Pastorzy żyjący w konkubinacie? Refleksja po czasie...

Jak daleko chrześcijanie mogą odejść od właściwego im stylu życia, kopiując wzorce tego świata? Pytania, które zadaje norweska pastorka, świadczą o tym, że niestety – bardzo daleko.

Narodowy Kościół Norwegii jest przykładem, jak bardzo można ulec urokowi tego świata i bezrefleksyjnie przyjmować jego wzorce. Od pewnego czasu toczy się w nim dyskusja nad udzielaniem święceń pastorom, którzy żyją w konkubinacie i związkach niesakramentalnych.

Niektórzy biskupi już podjęli decyzję, że będą powierzać urząd takim osobom. W listopadzie biskup Oslo Kari Veiteberg ogłosiła, że tak właśnie będzie czynić, wbrew wcześniejszym oficjalnym zaleceniom swojego Kościoła. W tej decyzji wspierają ją jej współpracownicy.

Odmiennego zdania jest pastorka Kathrine Tallaksen. Przyznaje, że chociaż spotyka osoby żyjące w konkubinacie, który w ich przypadku jest względnie stabilnym związkiem, nie uważa, żeby sam konkubinat był czymś właściwym. Zwraca uwagę, że termin ten może obejmować zarówno krótkoterminowe, niezobowiązujące związki, jak i związki przypominające małżeństwo. „Wyświęcając konkubentów do posługi kapłańskiej, Kościół sprawiać będzie wrażenie, że konkubinat jest w porządku. Nie chcę, aby Kościół dawał tego rodzaju wskazania. Kropka”.

Tallaksen przekonuje, że Kościół Norwegii powinien bardziej wyraźnie opowiadać się za małżeństwem. „Nie mów, ale bądź przykładem, to jedna z najlepszych zasad komunikacji” – kontynuuje. Dlatego pastorzy powinni być wzorcami, pokazując młodym ludziom, że małżeństwo jest lepsze niż konkubinat – czytamy w artykule zamieszczonym w Dagen.

Zastanawiające jest, że w ogóle trzeba o tym mówić w kontekście życia Kościoła i sprawowania posługi. W Kościołach wschodnich, gdzie nie obowiązuje celibat, sakramentu święceń można udzielić żonatemu mężczyźnie, ale nikomu nie przyszłoby do głowy, aby wyświęcać osobę żyjącą w związku niesakramentalnym. Chodzi tu o coś więcej niż przykład dawany innym – chodzi o podstawową wierność zasadom chrześcijańskiej moralności.

Budowanie własnego życia bez odniesienia do tych ewangelicznych zasad to budowanie na piasku. Cóż z tego, że wsłuchujemy się w słowa Biblii, jeśli ich nie wprowadzamy w życie? Chrystus wyraźnie mówi, że kto tak postępuje, czyni niemądrze, a budowla jego życia prędzej czy później runie (Mt 7,26-27).

To, co pisze Tallaksen, powinno być oczywistością. Miłość małżeńska domaga się podjęcia życiowego wyboru: chcę żyć z tą konkretną osobą i ślubuję jej wierność. Jak jednak rozumieć tę wierność w Kościołach protestanckich, które dopuszczają rozwody? Czy jest to wierność bezwarunkowa, aż do śmierci, czy też względna, dopóki nie pojawią się trudności? Gdy raz dokonamy wyłomu w Chrystusowym nauczaniu na temat małżeństwa, zgadzając się na ludzkie modyfikacje, nic dziwnego, że instytucja małżeństwa coraz bardziej słabnie, aż całkowicie upada.

Jeśli za punkt wyjścia przyjmiemy subiektywne pragnienia i wyobrażenia o świecie, skazujemy się na bolesne rozczarowanie. Tallaksen słusznie wskazuje na problem coraz większej liczby młodych ludzi z problemami psychologicznymi. „To nie więcej wolności jest tym, za czym tęsknią, ale więcej bezpieczeństwa, radości, sensu i opanowania. Dlatego myślę, że to nie burżuazyjna moralność małżeństwa powinna być postawiona na ławie oskarżonych, ale sposób postępowania naszych czasów, w tym deficyt zaangażowanych, długoterminowych związków”.

Norweska pastorka podkreśla, że Boże zasady nie są czymś narzuconym z góry, ale zgodne są z tym, co nosimy w sercu. „Małżeństwo odpowiada marzeniu, o które ludzie się modlą. Nie tylko w liturgii małżeńskiej czytamy, że małżeństwo jest dobrym darem Boga. To jest też zapisane w sercach ludzi”.

Kościół powinien więc dawać dobry przykład, podsumowuje Tallaksen swój artykuł. „Utrzymując małżeństwo jako oczekiwaną formę współżycia dla duszpasterzy, Kościół może być przypomnieniem, że dobre życie można znaleźć właśnie w odważnym dokonaniu wyboru”.

Wypada przyklasnąć wnioskom, które formułuje norweska pastorka. Dobre życie wymaga dokonywania wyborów, a nie płynięcia z prądem tego świata. Dotyczy to wielu dziedzin, ale w szczególności – małżeństwa, które, jeśli ma przynosić szczęście, nie może podlegać ludzkim widzimisię, ale musi być budowane na świadomej decyzji i przysiędze składanej w obliczu Boga – za tym zaś idzie łaska sakramentalnego związku, uświęconego obecnością Chrystusa.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama