Abp Gudziak: Ukraińcy bronią dziś cywilizacji, a rosyjskie prawosławie to rozsadnik przebrzmiałej ideologii kolonializmu

Wojna na Ukrainie ukazała głębokie pęknięcie cywilizacyjne, które narasta już od dziesięcioleci. Rosjanie głoszą, że są „imperium mesjańskim”, a ideologia ta pada na podatny grunt

„Ukraińcy na początku trzeciej dekady XXI wieku, w czasach relatywizmu, niemal całkowitej dekonstrukcji, mówią: nie, to jest słuszne, a to nie, to jest dobre, a tu jest wielkie zło i są gotowi oddać za to swoje życie, bo wierzą w wieczność. I ta wiara, i ta ofiara zmusza ludzi do przemyśleń, do zastanowienia się. Sądzę, że nawet sami Ukraińcy nie oczekiwali tego, co obecnie się dzieje. I myślę też, że nawet w tej ogromnej tragedii, która dziś się dokonuje, nasz Pan jest mimo wszystko obecny” – mówi abp Borys Gudziak. Ukraiński greckokatolicki metropolita Filadelfii w Stanach Zjednoczonych i prezydent Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego (UUK) we Lwowie w rozmowie z KAI apeluje, by nie ustawać we wspieraniu Ukrainy a co zależy m.in., czy ludzie będą mieli pełną i stałą informację, gdyż jest to wojna nie tylko za pomocą broni, ale też na płaszczyźnie informacyjnej.

Krzysztof Tomasik (KAI): Synod Biskupów Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w Przemyślu dobiegł końca. Co było najważniejsze w Waszych obradach?

Abp Borys Gudziak: Dla mnie najważniejsze było to, że w ogóle się spotkaliśmy, bo przez te ostatnie trzy lata było to niemożliwe. Najpierw z powodu Covidu mogliśmy obradować tylko online, a to nie to samo, co bezpośrednie spotkanie, a teraz wojna i okazja do posłuchania naszych braci z Ukrainy, którzy codziennie przeżywają bombardowania, doświadczają przemocy i okrucieństw wojny. Właśnie wojna była jednym z głównych tematów, może nie formalnych, ale rzeczywistych, naszych rozmów, modlitw i kazań.

KAI: Z perspektywy USA i nie tylko jak Ksiądz Arcybiskup ocenia obecną sytuację na Ukrainie?

– Osobiście, tak samo zresztą, jak pozostali biskupi, jestem pod wielkim wrażeniem tego mężnego oporu i bohaterstwa, jakich przykład dają Ukraińcy, nie poddając się i tocząc od tylu miesięcy walkę z potężnym wrogiem. Politycy i różni eksperci przewidywali, że wojna potrwa kilka dni, może trzy, może trochę więcej, no może miesiąc, ale nie więcej, tymczasem niedługo minie pół roku od jej rozpoczęcia a końca jej nie widać. Co więcej, w rozmowach ze znajomymi, z przyjaciółmi, a nawet z ludźmi zupełnie obcymi, nigdy nie usłyszałem, że „musimy się poddać”, że Rosja jest silniejsza i musimy podnieść ręce. Nawet jeśli są ludzie, którzy się boją, którzy przeżywają jakieś rozterki, to ja z nimi się zetknąłem, nie spotkałem takich osób. I to jest coś, mnie zdumiewa, jestem pełen podziwu dla narodu ukraińskiego.

Druga rzecz, która robi wielkie wrażenie i o czym dużo mówiło się na Synodzie, to jest coś, co można nazwać lokalnym organizowaniem się – to mobilizacja ludzi, każdy wie, co ma robić.

I trzecie wrażenie dotyczy Polski. Jestem tutaj nie po raz pierwszy, ale zwłaszcza teraz wielkie wrażenie robi na mnie sposób, w jaki Polacy, państwo, Kościół tutaj otworzyły się na Ukraińców. Słyszałem od wielu naszych rodaków wyrazy wdzięczności za tę postawę.

Zresztą w całej Europie widać wiele dowodów solidarności z Ukrainą i chęci pomagania jej i jej narodowi. To samo jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie wiele diecezji i organizacji kościelnych i społecznych na różne sposoby włącza się w pomoc Ukrainie. W „New York Timesie” niemal codziennie pojawiają się artykuły o tym, jak nasz kraj broni się przed agresją rosyjską.

KAI: Ksiądz Arcybiskup odbywa wiele zagranicznych podróży będąc obecnie ambasadorem „ukraińskiej sprawy”. Czy Zachód wie i rozumie o co chodzi w tej wojnie? Czy popierają Ukrainę?

– Sądzę, że ludzie dobrej woli na całym świecie są po stronie ofiar, widzą, że jest to wojna niesprowokowana, słyszą i czytają codziennie o bombardowaniach, zniszczeniach domów mieszkalnych, dworców, kościołów i innych obiektów cywilnych, o śmierci niewinnych ludzi. Wiedza ta dotyczy przede wszystkim krajów, w których jest wolna prasa. Śledzę na bieżąco, codziennie media amerykańskie, francuskie, brytyjskie, niemieckie i tam jest dużo obiektywnych materiałów, gorzej jest z prasą włoską, ale wydaje mi się, że jest tam trochę korupcji i tam wpływy rosyjskie są, jeśli można tak powiedzieć, wmontowane w ten system.

Należy jednak pamiętać, że kraje, które wprowadziły sankcje przeciw Rosji, stanowią jedynie 14 proc. ludności świata, to znaczy, że dużo więcej osób zamieszkuje kraje, które nie stosują sankcji. Są wśród nich Chiny, Indie, Brazylia, Argentyna, wiele krajów afrykańskich i południowoamerykańskich. Z drugiej strony ponad 140 państw potępiły agresję Rosji, ponad 40 wstrzymało się od głosowania i bodaj sześć krajów poparło Rosję, m.in. Korea Północna, Wenezuela, Nikaragua, Kuba i Białoruś. Myślę, że ludzie rozumieją, gdzie jest prawda, ale też zaglądają do swej kieszeni, liczą korzyści polityczne i nie zawsze wymiar moralny jest podstawą ich decyzji.

KAI: Wojna w Ukrainie, jak zresztą każda wojna, to wielka tragedia ludzka, przekraczająca wszelkie wyobrażenie. Dla wieku zawiera w sobie także „czyste” diabelstwo, uzasadniane przez Rosyjski Kościół Prawosławny względami religijnymi...

– To rzeczywiście jest bardzo przykre, zwłaszcza jeśli mamy w pamięci lata II wojny światowej, w kontekście hitleryzmu, faszyzmu i napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę. Widzimy, jak to wszystko się powtarza, jak społeczeństwo kraju nacjonalistyczno-szowinistycznego może skupiać się wokół przywódcy, który manipuluje opinią publiczną, ogranicza wolność dyskusji publicznej i np. 700 rektorów wyższych uczelni rosyjskich podpisało list poparcia, być może musieli to zrobić pod naciskiem, ale jednak podpisali. Żaden z ok. 300 biskupów Kościoła rosyjskiego nie wystąpił konkretnie przeciw tej wojnie, a patriarcha publicznie i niedwuznacznie ją popiera. Zresztą cała ideologia „ruskiego świata” jest pomysłem Cyryla, a Putin ją tylko przejął.

Badania socjologiczne, przeprowadzone w Rosji, pokazują, że ogólnie ogromna większość Rosjan popiera politykę Putina ogólnie, a ok. 80 proc. – wojnę, czyli tzw. „operację specjalną” na Ukrainie. Oczywiście badania takie w państwie totalitarnym trzeba przyjmować bardzo sceptycznie, ponieważ mogą być kontrolowane przez władze, niemniej jednak poparcie dla rządu nie jest w Rosji czymś wyjątkowym, ale przeciwnie, jest bardzo rozpowszechnione. I Ukraińcy, mający przyjaciół czy nawet rodziny w Rosji, gdy dzwonią do nich, trudno jest im uwierzyć w to, co im tam mówią. Tak jak propaganda nazistowska potrafiła zapanować nad Niemcami, tak samo ta propaganda kieruje Rosjanami.

Ale w dzisiejszej ich mentalności ma to jeszcze głębszy wymiar. Otóż Rosja i Rosjanie głoszą, że są „imperium mesjańskim”. Rosja jest imperium i my mamy mieć imperium. Imperium ma kolonie, a kolonie mają ludzi poddanych. I tak to ma być. Ale tu jest problem, gdyż Ukraińcy powiedzieli: „My nie będziemy już poddanymi, niewolnikami, nie będziemy kolonią”. Tak jak Ameryka nie chciała być kolonią Anglii, Peru – kolonią Hiszpanii, Algieria – Francji, Kongo – Belgii, a Afroamerykanie – niewolnikami Białych, podobnie Ukraińcy powiedzieli teraz: „Dość. Tego więcej już nie będzie. Niech Rosja będzie normalnym krajem”. Rosja ma 11 stref czasowych, jest 28 razy większa od Ukrainy, ale 29. jej częścią my nie będziemy. Nikt nie powie dziś Afroamerykanom: oddajcie nam część swojej wolności i tak samo niech nikt nie mówi Ukraińcom, np. Henry Kissinger czy Emmanuel Macron: oddajcie część swego terytorium Rosji. U nas jest takie nowe słowo „macronić”, czyli „dużo mówić, ale bez większych efektów”.

KAI: Czy i na ile Ukraińcy mają świadomość, że bronią nie tylko swojego kraju, ale też wartości, na których opiera się cała nasza cywilizacja?

– Ukraina stała się dziś epicentrum wielkiego światowego zagadnienia, jakim jest po pierwsze wojna toczona nie tylko na polu walki, ale też w czasie rzeczywistym w mediach. Myślę, że nigdy dotychczas nie było takiego wydarzenia, które byłoby tak szeroko naświetlane w środkach przekazu, bo współczesna technologia na to pozwala. Masz smartfon, robisz zdjęcia, zapisujesz nie tylko obraz, ale też dźwięk i od razu wrzucasz to np. do Facebooka. A więc mamy maksymalne informowanie o wydarzeniach. A potem z tych małych cząstek dziennikarze układają mozaikę i powstają świetne reportaże o zbrodniach wojennych, o mordowaniu ludzi, zniszczeniach, widzimy, jak rakiety przelatują ludziom nad głowami itp.

I w związku z tym widzimy, jak zmieniają się różne procesy na świecie. Po Brexicie w ostatnich latach Europa doświadczyła wielu zagrożeń, pęknięć w świadomości europejskiej. Teraz widzimy, że ona znowu się zjednoczyła, Pakt Północnoatlantycki był zagrożony, prezydent Donald Trump robił niemal wszystko, co mógł, żeby rozbić sojusz. Przed wojną w Ukrainie NATO stało z boku, dziś jednak jest ono silniejsze niż dawniej, nawet nowe kraje chcą do niego dołączyć.

Obecnie zmieniają się gospodarka, ceny na rynkach światowych, sposób wykorzystywania ropy naftowej i gazu. Zmieniają się problemy związane z ekologią, wyżywieniem i rolnictwem, widzimy, jak z powodu wojny na Ukrainie może zwiększyć się głód na świecie, zwłaszcza w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Świat uświadamia sobie, że ta wojna będzie miała poważne skutki dla zaopatrzenia go w żywność.

Nieraz pytałem Amerykanów: dlaczego tak bardzo interesujecie się obecnie Ukrainą, skąd tak wielka pomoc dla niej? Trzeba pamiętać, że katolicy i nie tylko oni w USA zebrali dotychczas ponad 100 mln dolarów na ten cel, w tym tylko Rycerze Kolumba – przeszło 15 mln, podobnie też szereg innych organizacji katolickich. Myślę, że każda ze 190 diecezji amerykańskich zebrała średnio po 200 tys. USD.

Dlaczego ludzie chcą pomóc? Myślę, że dzieje się tak dlatego, że widzą w tym najwyższe wartości. W 15. rozdziale Ewangelii św. Jana jest mowa o tym, że nie ma większej ofiary od tej, gdy ktoś życie swe oddaje za innych. I ludzie widzą, że Ukraińcy na początku trzeciej dekady XXI wieku, w czasach relatywizmu, niemal całkowitej dekonstrukcji, mówią: nie, to jest słuszne, a to nie, to jest dobre, a tu jest wielkie zło i są gotowi oddać za to swoje życie, bo wierzą w wieczność. I ta wiara, i ta ofiara zmusza ludzi do przemyśleń, do zastanowienia się. Jeszcze w roku 2014, gdy byłem biskupem w Paryżu, słyszałem od tamtejszych ludzi, że trudno jest im uwierzyć w to, że Ukraińcy oddają życie za sztandar europejski na kijowskim Majdanie, w czasie Rewolucji Godności.

Wydaje mi się, że trwa teraz takie świadectwo, które dodaje sił ludziom. Sądzę, że nawet sami Ukraińcy nie oczekiwali tego, co obecnie się dzieje. I myślę też, że nawet w tej ogromnej tragedii, która dziś się dokonuje, nasz Pan jest mimo wszystko obecny.

KAI: Z moich rozmów z biskupami na Synodzie wynika, że fala pomocy Ukrainie opada, co wywołuje poważny niepokój. Co robić, żeby świat nie zapomniał o Ukrainie zwłaszcza w perspektywie zimy, jeśli ta wojna się przedłuży?

– Bardzo wiele będzie zależało od tego, czy ludzie będą mieli pełną i stałą informację. Trzeba podkreślić, że ponad 20 dziennikarzy z różnych krajów zginęło już na Ukrainie, starając się przekazać jak najwięcej wiadomości o tym, co tu się dzieje. Jest to wojna nie tylko za pomocą broni, ale też na płaszczyźnie informacyjnej i myślę, że informacja jest tu niezwykle ważna.

Na naszym Synodzie mówiliśmy o tym, że na każdym z nas ciąży wielka odpowiedzialność, aby mówić o tej krzywdzie, jaka spotyka zwykłych, niewinnych ludzi: dzieci, starszych, kobiety, chorych, o zbrodniach wojennych – o tym wszystkim trzeba mówić i to wszystko nagłaśniać. Dla mnie będzie wielkim pytaniem, na ile episkopat amerykański zechce tego wszystkiego słuchać. Przed przyjazdem tutaj byłem na spotkaniu w Kalifornii z biskupami USA, którzy dziękowali mi i byli mi wdzięczni za to, że opowiedziałem im o tym, co się dzieje w naszym kraju.

KAI: Jak Ksiądz Arcybiskup ocenia postawę innych Kościołów, przede wszystkim podzielonego prawosławnego, wobec tego, co się dzieje na Ukrainie?

– Jest wiele Kościołów, nazywających rzeczy po imieniu, np. była u nas delegacja episkopatu Polski, a jej przewodniczący był pierwszym hierarchą, który napisał list do patriarchy Cyryla. Również dużo innych episkopatów krajowych wyraziło bardzo jednoznaczne i wyraźne stanowisko na temat wojny na Ukrainie, także protestanci. W Waszyngtonie mieliśmy spotkanie modlitewne z Żydami. Ja mieszkam w takiej dzielnicy Filadelfii, w której jest dość dużo Afroamerykanów i muzułmanów i oni już w pierwszych tygodniach wojny zorganizowali konferencję prasową i wspólny międzywyznaniowy wieczór modlitewny przed naszą katedrą jako wyraz poparcia dla nas. Myślę, że nie ma takiej grupy ludzi dobrej woli, która nie potępiałaby tej wojny.

Natomiast wielkim paradoksem jest postawa Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego (RKP). Obecnie wszystkie Kościoły europejskie, które miały historię kolonialną, kajają się za to, uważając, że postępowały źle, że ich działania były niezgodne z Ewangelią. Dziś ich kraje i rządy nie mają już kolonii a w tamtejszych społeczeństwach nie ma nastrojów prokolonialnych i nie jest to sprawa dnia dzisiejszego, a jednak mimo wszystko Kościoły te potępiają to, co było w przeszłości.

Tymczasem RKP jest obecnie ideologicznym liderem w Rosji co do kolonializmu – jest to anachronizm moralny i uderzający paradoks. Jest pewna liczba krytycznie myślących ludzi w Rosji, którzy widzą, że ich Kościół prowadzi ich donikąd. To już teraz jest, a jeszcze bardziej będzie w przyszłości przyczyną wielkiej jego dyskredytacji. I tak jak Niemcy i tamtejsze Kościoły, które współpracowały z Hitlerem i popierały go, już od trzech pokoleń żyją w postawie kajania się za to, tak samo i tutaj historia osądzi tę imperialną postawę RKP.

Kościoły też zaczynają rozumieć, że w Rosji czy to w czasach carskich, czy komunistycznych, czy teraz putinowskich, wierni tego Kościoła są przytłumieni. Nasz Kościół greckokatolicki za każdym razem, gdy była okupacja rosyjska – 250, 150 lat temu, lata II wojny światowej i potem – był gnębiony na krócej lub dłużej. To samo dotyczy zresztą także Kościoła rzymskokatolickiego – w czasach komunistycznych na całej Ukrainie było tylko 10 parafii łacińskich. Podobnie było zresztą ze wszystkimi innymi wyznaniami. W Rosji prawie wszystkie Kościoły doświadczają różnych utrudnień, np. mieszka tam kilkaset tysięcy grekokatolików a mimo to nie ma ani jednej zarejestrowanej parafii, w Rosji żyje 5-6 mln Ukraińców, a nie ma ani jednej szkoły ukraińskiej.

Mniej więcej 15 lat temu patriarcha Cyryl wraz z gronem swych współpracowników opracował swój program ideologiczny „ruskiego świata”, będącego w istocie kościelną legitymizacją terroryzmu i kolonializmu, a Putin to zapożyczył i przejął jako system polityczny. I wykorzystał to do swoich celów politycznych nie dlatego, że Kościół tak powiedział, ale uzyskał dzięki temu wsparcie kościelne dla polityki agresji.

KAI: Jak ocenia Ksiądz Arcybiskup dyplomację watykańską wobec wojny w Ukrainie? Była i jest różnie oceniana, często bardzo krytycznie.

– Przede wszystkim należy zauważyć, że retoryka Watykanu zmienia się i była pod wpływem tzw. Ostpolitik lub tego, co było bardziej znane jako „Realpolitik”. Wychodziła ona z założenia, że Związek Sowiecki jest wielkim mocarstwem, ma broń jądrową i w obliczu takiej rzeczywistości trzeba czasem iść na kompromis, ustępując z niektórych zasad. Dziś wielu ludzi na Ukrainie i nie tylko tam nie rozumie braku wyraźnego nazwania rzeczy po imieniu, to znaczy stwierdzenia nie tylko, że jest zło, ale też kto za nie odpowiada. I ludzie pytają, czy Kościół nie widzi prawdy?

KAI: Czy papież przyjedzie na Ukrainę?

– Ja myślę, że tak. Uważam, że Franciszek czuje ból ludzi, otrzymał też dużo zaproszeń: i od arcybiskupa Światosława Szewczuka, i od arcybiskupa Mieczysław Mokrzyckiego, i od prezydenta. Papież ze swej strony zaprosił do siebie młodego, 26-letniego człowieka Denysa Koledę, który mieszkał trzy lat w moim domu, był moim studentem, i Myrosława Marynowycza. Wiadomo, że to nieformalne spotkanie 8 czerwca w Watykanie, które trwało godzinę i 45 minut, wywarło wielkie wrażenie na Ojcu Świętym, bardzo przemówiło do niego. I słyszymy bardzo wyraźne wypowiedzi, że papież chciałby i teraz, że chce i że przyjedzie. Byłoby to bardzo w stylu Franciszka – pojechać tam, gdzie jest człowieczy ból.

KAI: W kontekście obecnej wojny i postawy Polaków wobec uchodźców zapytam o pojednanie polsko-ukraińskie. Czas obecny pokazuje, że pojednanie realizuje się na naszych oczach, rzeczywistością, ale pozostały zaszłości historyczne i spory z przeszłości.

– W każdym społeczeństwie jest 2, może 6 lub nieco więcej procent ludzi, mających skrajne poglądy. Na Ukrainie jest ich bardzo mało. W 2014, gdy na Ukrainie odbywały się wybory prezydenckie, a w Unii – do Parlamentu Europejskiego – u nas partie ekstremistyczne uzyskały 2 proc. głosów, a we Francji Marine Le Pen i jej ugrupowanie 20 proc., obecnie zaś we Francji w wyborach prezydenckich skrajna prawica i lewica uzyskały prawie połowę oddanych głosów.

Społeczeństwo ukraińskie jest obecnie umiarkowane. Duża część mieszkańców wschodniej i środkowej Ukrainy nigdy nie była w Polsce i jej wizerunek jest u nas bardzo pozytywny. Dzięki takim ludziom i środowiskom jak Jerzy Giedroyć, paryska „Kultura”, Solidarność, św. Jan Paweł II i inni, wykonano wielką pracę i dokonał się duży postęp, szczególnie w latach dziewięćdziesiątych, gdy można było już swobodnie działać. I mam nadzieję, że to, co rozwijało się pozytywnie i co obecnie pokazało się w taki niezwykły sposób, nie zostanie przekreślone, ale stanie się podstawą trwałych relacji.

Rozumiemy zresztą, że z Polakami i Litwinami jest nam bliżej niż z Rosjanami i Niemcami. Widzimy, że bardzo często Rosja i Niemcy znajdują wspólny język, musimy więc trzymać się razem ze względów zarówno zasadniczych, jak i strategicznych i praktycznych.

KAI: Wojna się kiedyś zaczęła i kiedyś musi się skończyć i dlatego zapytam o nadzieję. Jak Ksiądz Arcybiskup widzi naszą przyszłość, nie tylko Ukrainy, ale też naszej części Europy i świata?

– Wierzę, że nie ma czasu i miejsca, jeśli nie działa Pan i we wszystkich sytuacjach można żyć duchowo. Przez 20 lat badaliśmy życie Kościoła greckokatolickiego w warunkach podziemia, były święcenia kapłańskie w więzieniach, na zesłaniu na Syberii, w skrajnych warunkach. I pytaliśmy się, co było potem, jak tamci ludzie żyli wtedy, w takich okolicznościach. Moim poprzednikiem na stanowisku Akademii Teologicznej, obecnie Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie, był o. Mychajił Dymyd. Miesiąc temu zginął jego syn w wyniku ostrzału rakietowego. Pocisk roztrzaskał mu nogi, głowę i inne części ciała, żył jeszcze kilka godzin i przed śmiercią zdążył powiedzieć: „Ja jeszcze żyję”. I to jest sprawa podstawowa: mamy żyć, w każdych warunkach, nawet gdy umieramy, żyjemy w Panu.

Moi rodzice byli uchodźcami w czasie II wojny światowej, byli młodymi, 18-letnimi ludźmi i w 1944 uciekali przed bombami. W owym czasie na obszarze Ukrainy zginęło 7 mln ludzi. Można było wtedy zadać sobie pytanie: jaka będzie przyszłość? A moi rodzice doczekali niepodległości Ukrainy i wolności naszego Kościoła. Następne pokolenia powróciły do kraju i brały udział w różnych procesach.

To Bóg daje życie a Jego prawda zawsze, wcześniej czy później, zwycięży. Widzimy, jak obecnie Uniwersytet Harwardzki ogłasza raport, krytykujący to, że 200-300 lat temu szefowie tej uczelni mieli czarnoskórych niewolników. Trwało to długo, ale dziś Harward zrobił tego analizę. Jezuici z Georgetown sprzedawali niewolników, obecnie utworzyli fundację pomocy dla potrzebujących Afroamerykanów. Może to trwać 200-300 lat, ale prawda Boża czy to na tym, czy w przyszłym świecie będzie i zwycięży. I wydaje mi się, że ci, którzy bronią godności, wolności, bezbronnych w dzisiejszej Ukrainie, pokazują obecnie, że wierzą w przyszłość. Nawet jeśli będą zmuszeni oddać swoje życie, to będzie przyszłość, będzie życie, człowiek i prawda.

Rozmawiał Krzysztof Tomasik

Arcybiskup-metropolita Borys Gudziak urodził się 24 listopada 1960 w mieście Syracuse (stan Nowy Jork w USA) w rodzinie emigrantów ukraińskich. Po ukończeniu studiów przeduniwersyteckich w Akademii Braci Chrześcijańskich uzyskał w 1980 dyplom w zakresie filozofii i biologii na Uniwersytecie w swym mieście rodzinnym. Następnie kontynuował studia w rzymskim Kolegium „Santa Sofia” z ramienia archieparchii (archidiecezji) lwowskiej i w Papieskim Uniwersytecie Urbanianum, uzyskując w 1983 dyplom z teologii.

Potem wrócił do Stanów Zjednoczonych, ale w 1992 przeniósł się na stałe do Lwowa, gdzie założył Instytut Historii Kościoła, którego w 10 lat później został dyrektorem. Ówczesny arcybiskup większy lwowski kard. Myrosław Lubacziwśkyj mianował go w 1993 przewodniczącym komisji ds. odnowienia Akademii Teologicznej we Lwowie. W latach 1994-95 B. Gudziak ponownie przebywał w Rzymie, tym razem na studiach w Papieskim Instytucie Wschodnim, pogłębiając tam szczególnie myśl neopatrystyczna rosyjskiego teologa prawosławnego Gieorgija Fłorowskiego.

Po powrocie na Ukrainę w 1995 został wicerektorem, a 5 lat później rektorem lwowskiej Akademii Teologicznej, przekształconej następnie w Ukraiński Uniwersytet Katolicki.

26 listopada 1998 przyjął w greckokatolickiej katedrze św. Jura (Jerzego) we Lwowie święcenia kapłańskie. 21 lipca 2012 Benedykt XVI mianował go egzarchą apostolskim i biskupem tytularnym dla wiernych ukraińskich obrządku bizantyńskiego, mieszkających we Francji, Szwajcarii i krajach Beneluksu. Sakrę nowy biskup przyjął 26 sierpnia tegoż roku w katedrze św. Jura we Lwowie. 18 lutego 2019 Franciszek powołał bp. Gudziaka na arcybiskupa-metropolitę Filadelfii dla Ukraińców grekokatolików.

Hierarcha jest autorem ponad kilkudziesięciu książek i artykułów nt. dziejów Kościoła, formacji teologicznej i różnych bieżących wydarzeń kulturalnych.

Krzysztof Tomasik , tłum. kg (KAI) / Przemyśl

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama