Od ośmiu lat działa w Kamerunie szpital Ngaoundal. Prowadzą go zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Joanny Thouret. Zapewnia on opiekę zdrowotną ludności cierpiącej na malarię, niedożywienie i gruźlicę.
„Prawdziwe ubóstwo w tym kraju to często przede wszystkim ignorancja rodziców” – mówi Radiu Watykańskiemu dyrektor szpitala, s. Christine Richard.
Wyjaśnia ona, że w dzisiejszym Kamerunie ludzie wciąż umierają, ponieważ nadal chętniej uciekają się do pomocy szamanów niż do lekarzy. Szpital jest ostatnią deską ratunku. Niejednokrotnie jest już jednak za późno, by zapewnić skuteczne leczenie, nie wspominając również o tym, że chorzy nie mają pieniędzy na terapię, bo wszystko wydali na szamanów.
Otwarty w 2016 r. szpital jest punktem odniesienia dla około 95 000 osób, bez względu na rasę, pochodzenie etniczne czy religię. Jednakże potencjał ośrodka jest wykorzystany tylko w 33 proc., właśnie z powodu samozwańczych uzdrowicieli.
Główne choroby to gruźlica, malaria i niedożywienie. „Są dzieci, które przybywają tutaj z obrzękami, oznaką braku spożycia białka”, spowodowanego poważnym ubóstwem, w jakim znajdują się rodziny w tej części świata. Czasem powodem dramatu maluchów jest poligamia, która niejednokrotnie się zdarza w tym regionie, ponieważ ludność jest w większości muzułmańska.
„Jeśli nie ma zrozumienia między żonami lub jeśli mąż woli jedną od drugiej - wyjaśnia zakonnica - zasoby ekonomiczne nie są rozdzielane sprawiedliwie i często cierpią na tym najmłodsi”.
Z powodu różnic religijnych przy szpitalu trzeba też było otworzyć kuchnię, w której kobiety samodzielnie przygotowują posiłki dla swych krewnych. Muzułmanie nie akceptują bowiem pożywienia, którego sami nie przygotowali – wyjaśnia s. Christine.