Po ostatnich nalotach do Kijowa znów powróciło poczucie zagrożenia – mówi proboszcz kapucyńskiej parafii brat Sergiej.
Przyznaje, że Rosjanie uderzyli zarówno w infrastrukturę, jak i w miejsca o dużym znaczeniu symbolicznym dla ukraińskiej stolicy.
Tymczasowego schronienia mieszkańcy miasta szukają też w kościołach. Na szczęście nie ma paniki, ludzie wiedzą już, jak reagować na takie sytuacje – mówi Radiu Watykańskiemu brat Sergiej.
„W ludziach ukształtował się już pewien system obronny. Nie tak jak 24 lutego. Nie ma paniki, ale jest stres. W naszej części Kijowa mieszkańcy zeszli do przejść podziemnych. Na lewym brzegu nie można się schować do metra, bo wiedzie ono nad ziemią. Ludzie znajdują schronienie w przejściach podziemnych. Ale jak się tam dłużej posiedzi, zwłaszcza z dziećmi, to zaczyna być zimno. Dlatego pozbieraliśmy wielu ludzi z sąsiedniego przejścia podziemnego. U nas nie ma schronu, ale posiadamy dużą piwnicę pod całym kościołem. Jest czysto, są ubikacje, można się napić herbaty. U nas jest wygodniej. W taki sposób posłużyliśmy. Mamy już pewną wprawę. 24 lutego nie było wiadomo, co się dzieje. A teraz jak catering: od razu wyciągamy stoliki, krzesełka… Trochę żartuję, ale nie jest to śmieszne. Zwłaszcza, gdy ktoś mieszka w blokach na wyższych piętrach. Kiedy przechodzi fala wybuchowa to budynek mocno się trzęsie i dlatego ludzie przychodzą do nas.“