Francuski piłkarz odmawia udziału w kampanii „przeciwko homofobii” w imię prawa do wolności słowa

Łatka „homofoba” stała się wygodnym narzędziem uciszania wszystkich, którzy patrzą na homoseksualizm oczami innymi niż liberalne lobby. Są jednak osoby, które potrafią się oprzeć tej presji, a należy do nich Donatien Gomis, obrońca francuskiego drugoligowego klubu EA Guingamp

Piłkarz odmówił gry w wyjazdowym meczu z FC Sochaux, uzasadniając to faktem, że „jego klub bierze udział w kampanii przeciwko homofobii”. W przekonaniu władz klubu zawodnicy nie mają tu wyboru – chcąc nie chcąc, muszą dołączyć do kampanii, zakładając koszulki z numerami oznaczonymi kolorami flagi LGBT. Pochodzący z Senegalu Gomis nie uważa jednak, że tego rodzaju wymuszona manifestacja przekonań zgodna jest z zasadą wolności słowa i swoją postawą postanowił dać władzom klubu do zrozumienia, że nie postępują właściwie.

Pałka „homofobii”

„Homofobia” stała się wygodnym terminem stosowanym przez lobby LGBT, aby uciszyć uzasadniony sprzeciw przeciw gejowskiej propagandzie. Jeśli nie zgadzasz się z punktem widzenia tego lobby, jesteś „homofobem”, czyli kimś, kto kieruje się irracjonalnym lękiem przed osobami homoseksualnymi. Skąd jednak wiadomo, że w ogóle chodzi tu o lęk, a tym bardziej – że jest on irracjonalny? Czy osoby postrzegające homoseksualizm nie jako element tożsamości płciowej, ale jako problem, nie mają żadnych racji na uzasadnienie swojego punktu widzenia? Przypinanie innym łatki „homofoba” to argument ad personam, a nie poważny głos w dyskusji. Takie słownictwo nie ma miejsca w debacie, która ma być poważna i racjonalna, a już na pewno nie w kampanii, która ma na celu ochronę praw człowieka. Choćby z tego powodu zrozumiałe jest, że nie każdy chciałby przyłączyć się do takiej kampanii.

Ta rzekoma kampania na rzecz praw człowieka i przeciwdziałania dyskryminacji sama w sobie narusza prawa człowieka w bardzo poważny sposób, próbując zmusić zawodników wszystkich francuskich klubów pierwszej i drugiej ligi do złożenia publicznego oświadczenia, mimo że wielu z nich ma zupełnie inne opinie.

Ktoś mógłby powiedzieć: ale przecież normą jest, że sportowcy noszą na swoich koszulkach rozmaite loga i nikt nie traktuje tego jako osobistego wsparcia dla takiej czy innej marki. Tak, ale czym innym jest reklamowanie marki lub produktu, gdy sytuacja jest jasna, że nie chodzi tu o osobiste poglądy, a jedynie komercyjną umowę między klubem a sponsorem, a czym innym – udział w kampanii o określonym profilu światopoglądowym. Co ma zrobić zawodnik, który nie chce rezygnować z udziału w ważnym meczu, a jednocześnie nie zgadza się z przesłaniem kampanii lub z samym faktem bycia przymuszanym do wyrażania poglądów niezgodnych z jego przekonaniami?

Wolność słowa

W fachowym słownictwie z dziedziny praw człowieka tego rodzaju nacisk ma swoje własne określenie: „przymusowa wypowiedź”. Pamiętamy jeszcze z czasów PRL rozmaite zjazdy, spotkania czy pochody, do których pracownicy byli zmuszani przez władze. W pierwszomajowych pochodach wszyscy musieli nosić czerwone, komunistyczne flagi albo transparenty z hasłami, które bynajmniej nie wyrażały własnych poglądów uczestników: „Program partii programem narodu”, „Cały naród z pierwszym sekretarzem PZPR” i podobnymi. Tego rodzaju przymus łamie podstawowe prawo do wolności wypowiedzi, tj. prawo do tego, by nie być zmuszanym do wyrażania opinii, której się nie podziela.

Tego rodzaju ograniczenie prawa do wolności wypowiedzi nie jest bynajmniej czymś mniej groźnym od naruszenia tzw. „pozytywnego prawa”, gdy dana osoba nie może swobodnie wyrazić własnych przekonań. Przymus wyrażania poglądów sprzecznych z własnymi przekonaniami jest jeszcze poważniejszą formą naruszenia praw człowieka, jako że podważa wolność wypowiedzi nie tylko częściowo, ale całkowicie ją neguje, traktując jednostkę jako fasadę, na której przełożeni mogą wywieszać dowolne hasła i deklaracje.

Co istotne – przepisy większości federacji sportowych zabraniają zawodnikom demonstrowania poglądów politycznych w trakcie imprez sportowych. Jest to uzasadnione, ponieważ ideą sportu jest wolność od sporów politycznych czy światopoglądowych, a tradycja ta sięga swymi korzeniami starożytnej Grecji, gdy w trakcie Olimpiad cichły wszelkie konflikty, aby umożliwić sportowcom rywalizację w pokojowej atmosferze. Dlaczego więc zasada ta nie ma mieć zastosowania w odniesieniu do demonstrowania poparcia dla lobby LGBT? Czy homoseksualizm stał się nagle jakimś absolutem, który wyłącza wszelką dyskusję i wszelkie obowiązujące wcześniej zasady społecznego współżycia?

Koniec końców, jeśli władze klubu zdecydują się w jakikolwiek sposób ukarać Donatiena Gomisa czy innych zawodników, którzy nie zgadzają się na udział w „Kampanii przeciwko homofobii”, wyjdą na jaw ich prawdziwe intencje. Nie chodzi tu bowiem o walkę z dyskryminacją, ale o nową formę dyskryminacji: ci, którzy nie zgadzają się z opiniami lobby LGBT i nie chcą ulegać jego presji, mają być wykluczeni z życia publicznego, w tym ze sportu. Oby tak się nie stało!

 

 

źródła: Jakob Cornides / CNE /  20minutes.fr

« 1 »

reklama

reklama

reklama