„Jako czterdziestoletni mężczyzna odkryłem postać, którą jako dziecko widziałem na obrazku koło łóżka w scenie, gdy przeprowadza po kładce dzieci nad przepaścią. To było coś niesamowitego” – opowiada Jan Budziaszek.
Urodzony w 1945 r. perkusista zespołu Skaldowie ma za sobą burzliwe życie. W latach 60. zajmował się pędzeniem bimbru i uzależnił się od alkoholu. Palił też marihuanę. Szukając duchowej głębi, zainteresował się hinduizmem i buddyzmem. Wcześniej odszedł z Kościoła.
W rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Budziaszek opowiada, że dzieli swoje życie na dwie części.
Dwie młodości
„Czas pierwszej młodości liczę mniej więcej do czterdziestki, a drugą młodość od czterdziestki – wyjaśnia. – Ta granica podziału przebiega w połowie mojego życia, a zbiega się z przeżywanymi wówczas problemami. One nikogo nie omijają, mnie również nie ominęły. Krótko mogę powiedzieć, że żyłem wtedy tak, jak żyje większość artystów, czyli pod szyldem «Jan Budziaszek – wytwórnia flaszek». Nie stroniłem od alkoholu i robiłem różne niemądre rzeczy”.
Jak tłumaczy artysta, w czasach imprezowego życia nie odczuwał spokoju, ani satysfakcji.
„Czułem, że coś mnie gryzie, że coś mnie od środka męczy i gnębi – mówi. – W takim momencie życia trafiłem do kościoła, w którym gdy już się znalazłem, padłem przed Jezusem Chrystusem Ukrzyżowanym i zacząłem się żalić. Tego dnia na całej kuli ziemskiej był czytany fragment Ewangelii, w którym Chrystus, widząc z krzyża swoją Mamę, mówi do umiłowanego ucznia Jana: «Oto Matka twoja». Święty Jan Ewangelista jest moim patronem. Wtedy zrozumiałem, że to wszystko to jest «przypadek nieprzypadkowy», a te słowa odnoszą się do mnie. Wiedziałem, że tak jak to uczynił św. Jan, tak teraz ja mam zabrać do domu Matkę naszego Pana Jezusa Chrystusa. Jak mogłem to uczynić? Sięgnąłem po różaniec, a Matka Boża dała mi w zamian do ręki całą tajemnicę szczęśliwego życia na ziemi. Ona jest przecież zawarta w tajemnicach Różańca Świętego”.
Opiekun z nieba
Perkusista Skaldów opowiada też o swojej relacji z aniołem stróżem.
„Po jakimś czasie zrozumiałem, że każdy z nas przy lądowaniu na tej planecie otrzymał od Boga opiekuna – anioła. Przynajmniej jednego! A może i więcej” – zauważa. Jak dodaje, kontakt z aniołem „jest szansą na lepsze zrozumienie naszego życia, na to, co nas spotyka”.
„Jednego poranka, po otworzeniu oczu poczułem realną obecność Anioła Stróża przy mnie – wspomina. – Jako czterdziestoletni mężczyzna odkryłem postać, którą jako dziecko widziałem na obrazku koło łóżka w scenie, gdy przeprowadza po kładce dzieci nad przepaścią. To było coś niesamowitego. Od tamtej pory czuję obecność mojego opiekuna – anioła – nieustannie, niezależnie, czy gram, czy jem zupę, czy rozmawiam z przyjaciółmi”.
Życiowe doświadczenia czegoś nauczyły Jana Budziaszka.
„Te wszystkie «nieprzypadkowe przypadki» otworzyły mi oczy na taką myśl: Janek, otrzymałeś łaskę od Boga, czy pozwolisz, aby On ciebie prowadził? Tak odkryłem, że muszę życie związać z wiarą. Wszystko nabrało sensu. Wszystko zaczęło zmieniać się na lepsze. Nie ma ludzi doskonałych, nie ma bezgrzesznych i ja także wielokrotnie upadam, ale wiem, że nie jestem sam, i dlatego powstaję i idę dalej” – tłumaczy.
Źródło: „Nasz Dziennik”
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.