„To naprawdę była czystka etniczna” – wskazuje młoda adwokat i specjalistka od praw człowieka, Christina Petrosyan, mówiąc o upadku Górskiego Karbachu na przełomie września i października.
Przewodnicząca organizacji pozarządowej „Kultura prawna” udziela pomocy uchodźcom, którzy dostali się do Armenii. Uciekła tam zdecydowana większość ze 120 tys. mieszkańców regionu, który znalazł się pod kontrolą Azerbejdżanu. Wciąż mają nadzieję na powrót, choć wiedzą, że to mało prawdopodobne – zaznacza.
Sama droga stawiała przed tymi ludźmi wiele wyzwań, ponieważ brakowało im np. paliwa. W Armenii otrzymują trochę wsparcia rządowego, ale boją się mieszkać w otrzymanych w ramach takiej pomocy domach, ponieważ znajdują się one w pobliżu granicy z Azerbejdżanem. Christina Petrosyan opowiada Radiu Watykańskiemu, jak uchodźcy cierpią zewnętrznie i wewnętrznie, utraciwszy wszystko.
„Ich stan psychiczny jest straszny, okropny. Kiedy idę na przykład do ich domów, gdzie teraz przebywają, i próbuję udzielić im pomocy, dać trochę jedzenia, ubrań, widzę ludzi, którzy przybyli tu tylko z jedną parą butów, ponieważ byli atakowani, ostrzeliwani i nawet nie próbowali brać nic na zmianę. Nie mieli na to czasu. Uciekali w wielkim pośpiechu, gdyż ich napadnięto. Wiele osób nie mogło zabrać ze sobą dyplomów czy zaświadczeń, że gdzieś pracowali, dlatego teraz bardzo trudno jest im udowodnić swoje, np. dziesięcioletnie, doświadczenie zawodowe lub wykształcenie” – mówi kobieta.
„To nie tylko biedni ludzie, którzy pozostawali bezrobotni przez długi czas, mają obecnie bardzo złe warunki życia. Pomagam rodzinie wysoko postawionych niegdyś lekarzy. Ich dzieci studiowały. Chodzi tutaj o bardzo wysoki poziom wykształcenia oraz życia w Górskim Karabachu. Ale teraz nie mają nic i są zawstydzeni, zdezorientowani, bardzo nieszczęśliwi, mają depresję. Na przykład kobieta powiedziała, że naprawdę potrzebuje terapeuty, ponieważ nie może spać już od wielu dni. Oni często mają nie tylko problemy psychiczne, ale także fizyczne. Czasem widać w napotkanych osobach, gdy się z nimi rozmawia, że zbiera im się na płacz. Ci ludzie są gotowi płakać w każdej minucie ze wspomnianych powodów. I czujesz, iż będą płakać: nawet jeśli teraz nie płaczą przed tobą, wiesz, że to się stanie” – dodaje.
Pośród słabej nadziei, iż otrzymają pomoc, Ormianie, którzy uciekli z Górskiego Karabachu, odczuwają mnóstwo strachu – zaznacza ponadto Christina Petrosyan.
„Mają wiele obaw. I to nie tylko oni, ale wszyscy ludzie w Armenii, każdy z nas ma wiele obaw. Po pierwsze, lękamy się kolejnego ataku wojskowego ze strony Azerbejdżanu. Bo odnotowano już w ostatnich dniach dwa przypadki wymiany ognia. Więc pierwszym strachem jest prawdopodobna napaść wojskowa ze strony Azerbejdżanu i powiązana z tym możliwa wielka wojna, w którą może się wmieszać Turcja. Część ludzi obawia się tego najgorszego koszmaru. Ci ludzie odczuwają lęk, że dotychczasowe wydarzenia to nie wszystko, co ich jeszcze spotka. Często widzieli oni już trzy wojny w swoim życiu i chcieliby, aby do tego już nie dochodziło, jednak czują, iż może się tak stać, iż to nie koniec, a to, co nadchodzi, będzie gorsze – zauważa Christina Petrosyan.
Po drugie obawiają się, że pozostaną w obecnym stanie aż do śmierci. "Ale te obawy nie są aż tak duże, bo nasz naród zaczyna od zera, nie poddaje się i tworzy swoje nowe życie. I nawet kiedy mówią «zmęczyły nas bardzo wojny, zmęczyło nas rozpoczynanie od zera za każdym razem, gdy to się dzieje», po prostu kontynuują pracę i po prostu budują swoje nowe domy. Więc największy strach to, że nie widzieli jeszcze najgorszego, nawet teraz" - dodaje.