„Mamy narzędzie wiary, którym jest modlitwa. Mamy narzędzie moralne, jakim jest apelowanie w obronie ludzkiego życia. Najwyraźniej to przesłanie Kościoła nie zostało jak dotąd usłyszane. Nie pozostaje nic innego jak kontynuowanie tych działań” – mówi nuncjusz apostolski w Kijowie, arcybiskup Visvaldas Kulbokas.
Maria Chiara Biagioni, SIR: Czy dwa lata po rozpoczęciu tej zakrojonej na szeroką skalę rosyjskiej inwazji naród ukraiński jest zmęczony?
Abp Visvaldas Kulbokas: Istnieje część narodu ukraińskiego, która została zmuszona do emigracji i niestety nie ma możliwości powrotu do swoich domów, ponieważ fizycznie już ich nie ma. Jest część narodu ukraińskiego, która jest zaangażowana na linii frontu osobiście lub dlatego, że ma członka rodziny, który broni kraju. Ci, którzy zostali wzięci do niewoli, są również częścią narodu ukraińskiego. Niektórzy z nich to osoby cywilne, inni to także lekarze, a jeszcze inni to personel wojskowy. Można się zastanawiać, dlaczego lekarz musi być traktowany jak jeniec wojenny, dlaczego cywil musi cierpieć taki los?
Zostają mi w pamięci historie niektórych więźniów, którzy dzięki wymianie powrócili do domu. Są tak straumatyzowani, że mają trudności z prowadzeniem normalnego życia. Z opowieści, które słyszałem, wynika, że niewola była piekłem. Chciałbym to podkreślić: wojna to piekło. I dlatego zachęcam wszystkich do wznoszenia modlitw do Pana, aby pomógł nam znaleźć sposób na powstrzymanie tego okrucieństwa.
Z daleka można mówić o wojnie z teoretycznego i pryncypialnego punktu widzenia. Tylko będąc tutaj, na miejscu, można zdać sobie sprawę, że wojna to krew. To płynąca krew. To ludzie są pierwszymi ofiarami. Pojawia się zatem pytanie: jak to możliwe, że ktokolwiek może nadal usprawiedliwiać tak krwawe działania, które niszczą życie, każdego dnia, każdego dnia i nie ustają? Stojąc tutaj, staje się jasne, że żadne usprawiedliwienie nie jest możliwe.
SIR: Kiedy rosyjskie wojska docierały do Kijowa, papież Franciszek udał się do ambasady rosyjskiej przy Stolicy Apostolskiej, aby poprosić ich o zaprzestanie działań. Dyplomacja Stolicy Apostolskiej została natychmiast uruchomiona, już od pierwszych godzin. Po dwóch latach od tamtego 24 lutego, jaki jest bilans tej dyplomatycznej pracy?
Mam osobiste świadectwa, a także od osób trzecich, które mówią, jak bardzo papież Franciszek osobiście, a nie tylko słowami, angażuje się każdego dnia w poszukiwanie sposobów na przywrócenie pokoju. Ale do tej pory widzieliśmy również, że te wysiłki były niewystarczające.
Z drugiej strony, Kościół, papież, my wszyscy, jakie mamy narzędzia? Mamy narzędzie wiary, którym jest modlitwa. Mamy narzędzie moralne, jakim jest apelowanie w obronie ludzkiego życia. Nie mamy innych narzędzi, ale są to narzędzia, które stają się skuteczne tylko wtedy, gdy są słyszane, a najwyraźniej to przesłanie Kościoła nie zostało jak dotąd usłyszane. Nie pozostaje nic innego jak kontynuowanie tych działań. Znużenie nie ma prawa istnieć, ponieważ przelano bardzo wiele krwi. Zarówno Papież osobiście, jak i Kościół, kontynuujemy i musimy kontynuować poszukiwanie wszelkich możliwych dróg do pokoju.
SIR: Gdyby Ksiądz Arcybiskup miał zwrócić się do przywódców, ukraińskich i rosyjskich, co by powiedział w świetle tych dwóch lat?
- Że nie może być żadnego działania, które zagraża i odbiera życie człowiekowi. Dotyczy to wszystkich. Kiedy w centrum naszego myślenia stawiamy człowieka, dzieci, ich matki i ojców, z pewnością nie ma miejsca na agresję ani na priorytety, które czasami są nadawane rozważaniom historycznym i politycznym. To wszystko jest teorią oderwaną od rzeczywistości. Dlatego głównym apelem jest dziś spojrzenie własnymi oczami na płynącą krew. Jest to znak, który mówi bardziej niż inne.
SIR: Jaki apel skierowałby Ekscelencja do przywódców europejskich i Unii Europejskiej?
- Abyśmy nie zniechęcali się sytuacją, wiedząc, że kiedy jesteśmy zjednoczeni, nie tylko jako Europa, ale jako ludzkość, jesteśmy silniejsi w naszych zamiarach pokojowych. Nie jest moją kompetencją mówienie o polityce czy broni, ale jako człowiek Kościoła chciałbym podkreślić potrzebę większej jedności, która pozwala nam patrzeć na rzeczywistość z nadzieją, czyni nas bardziej odważnymi, a przez to bardziej kreatywnymi. Kiedy ludzkość jest bardziej zjednoczona, kiedy uznajemy się za braci i postanawiamy skupić się na pozytywach, które istnieją, wtedy rodzą się pomysły, podejmowane są inicjatywy, a to może się zdarzyć również w sytuacji wojny.
SIR: Dwa lata temu Ksiądz Arcybiskup powiedział, że nie opuści Kijowa, razem z ambasadorem polskim, jedynym, który nie opuścił kraju ogarniętego wojną w tych pierwszych dniach. Jak zmieniło się życie Ekscelencji od tej pory?
- To dwa lata ciągłych duchowych rekolekcji. Nie codziennie, ale bardzo często słyszy się przelatujące rakiety i drony i nigdy nie wiadomo, kiedy i czy któryś z nich nie spadnie nam na głowę. Czuje się, że życie może się zatrzymać w każdej chwili. Kilka dni temu znaleziono ciała matki i jej dzieci w łazience ich domu. Zabrała je tam w nadziei, że ochroni je przed pożarem, który wybuchł. Tymczasem wszystkie spłonęły. Może się więc zdarzyć, że nie ma dokąd pójść.
SIR: Czy Ekscelencja wierzy w nadzieję na pokój?
- Mówiąc po ludzku, śmiem twierdzić, że nie. Ponieważ nie dostrzegam wystarczających oznak pokoju. Ale wiara mówi nam, że mamy Boga, który jest miłosierny i który pomimo grzechów ludzkości jest w stanie wybaczyć każdemu, także agresorowi.
Rozmawiała: Maria Chiara Biagioni, SIR