Od wybuchu wojny w Ukrainie obywatele zaczęli okazywać swoje najlepsze cechy – mówi w rozmowie z KAI biskup komański Michał Aniszczenko, egzarcha patriarchy Konstantynopola w Kijowie. Hierarcha mówi też o głębokim kryzysie Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, którego zwierzchnik patriarcha Cyryl „błogosławi mordowanie swoich własnych parafian przez wojska rosyjskie na Ukrainie”.
Dawid Gospodarek (KAI): Za nami już ponad 100 dni okrutnej wojny w Ukrainie. Wasza Ekscelencja jest świadkiem tych wydarzeń. Czy mógłby Ksiądz Biskup podzielić się, jak to wszystko przeżywa, co jest najtrudniejsze i skąd mimo wszystko czerpie nadzieję?
Bp Michał Aniszczenko: Jak każdy chrześcijanin, nadzieję czerpię od Boga. Co było najtrudniejsze? Najtrudniej było oczywiście na początku, kiedy nikt nie rozumiał co się dzieje i co się wydarzy. Wiele miast było zagrożonych okupacją oraz takimi wydarzeniami, jakie miały miejsce w Irpieniu, Buczy, teraz są w Mariupolu. Dla człowieka żyjącego w XXI wieku, sytuacja, w której trwa wojna, trwa okrutna wojna w centrum Europy, jest sytuacją, której rozumowo nie jest w stanie pojąć. W naszej świadomości wojna była przecież czymś z przeszłości, czymś, co już nie ma nastąpić w naszym życiu.
Po tym pierwszym ogólnym szoku, ludzie oczywiście zauważyli, że mamy w Ukrainie wojsko, które broni ludności. Ludność też zaczęła się sama organizować, aby się zjednoczyć i obronić własne państwo i własny naród. Obywatele zaczęli okazywać swoje najlepsze cechy, jak chociażby opieka nad najbliższymi; zaczęli być bardziej mili dla siebie, bardziej troskliwi i opiekuńczy.
Przez pierwsze dni pełnowymiarowego ataku Kijów był pusty, wiele osób wyjechało, wielu po prostu nie wychodziło z domu. Ciekawe jest to, że w tej sytuacji ludzie zaczęli się witać – co jest charakterystyczne raczej dla małych miejscowości, aniżeli dla dużych miast. A tu szło się przez Kijów i ludzie mówili do siebie „Dzień dobry”.
Ukraińcy bardziej uświadomili sobie wagę samoorganizacji oraz odpowiedzialności za swoje zachowania. Było mnóstwo przykładów zachowań, kiedy np. przedstawiciele wszystkich grup społecznych albo pomagali seniorom, którzy z jakiegoś powodu nie mogli sobie kupić leków albo wysyłali inną pomoc – jedzenie, odzież cokolwiek, czego drugi człowiek potrzebował. Wzruszające było, kiedy ludzie, aby pomoc komuś w innym mieście, ufali nieznanym osobom, wysyłali im pieniądze, aby tamci coś kupili – bez żadnej weryfikacji czy kontroli. I to działało, relacje między Ukraińcami były niesamowicie uczciwe. I właśnie to pomogło przetrwać pierwszy szok wojny i dało nadzieję, że nie zginiemy, że Pan Bóg nam pomoże.
KAI: Jak na wojnę zareagował patriarcha ekumeniczny Bartłomiej?
– Parafie, diecezje i metropolie Patriarchy Ekumenicznego włączyły się w światowy ruch Cerkwi Prawosławnej, mający na celu zbieranie pomocy humanitarnej dla Ukrainy. Nie chcę mówić o konkretnych osobach, jak wiemy, uczynki miłosierdzia robi się tajnie, ale na bazie niektórych metropolii organizowano całe sztaby, gdzie zbierano potrzebną pomoc – leki, odzież, produkty spożywcze. W tych działaniach brał udział nie tylko Patriarchat Konstantynopolski, ale prawie wszystkie Cerkwie prawosławne.
Wiem też, że dużo pomogła Polska Cerkiew, między innymi niektórzy księża przyjeżdżali na Wołyń, jako że jest to najbliższy do Polski region, i pomagali, przekazywali pomoc.
Nie zawęziłbym tego pytania wyłącznie do Patriarchy Ekumenicznego – wszyscy pomagają. Być może nasz Patriarcha Bartłomiej ma większe możliwości, aby trafić z informacją na temat wojny oraz apelami o jej zakończenie na wyższym poziomie. Jak wiemy, Patriarcha niejednokrotnie apelował o pokój, pamiętamy też jego wizytę w Polsce na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy. Przyjechał, aby wesprzeć Ukraińców. Taka wizyta była bardzo ważna w kontekście moralnym, kiedy to ludzie, którzy byli zmuszeni, aby opuścić swój kraj uciekając od wojny, widzą, że inni o nich pamiętają, że odwiedzają ich, modlą się za nich, że każdy na swoim poziomie robi wszystko, aby oni mogli wrócić do normalnego życia.
KAI: Czy w prawosławnym świecie komentuje się ideologię „ruskiego miru”, głoszoną przez Patriarchat Moskiewski?
– Odpowiedź na to pytanie jest o tyle trudna, że tak zwana ideologia „ruskiego miru”, nie została sformułowana w żadnym manifeście, nie ma konkretnej definicji. Używamy to pojęcie, aby opisać zestaw pewnych idei. Nie tylko z punktu widzenia prawosławnego, ale też z punktu widzenia każdego rozsądnego człowieka, ta ideologia znajduje się poza etyką chrześcijańską. Niektórzy nawet porównują tę ideologię z ideologią nazizmu czy faszyzmu, gdyż w pewien ukryty sposób propagowane są te same idee – wyższości jednego człowieka nad drugim, wyższości jednego państwa nad innymi. Największa trudność jest taka, że ciężko ją osądzić o tyle, że nie jest ona scentralizowana, jest to szereg rozrzuconych mini idei, które nie zostały połączone w jeden manifest.
KAI: Obserwujemy prawie od początku wojny pewne dystansowanie się Cerkwii prawosławnych od Patriarchatu Moskiewskiego – nawet tych, które wcześniej były mocno z nim związane. Jak rozumieć to zjawisko?
– Na drugi dzień wojny, kiedy Patriarcha Moskiewski Cyryl pobłogosławił rosyjskie wojsko i działania wojenne, ludzie nie mogli w to uwierzyć, że osoba, za którą się modlą jako za „gospodina” i ojca [analogicznie jak katolicy wymieniają w kanonie mszalnym papieża i biskupa – red.] błogosławi mordowanie swoich własnych parafian [mowa o wiernych Kościoła prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego na terenach Ukrainy – red.]. Wierni przestali chcieć należeć do struktury zarządzanej przez taką osobę. Niektórzy z nich mieli odwagę dołączyć do Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej, chociaż takie decyzje nie zawsze były wspierane przez lokalnych księży. Oni zresztą ostatnio w swojej większości także odcinają się od Cyryla, który to powinien przecież jako pierwszy zrobić wszystko dla zakończenia tej wojny. Ogólnie rzeczywiście doszło do powszechnego oburzenia na Patriarchę Moskiewskiego i jego struktury.
KAI: Do Ukrainy, do Kijowa przyjeżdżali kardynałowie – przedstawiciele papieża Franciszka, ostatnio byli przedstawiciele polskiego i niemieckiego episkopatu. Sam byłem też z międzynarodową i międzyreligijną delegacją. Jak Ksiądz Biskup rozumie te gesty, co to znaczy dla Ukrainy i czy w ogóle jest potrzebna taka obecność?
– To jest ważne nie tylko dla Cerkwi, to jest ważne dla całego społeczeństwa. Kiedy ludzie żyją w stanie wojny, w sytuacji, kiedy część obywateli nie może opuścić granic kraju, to jest to trudne psychologicznie. Kiedy wiele osób przyjeżdża, pomaga to zrozumieć, że nie jest tak źle, to wspiera na duchu. Bardzo ważna jest każda taka wizyta. Jest to też znak tego, że w Kijowie jest bezpiecznie, w Ukrainie jest bezpiecznie, owszem ciągle mamy ogólne zagrożenie od działań wojennych, ale stan teraz jest o wiele lepszy niż w pierwsze dni. Ta pamięć wyrażana nie tylko w słowach, ale też w wizytach, jest dużym wyrazem wsparcia, szczególnie w wymiarze psychologicznym.
KAI: Jak jeszcze możemy okazać wsparcie Ukrainie?
– Dosyć trudne pytanie, nie wiem co odpowiedzieć, jest trudne w swojej oczywistości. Z jednej strony miliony osób musiało opuścić swoje domy, aby uciec od wojny. Widzimy to, że na całym świecie te osoby są przyjmowane, otrzymują promyk nadziei, że przez pewien okres będą mieli schronienie, aby móc kontynuować swoje życie. Jednocześnie istnieją takie osoby, które nie miały potrzeby opuścić Ukrainy, ale na tej ogólnej fali to czynią, jadą do Europy, aby otrzymać pewne preferencje, które miałyby otrzymać te osoby, które straciły wszystko…
Co do pomocy Zachodu, nie znam się na tematach wojskowych. Wiem, że bardzo potrzebna pomoc jest w zakresie produktów pierwszej potrzeby, szczególnie w kwestii lekarstw, to jest bardzo ważne. Oczywiście warto, żeby Ukraina lepiej pilnowała, gdzie taka pomoc dociera.
Dawid Gospodarek, tł. Volodymyr Balandiuk / Warszawa