Weigel o „wielkim milczeniu” Synodu w kwestiach obrony życia

Dramatycznie szybki rozrost „kultury śmierci”, nowotworu, który pożera zdrową tkankę moralną społeczeństw, domaga się mocnej odpowiedzi ze strony Kościoła. Tymczasem kwestia obrony życia, choć tak aktualna i pilna, jest w zasadzie przemilczana na synodzie. George Weigel zadaje więc pytanie: czy nie jest to przejaw „autoreferencyjności”, przed którą przestrzegał Franciszek u progu pontyfikatu?

Synodalne Instrumentum Laboris mówi o „głoszeniu i dawaniu świadectwa Dobrej Nowinie o zbawieniu w różnych kontekstach, w których żyje i kroczy. [Kościół] Idąc razem ze wszystkimi narodami ziemi, ukształtowany przez ich kultury i religie, prowadzi z nimi dialog i im towarzyszy”. Weigel zadaje jednak istotne pytanie:

Czy ich nawraca? Czy Kościół „towarzyszy” ludziom w nieskończoność, niezależnie od kierunku, w którym podążają? Czy ewangeliczna misja Kościoła obejmuje wskazywanie kierunku, w którym możemy „żyć i kroczyć”, aby osiągnąć życie wieczne? Czy „dialog” Kościoła ze światem obejmuje stawianie wyzwań, a w razie potrzeby konfrontację ze światem na temat tego, co jest śmiercionośne w jego różnych kulturach?

Dziś jednym z największych wyzwań jest to wszystko, co składa się na „kulturę śmierci”. Już w encyklice Evangelium vitae (1995) Jan Paweł II analizował jej przyczyny i ostrzegał przed jej konsekwencjami. Dziś kultura ta rozrosła się do rozmiarów groźnego nowotworu, pożerającego zachodnią cywilizację. Tymczasem, jak podkreśla Weigel:

Dwie kluczowe kwestie życiowe, aborcja i eutanazja, są nieobecne w Instrumentum Laboris. Czasami może się wydawać, że Synod, mimo całej swojej mowy o „towarzyszeniu”, faktycznie odbywa się gdzieś indziej niż wśród cierpiącej ludzkości w październiku 2024 roku: że to, co dzieje się tutaj w Rzymie, rozgrywa się w czymś w rodzaju synodalnej Strefy Cienia.

Choć Papież u progu swego pontyfikatu przestrzegał przed autoreferencyjnością, w przekonaniu Weigla, obecny synod jest właśnie „intensywnie autoreferencyjny, prawie całkowicie skoncentrowany na sobie”, nie dostrzegając istotnych kwestii, które zdecydują wkrótce o „być albo nie być” zachodniej kultury. Podaje tu bardzo mocne przykłady.

Pierwszy z nich to sytuacja chorego na raka pacjenta, któremu służba zdrowia odmawia leczenia banalnej infekcji, aby przyspieszyć jego zgon (opis zaczerpnięty z blogu kanadyjskiego duszpasterza, ks. Tima Moyle’a).

Dziś wieczorem przygotowuję się do pogrzebu kogoś (nazwijmy go „H”, aby chronić jego prywatność), kto cierpiąc na raka, został przyjęty do szpitala z odrębnym problemem, infekcją pęcherza. Rodzina H. wysłała go do szpitala na początku tygodnia, zakładając, że tamtejsi lekarze wyleczą infekcję i będzie on mógł wrócić do domu. Ku ich szokowi i przerażeniu odkryli, że lekarz prowadzący podjął decyzję o nieleczeniu infekcji. Kiedy zażądali od niego zmiany tego (nie)działania, odmówił, stwierdzając, że lepiej będzie, jeśli H. umrze z powodu infekcji teraz, niż gdyby rak zabił go później. Pomimo ich próśb i błagań, lekarz nie zmienił swojej decyzji. W rzeczywistości celowo przyspieszył koniec H., przepisując mu duże ilości morfiny „w celu kontrolowania bólu”, co spowodowało utratę przytomności, gdy jego płuca wypełniły się płynem. W mniej niż 24 godziny H. zmarł. H. miał 63 lata. Pozostawił żonę i dwie córki, które obecnie pracują na uniwersytetach, aby uzyskać tytuł licencjata. Nie mówimy tu o kimś, kto był zaawansowany w latach i szybko słabł z powodu starości. Mówimy o człowieku, który przechodził chemioterapię i radioterapię. Mówimy o człowieku, który wciąż trzymał się nadziei, że być może uda mu się przeciwstawić przeciwnościom losu na tyle długo, by zobaczyć, jak jego córki kończą studia. Najwyraźniej i tragicznie, w oczach lekarza, którego zadaniem było zapewnienie opieki potrzebnej do pokonania infekcji, nadzieja ta nie była warta kontynuowania.    Jeszcze raz chciałbym wyraźnie podkreślić, że zarówno pacjent, jak i jego małżonka wyraźnie chcieli, aby lekarz leczył infekcję. Życzenie to zostało zignorowane.

To było siedem lat temu. W międzyczasie sytuacja w Kanadzie wyraźnie się pogorszyła i Weigel dedykuje uczestnikom synodu tekst z angielskiego Spectatora, zatytułowany „Mrożąco uwodzicielskie spojrzenie na wspomagane umieranie”. To, co dzieje się obecnie w Kanadzie, to już nawet nie „kultura”, ale „machina” śmierci. Oto fragment tej obowiązkowej lektury:

Kilka tygodni temu byłem obecny, gdy moja ciotka, obywatelka Kanady urodzona w Wielkiej Brytanii, zdecydowała się umrzeć... Moja ciotka miała 72 lata i była we wczesnym stadium choroby neurologicznej. Straciła władzę w jednej ręce, ale choć była słaba, żyła niezależnie i miała doskonałą ostrość umysłu. Była artystką, która przez 40 lat pracowała w teatrze, projektując piękne i wyszukane kostiumy. Przez kilkadziesiąt lat po rozwodzie żyła samotnie i nie była przygotowana na zostanie inwalidką. Decyzję o śmierci podjęła dobrowolnie i wbrew woli swojej rodziny. Pod każdym względem była idealną kandydatką [do MAID].

Było to przerażająco łatwe do zorganizowania. Po tym, jak w lutym zdiagnozowano u niej nieuleczalną chorobę, otrzymała natychmiastową wstępną zgodę. Zadzwoniła w niedzielne popołudnie (tak, w weekendy można zadzwonić pod «numer śmierci», ale spróbuj umówić się na regularną wizytę lekarską) i ustalono, że umrze we wtorek o 7 wieczorem.

I tak też się stało. Lekarz „wydawał się niewzruszony” recytowaniem przez autora modlitw za umierających, gdy śmiertelna strzykawka wbiła się w ramię jego ciotki, chociaż pielęgniarka obecna przy zabiegu powiedziała jednemu z obecnych krewnych, że słuchanie modlitw «poruszyło ją». Jakiś przebłysk sumienia, być może nawet dawno uśpionej wiary chrześcijańskiej, zdawał się rozpalić na chwilę. Ale kiedy ciotka została «uśpiona», machina śmierci ruszyła dalej.

W 2022 roku w Kanadzie odnotowano 13 241 zgonów z powodu MAID. W ubiegłym roku MAID był piątą najczęstszą przyczyną zgonów w tym kraju i oczekuje się, że w tym roku awansuje na czwarte miejsce, ponieważ liczba ofiar śmiertelnych Covid spada.

To nie tylko Kanada

Zapewne większość uczestników synodu słyszała o „kapsule Sarco”, która niedawno weszła do użytku jako narzędzie wspomaganego samobójstwa. Jest ona już używana w Szwajcarii. Nowy laburzystowski rząd Keira Starmera w Wielkiej Brytanii obiecał „swobodne głosowanie” (tj. głosowanie niepodlegające dyscyplinie partyjnej) w sprawie „wspomaganego umierania”. W Stanach Zjednoczonych samobójstwo wspomagane przez lekarza jest legalne w dziesięciu stanach i Dystrykcie Kolumbii. Podobnie jest w Nowej Zelandii i we wszystkich sześciu stanach Australii. Kraje europejskie dopuszczające tę praktykę to Austria, Belgia, Niemcy, Luksemburg, Holandia, Portugalia, Hiszpania i Szwajcaria. Nie można więc przymykać oczu i twierdzić, że jest to kwestia marginalna.

Podobnie jest z drugim wymiarem kultury śmierci: aborcją. Temat ten został praktycznie zignorowany na Synodzie, jak zauważa Weigel. Tymczasem w USA ruch pro-life został właśnie porzucony przez Trumpa, kandydata Partii Republikańskiej. O jawnie proaborcyjnej polityce Partii Demokratów pisaliśmy wielokrotnie w naszym portalu. Temat „praw reprodukcyjnych” wraca jak bumerang w kolejnych dokumentach sygnowanych przez ONZ i Unię Europejską, co w praktyce oznacza coraz większy nacisk na wszystkie kraje świata, aby wprowadziły niczym nieskrępowany dostęp do aborcji na życzenie. Tym, które nie chcą się podporządkować, grozi się odebraniem funduszy i alienacją na światowej arenie politycznej.

Dźwięki synodalnego milczenia

Nie jest tak, że Kościół całkowicie milczy w kwestiach obrony życia. Tuż przed otwarciem Synodu 2024 papież Franciszek napiętnował Belgię za jej podążanie drogą kultury śmierci, co wzbudziło olbrzymi gniew wśród rządzących tym krajem. Niestety hierarchowie Kościoła katolickiego w Belgii nie stanęli jasno po stronie papieża, broniąc jego słów, a wręcz przeciwnie – ustami redaktora naczelnego oficjalnego katolickiego portalu internetowego zdystansowali się od niego i skrytykowali go jako burzącego dialog społeczny.

Niechęć wielu hierarchów do jasnego opowiedzenia się po stronie cywilizacji życia przejawia się na różne sposoby. Podczas tego pontyfikatu zlikwidowano dwie rzymskie instytucje stworzone właśnie w celu promowania Ewangelii Życia – Papieską Akademię Życia i Instytut Jana Pawła II Studiów nad Małżeństwem i Rodziną na Uniwersytecie Laterańskim, przypomina Weigel.

Tak więc brak jakiejkolwiek refleksji nad kwestiami życia w synodalnym Instrumentum laboris nie był zaskakujący, a odesłanie takich kwestii do grupy studyjnej rozważającej „kontrowersyjne” kwestie katolickiego nauczania moralnego nie podnosi na duchu.

Przewrotna kultura śmierci jak rak niszczy delikatną moralną tkankę ludzkości. Nie jest to kwestia drugorzędna, nie jest to coś, co można relegować do podkomisji czy grup studyjnych. Weigel wyraża nadzieję, że wśród członków Synodu znajdą się jednak „odważne dusze”,

które będą bronić Ewangelii Życia i dawać świadectwo przeciwko kulturze śmierci na synodalnych zgromadzeniach generalnych oraz że szczere uznanie powagi tych kwestii i ewangelicznej odpowiedzialności Kościoła za zajęcie się nimi znajdzie się w raporcie końcowym Synodu. W przeciwnym razie «odgłosy milczenia» (to zapewne aluzja do krytycznego wobec współczesnej kultury utworu „Sound of Silence”) Synodu 2024 w tych sprawach życia i śmierci wyrządzą poważne szkody misji Kościoła.

Można mieć nadzieję, że przynajmniej część uczestników synodu czyta teksty Weigla i wezmą sobie jego słowa do serca. Oby tak było!

Źródło: First Things

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama