Osobiste konto prezydenta Donalda Trumpa zostało dziś zablokowane na stałe przez Twittera. Co ma do powiedzenia medialny gigant ponad 88 milionom osób, które śledziły twitty prezydenta USA?
Już wcześniej konto to było zawieszane czasowo. Oficjalnie podanym powodem jest „ryzyko podżegania do przemocy”. Władze Twittera nie ograniczyły się tylko do zablokowania konta ”realDonaldTrump”, ale zablokowały także konta współpracowników prezydenta – prawniczki Sidney Powell i generała Michaela Flynna.
Twitter był do tej pory ulubionym kanałem komunikacji Donalda Trumpa – to za jego pośrednictwem wygłaszał opinie i decyzje. Blokada konta związana jest z wydarzeniami na Kapitolu z zeszłego tygodnia. W przekonaniu władz platformy społecznościowej wpisy prezydenta przyczyniły się do agresywnych protestów, będąc inspiracją do działania dla osób, które zakłóciły sesję Kongresu USA. Chodzi przede wszystkim o wpisy dotyczące „kradzieży wyborów”. Twitter zawiesił prezydenckie konto pomimo tego, że sam Trump po zamieszkach opublikował w serwisie wideo, w którym wzywał ich uczestników do uspokojenia nastrojów i pokojowego rozejścia się do domów.
W tej sytuacji nie sposób nie zadać pytania o granice wolności słowa. Czy wolno na stałe zablokować możliwość wypowiedzi osoby, która wygłasza kontrowersyjne tezy lub z którą się po prostu nie zgadzamy? Czy można prewencyjnie zakazać komukolwiek głoszenia poglądów?
Pojawiają się oczywiście głosy, że Twitter, podobnie jak Facebook jest prywatną platformą komunikacyjną i to on ustala reguły gry, decydując, komu wolno publikować treści, a komu nie. Warto jednak zastanowić się, czy tak duże serwisy powinny istotnie mieć tego rodzaju władzę. W opublikowanej w 2017 r. książce „Antisocial Media. Jak Facebook oddala nas od siebie i zagraża demokracji” jej autor, Siva Vaidhyanathan, wskazuje, że to właśnie media społecznościowe są istotną częścią problemu związanego z niską jakością debaty publicznej. Problemem nie jest tylko to, co ludzie tam publikują, ale sama konstrukcja tych mediów.
Po pierwsze, chodzi o zbyt wielką dowolność i niejasne algorytmy dobierające treści prezentowane poszczególnym użytkownikom serwisów. Pozostawiając decyzję o publikowaniu lub wyświetlaniu treści w rękach anonimowych programistów i administratorów serwisu, zgadzamy się na dowolne kształtowanie przez nich debaty publicznej, tak że pewne tematy lub punkty widzenia mogą z niej zupełnie zniknąć.
Po drugie, sama koncepcja funkcjonowania największych serwisów społecznościowych miesza konteksty komunikacyjne. O ile w tradycyjnych mediach jasne było, kto występuje w jakim charakterze i poszczególnym wypowiedziom można było przypisać pewną rangę, autorytet i wiarygodność, w Twitterze, Facebooku i podobnych serwisach jest to w praktyce niemożliwe. Głos eksperta w danej dziedzinie jest tak samo ważny, jak głos kompletnego ignoranta czy płatnego trolla.
Co więcej, prowadzenie poważnej debaty w krótkich twitterowych postach czy w niewielkim facebookowym okienku, jest po prostu niemożliwe. Można w ten sposób wzniecać emocje, przerzucać się hasłami i memami, ale nie – poszukiwać prawdy, rozwiązań problemów czy dogłębnie analizować otaczającą nas rzeczywistość. W wielu krajach, zwłaszcza azjatyckich (Indie, Filipiny, Mjanmar), władze Facebooka weszły w ścisłą współpracę z władzami, ograniczając obywatelom dostęp do swobodnego przedstawiania własnych opinii i zapoznawania się z punktem widzenia innym niż prezentowany przez władze.
Zjawisko „fake news” stało się w ostatnich latach tak dużym problemem, że zwrócili na niego uwagę właściwie wszyscy liczący się dziennikarze, politycy, a także Papież Franciszek w przesłaniu na Światowy Dzień Mediów 2018: https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/franciszek_i/przemowienia/massmedia-lev_24012018.html.
W kontekście zablokowania konta prezydenta USA warto też zapytać, co zrobił Facebook czy Twitter przy okazji zamieszek związanych z ruchem BLM. Czy wtedy też blokował konta protestujących? Pamięć internautów jest niestety krótka, warto więc przypomnieć zdarzenia z sierpnia 2017 r. w Charlotesville, gdy liderzy ruchów rasistowskich właśnie za pomocą tych serwisów zorganizowali najazd na to miasteczko.
Problem wolności słowa nie jest czymś drugorzędnym, jeśli chodzi o funkcjonowanie społeczeństw. Cenzura prewencyjna słusznie zakazana jest w zdecydowanej większości państw demokratycznych. W praktyce jednak nieustannie pojawiają się pokusy ograniczania wolności słowa. Jeśli wzbudza w nas gniew informacja o cenzurze w państwowych mediach publicznych (jak, na przykład, w sprawie III programu PR), dlaczego mielibyśmy milczeć, gdy taką samą, a nawet bardziej surową cenzurę stosuje prywatny właściciel ogólnoświatowego serwisu społecznościowego?
Warto na koniec przypomnieć dwa cytaty, pochodzące bynajmniej nie od zwolenników Trumpa czy ogólnie światopoglądu związanego z poglądami prawicowymi:
„Jeśli wierzysz w wolność słowa, to wierzysz w wolność głoszenia poglądów, które ci się nie podobają. Goebbels był zwolennikiem wolności wygłaszania poglądów, które mu się podobały. Stalin też. A jeśli ty jesteś za wolnością słowa, to znaczy to, że jesteś za wolnością wygłaszania dokładnie tych poglądów, których nienawidzisz” (Noam Chomsky).
„Nie zgadzam się z twoimi poglądami, ale po kres moich dni będę bronił twego prawa do ich głoszenia” (Evelyn Hall, przypisywane także Voltaire’owi).
I jeszcze jedno ostrzeżenie, pochodzące od analityka kultury, Neila Postmana, piszącego w roku 1992:
„Technopol to stan kultury. To również stan umysłu. Polega na deifikacji techniki (...) Technopol eliminuje możliwości alternatywne dokładnie tak, jak to odmalował Aldoux Huxley w «Nowym wspaniałym świecie». Nie delegalizuje ich. Nie sprawia, że się stają niemoralne. Nie odbiera im nawet popularności. Czyni je niewidzialnymi, a zatem również nieistotnymi.”
Wydaje się, że Postman miał rację w tym sensie, że zbytnio zaufaliśmy platformom komunikacji, takim jak Facebook czy Twitter, które bynajmniej nie zamierzają zachować neutralności. Nie przewidział jednak, że technopol może prowadzić także do fizycznej blokady wypowiedzi - nawet, gdy jej autorem jest prezydent najpotężniejszego kraju na świecie.