Ana del Pino, hiszpańska pro-liferka i koordynatorka „One of Us” nie przebiera w słowach, określając to, co uchwalili właśnie brytyjscy posłowie, mianem zalegalizowanego dzieciobójstwa. Jak bowiem inaczej nazwać pozbawienie życia dziecka, które zdolne jest do przeżycia poza organizmem matki?
Ana del Pino zaszokowana była przytłaczającą liczbą głosów (379 do 137), którymi brytyjski parlament dopuścił aborcję aż do dnia porodu. Dekryminalizacja aborcji to bowiem nic innego jak zezwolenie na nią i rezygnacja z ochrony życia ludzkiego.
„Będziemy zabijać dzieci aż do momentu narodzin. W pierwszym odruchu miałam ochotę uciekać. Czuję się, jakbyśmy porzucili nasze dzieci. W Hiszpanii media usiłują to przemilczeć, ukryć, zminimalizować. Ludzie nie postrzegają tego jako tragedii. Dla mnie jest to coś potwornego. To coś barbarzyńskiego. Kobiety powinny się od tego odżegnać”.
W artykule napisanym w języku hiszpańskim del Pino mówi wprost o „dzieciobójstwie”. Obecnie dziecko powyżej 22-23 tygodnia ciąży medycyna jest w stanie utrzymać przy życiu także poza łonem matki. Dziecko w dziewiątym miesiącu ciąży może się urodzić jako wcześniak i przeżyć bez szczególnych interwencji medycznych. Skąd przekonanie, że wolno je zabić, gdy znajduje się po jednej stronie kanału rodnego, a nie wolno – gdy po drugiej? Cóż takiego dzieje się z tą małą istotą ludzką, że zanim przejdzie przez kanał rodny jest tylko „płodem”, a po drugiej stronie – już „człowiekiem”?
Kiedy człowiek nie jest człowiekiem?
W rzeczywistości z punktu widzenia medycznego nie ma żadnej granicy, poniżej której istota ludzka byłaby „nie-człowiekiem”. Nie jest nią ani moment przejścia przez kanał rodny, ani dziewiąty, ani ósmy, ani żaden inny miesiąc ciąży. Granice istnieją jedynie w głowach bezdusznych prawodawców, którzy w imię rzekomej „wolności” kobiet pozwalają na pozbawianie życia niewinnego dziecka, które poczęło się w ich łonie.
„Nie umiem zrozumieć matki, która pozwala na zabicie dziecka kilka minut przed jego porodem. Nie rozumiem lekarza, który jest zdolny coś takiego zrobić. Gdzie jest przysięga Hipokratesa?” – mówi del Pino.
Znaczna liczba dzieci abortowanych w późnym okresie ciąży przeżywa aborcję. Udostępniony właśnie raport jednej z kanadyjskich prowincji (Alberta) wskazuje, że w latach 2023-2024 przeprowadzono tam 133 aborcji w późnym terminie, spośród których 33 dzieci przeżyło. Oznacza to, że około jednej czwartej dzieci urodziło się tam żywych. To znacznie większa liczba niż wcześniej ujawniane dane, które mówiły o 11 procentach. Niestety wszystkie te dzieci pozostawiane są bez opieki, aż umrą. Z raportem można zapoznać się na stronie Western Standard [https://www.westernstandard.news/opinion/dur-surely-it-cannot-be-that-babies-born-alive-after-an-abortion-are-left-to-die/64535]. Jego autor podkreśla, że tego rodzaju praktyki nie są wolą obywateli ani prawodawców. Są wynikiem decyzji bardzo wąskiego grona prawników, którzy w oparciu o ideologiczne przesłanki uznali, że dzieciom w łonie matki nie należy się żadna ochrona.
W przypadku Wielkiej Brytanii na dekryminalizację aborcji zgodziła się jednak znacząca większość parlamentarna. Według de Pino świadczy to o cywilizacyjnym upadku.
„Przestaliśmy postrzegać tę małą istotę ludzką jako jedną z nas. Troszczymy się o ekologię, o drzewa, co jednak z ludzkim życiem? Traktujemy dziecko jak produkt: «teraz go chcę», «teraz go nie chcę»”.
Argument, którym posługują się niektórzy propagatorzy prawa do późnych aborcji, że stanowią one jedynie około 1 proc. wszystkich, jest całkowicie chybiony. Jeśli tylko jeden ułamek procenta obywateli jest zabójcami, czy z tego powodu należy dekryminalizować zabójstwo?
Cała argumentacja aborcjonistów sprowadza się do dehumanizacji istoty ludzkiej znajdującej się w łonie matki. Bez zanegowania jej człowieczeństwa, wszystkie argumenty tracą swą moc. Dlatego tak bardzo upierają się przy nazywaniu dziecka w łonie matki „embrionem” lub „płodem”, aby zatrzeć prawdę o tym, że jest to płód ludzki, a więc nic innego, jak człowiek.
„Ukrywamy rzeczywistą istotę ludzką i nie chcemy mówić o tym, że żyje.”
Cywilizacyjna dżungla: prawem jest to, czego sobie zachcę
Presja środowisk pro-aborcyjnych na prawodawców i lekarzy jest tak silna, że nie pozwalają one na uczciwe badania naukowe dotyczące dziecka w łonie matki, podkreśla del Pino.
„Pamiętam, jak rozmawiałam z osobą zajmującą się kwestią bólu u płodu, doktorem Carlo Bellieni, który mówił mi, że nie zajmujemy się badaniami nad tym problemem właśnie ze względu na aborcję. Ważniejsza jest możliwość bezkarnego zabijania dziecka niż podjęcie badań nad tym, co czuje.”
Ostatecznie ignorujemy więc racje medyczne, etyczne i prawne, ponieważ przyjmujemy za prawdziwą skrajnie liberalną tezę: „najważniejsze jest to, czego ja sam chcę – moje życzenie jest prawem”. To jednak najprostsza droga do cywilizacyjnego upadku. Gdy negujemy podstawowe wartości, gdy nasze życie pozbawione jest fundamentów etycznych, a prawo – zależne od kaprysu prawodawcy, społeczeństwo dziczeje. Tak jak zaniedbane pole, sad czy winnica, przestaje przynosić wartościowe plony, zarasta chwastami.
Niestety to, co dzieje się w wielu krajach świata, jeśli chodzi o legalizację aborcji, zgodne jest z wytycznymi WHO. To absurd, że organizacja, która ma w swej nazwie ochronę zdrowia, propaguje śmierć.
„Ta organizacja poddana jest wpływom aborcyjnych lobby. Koniec końców, aborcja to wielkie pieniądze, a WHO ulega tej presji. Zamiast patrzeć na pieniądze, powinniśmy jednak patrzeć na osobę ludzką.”
Wracając do Wielkiej Brytanii, del Pino zauważa, że jedną z najtragiczniejszych konsekwencji dekryminalizacji aborcji może być znaczny przyrost selektywnych aborcji ze względu na płeć. W wielu kulturach dziecko płci męskiej postrzegane jest jako pożądane, a żeńskiej – jako niechciane. Nie jest tajemnicą, jak wielu przedstawicieli tych kultur żyje obecnie w Wielkiej Brytanii. Paradoksalnie więc aborcja, propagowana jako „wybór kobiet”, doprowadzi do „negatywnej selekcji kobiet”, które nie urodzą się z jej powodu. O tym nie myślą brytyjscy prawodawcy. Problem może być znacznie szerszy, niż to sobie uświadamiamy, ponieważ nie są prowadzone stosowne badania ani gromadzone statystyki.
Tego, co stało się w Wielkiej Brytanii, nie można przemilczeć. Nie można potraktować tego jako drobnego incydentu. To nie kamyk, który otarł się o mur, ale taran, który wyważa bramy twierdzy naszej zachodniej cywilizacji. Twierdza ta właśnie rozsypuje się na naszych oczach, a to co powstanie na jej gruzach, to barbarzyńska społeczność, w której obowiązuje prawo pięści i prawo silniejszego. Czy na pewno tego chcemy?
Źródło: CNE, Western Standard, Live Action