O Polakach w Kazachstanie, Kościele katolickim i narodowym sanktuarium w Oziornoje opowiada ks. Leszek Kryża TChr z Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy KEP.
KAI: Od 1996 był Ksiądz delegatem Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej na Wschodzie. Zapewne wielokrotnie odwiedzał Ksiądz Kazachstan?
Ks. Leszek Kryża TChr: Tak, miałem okazję być wielokrotnie w Kazachstanie. Ale najbardziej zapadła mi w pamięć pierwsza podróż – była naprawdę egzotyczna. Wtedy, a był to rok 1997, jeździły jeszcze pociągi z Warszawy wprost do Kazachstanu. Pamiętam, że wsiadałem do pociągu na Dworcu Gdańskim w niedzielę, a do stolicy Kazachstanu dojechaliśmy bodajże w piątek. Już sama podróż była niezwykłym przeżyciem. Funkcjonował wtedy w Warszawie tzw. Bazar Wschodni na Stadionie Dziesięciolecia, na który przyjeżdżali też handlarze z Kazachstanu. Jechałem wraz z nimi. Zrobili oni ogromne zakupy w Polsce, tak więc spora część naszego wagonu była zajęta bagażami. Gdy panie dowiedziały się, że w wagonie są Polacy jadący do Kazachstanu i to w dodatku księża, zaraz się nami zaopiekowały: co jakiś czas słychać było stukanie w drzwi naszego przedziału i zapraszanie na herbatę, obiady, rozmowy. W ciągu tych kilku dni podróży wytworzyła się bardzo serdeczna atmosfera, stworzyliśmy taką małą przyjacielską społeczność. Pociąg jadąc przez ówczesny Związek Radziecki zatrzymywał się tylko na dużych stacjach. Towarzyszył temu swoisty rytuał: na kilka godzin przed każdą stacją byliśmy uprzedzani, że np. zbliżamy się do Saratowa, „tu będą wam chcieli sprzedać samowary”. I rzeczywiście, na peronie stało mnóstwo ludzi z najróżniejszymi samowarami. Na kolejnej stacji, powiedzmy w Wołgogradzie, sprzedawano opony, na kolejnej – lampiony i kryształy, itd. Cała droga mniej więcej tak wyglądała. Pełna egzotyka!
KAI: A jakie były pierwsze wrażenia po przyjeździe na miejsce?
– Przyjechał po nas na dworzec współbrat, który nas wiózł do małych polskich wiosek. Pora była letnia, upalna. W pewnym momencie kolega zatrzymał samochód przed małą chatką i mówi: „Posłuchajcie!”. I nagle słyszymy, jak przez otwarte okno dobiega do nas śpiew po polsku: „Kto się w opiekę odda Panu swemu…” Rozłożyło nas to zupełnie! Tyle tysięcy kilometrów od Polski, w zupełnie innej strefie geograficznej i klimatycznej słyszymy polską pieśń. Nigdy tego nie zapomnę! Potem były spotkania z Polakami, opowieści, jak ich tutaj przywieźli, bo nikt tu dobrowolnie nie przyjechał, ich historie życia, cała seria wzruszających spotkań. Widziałem tam modlitewniki zapisane po polsku – ręcznie, z błędami, ale z modlitwami i pieśniami, które babcie dyktowały z pamięci swoim dzieciom czy wnukom. To wszystko sprawiło, że poczułem ogromny sentyment do Kazachstanu i ludzi tam mieszkających.
KAI: Szacuje się, że katolicy w Kazachstanie to ok. 120 tys. wiernych. Jakie narodowości tworzą wspólnotę katolicką i jaka jest historia ich obecności na tym terenie?
– Zdecydowana większość katolików to są Polacy, potomkowie zesłańców z końca lat 30. XX wieku i lat bezpośrednio powojennych, z Żytomierszczyzny, ale też z innych terenów II RP. Szacuje się, że w Kazachstanie mieszka ok. 30 – 36 tysięcy osób polskiego pochodzenia. Ale są również inne narodowości, przede wszystkim Niemcy i Słowacy. Oni wszyscy tworzyli zręby pierwszych parafii katolickich. Jest to rzeczywiście mała kropelka w kraju w większości muzułmańskim.
KAI: Ale przetrwali komunizm i zachowali wiarę.
– Tak. Dużą rolę w umocnieniu ich w wierze odegrał ks. Władysław Bukowiński, który jest wzorem kapłana niezłomnego [ur. 1905, zm. 1974, ogłoszony błogosławionym – przyp. KAI]. Na marginesie dodam, że kiedyś w katedrze w Łucku, a on był tam proboszczem, na jednym z filarów zobaczyłem tablicę z cytatem z jego notatek: „Wszędzie, gdzie byłem, widziałem w tym głęboki Boży sens – ks. Władysław Bukowiński”. Pomyślałem wtedy: bity, katowany, więziony, 13 lat łagrów, ciężkich robót, praca w kopalni, i on w tym wszystkim widział głęboki Boży sens! Dzięki takim kapłanom jak Bukowiński nasi księża, którzy przyjechali na początku lat 90. do Kazachstanu, nie trafili na grunt zupełnie surowy. Praca tych kapłanów, można powiedzieć wprost – męczenników – przyniosła owoce. Wzruszyło mnie, jak przed Mszą św. matki wraz ze swoimi dziećmi odmawiały głośno Modlitwę Pańską, a potem „Zdrowaś Maryjo” i jeszcze 10 przykazań. Pomyślałem, że jeśli to tak przez pokolenia wyglądało, to nie ma się co dziwić, że wiara przetrwała wszystkie komunizmy i inne –„-izmy”.
KAI: Gdzie są największe skupiska Polaków?
– Przede wszystkim to rejon północny – Kokczetawa i wioski w okolicy: Czkałowo, czy mające piękne nazwy: Zielony Gaj i Jasna Polana. Sporo też Polaków mieszka w środkowym Kazachstanie i na południu przy granicy z Turkmenistanem i Chinami. Na marginesie dodam, że na południu odwiedziłem cmentarz polskich żołnierzy, którym od lat opiekuje się z własnej inicjatywy Kazach; jego trud został nawet doceniony przez polski rząd. Poza tym duża polska grupa jest w stolicy – w Nur-Sułtanie, gdzie ludzie dotarli w poszukiwaniu lepszej pracy czy studiów.
KAI: Kościół katolicki w Kazachstanie jest wielonarodowy. Czy narodowość nie dzieli katolików? Słyszałam o konfliktach między Niemcami i Polakami, każda nacja miała osobne nabożeństwa w swoim języku i swoich księży.
– Może kiedyś dochodziło do jakiś sporów, trzeba jednak zaznaczyć, że wielu Polaków i Niemców opuściło Kazachstan po uzyskaniu przez państwo niepodległości w 1991 r. Teraz czuje się, że ten Kościół jest naprawdę powszechny i ponadnarodowy.
KAI: A jaki jest język liturgii?
– Zazwyczaj rosyjski, choć w większych skupiskach Polaków można usłyszeć pieśni śpiewane po polsku czy polski różaniec. Czasem kapłani wplatają w liturgię pewne elementy po polsku. Chodzi jednak o to, by z Dobrą Nowiną dotrzeć do jak największej grupy, stąd używa się najbardziej popularnego, wspólnego języka, jakim jest rosyjski. Warto zauważyć, że w ostatnim okresie w krwioobieg narodu coraz bardziej wkracza język kazachski, o co też zabiegają władze państwowe. Kościół nie może być z boku tego procesu, dlatego zapewne w przyszłości językiem liturgii będzie kazachski.
KAI: Czy Kazachstan ma swoje szczególne miejsca kultu?
– Takim narodowym sanktuarium chrześcijan jest Oziornoje, gdzie miał miejsce w czasie II wojny światowej, w czasach wielkiego głodu, tzw. cud ryb. To niezwykła historia, zupełnie niewytłumaczalne zjawisko, które wydarzyło się w święto Zwiastowania 25 marca 1941 r. Można o tym przeczytać w Internecie albo nawet obejrzeć filmik. Samo Oziornoje to mała wioska, ale bardzo urokliwa – z pięknym kościołem i figurą Matki Bożej na jeziorze. Dojechać tam niestety jest niezwykle trudno, już pokonanie uciążliwej drogi to swego rodzaju pielgrzymia ofiara. Gdy papież Jan Paweł II odwiedził w 2001 roku Kazachstan, ustanowił tam sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju. Obok znajduje się klasztor karmelitanek z wieczystą adoracją.
KAI: Papież Franciszek nawiedzi Kazachstan 13 września. Jakich owoców można się spodziewać po tej pielgrzymce?
– Zawsze przyjazd papieża jest tchnieniem nowego ducha w Kościół, ale też w naród, bo dla całego Kazachstanu jest to duże wydarzenie. Papież weźmie także udział w spotkaniu przywódców wielkich religii świata. Myślę, że wizyta papieża Franciszka spowoduje duchowe poruszenie i na pewno przyniesie dobre owoce. Wszyscy tam oczekują Ojca Świętego z nadzieją i na pewno nie będą zawiedzeni.
Rozmawiała Dorota Giebułtowicz