Kościół nasz żyje dzisiaj tak, jak kiedyś i to nadaje mu siłę, która przyciąga do niego ludzi i uczy, jak żyć lepiej na co dzień – mówi polski biskup misyjny Jan Ozga, ordynariusz diecezji Doumé-Abong’ Mbang w Kamerunie. Kultura kameruńska jest specyficzna: biskup nazwany został kiedyś „starą małpą”, co w tamtejszym rozumieniu miało być wielkim komplementem.
Krzysztof Gołębiowski (KAI): Jaki jest cel przyjazdu Księdza Biskupa do naszego kraju?
Przede wszystkim chciałem nawiązać kontakty z dobroczyńcami misji tutaj, w Polsce, podziękować im za ich wkład i pomoc, zachęcić do dalszego wspierania nas. Następnie szukam nowych misjonarzy, którzy chcieliby przyjechać do Kamerunu – księży zakonnych i diecezjalnych, sióstr i świeckich. Kościół w tym afrykańskim kraju jeszcze przez długie lata będzie potrzebował dobrych misjonarzy.
Dlatego chcę tu szukać kontaktów, dziękować i zachęcać, by Kościół nasz mógł posługiwać miejscowej ludności w wymiarze wiary i na różnych płaszczyznach życia codziennego, np. w dziedzinie opieki zdrowotnej, w szkolnictwie, w różnych projektach rozwojowych.
Poza tym przyjazd do Polski to jest także pobyt w ogóle w Europie, a więc m.in. odwiedziny różnych dykasterii w Rzymie. Chcemy zobaczyć, jak są tam odbierane nasze projekty, które tam złożyliśmy, rozmawiamy na ten temat, szukamy dobroczyńców, którzy by nam pomogli.
Jak to się stało, że znalazł się Ksiądz Biskup w Kamerunie? Czy zawsze odczuwał Ekscelencja powołanie misyjne?
Nie, nie od początku tak było. Święcenia kapłańskie przyjąłem w 1981, po czym pracowałem duszpastersko w Rzeszowie do 1985, a następnie w farze w Łańcucie. I właśnie w tym mieście na początku maja 1986 zrodziło się moje powołanie misyjne. Otóż na zakończenie Mszy ksiądz proboszcz poprosił mnie, żebym przeczytał ogłoszenia parafialne, a wśród nich był list episkopatu Polski do kapłanów, w którym znalazł się m.in. apel o stu misjonarzy jako darze Kościoła polskiego dla Kościoła powszechnego na ręce Jana Pawła II na zakończenie II Kongresu Eucharystycznego. Przebiegał on pod hasłem „Do końca ich umiłował”.
Gdy przeczytałem to zdanie, stało się dla mnie jasne, co mam robić i w trzy dni później zgłosiłem się do arcybiskupa Ignacego Tokarczuka i to on wysłał mnie na misję jako „dar Kościoła polskiego dla Kościoła powszechnego”.
Czy od razu skierowano Księdza Biskupa do Kamerunu?
Tak, od razu do Kamerunu. Ale najpierw w 1987 rozpocząłem roczny kurs przygotowań w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie i w rok później poleciałem do Kamerunu, gdzie pracował już ksiądz Karol z archidiecezji przemyskiej i ja go zastąpiłem. Zresztą nie byłem sam, gdyż udaliśmy się tam w trójkę, bo tylu się nas zgłosiło na misje.
Rozesłanie nas nastąpiło w bardzo uroczystej oprawie. Podczas Mszy św. na Placu Defilad w Warszawie w czerwcu 1987 były 173 osoby, gotowe do wyjazdu na misje. Ojciec Święty Jan Paweł II nas błogosławił i wkrótce potem rozjechaliśmy się do kilkunastu krajów świata.
Tak więc moje powołanie związane było także z osobą naszego papieża, który w pewnym stopniu doprowadził do tego, że jestem od 36 lat misjonarzem, z tego 27 lat jako biskup.
Jak wyglądały pierwsze lata posługi Ekscelencji na ziemie afrykańskiej?
Najpierw 9 lat byłem proboszczem parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Nguélémendouka, która obecnie jest sanktuarium maryjnym. Od 21 listopada 1991 byłem wikariuszem generalnym diecezji Doumé-Abong’ Mbang, a 24 stycznia 1997 zostałem jej biskupem.
Jakie są główne problemy waszej diecezji? Czy jest coś, co ją wyróżnia na tle Kościoła kameruńskiego?
Nasza diecezja powstała 14 września 1955 roku, zajmuje powierzchnię 37 tys. km kw. Na tym obszarze działa 30 misji, w których pracuje 70 kapłanów, z tego ok. 85 proc. to księża rodzimi, ok. 30 sióstr i 500 katechistów. Mamy 52 kleryków i 8 diakonów. Jest położona w lasach zwrotnikowych, ma więc charakter rolniczy. Przeważają małe poletka, na których kobiety uprawiają głównie maniok, kukurydzę, bataty czy banany, podczas gdy mężczyźni – kawę i kakao oraz polują. Wielkie przemysły do nas jeszcze nie dotarły, zresztą na całe szczęście.
Kościół prowadzi swą misję ewangelizacyjną przez takie dzieła jak służba zdrowia, oświata, duszpasterstwo różnych środowisk, uczymy miejscowych ludzi, jak lepiej sadzić arachidy, jak lepiej uprawiać ziemię, jak się organizować, tworzyć wspólnoty i działać razem. Budujemy szkoły, szpitale, różne miejsca, gdzie ludzie mogą się spotykać, bo jeszcze ta wspólnotowość nie jest tu zbyt rozwinięta. Kościół jest więc tutaj taki, jak kiedyś, gdy przez lata był tą siłą, która skupia ludzi wokół siebie i uczy ich żyć na co dzień, dbać o zdrowie, tworzy podstawy szkolnictwa, troszcząc się o integralny rozwój człowieka.
Specyfiką naszego Kościoła lokalnego jest duży udział świeckich w jego życiu i organizacji, którzy bardzo pomagają w różnych strukturach kościelnych.
Misjonarze zagraniczni to po dwóch marianów, franciszkanów i fidejdonistów [misjonarzy diecezjalnych]. Oni wszyscy są z Polski. Jesteśmy ostatnim narodem misyjnym tutaj. Wcześniej posługiwali u nas Francuzi, Niemcy, Holendrzy, Włosi, ale wszyscy już wyjechali. Jesteśmy ostatnią nacją, która przekaże doświadczenie Kościoła rzymskokatolickiego dzisiejszemu człowiekowi na tym terenie.
Dodam jeszcze, że episkopat kameruński liczy obecnie 26 biskupów i jest jednym z większych w Afryce.
A Ksiądz Biskup po jakiemu przemawia do tych ludzi? Po francusku?
W naszej diecezji żyje osiem plemion i to one postanowiły, żeby mówić do nich tylko po francusku. Tu jest taki zwyczaj, że gdy mówi się językiem jednego z tych plemion, to uważają taką osobę za syna tego plemiona, a wtedy inni mają pretensje, że biskup czy ksiądz wyróżnia tę jedną grupę. Dlatego, gdy zacząłem mówić w języku makaa, przypomniano mi, że jestem biskupem całej diecezji, a nie tylko jednej grupy. Odpowiedziałem im, że wiem o co chodzi i że będę mówił tylko po francusku, żeby nie było problemów.
Ksiądz Biskup wspomniał o różnych językach używanych w Kamerunie. Czy Biblia i księgi liturgiczne są na nie tłumaczone?
W Kamerunie mówi się 212 językami miejscowymi. Na część z nich przetłumaczono już przynajmniej część Pisma Świętego i inne teksty, niekiedy są to przepiękne przekłady. Na przykład mieszkający na zachodzie kraju lud Bamileków ma już rytuały w swoim języku. W stolicy – Jaunde wydano niektóre części Biblii w językach różnych plemion. Ale Eucharystia jest sprawowana tylko w języku francuskim albo angielskim.
Przy okazji chciałbym zaznaczyć, że bardzo dobrze znane są u nas też modlitwy i pieśni łacińskie, wierni chętnie odmawiają lub śpiewają po łacinie Credo, Gloria czy Pater noster. Ci ludzie nie zapomnieli jeszcze tych łacińskich tekstów i pieśni gregoriańskich i chętnie je wykonują.
A trzeba pamiętać, że wielu Afrykańczyków pięknie śpiewa, mają oni bardzo ładne głosy. A my staramy się uwzględniać tę wielokulturowość. Mamy tu rożne języki, ale też kulturę wierzenia czy po prostu spojrzenia.
Jak przedstawiają się stosunki ekumeniczne, kontakty z innymi wyznaniami i religiami w diecezji Księdza Biskupa?
W łonie episkopatu działa struktura, która zajmuje się ekumenizmem i dialogiem międzyreligijnym. Najbardziej zaawansowana jest współpraca z różnymi odłamami protestantyzmu i mamy dobre stosunki z islamem. W naszej diecezji są m.in. świadkowie Jehowy i adwentyści, ale z nimi ten dialog jest, delikatnie mówiąc, nieco słabszy. Dobre, pokojowe relacje utrzymujemy ze wspólnotą pochodzenia amerykańskiego, ale teraz już o charakterze rodzimym – Protestanckim Kościołem Ewangelickim Kamerunu i z wieloma innymi.
Stosunki z muzułmanami są dobre, na razie jeszcze nie mamy u siebie radykalizmu islamskiego jako takiego, z wyjątkiem terrorystów z Boko Haram, którzy zapuszczają się do Kamerunu. Mamy natomiast do czynienia z ekspansją islamu, głównie w dziedzinie gospodarczej.
Chciałbym jeszcze nawiązać do pewnego anegdotycznego zdarzenia z życia Księdza Biskupa, o którym kiedyś usłyszałem, a mianowicie do porównania go do tej starej małpy. Jak to było, co to miało znaczyć?
Rzeczywiście tak było. Na pierwszy rzut oka można by się obrazić za takie porównanie, ale gdy się wejdzie w kulturę tutejszą, to wygląda to zupełnie inaczej. Pewien dziennikarz złożył mi takie życzenia przy jakiejś okazji, mówiąc, że jestem starą małpą. Chciał przez to powiedzieć, że najpierw w tym lesie życia przeszedłem sam pierwszą drogę. A stara małpa jest odpowiedzialna za swoją rodzinę, ona musi przejść pierwsza i zobaczyć, gdzie mogą być pułapki śmierci, gdzie są zawieszone sidła i gdzie już czyhają myśliwi ze strzelbami, gdzie są doły wykopane itd. I gdy ona przejdzie, zobaczy, że można iść, wtedy wraca, bierze swe małe i prowadzi je, mówi im, że nie wolno np. iść na prawo, bo tam jest niebezpiecznie. I żeby przejść przez ten las idźcie tak, jak ja idę.
Jest to więc porównanie bardzo znaczące. Trzeba pamiętać, że tam w Afryce pracujemy w kulturach znaku, nie pojęcia, i stamtąd biorą się te obrazy. I oni wzięli obraz właśnie tego zwierzęcia
I taka metafora była dla mnie wielkim zaszczytem, było to docenienie, wielki komplement, wypowiedziany na sposób afrykański, choć początkowo mogło wydawać się obraźliwe. Był to obraz języka, którym ci ludzie się posługują. Ważne są takie gesty, nieraz nawet mimika twarzy.
Ale przy innej okazji, gdy chcieli mi złożyć życzenia, dostałem podarunek w postacie kawałka drzewa, jakieś 3-4 metry długości. Nie wiedziałem, o co chodzi, a okazało się, że był to korzeń, który utrzymuje wielkie drzewo, 30-, 40-metrowe. I jeśli nawet przyjdą burze, wichury, które będą kładły to drzewo prawie do ziemi, to ten korzeń głęboko pod nim je utrzyma. I to ja mam być takim korzeniem dla nich, mam ich wszystkich podtrzymywać. Oni mówią: gdy będzie burza, my się trzymamy ciebie, bo jesteś głęboko zakorzeniony. Bardzo oryginalny obraz.
Dziękuję bardzo za rozmowę. Życzę Księdzu Biskupowi jeszcze długich lat życia i owocnej działalności, żeby ta misja jak najlepiej się rozwijała, żeby Kościół w Kamerunie nigdy się nie zachwiał w wierze.
Ja również dziękuję za te życzenia. Ale przy okazji wspomnę jeszcze, że to właśnie nasi biskupi jako pierwsi i w sposób najbardziej wyrazisty napisali list sprzeciwiający się watykańskim wytycznym w sprawie błogosławienia ludzi o postawach homoseksualnych. Episkopaty całej Afryki skrytykowały ten dokument, ale ich wypowiedzi trochę zacierały pewne sprawy i właśnie Kościół w Kamerunie postawił sprawę jasno, bez niedomówień.
Tu sobie nikt nie wyobraża zmiany nauczania Kościoła w tej sprawie. Bo przecież Pan stworzył jednego Adama i jedną Ewę, nie dwóch i nie dwie. W Afryce myśli się wartościami rodziny. Jest ona miejscem życia, przyjęcia go i jego trwania do końca. Człowiek starszy jest tam wysoko ceniony.
Gdy wydaliśmy oświadczenie w sprawie deklaracji watykańskiej, pogratulował nam kard. Robert Sarah podczas pobytu u nas.
My, Kameruńczycy, liczymy na Polaków, żeby wasi biskupi też nas poparli.
Źródło: KAI