Na Ukrainie wielu ludzi było i nadal jest przekonanych, że aborcja to nic strasznego - mówi obrończyni życia

Musimy zrobić wszystko, by ratować nasze dzieci - mówi z rozmowie z KAI Eugienia Samborska, z zawodu inżynier lotnictwa – przewodnicząca Ogólnoukraińskiej Fundacji „О Godność Człowieka”.

Działaczka wyjaśnia, że „jednym z największych osiągnięć obrońców życia na Ukrainie była zmiana ustawy o aborcji w 2004 roku. Wcześniej przerwanie ciąży było dozwolona do 12. tygodnia na życzenie kobiety i do 28. tygodnia ze względów społecznych, np. gdy w rodzinie jest już troje i więcej dzieci. Można było zabić poczęte dziecko nawet w 7. miesiącu ciąży”. Informuje o także o skali nieludzkich obecnych deportacji dzieci z Ukrainy przez Rosjan.

 

KAI: Czym się zajmuje Ogólnoukraińska Fundacja „O Godność Człowieka”?

Eugenia Samborska: Fundacja nasza istnieje już prawie 30 lat, ale jej korzenie są jeszcze wcześniejsze i sięgają czasów katastrofy czarnobylskiej w 1986 roku. Wtedy to władze sowieckiej, komunistycznej wówczas Ukrainy, odradzały kobietom rodzenie dzieci, bo obawiały się różnych patologii i dokonywały masowych aborcji. Oficjalne statystyki mówiły, że w tamtym czasie zabijano ok. 1,3 mln dzieci w łonach matek rocznie. W rzeczywistości było ich znacznie więcej. Zaczęliśmy się wówczas zastanawiać, co robić, aby to zmienić i ratować każde życie ludzkie od poczęcia.

KAI: Dlaczego zajęła się Pani akurat tą tematyką? Przecież z zawodu jest Pani inżynierem lotnictwa, a to zupełnie inna rzeczywistość?

– Byłam wtedy w ciąży z trzecim dzieckiem, a mamy czworo dzieci. Lekarze radzili mi wówczas, abym przerwała ciążę. Straszyli, że urodzę bardzo chore dziecko – przedstawiali moją przyszłość w ciemnych barwach, a nawet bez mojej zgody wypisali mi skierowanie na aborcję. Bardzo mnie to przybiło, toteż po powrocie do domu zapytałam męża, co mam robić, a on, widząc moje rozkojarzenie, odpowiedział: „Nie będziemy robić żadnej aborcji, przyjmiemy dziecko takie, jakie daje nam Bóg”. Urodził się nasz trzeci synek, całkowicie zdrowy. Gdy patrzę na niego, nieraz myślę, że gdyby nie mój mąż, który dosłownie obronił mnie i jego, to pewnie by się nie urodził. Zrozumiałam wtedy, że te nienarodzone dzieci potrzebują pomocy i ochrony.

Tak rozpoczęła się nasza działalność. Co prawda z wykształcenia jestem inżynierem lotnictwa, ale zmieniłam kierunek swojej działalności w kierunku obrony życia i zagadnień bioetycznych.

KAI: Jak wiadomo, Rosja sowiecka była pierwszym państwem, które oficjalnie zalegalizowało tzw. przerywanie ciąży. Jak obowiązywanie tych przepisów, w dodatku przez całe dziesięciolecia, wpłynęło na sposób myślenia kobiet na Ukrainie, na ile jest on nadal obecny w świadomości społecznej?

– Wielu ludzi było i nadal jest przekonanych, że aborcja to nic strasznego, że jest to coś normalnego w życiu człowieka. Pamiętajmy, że Lenin podpisał ten edykt w 1920 roku, czyli ponad sto lat temu. W tym czasie ludzie przywykli do przerywania ciąży jak do czegoś zupełnie oczywistego. Bardzo trudno jest przełamać takie myślenie, chociaż w ostatnich latach wzrasta powszechne przekonanie, że chodzi o życie ludzkie i nie wolno go niszczyć. Ciągle jednak przeważa mentalność proaborcyjna.

Staramy się ją zmieniać, w tym celu współpracujemy z różnymi środowiskami, przede wszystkim z lekarzami, głównie ginekologami, ale także z psychologami, prawnikami i innymi. Jedną z form naszej działalności było zorganizowanie tygodniowych pielgrzymek do Medjugorje dla lekarzy ginekologów we współpracy z amerykańską fundacją „Chalice of Mercy”, gdzie były prowadzone seminaria bioetyczne. To powoduje zmianę sposobu myślenia wielu tych lekarzy, którzy po powrocie twierdzą, że ta wiedza była dla nich rewelacją, bo nikt im wcześniej o tym nie mówił – ani w rodzinie, ani na studiach, ani w czasie pracy zawodowej. Zdarzały się spektakularne nawrócenia. Później ci lekarze stają w obronie życia. Udało się już uratować wiele dzieci, gdyż coraz więcej lekarzy na Ukrainie zaczęło bronić poczętego życia. Udało nam się zorganizować 30 pielgrzymek, w których wzięło udział ponad 1000 ukraińskich lekarzy ginekologów.

KAI: Jak wasza działalność wygląda w praktyce? Czy Fundacja jest obecna w całym kraju, czy ma swoje oddziały w różnych miastach?

– Przed wybuchem wojny mieliśmy oddziały w większości regionów Ukrainy, ale wojna w dużym stopniu zniszczyła zarówno wiele naszych ośrodków, jak i kontakty między nimi. Jednym z największych naszych osiągnięć była zmiana ustawy o aborcji w 2004 roku. Wcześniej przerwanie ciąży było dozwolona do 12. tygodnia na życzenie kobiety i do 28. tygodnia ze względów społecznych, np. gdy w rodzinie jest już troje i więcej dzieci. Można było zabić poczęte dziecko nawet w 7. miesiącu ciąży.

Udało się nam to zmienić w 2004 roku we współpracy z Human Life International Polska i organizacjami obrony życia w innych krajach. Obecnie aborcja na Ukrainie jest dopuszczalna do 12. tygodnia ciąży na życzenie kobiety i do 22. tygodnia z tzw. względów medycznych.

Obecnie w czasie wojny nie wiadomo, ile aborcji robi się na Ukrainie. Brakuje jakichkolwiek danych, a nawet szacunków. Bardzo dużo kobiet wyjechało za granicę, a wiele z nich przebywa w Polsce.

KAI: No właśnie. Wiemy, że wiele środowisk feministyczno-proaborcyjnych w naszym kraju domaga się umożliwienia czy wręcz ułatwienia przerwania ciąży przybywającym do Polski Ukrainkom, chociaż jest to niezgodne z polskim prawem. W tym kontekście chciałbym zapytać, jak wygląda nie tylko prawna, a przede wszystkim rzeczywista ochrona życia na Ukrainie i na ile jest ona skuteczna? Co robicie i co możecie robić w obecnej sytuacji?

– Teraz, gdy toczy się wojna, nasza działalność jest oczywiście poważnie utrudniona, niemniej jednak staramy się robić, co możliwe. Nadal współpracujemy z lekarzami, bo to głównie do nich zgłaszają się kobiety w ciąży. W swoich działaniach mocno podkreślamy, że aborcja jest złamaniem przysięgi Hipokratesa, która mówi o ciążącym na każdym lekarzu obowiązku ochrony życia. Muszę powiedzieć, że coraz więcej lekarzy zmienia swoje podejście i swój stosunek do kobiet w ciąży, do aborcji i ochrony życia.

Musimy pamiętać o wielkiej złożoności obecnej sytuacji. Na przykład nie wiemy, z kim te kobiety zachodzą w ciążę, bo ich mężowie są na froncie lub zginęli w walkach. Każde życie jest święte, ale sytuacja bywa skomplikowana. Trzeba też pamiętać, że Ukrainę opuściło ok. 8 mln ludzi, z których olbrzymią liczbę przyjęła Polska, za co jesteśmy wam bardzo wdzięczni.

Zresztą ja sama pod presją rodziny wyjechałam z Kijowa już w trzecim dniu wojny, gdy nasze mieszkanie znalazło się w bliskim sąsiedztwie walk. Od nas do Buczy jest tylko ok. 17 km. Od samego huku wystrzałów i wybuchów bomb obrazy spadały ze ścian, wypadały szyby. Staliśmy trzy dni na granicy, a wśród nas znajdowały się także kobiety w ciąży i z niemowlętami na rękach. Po przekroczeniu polskiej granicy było już bezpiecznie. Jeżdżę na Ukrainę, wkrótce znowu zamierzam tam pojechać.

KAI: Wielu ludzi uciekło z powodu wojny, nie rodzą się dzieci. Jak wygląda sytuacja demograficzna na Ukrainie?

- Z kraju wyjechało wielu młodych ludzi, nawet nastolatków. Uciekały kobiety z małymi dziećmi. Rodzi się pytanie – czy oni kiedyś wrócą? Zresztą w obecnej sytuacji wiele osób nie ma dokąd wrócić, bo ich domy, mieszkania, a nawet całe miasta są zniszczone – już nie istnieją. Rodziny są rozdzielone, wielu ludzi zginęło. Nie ma pracy ani warunków do normalnego życia. Zwłaszcza rodziny z małymi dziećmi jakoś się w Polsce urządziły. Dzieci poszły do polskich szkół, szybko uczą się języka i aklimatyzują. Z pewnością wiele z nich już do ojczyzny nie wróci. To dla Ukrainy oznacza ogromny kryzys ludnościowy, wręcz katastrofę demograficzną! Jeszcze w 1992 roku nasz kraj liczył 51 mln mieszkańców, 10 lat później liczba ta spadła do 40 mln. Obecnie ukraiński rządowy Instytut Demograficzny prognozuje, że w wyniku wojny i masowej emigracji w 2030 roku na Ukrainie będzie żyło niespełna 35 mln ludzi. To bardzo optymistyczny wariant. Dla utrzymania sytuacji demograficznej na obecnym poziomie, każda kobieta w wieku produkcyjnym winna urodzić 2-3 dzieci. W 2021 roku statystycznie na 10 kobiet w wieku produkcyjnym liczba urodzeń wynosiła 11, natomiast w 2023 roku szacuje się, że na 10 kobiet liczba urodzeń będzie wynosiła już tylko 7.

Zgłaszamy pytanie do różnych instytucji w naszym kraju, szczególnie do prezydenta: co robić, żeby tę sytuację poprawić? Nadal obowiązuje ustawa z 2004 roku, dopuszczająca aborcję.

Planujemy zorganizowanie w czerwcu w Kijowie Międzynarodowego Szczytu pt. „Ukraina za życiem”. Zamierzamy przedstawić na nim obecną sytuację i zastanowić się, co robić, aby nasz naród przetrwał. Mamy dramatyczne doświadczenia historyczne, którym był sztucznie wywołany Wielki Głód na początku lat trzydziestych XX wieku i masowe represje w czasach stalinowskich, a potem II wojna światowa. To wszystko było ukierunkowane na niszczenie naszego narodu, języka, literatury, kultury itd. Gdy wygramy obecną wojnę, pozostanie otwarte pytanie, kto w ogóle będzie mieszkał na Ukrainie?

Muszę podkreślić, że Rosjanie już wywieźli ponad 300 tys. ukraińskich dzieci, czyli po prostu je ukradli. Nie wiemy, co się z nimi dzieje. Mówi się, że są pozbawiane tożsamości i oddawane do adopcji do rosyjskich rodzin. Słyszałam, że Niemcy podczas II wojny światowej kradli i zniemczali polskie dzieci, teraz to samo dzieje się na Ukrainie. To jest kwalifikowane jako zbrodnia przeciwko ludzkości.

Rosjanie twierdzą, że to są sieroty wojenne, którymi oni się zaopiekowali. W rzeczywistości dzieci często są siłą odbierane rodzicom po pretekstem umieszczenia ich w bezpiecznych sanatoriach. Ale ten „pobyt w sanatorium” trwa już ponad rok. Na razie jesteśmy bezbronni, ale mamy nadzieję, że jednak uda się jakoś przeciwdziałać temu procederowi. Podejmiemy ten problem w czasie planowanego w czerwcu szczytu w Kijowie. Tam będą obecni przedstawiciele naszych władz, ministrowie, ludzie z administracji prezydenta, parlamentarzyści, goście zagraniczni... Będziemy się wspólnie zastanawiać, co zrobić, aby te dzieci mogły wrócić do swoich ukraińskich rodzin.

KAI: Czy słyszała Pani o nielegalnym oferowaniu środków poronnych dla brzemiennych uciekinierek z Ukrainy na terenie Polski? Jakie jest wasze stanowisko w tej sprawie?

- Zaraz po moim przyjeździe do Polski ukraińscy lekarze, którzy z nami od lat współpracują, przekazali mi informację, że w Polsce nielegalnie działa organizacja, która przez telefon oferuje brzemiennym Ukrainkom, które uciekły przed okropnościami wojny i zostały pozbawione wszystkiego, anonimową przesyłkę zawierającą pigułki aborcyjne. To dla nas tragiczne i bardzo bulwersujące! Bezkarnie, nielegalnie ktoś zarabia na zabijaniu ukraińskich dzieci i to w tak tragicznej sytuacji naszego narodu!

Jak tylko otrzymałam tę informację, od razu zadzwoniłam pod publikowany numer i udając, że „problem” ma moja kuzynka, zapytałam o szczegóły. W odpowiedzi usłyszałam, że oferentem jest organizacja międzynarodowa, która bardzo chętnie mi pomoże, trzeba tylko podać swój adres i z góry wpłacić 70 euro na zagraniczne konto. Na pytanie czy nie ma jakichś ulg dla uchodźców, odpowiedziano mi, że nie. Po prostu, ktoś na tym zarabia i to całkiem sporo! Przeraziło mnie, że Ukrainki w ciąży mogą ulec tej propagandzie i zażyć tak niebezpieczne środki farmakologiczne, na dodatek przysłane nie wiadomo skąd i nie wiadomo przez kogo anonimową paczką, która nie wiadomo, co tak naprawdę zawiera.

Mam świadomość, że kobiety z Ukrainy nie wiedzą, jak działa pigułka aborcyjna i jakie to jest niebezpieczne. Dzięki pomocy Human Life International Polska (HLI) przygotowaliśmy ukraińską wersję ulotki informującej, czym są te środki i jak bardzo są niebezpieczne. Rozdajemy je wśród kobiet z Ukrainy. W ulotce jest także telefon do ginekolog z Ukrainy, która od dawna współpracuje z naszą fundacją, a obecnie pracuje w Gdańsku. Wiele kobiet z Ukrainy otrzymało od HLI w Gdańsku świetnie wyposażone wyprawki do szpitala i dla matki, i dla noworodka. Nasze mamy mogą rodzić w polskich szpitalach, nic za to nie płacąc, otrzymują zasiłki i 500+. Wiele z nich przeszło naprawdę traumatyczne doświadczenie, uciekając pod ostrzałem z objętej wojną Ukrainy. Niektóre szły wiele kilometrów w mrozie na piechotę, jechały zatłoczonymi pociągami, aby tylko znaleźć się w bezpiecznym miejscu, które zapewniła im Polska. Ta pomoc jest bardzo ważna, bo budzi nadzieję, że mimo wszystko sobie poradzą. Za to okazane serce i konkretną pomoc jesteśmy niesłychanie wdzięczni.

KAI: Wiadomo, że obrona życia to wielka sprawa, w którą angażuje się przede wszystkim Kościół katolicki, ale też inne wyznania i religie. Jak wygląda Wasza współpraca z instytucjami religijnymi w tej dziedzinie?

- Ukraina jest bardzo różnorodna wyznaniowo. My współpracujemy ze wszystkimi: z kościołami prawosławnymi, które na Ukrainie są podzielone, z różnymi kościołami protestanckimi. Kościoły rzymskokatolicki, jak i greckokatolicki, bardzo mocno akcentują konieczność ochrony życia i rodziny. Wszyscy nie tylko działają na rzecz obrony ludzkiego życia od poczęcia, ale także małżeństwa, rodziny i dzieci. Współpracujemy bezpośrednio z Wszechukraińską Radą Kościołów i Organizacji Religijnych. Dzięki temu udało się zorganizować Marsze dla Życia, wspólne spotkania pro-rodzinne, a przede wszystkim w 2004 roku zmienić ustawę aborcyjną. Rada Kościołów jest też współorganizatorem zaplanowanego na czerwiec Międzynarodowego Szczytu nt. „Ukraina za Życiem”, o którym wspomniałam wcześniej.

KAI: Chciałbym jeszcze zapytać o inny wymiar ochrony i troski o życie. W wyniku wojny na Ukrainie wielu żołnierzy i osób cywilnych zostaje rannych i okaleczonych. Co robicie, aby im pomóc?

– Wspomniałam już, że współpracujemy z amerykańską fundacją „Chalice of Mercy”, której prezesem jest Walentyna Pawsiukowa, pochodząca z Ukrainy. Osobiście wielokrotnie przyjeżdżała na objętą wojną Ukrainę, aby rozpoznać sytuację i największe potrzeby. Zaowocowało to zaproszeniem grupy żołnierzy, którzy na froncie stracili ręce czy nogi. Dostają oni bezpłatnie najwyższej jakości protezy, które ułatwią im dalsze funkcjonowanie. „Chalice of Mercy” wysyła na Ukrainę olbrzymie ilości leków, środków opatrunkowych i najpotrzebniejszych rzeczy dla walczących żołnierzy, dla dzieci i kobiet. Ich konkretna, rzeczowa pomoc przekroczyła już wartość ponad 25 mln dolarów. Non stop są wysyłane kolejne kontenery i dostarczane tam, gdzie ta pomoc jest najbardziej potrzebna. Przez ostatnie dwa miesiące byłam w Stanach Zjednoczonych jako wolontariuszka tej fundacji, aby swoim wsparciem pomagać Ukrainie.

KAI: Na zakończenie pozwolę sobie wybiec nieco naprzód. Wojna kiedyś się skończy, miejmy nadzieję, że zwycięstwem Ukrainy. Czy widzicie dla siebie miejsce w tej nowej, przyszłej rzeczywistości, czy też Wasza działalność dotyczy przede wszystkim dnia dzisiejszego?

– Na pewno nadal będziemy działać. Postrzegamy tę wojnę nie tylko jako starcie dwóch krajów czy narodów, ale jako zmaganie kultur i cywilizacji – wolności i niepodległości z terrorem dyktatorskim. Wierzymy, że ta wojna zakończy się naszym zwycięstwem, bo jeżeli kraj, który został napadnięty, złoży broń, będzie się znajdował pod okupacją. Nie będzie wolny! Nie możemy się poddać! Musimy nadal walczyć, aby nasza ukraińska ziemia była wolna. Nasz ruch społeczny na pewno będzie istniał i działał, bo taka jest i będzie potrzeba społeczna, abyśmy odnowili nasz kraj po tej wojnie i chronili ludzkie życie. Mówi się, że dzieci są naszą przyszłością – to prawda! Ja jednak podkreślam, że to my jesteśmy przyszłością naszych dzieci, gdyż zależy ona od tego, co im zostawimy, jaki kraj odziedziczą.

KAI: Dziękuję bardzo za rozmowę. Życzę Ukrainie zwycięstwa oraz powodzenia w Waszych działaniach.

 

Rozmawiał Krzysztof Gołębiowski (KAI) / Warszawa

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama