„Cały lud Boży razem wzięty nie może zbłądzić w wierze. Ten sensus fidei działa! Widziałem to w auli synodalnej” — mówi abp Zbigniew Stankiewicz, metropolita Rygi. Podkreśla, że „gdy ktoś wypowiadał poglądy ekstremistyczne, to cała sala zamortyzowała te uderzenia i w syntezie końcowej nic nie ma z tego ekstremizmu”.
KAI: Jakie refleksje wzbudził w Księdzu Arcybiskupie udział w pierwszej sesji Synodu Biskupów na temat synodalności?
Abp Zbigniew Stankiewicz: Mam pozytywne odczucia. Podobał mi się klimat i bardzo szczególny początek synodu. Mocno do mnie przemówiło czuwanie przed jego rozpoczęciem z udziałem zwierzchników braterskich wspólnot kościelnych i to, z jaką gorliwością, od serca modlili się oni o to, żeby Pan Bóg pobłogosławił katolicki synod. Kolejnym pozytywnym doświadczeniem były rekolekcje dla uczestników synodu: biskupów, osób konsekrowanych i świeckich, w czasie których panował klimat braterstwa. Przed południem słuchaliśmy dwóch konferencji, ale po każdej dano nam godzinę na modlitwę indywidualną.
Już w czasie tych rekolekcji praca w grupach językowych odbywała się według metody synodalnej, dzięki czemu mogliśmy się w nią powoli wgryźć i przyzwyczaić się do niej, bo do tej pory nie zwykliśmy pracować w ten sposób. Zazwyczaj w małych grupach każdy mówi swoje, a potem razem próbuje się to jakoś podsumować. A tutaj mieliśmy trzy rundy. W pierwszej każdy mógł się wypowiedzieć na zadany temat. Druga runda była reagowaniem na to, co się usłyszało w czasie pierwszej. Wymagało to wsłuchania się. Zachęcano, byśmy starali się usłyszeć, co z tego, co usłyszeliśmy współbrzmi w nas, a co wywołuje sprzeciw. Dopiero w trzeciej rundzie próbowaliśmy zidentyfikować to, co jest wspólne dla całej grupy. Co pewien czas były przerwy na osobistą modlitwę i refleksję.
Przyjechałem na synod trochę zatroskany, mając doświadczenie dwóch zgromadzeń synodu o rodzinie w 2014 i 2015 roku, i zaniepokojony co do pewnych kwestii, które niektórzy chcieli poruszyć przy okazji synodalności. Ale kiedy ostatniego dnia rekolekcji modliłem się po pierwszej konferencji, w pewnej chwili poczułem jakby tchnienie i lekkość na sercu oraz tylko jedno słowo w świadomości: nadzieja. I pojawiło się przekonanie: zaufaj Panu Bogu, On trzyma w ręku wszystkie procesy synodalne.
W czasie synodu o rodzinie czuć było napięcie w auli. Gdy przemawiali przedstawiciele pewnego lobby, które dla większości jest nie do przyjęcia, zaraz potem ktoś występował przeciw i zaczynała się walka. Tym razem, podobnie jak w lutym na europejskim, kontynentalnym zgromadzeniu synodalnym w Pradze, z miłością wysłuchaliśmy każdego, nawet tych, których nazywam ekstremistami, bo jedną ze złotych zasad synodalności jest dać każdemu się wypowiedzieć, nie przerywając, czyli z szacunkiem go wysłuchać. Wszyscy się wypowiedzieli, na sali panował pokój, a w dokumencie końcowym, który bardzo uczciwie zreferował to, o czym mówiono, jest zero ideologii. Zidentyfikował on kierunki, w których potrzebujemy pogłębionej refleksji teologicznej w świetle Pisma Świętego i Tradycji, żeby lepiej zrozumieć, jak mamy odpowiedzieć na te wyzwania, których nie było jeszcze kilkadziesiąt lat temu, na przykład w czasie Soboru Watykańskiego II.
KAI: Nie zajmowano się wtedy choćby problemem sztucznej inteligencji, zapłodnienia in vitro, prawnego uznania małżeństw jednopłciowych itd.
— Tak, a musimy dać na nie chrześcijańską odpowiedź w świetle objawienia Bożego. Jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że zdołamy to zrobić. Bo w ciągu tego roku przed drugą sesją synodu mamy poddać refleksji te różne wyzwania i sformułować naszą odpowiedź na nie. Rozmawiałem z kardynałem Mario Grechem, sekretarzem generalnym Synodu Biskupów, który powiedział, że wkrótce biskupi otrzymają wskazówki, jak konkretnie należy to zrobić. Bo część uczestników spotkań synodalnych w archidiecezji ryskiej zadawała mi pytania, co zrobić z reakcjami na to, co już się dokonało. Odpowiadałem: jeśli macie jakieś refleksje i propozycje, to mi je przysyłajcie i w czasie drugiej sesji synodu je uwzględnimy. Pod koniec pierwszej sesji kard. Grech wyraźnie powiedział, że w drugiej sesji wezmą udział ci sami uczestnicy, co w pierwszej. Te same osoby będą dalej pracować nad podjętymi tematami. Tak więc mam w sobie pokój. Na razie nie widzę powodu do niepokoju w związku z synodem. Ale trzeba czuwać nad dalszym tokiem refleksji i procesu synodalnego.
KAI: Czuwać nad tym, żeby propozycje, które przedstawi papieżowi druga sesja były zgodne z objawieniem Bożym i tradycją Kościoła, a jednocześnie odpowiadały na dzisiejsze wyzwania?
— Tak. A to nie jest łatwe. Cała sztuka polega na tym, że musimy objawienie Boże włożyć w kontekst dnia dzisiejszego, bo jeżeli tego nie dokonamy, to nie trafimy do odbiorców i po prostu nasze przesłanie nie będzie zrozumiałe. To jest duże wyzwanie, ale wierzę, że z Bożą pomocą jest możliwe do podjęcia.
KAI: Oprócz propozycji uczestników synodu jest jeszcze papież, do którego należy ostatnie słowo. Pamiętam, że na synodzie dla Amazonii proponowano na przykład udzielanie święceń kapłańskich żonatym mężczyznom, ale Franciszek w posynodalnej adhortacji apostolskiej tej propozycji w ogóle nie podjął, stawiając na duszpasterstwo powołaniowe i święcenie większej liczby lokalnych diakonów stałych. Papież jest „bezpiecznikiem” w procesie synodalnym?
— Właśnie o to chodzi, że dokument końcowy z drugiej sesji synodu o synodalności będzie tylko głosem doradczym, bo decyzje należą do papieża. I to jego adhortacja apostolska będzie ostatecznym podsumowaniem synodu. Problemem może być to, że jeżeli dokument końcowy będzie zawierał jakieś ekstremistyczne tezy, to podchwycą je media i ogłoszą, że wszystko zostało już zatwierdzone. Może to wyrządzić duże szkody Kościołowi.
KAI: Może więc warto w tym dokumencie umieścić zdanie, które wyjaśni, że nie zawiera on decyzji, a jedynie propozycje?
— Może rzeczywiście warto — dla dziennikarzy i dla świata.
KAI: Chyba również dla niektórych biskupów, bo po pierwszej sesji synodu o synodalności przewodniczący episkopatu Niemiec ogłosił, że zostały spełnione wszystkie postulaty niemieckiej Drogi Synodalnej, które wzbudzają kontrowersje.
— Zapoznałem się z dokumentem niemieckiej Drogi Synodalnej, bo pierwszego dnia synodu został rozesłany do wszystkich uczestników. I stwierdziłem, że zostały w nim spełnione wszystkie postulaty świata. Natomiast w końcowej syntezie pierwszej sesji synodu powiedziano jedynie, że mamy popracować nad tym, żeby na te postulaty dać adekwatną odpowiedź. A więc kwestie, które oni w swoim mniemaniu rozstrzygnęli, w dokumencie synodu Kościoła powszechnego są dopiero punktami do refleksji i dopracowania. Jest to kluczowa różnica.
KAI: Mimo to niektórzy biskupi bardzo się obawiają tych propozycji, które mogłyby z synodu wypłynąć, twierdząc, że oznaczałoby to zmianę nauczania Kościoła. Czy rzeczywiście mamy powód do lęku?
— Ufam natchnieniu, które miałem podczas rekolekcji: zaufaj, że Duch Święty prowadzi Kościół. W jednej z konstytucji Soboru Watykańskiego II („Lumen gentium”, 12) napisano, że cały lud Boży razem wzięty nie może zbłądzić w wierze. Ten sensus fidei działa! Widziałem to w auli synodalnej. Gdy ktoś wypowiadał poglądy ekstremistyczne, to cała sala zamortyzowała te uderzenia i w syntezie końcowej nic nie ma z tego ekstremizmu. Były to pojedyncze głosy, które nie wpłynęły na wszystkich. Ufałem, że tak się stanie i myślę, że tak samo będzie również w czasie drugiej sesji synodu.