Europa jest nie do pomyślenia bez chrześcijaństwa. Jednak Europejczycy coraz mniej czerpią z tego źródła, mówi teolog Hendrie van Maanen, autor nowej książki „Europa i droga”. Co będzie dalej? Czy jest jakaś nadzieja na przyszłość, jeśli nie ockniemy się z duchowego marazmu i nie wrócimy do naszych korzeni?
Holenderski protestancki teolog odkrył podczas wykładów dla tamtejszego „uniwersytetu trzeciego wieku”, że znajomość źródeł chrześcijaństwa i jego wpływu na kulturę europejską staje się dramatycznie wręcz mała. Swoje refleksje na ten temat zebrał w niedawno wydanej książce „Europa en de Weg” (Europa i droga).
Na pytanie zadane przez holenderskie czasopismo Reformatorisch Dagblad, dlaczego uważa, że tak ważne jest ponowne zwrócenie uwagi na chrześcijańskie korzenie Europy, odpowiada:
„Historia chrześcijaństwa – często nazywanego «Drogą» we wczesnym Kościele – posiada ogromne bogactwo. Chciałbym coś z niej przekazać innym, również dlatego, że sam uważam ją za bardzo interesującą. Dostrzegam także, że w tej dziedzinie jest dużo niewiedzy. Znajomość religii i teologii jest na Zachodzie minimalna. Będzie się to tylko pogłębiać. W Holandii liczba chrztów w kościołach rzymskokatolickich i protestanckich spadła o ponad połowę w ciągu ostatnich 20 lat. Oznacza to, że coraz mniej osób przekazuje wiedzę o religii. Mam nadzieję, że ludzie, którzy przeczytają moją książkę, zobaczą, że chrześcijaństwo przyniosło nam wiele, choć oczywiście były też trudne momenty w historii. Podstawowe wartości naszego społeczeństwa, takie jak godność ludzka i solidarność, zawdzięczamy wierze chrześcijańskiej”.
To spostrzeżenie spójne jest z wizją Europy, którą wielokrotnie starał się przekazywać w czasie swego pontyfikatu Jan Paweł II, a która znalazła swoje ukoronowanie w jego adhortacji „Ecclesia in Europa”. Pisał w niej m.in.:
„Oczywiście na kontynencie europejskim nie brak cennych symboli chrześcijańskiej obecności, ale wraz z powolnym, stopniowo wkraczającym zeświecczeniem, powstaje niebezpieczeństwo, że staną się one jedynie pamiątkami przeszłości. Wielu ludzi nie potrafi już łączyć ewangelicznego przesłania z codziennym doświadczeniem” (EiE 7).
Protestancki teolog zwraca uwagę na przełomowy charakter religijnej przemiany, która dokonała się na naszym kontynencie w czasach cesarza Konstantyna:
„Chrześcijańskie postrzeganie religii, które uważam za najbardziej niezwykłe, było zupełnie inne niż w klasycznej starożytności. W tradycji chrześcijańskiej ta doktryna jest fundamentalna: Zbawiciel przyszedł, aby nas odkupić. Nie musisz składać ofiar ani odprawiać rytuałów, zanim «bóg» będzie z ciebie zadowolony. Pogląd na człowieka jest również bardzo różny od tego, jaki mieli Rzymianie: słabi i pokorni odziedziczą królestwo. W ten sposób następuje w ciągu kilku lat przewrót w postrzeganiu podstawowych wartości. Prawdopodobnie dużą rolę w nawracaniu ludzi odegrała skierowana do wszystkich dobroczynność: wspólne posiłki, opieka nad wdową, która była w społeczeństwie marginalizowana, zwracanie uwagi na osoby słabsze w społeczeństwie. Nie trzeba było mieć wysokiej pozycji, by się liczyć”.
Van Maanen wskazuje na niezwykłą zdolność chrześcijaństwa do przekraczania granic kulturowych. W odróżnieniu od wielu innych religii nie jest ono ściśle związane tylko z jedną kulturą, ale potrafi swoje przesłanie głosić w każdej. Jest to jednocześnie jego siła, ale i słabość. Siłą jest wtedy, gdy nie zatraca swojego charakteru, słabością – gdy dopasowuje się do światowej mentalności, gubiąc swą tożsamość.
„Chrześcijaństwo zdołało pozyskać ludzi, wykorzystując istniejącą kulturę. Kiedy pod koniec VI wieku miano nawrócić Anglików, papież Grzegorz Wielki powiedział: «Można usunąć bożki, ale świątynie należy oczyścić wodą święconą». W tych miejscach miały zostać zbudowane kościoły. «Krok po kroku wspinamy się w górę» – uważał Grzegorz. Dokonywanie korekt było więc naturalnym procesem.”
Chrześcijaństwo nie negowało więc naturalnej religijności ludów, którym głosiło Dobrą Nowinę, ale budowało na niej, kierując ku prawdziwemu poznaniu Boga, objawionego w Chrystusie.
Podział, który nastąpił w 1054 r. – schizma między Kościołem wschodnim a zachodnim, to według van Maanena jedno z największych nieszczęść w historii Kościoła. Racje teologiczne nie były tu czymś zasadniczym – chodziło raczej o postawę Bizancjum, które nie umiało zaakceptować rosnącego znaczenia Kościoła łacińskiego.
„W pierwszym tysiącleciu Kościół w Europie był formalnie zjednoczony. Pomimo wielu sporów, nigdy się nie rozpadł. Aż do 1054 r. Wraz z wzajemną ekskomuniką papieża Leona IX i patriarchy Michała Cerulariusza, kościoły Zachodu i Wschodu rozdzieliły się. Istniały teologiczne powody tej schizmy, takie jak pozycja papieża, celibat i używanie niekwaszonego chleba w Eucharystii w Kościele na Zachodzie. Nie było również zgody co do tego, co jest znane jako „filioque”: czy Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna, jak wyznaje Kościół katolicki, czy tylko od Ojca? Kościół na Wschodzie twierdził, że tak. Nie ośmielę się orzekać, czy te różnice teologiczne były decydujące dla schizmy. Stała za tym również polityka władzy. Do X wieku Bizancjum patrzyło z góry na barbarzyński i nierozwinięty Zachód, ale w XI wieku Europa Zachodnia zaczęła nabierać coraz większej pewności siebie – podobnie jak papież”.
Holenderski teolog próbuje także zrozumieć, dlaczego obecnie sekularyzacja najszybciej postępuje w krajach protestanckich, w których Kościół rzymskokatolicki zastąpiony został Kościołami narodowymi. Jego tezy wymagałyby głębszego przebadania, ale wydaje się, że jest w nich sporo racji:
„Jeśli spojrzymy na liczbę ludzi, którzy naprawdę nie mają już nic wspólnego z chrześcijaństwem, to szybko znajdziemy się w krajach skandynawskich, pomimo ich historycznych kościołów państwowych. Mogą one być nadal potrzebne do chrztów, ślubów i pogrzebów, ale często nie ma tu głębszego przywiązania. Być może ta sekularyzacja ma związek z późną chrystianizacją tych krajów. W mojej książce znajduje się fascynujący obraz maski boga Odyna, która została nałożona na deskę w drewnianym kościele w Hegge w Norwegii jeszcze w XIII wieku. Były to również pierwsze kraje, które stały się protestanckie. W protestantyzmie wolność jednostki i sumienia są na piedestale: możesz sam zdecydować, co chcesz, a czego nie chcesz przyjąć z tradycji. To, częściowo ze względu na rosnący dobrobyt i indywidualizację, może ostatecznie obrócić się przeciwko Kościołowi”.
Innymi słowy – przyczynami tak szybkiej sekularyzacji jest powierzchowna, wyłącznie kulturowa wiara oraz wybujały indywidualizm (nazywany przez niektórych naukowców „espresywnym indywidualizmem”). Prowadzi on do mentalności religijnego supermarketu: wybieram sobie z religii to, co mi pasuje, a odrzucam to, co jest dla mnie wyzwaniem, co wymagałoby wewnętrznej przemiany.
Jeśli chodzi o Holandię, dramatyczny spadek ilości wiernych dotyczy wszystkich Kościołów, zarówno katolickiego, jak i różnych odłamów protestantyzmu. Jedynym wyjątkiem są wolne Kościoły protestanckie, z zastrzeżeniem jednak, że większość „przyrostu” stanowią tu nie osoby nawrócone z religijnej niewiary, ale raczej protestanci z mainstreamowych wyznań, rozczarowani duchową miałkością swoich Kościołów.
Van Maanen ze smutkiem patrzy w przyszłość, zwracając uwagę, że narcystyczna postawa naszych czasów, coraz silniejsza w kulturze zachodniej, jest nie do pogodzenia z przesłaniem Ewangelii:
„Większość ludzi uważa, że samorealizacja i samourzeczywistnienie są najważniejsze, podczas gdy 50 lat temu chodziło o solidarność, lojalność i wierność. Jednostka jest teraz w centrum uwagi. Nie byłoby to złe, gdybyśmy nie tracili z oczu wspólnoty. A tak właśnie może się stać.”
Aby temu zapobiec, konieczna jest dobra edukacja religijna. Nie zastąpi ona (re)ewangelizacji, ale zapewni grunt dla głoszenia Dobrej Nowiny. Ta bowiem nie może istnieć w kulturowej pustce, ale odwołuje się do istniejących wzorców kulturowych: stylu życia, zasad etycznych, światopoglądu, sztuki, nauki. Książka Van Maanena stara się wiele z tych wzorców, wypracowanych przez wieki w kulturze chrześcijańskiej, przywrócić naszej świadomości. Ogromne bogactwo treści, które przez wieki powstały w jej ramach, nie może zostać zapomniane i zaprzepaszczone. Temu ma służyć jego najnowsza publikacja, będąca swego rodzaju przyczynkiem do nowej ewangelizacji Europy.