pl, tvn24.pl