Ukraina: wojna oczami kapelana wojskowego

Trwają walki na Ukrainie. Pośród żołnierzy walczących na froncie i cywilów cierpiących z powodu bombardowań znajdują się też kapelani wojskowi. Ich posługa jest szczególna i odbywa się w samym sercu tragicznego konfliktu. „Ta wojna nie zatrzyma się na Ukrainie, jeśli Ukraina upadnie” powiedział jeden z nich, salezjanin, ks. Ołeh Ładniuk.

W wywiadzie dla Radia Watykańskiego kapłan opisał swoją pracę. Wskazał, że kapelan musi dawać różnego rodzaju wsparcie żołnierzom – czy to przez odprawianie dla nich Eucharystii na tyłach, gdy mają oni chwilę odpoczynku, bo bezpośrednio na froncie jest to niemożliwe, czy to przez wysłuchiwanie spowiedzi, rozmowy duchowe lub przekazywanie jakichś paczek. Po drugie potrzebna jest pomoc medyczna – pomoc w organizowaniu lekarstw lub w transporcie lekko rannych. Ponadto, kapelan musi też służyć do pewnego stopnia miejscowym cywilom, którymi inni nie mają czasu się zajmować. Posiadając te doświadczenia już od 2014 r., gdy zaczynał swoją misję na Donbasie, ks. Ładniuk streścił, czym powinien się charakteryzować wojskowy kapelan w czasie wojny.

„Po pierwsze [trzeba] mieć chociaż trochę wojskowego doświadczenia. Druga sprawa to mieć też jakieś doświadczenie medyczne, bo zdarzają się ranni. Być dobrym psychologiem, aby orientować się, jakie trzeba mieć podejście tak do cywilów, jak i do wojskowych. To nie jest życie parafialne, gdzie ludzie po prostu do ciebie przychodzą, rozumiejąc, dokąd przyszli. Tutaj często wchodzisz w kontakt z kimś, kto nie pojmuje nawet roli kapelana – mówił ks. Ładniuk. – Następna rzecz to silna wiara, ponieważ jedno z pytań, jakie mi najczęściej zadają pośród tej śmierci i zniszczenia, to: czy wiara się nie zatraca? Kolejna sprawa to miłość. Ponieważ jeśli płonie w tobie miłość do tych ludzi, z którymi pracujesz, wojskowych i cywilów, wówczas możesz robić naprawdę wielkie rzeczy. A jeśli w tobie nie ma tej miłości, wtedy to porzucisz, mówiąc: Boże, przyszedłem do wojskowych, nikt się u mnie na liturgii nie pojawił i tyle. I być też dosyć mobilnym księdzem, który jest ciągle gotowy zmieniać miejsca przebywania, prosić kogo się da o pomoc.“

W czasie swojej posługi salezjanin pomagał też w ewakuacji ludności. Do tej pory udało mu się wywieźć z terenów przyfrontowych ok. 500 ludzi. Charakterystycznym elementem na początku wojny było wysyłanie za jego pośrednictwem w bezpieczne miejsce dzieci, których rodzice ufali, że walki dosyć szybko się zakończą.

„Ci ludzie znali mnie od 2014 r. (…), dlatego nie było u nich strachu, żeby przekazać mi swoje dzieci i mówili: weźcie przynajmniej moje dzieci w bezpieczne miejsce, bo ja wam ufam, ojcze. – powiedział kapelan ukraińskiej armii. – Albo zdarzyła się też taka sprawa, która się na mnie mocno odcisnęła, kiedy były dwie dziewczynki i mama. Jej mąż był w niewoli i ona miała nadzieję, iż on wyjdzie z tej niewoli i przyjedzie ich szukać. I ona do końca nie oddawała [dzieci], ale potem powiedziała: weź moje dwie córki, a ja jeszcze poczekam. Dokładnie tydzień jeszcze poczekała, a potem sama wyjechała. Do wszystkich tych dzieci rodzice później przyjechali, dlatego że wsie już zostały zniszczone, a, dzięki Bogu, rodzice nie zginęli. Tylko do tych dwóch dziewczynek tata nie wrócił, on wciąż znajduje się w niewoli.“  

« 1 »

reklama

reklama

reklama