„Wiem, że Duch Święty mnie prowadzi”. Niezwykła historia czołowego e-sportowca

Luka Perković „Perkz” to najlepszy chorwacki e-sportowiec i legenda gry League of Legends. O swojej karierze i drodze do Boga opowiedział portalowi Bitno.net.

Luka, mający teraz 23 lata, zaczął karierę w wieku 16 lat. Od tamtego czasu mieszkał w Berlinie, Los Angeles i Paryżu. Brał udział w zawodach na całym świecie i zarobił ponad pół miliona dolarów z samych nagród turniejowych. W 2020 roku zdecydował się na wielomilionowy transfer z europejskiego zespołu G2 do amerykańskiego Cloud9, o czym szeroko pisały media. Obecnie młody Chorwat gra we francuskiej drużynie Vitality.

Jego życie pokazuje, że gry wideo nie są tylko rozrywką, ale mogą być również pracą wymagającą wielu poświęceń. Jednym z problemów jest to, że przygoda z grami zaczyna się bardzo wcześnie. Profesjonalni gracze wchodzą w ten sport już w czasie szkolnym, co sprawia, że kończą karierę mając ok. 25 lat. Ta krótka kariera jest jednak bardzo intensywna. Profesjonaliści spędzają ponad 12 godzin dziennie w wirtualnym świecie i biorą udział w zawodach, które odbywają się cały rok. W samym League of Legends na jeden sezon składają się dwa mistrzostwa (wiosną i latem) oraz dwa turnieje międzynarodowe w środku i na koniec roku. Gracze zwykle mieszkają z innymi członkami zespołu, przez większość roku oddzieleni od swoich rodzin, ale także pozbawieni typowego dla osób w ich wieku życia. Rywalizacja między drużynami jest zaciekła, a nawet brutalna, co powoduje dodatkowy stres i przykre doświadczenia. 

Luka urodził się w 1998 roku. Ma czworo rodzeństwa: trzech braci i siostrę. Jego rodzice są teologami. Dzieciństwo wspomina bardzo dobrze. Opowiada, że dużo czasu spędzał na zewnątrz, na placu zabaw i w lesie, chociaż gry wideo były już w pełnym rozkwicie. 

Kiedy był w 7 klasie, zdiagnozowano u niego łagodnego guza kości piszczelowej, przez co opuścił 500 godzin lekcji. Ten czas zmienił jego życie.

„Do tego czasu moi rodzice ściśle kontrolowali, ile gram, ale ponieważ nie mogłem chodzić, praktycznie nie zostało mi nic innego, jak spędzać czas przy komputerze” – wspominał.

Odkrył wtedy League of Legends, grę, która wyprowadziła go na szczyt.

„Do LoL przyciągnął mnie fakt, że możesz wyraźnie wyrazić swoją osobowość, na przykład możesz grać bardziej agresywnie lub bardziej się wycofać. Niezwykle ważna jest także taktyka, jak w szachach. Ale najciekawsze dla mnie było to, że była to gra zespołowa” – opowiadał Luka.

Początkowo grał amatorsko, jednak w wieku 15 lat udało mu się zakwalifikować do turnieju Dreamhack w Szwecji. Dwa lata później „Perkz” został zawodowym graczem LoL i członkiem drużyny G2. W wieku 17 lat opuścił rodzinny dom i przeniósł się do Berlina, gdzie stacjonowała jego drużyna. Tam spędzał 14 godzin dziennie na graniu. Otoczony był głównie ludźmi z zespołu, chociaż te relacje często były toksyczne. Skupiał się jednak na grze i na swoim celu – zastaniu najlepszym. Presja jednak była ogromna.

„Moim celem było zostanie najlepszym. Myślałem, że jeśli odniosę sukces, ludzie mnie pokochają i będę się dobrze czuł. Próbowałem nieludzkim wysiłkiem osiągnąć ten cel, dlatego czułem wielką presję. Podczas jednego konkursu w Korei Południowej po prostu się załamałem. Tęskniłam za domem, a łzy popłynęły same”.

Brak rodziny był dla młodego gracza bardzo trudny. Nie miał z kim dzielić się swoimi przeżyciami i skąd czerpać wsparcia. Jak przyznał, chodził regularnie na niedzielną Mszę św., gdzie „odczuwał spokój”, ale Bóg, w którego wierzył, był inny niż ten, który objawił się ludziom 2000 lat temu.

„Moja wiara była mieszanką chrześcijaństwa i hinduizmu. Z jednej strony odrzucałem koncepcję zła i uważałem, że każdy kontroluje swój los, a z drugiej bałem się Boga, postrzegając go jako bardzo surowego” – przyznał Luka. 

Przełom nastąpił, kiedy mimo sukcesów zawodowych Luka przeżył trudne chwile w swoim życiu prywatnym. W 2019 roku ojciec Luki zachorował na raka. Choroba ustąpiła, ale na krótko. 

„Po mundialu i przegranym finale wróciłem do domu i odkryłem, że mój tata znowu jest chory. Wtedy stres, który nagromadził się przez lata, osiągnął punkt krytyczny. Poszedłem do łóżka, ale nie mogłem spać” – wspomina.

Mówi nawet, że czuł jakby doświadczał demonicznych ataków.

„Spadłem na dno. W moich oczach pojawiały się obrazy z życia: rany z dzieciństwa, konkursy… Myślałem nawet o wyjściu na balkon i popełnieniu samobójstwa. Cała sława, pieniądze i sukces nic dla mnie nie znaczyły i nie mogły mnie pocieszyć. Zdałem sobie sprawę, że to są rzeczy nieważne, które nie są i nie mogą być sensem życia”.

Jak mówi, uratowała go rozmowa z matką. Nigdy wcześniej nie rozmawiali tak otwarcie, ale okazało się uzdrawiające. Kobieta zaproponowała mu udział w hagioterapii, która ma na celu uzdrowienie z bólu na poziomie duchowym.

„Chociaż wychowałem się w rodzinie katolickiej, dopiero podczas hagioterapii, poprzez medytację, zacząłem poznawać Boga. Wkrótce, jak każdy nowo nawrócony, przeczytałem i przyswoiłem wszystko, co mogłem znaleźć o wierze, mszy świętej, modlitwie… Zacząłem otaczać się duchowością, śledzić chrześcijańskie profile na Instagramie, jak o. Stjepan Brčina . Nawet nie wiedziałem, że księża mają Instagram” – opowiada. 

Zrezygnował też z marihuany, w której czasem szukał ucieczki od stresu. Prawdziwy spokój wewnętrzny odnalazł w modlitwie.

„Różaniec, Msza św., ćwiczenia duchowe, Biblia są narzędziami, przez które Bóg mnie oczyszcza i przyciąga do siebie. W sezonie, mieszkając za granicą, utrzymuję dyscyplinę duchową, ale większość czasu spędzam w Chorwacji. Naprawdę mamy wiele duchowych bogactw, takich jak spotkania modlitewne i uwielbienie, które nie są łatwo dostępne na zewnątrz”.

Mimo odkrytej więzi z Bogiem Luka przeżył kolejny cios. W 2020 roku stan jego ojca się pogorszył. Jak powiedział gracz, wywołało to w nim złość na Boga.

„Co wieczór modliłem się do niego o zdrowie mojego ojca i było tylko gorzej. Zastanawiałem się, dlaczego dziecko musiało patrzeć, jak jego rodzic umiera na jego oczach. Szedłem do lasu, płakałem i kłóciłem się z Bogiem, a On mnie zawsze uspokajał. W końcu nigdy nie poszedłem spać zły. Był to szczególny rodzaj spokoju, dotyk Ducha Świętego, który daje prawdziwy pokój”.

Z powodu pandemii koronawirusa Luka mógł z mistrzostw wrócić do domu wcześniej. Dzięki temu przez miesiąc opiekował się tatą i pomagał mamie. Jak przyznał: „Do tej pory może nie znałem taty najlepiej, ale dużo rozmawialiśmy podczas choroby. To był błogosławiony czas”.

Kiedy ojciec umarł, Luka był w Berlinie. „Tej nocy czułem, że go nie ma, nie potrafię tego wyjaśnić, ale po prostu wiedziałem. Nie mogłem przestać płakać” – wspomina. Wrócił na pogrzeb do Chorwacji, ale był już spokojny, bo wiedział, że ojciec jest w lepszym miejscu.

Jak mówi, wiara pomogła mu nie tylko znosić trudności w życiu rodzinnym, ale także wpłynęła na jego życie zawodowe.

„Następny Puchar Świata, ostatni, w którym grałem jako członek zespołu G2, był najlepszy w historii. Choć w tym okresie regularnie bywałem pod presją, teraz jej ilość została zredukowana do minimum i udało mi się zaszczepić pozytywną atmosferę wśród moich kolegów z drużyny. Dla mnie był to wielki dowód działania Boga i mojego nawrócenia. Ciągle napotykam różne przeszkody na swojej drodze, ale wiem, że Duch Święty mnie prowadzi” – mówi Luka.

Źródło: bitno.net
 

« 1 »

reklama

reklama

reklama