Tucker Carlson: po głośnym wywiadzie promującym Putina teraz przyszedł czas na manifestacyjny antysemityzm

„Boże, chroń mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam”. To powiedzenie, przypisywane kard. Richelieu, nie straciło nic ze swej aktualności. Jeśli obrońcami chrześcijan mają być takie osoby jak Tucker Carlson, który zasłynął niedawno wywiadem z prezydentem Rosji, Władimirem Putinem, to lepiej szukać tych obrońców gdzie indziej.

Tym razem amerykański dziennikarz postanowił udowodnić, że nikt nie prześcignie go w antysemityzmie. W ponad czterdziestominutowym wywiadzie z ewangelickim pastorem Muntherem Isaakiem z Betlejem powiela wszelkie antyżydowskie mity, przedstawiając bardzo jednostronny obraz skomplikowanej rzeczywistości chrześcijan w Ziemi Świętej.

Sam wybór rozmówcy był tu znamienny. Pastor Isaac usiłuje się przedstawiać jako chrześcijański teolog, jednak w jego myśleniu dominuje wciąż tzw. teologia zastąpienia, którą Kościół katolicki zdecydowanie odrzucił już ponad 60 lat temu. Tucker nie kwestionuje żadnej z kontrowersyjnych tez ewangelickiego pastora, a wręcz doprasza się o jeszcze więcej antyżydowskich wypowiedzi.

Widzom, którzy nie orientują się w całej zawiłości religijno-politycznej sytuacji w Ziemi Świętej, wywiad z Isaakiem nic nie wyjaśni, ale wprowadzi jeszcze większy mętlik w głowach. Na przykład, Tucker w pewnym momencie twierdzi, że protestanccy liderzy bardziej troszczą się o „bardzo świecki” rząd Izraela niż o chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Sama teza jest już mocno dyskusyjna, a odpowiedź Isaaca nic nie rozjaśnia. Według palestyńskiego pastora, zasadniczym problemem jest „chrześcijański syjonizm”, czyli wspieranie Izraela w oparciu o fakt jego pierwotnego wybrania przez Boga. Według niego „naród wybrany” przestał już być nim, bo zerwał przymierze z Bogiem. Tu jest największy problem teologiczny, którego pastor Isaac wydaje się nie dostrzegać. Św. Paweł mówi bowiem jasno w 11. rozdziale Listu do Rzymian, że Izrael wprawdzie nie zrealizował przymierza, jednak Bóg go nie odrzucił i wykorzystał jego „potknięcie” do rozszerzenia zbawienia na wszystkie ludy świata. W końcu zaś doprowadzi do zbawienia także Żydów: „jeżeli ich odrzucenie przyniosło światu pojednanie, to czymże będzie ich przyjęcie, jeżeli nie powstaniem ze śmierci do życia?” – pyta retorycznie Paweł.

Tucker i Isaac tymczasem sugerują, że Boże przymierze zależy od tego, czy naród żydowski jest świecki czy religijny. Gromią Stany Zjednoczone za pomoc udzielaną Izraelowi, który według rozmówców jest głównym prześladowcą chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Nie ma to wiele wspólnego z prawdą. Owszem, faktem jest, że grupy ortodoksyjnych Żydów atakują chrześcijan w Jerozolimie i innych miejscach Ziemi Świętej. Czy jednak jest to jedyny problem? Co z Hamasem? Co z arabskim fanatyzmem, który przynosi coraz tragiczniejsze skutki? Przykładem, który Isaac skrzętnie przemilcza, jest sytuacja chrześcijan w Betlejem – jego rodzinnym mieście. Przed przejęciem kontroli nad Betlejem przez Autonomię Palestyńską w latach 90-tych XX wieku, populacja chrześcijan sięgała tam 80 procent. Obecnie chrześcijan zostało tam zaledwie dziesięć procent. Winę za to ponoszą nie Żydzi, ale przede wszystkim arabscy muzułmanie.

Niestety chrześcijanie żyjący w Ziemi Świętej bardzo często znajdują się między „młotem a kowadłem”, stając się ofiarami trwającego już ponad 8 dekad konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Ukazywanie tylko jednej strony tego konfliktu, Żydów, jako winnych, jest celowym zaciemnianiem obrazu rzeczywistości.

Ciekawy przykład tego, z czym muszą się mierzyć betlejemscy chrześcijanie podaje Jonathan A. Feldstein, Żyd urodzony w USA, mieszkający od 2004 r. w Izraelu, który od wielu lat promuje pojednanie chrześcijańsko-żydowskie.

Kilka lat temu zdecydowałem się kupić robione na zamówienie kubki do kawy od palestyńskiego arabskiego chrześcijanina, czując, że (...) pomagam chrześcijaninowi z Betlejem zarabiać na życie. Ponieważ on nie może wejść do mojej społeczności, a ja nie mogę wejść do jego, z obawy o własne bezpieczeństwo, spotkaliśmy się na poboczu drogi. Wszystko było przyjazne i serdeczne, dopóki nie zasugerowałem, żebyśmy zrobili sobie wspólne selfie. „Dlaczego?” spanikował, a jego nastawienie zmieniło się natychmiast z ciepłego na chłodne i przerażone. „Co zamierzasz z tym zrobić” – zapytał. Kiedy powiedziałem, że chcę się podzielić z moimi chrześcijańskimi przyjaciółmi za granicą, którzy byliby zadowoleni, wiedząc, że wspieramy chrześcijański biznes w Betlejem, powiedział mi, że nie, nie może zrobić sobie ze mną zdjęcia, ponieważ byłoby to dla niego niebezpieczne, gdyby to zdjęcie kiedykolwiek wyszło na jaw, że robi interesy ze mną, żydowskim „osadnikiem”.

Warto zadać sobie pytanie, dlaczego zwykłe zdjęcie miałoby być takim zagrożeniem? Odpowiedź jest oczywista: dla arabskiego chrześcijanina żyjącego w Betlejem, kontakty z Żydami oznaczają, że ryzykuje życiem – bo tego nie darują mu jego muzułmańscy arabscy sąsiedzi. Jeśli więc słusznie potępiamy ataki żydowskich ortodoksów na klasztor katolickich sióstr elżbietanek w Jerozolimie, miejmy też świadomość, że zagrożenie ze strony zamieszkujących Ziemię Świętą sfanatyzowanych arabskich muzułmanów jest znacznie większe.

Absurdalność tez stawianych w programie Carlsona można wykazać na jeszcze jednym przykładzie: według niego i jego rozmówcy, ograniczanie chrześcijanom ze Strefy Gazy możliwości podróżowania do Izraela jest wyrazem dyskryminacji i prześladowania ich przez Żydów. Ciekawe, że takie tezy padają w programie dziennikarza, który z pełnym przekonaniem wspiera Donalda Trumpa i jego politykę stawiania muru na granicy amerykańsko-meksykańskiej, aby ochronić USA przed nielegalnymi imigrantami z Meksyku. Nie wpuszczać arabskich chrześcijan do Izraela ze strefy opanowanej przez terrorystów: źle. Nie wpuszczać meksykańskich imigrantów do USA: dobrze. Podwójne standardy, jak widać dla Carlsona, nie stanowią żadnego problemu.

Wniosek z całej tej „debaty” w audycji Tuckera Carlsona jest jeden. Jej gospodarz dawno już przestał być dziennikarzem, a stał się propagandystą, mającym za nic standardy dziennikarskiego obiektywizmu. Jeśli więc warto oglądać jego kolejne programy, to tylko po to, aby uczyć się, jak odróżniać rzetelne dziennikarstwo od propagandy i umieć oddzielić prawdziwych przyjaciół od rzekomych, którzy swą działalnością przynoszą więcej szkody niż pożytku.

Z całością wywiadu można zapoznać się (choć raczej nie warto) na stronie https://sashastone.substack.com/p/tucker.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama