Walka z celibatem, likwidacja seminariów, zmienianie słów konsekracji. Świadek opowiada, co działo się w Holandii

Bp Jan Hendriks z Haarlemu-Amsterdamu był klerykiem, kiedy w Holandii zamknięto seminaria, a program lekcji religii zaczęli pisać lewicowcy. Jako przedstawiciel biskupów rozmawiał z aktywistami protestującymi przeciw wizycie papieża. Sam uczestniczył w debatach, podczas których głosowano nad wprowadzeniem rozwodów w Kościele.

W latach po Soborze Watykańskim II Holandia z kraju zapewniającego 10 proc. katolickich misjonarzy na świecie i posiadającego ponad 90 proc. frekwencję na niedzielnych Mszach św., na początku lat pięćdziesiątych stała się jednym z najmniej religijnych krajów na świecie. Doszło do gwałtownego spadku powołań, likwidacji wielu parafii, a frekwencja katolików na niedzielnych Mszach św. spadła w niektórych diecezjach poniżej 1 proc. i oscyluje wokół 2 proc. w całym kraju. W następnych dekadach holenderski katolicyzm stał się synonimem „eksperymentalnej” teologii, a dla wielu niósł ze sobą powiew liturgicznych nadużyć, a nawet heterodoksji.

Zdaniem niektórych obserwatorów Sobór Watykański II był początkiem upadku i źródłem problemów stojących przed Kościołem w Holandii. Nie wszyscy jednak obwiniają Sobór Watykański II za kryzys holenderskiego katolicyzmu.

Urodzony w 1954 roku biskup Jan Hendriks z Haarlemu-Amsterdamu studiował w niższym seminarium w Leeuwenhorst, gdzie w latach 1966-1970 odbywała się Rada Duszpasterska, co sprawiło, że miał udział w procesie recepcji Soboru Watykańskiego II w swej ojczyźnie. Następnie (1979-2011) posługiwał jako kapłan w diecezji Rotterdam w trudnych czasach posoborowych w Holandii. W 2011 r. został biskupem pomocniczym Haarlemu-Amsterdamu, a w 2020 r. biskupem- ordynariuszem tej diecezji. Z okazji 60. rocznicy zakończenia Soboru Watykańskiego II, amerykański magazyn „The Pillar” rozmawiał z bp. Hendriksem o Krajowej Radzie Duszpasterskiej, kryzysie holenderskiego katolicyzmu i o tym, jak mogłaby wyglądać prawdziwa recepcja Soboru Watykańskiego II w dzisiejszej Holandii.

Edgar Beltrán, „ThePillar”: Podczas holenderskiej „rady duszpasterskiej” był Ksiądz Biskup seminarzystą i uczestniczył w niektórych jej sesjach. Czym była „rada duszpasterska”?

Bp Jan Hendriks: Tak zwana Holenderska Rada Duszpasterska była inicjatywą Instytutu Duszpasterskiego Holenderskiej Prowincji Kościelnej, za którą odpowiedzialny był ojciec Walter Goddijn OFM. Pierwotną ideą było przyjęcie Soboru Watykańskiego II, ale także pójście dalej w zastosowaniu go do sytuacji holenderskiej.

Podążanie za „duchem” Soboru...?

Tak, ideą było rozwinięcie Soboru Watykańskiego II poprzez wyjście poza jego ramy. Profesor Edward Schillebeeckx OP, który był doradcą holenderskich biskupów podczas Soboru Watykańskiego II, był nieco rozczarowany jego wynikami. Powiedział wtedy, że nie poszedł on na całość, że był to sobór „kompromisowy”... Przypuszczam, że czuł się tak, ponieważ Sobór Watykański II nie zaakceptował większości jego pomysłów.

Tak więc Rada Duszpasterska zrodziła się z tego poczucia i stawała się coraz bardziej krytyczna wobec Kościoła, chcąc odejść dalej od tego, czego nauczał Sobór Watykański II. Na przykład niektóre z pomysłów omawianych i proponowanych przez Radę Duszpasterską dotyczyły przekształcenia teologii małżeństwa, zniesienia celibatu kapłańskiego i odrzucenia Humanae vitae.

Jedną z rzeczy, która nie jest tak często omawiana, gdy mówi się o Radzie Duszpasterskiej, były jej zmiany w procesie stwierdzania nieważności małżeństwa. Rada Duszpasterska stwierdziła, że w tej dziedzinie musi być większa wrażliwość duszpasterska w poszukiwaniu tego, czy małżonkowie mogą kontynuować małżeństwo, więc skończyło się to czymś bardziej zbliżonym do usankcjonowanego przez Kościół rozwodu niż stwierdzenia nieważności w rozumieniu Kościoła katolickiego. Ale w końcu się zaangażowała Sygnatura Apostolska [najwyższy trybunał w Kościele, czuwający także nad prawidłowym funkcjonowaniem wymiaru sprawiedliwości w Kościele – przyp. KAI], i wezwała holenderskie diecezje do zrewidowania swoich działań.

Odpowiadając na drugą część pytania: Jakie było moje doświadczenie w Radzie Duszpasterskiej jako młodego człowieka? Rada duszpasterska rozpoczęła się w 1966 r., a ja wstąpiłem do niższego seminarium w Leeuwenhorst w 1967 r., gdzie również odbywała się rada. Pamiętam, jak śpiewałem na jednej z sesji inauguracyjnych w 1968 r. i jak biskup Bluyssen z Den Bosch przyszedł potem, aby nas powitać i trochę z nami porozmawiać. Mogłem też uczestniczyć w niektórych kolejnych sesjach. Pamiętam, że po sesji, na której głosowano za zniesieniem celibatu kapłańskiego, nad niższym seminarium krążył samolot z transparentem „Jedność z Rzymem”. 

Ale najbardziej spektakularnym momentem było opuszczenie sesji przez nuncjusza arcybiskupa Angelo Feliciego po głosowaniu w sprawie celibatu. Sala, w której odbywały się sesje, była połączona z głównym wejściem bardzo długim korytarzem. Jedna z uczestniczek próbowała nakłonić go do powrotu, biegnąc za nim na obcasach, robiąc przy tym dużo hałasu.

Ale nuncjusz był zdecydowany opuścić sesję.

Jedną z cech Rady Duszpasterskiej było to, że była bardzo jednostronna. Uczestnicy zostali wybrani z diecezji, ale prawie wszyscy mieli określoną wrażliwość ideologiczną.

Było tylko kilku oponentów, takich jak ks. Adrianus Simonis – późniejszy kardynał – który był wówczas wikariuszem w Hadze i był jednym z niewielu członków Rady Duszpasterskiej, którzy głosowali między innymi przeciwko zniesieniu celibatu. Biskupi byli obserwatorami w Radzie Duszpasterskiej, ale nie brali udziału w głosowaniach. Od czasu do czasu przemawiali na sesjach.

Brzmi to niezwykle podobnie do niemieckiej „drogi  synodalne”, ale 60 lat wcześniej.

W ubiegłym roku odwiedzili nas niektórzy członkowie komisji duszpasterskiej niemieckiej konferencji biskupów. Spotkałem się z nimi w Amsterdamie i zaprosili mnie do wygłoszenia wykładu na temat najnowszej historii Kościoła w Holandii, począwszy od Rady Duszpasterskiej. To było w tym samym duchu i przyniosło podobny efekt. Te rzeczy nie przyczyniają się do ewangelizacji i powodują wiele konfliktów i niezgody wśród wiernych.

Głównym „darem” Rady Duszpasterskiej była polaryzacja. Wszystko w holenderskim Kościele stało się głęboko spolaryzowane i polityczne.

Dyskusje w Kościele są czymś normalnym, ale muszą rodzić się z wiary i życia modlitewnego, a tak nie było. Panowała atmosfera niekończącej się debaty.

Jak można było posługiwać jako młody ksiądz w tym środowisku po Radzie Duszpasterskiej?

Dla Kościoła katolickiego w Holandii była to ogromna zmiana.

W 1965 r. holenderscy biskupi zdecydowali o zniesieniu katechizmu w szkołach katolickich. Nadal odbywały się lekcje religii, ale materiały były opracowywane przez Wyższy Instytut Katechetyczny Uniwersytetu w Nijmegen, który był bardzo lewicowy i niebiblijny. Można było skakać z radości, gdy na lekcjach pojawiał się fragment Biblii, ponieważ nie zdarzało się to często.

Rok później biskupi poprosili parafie i zgromadzenia zakonne o przekazanie odpowiedzialności za szkoły katolickie niezależnym zarządom świeckim. Sami biskupi zrzekli się odpowiedzialności za nadzór nad edukacją katolicką na rzecz Krajowej Rady Szkół Katolickich, która była w pełni niezależna. Dopiero 12 lat temu mogliśmy ponownie wprowadzić normy prawa kanonicznego dotyczące szkół katolickich. Jakiś czas po przekazaniu Kościołowi odpowiedzialności za szkoły, biskupi postanowili zamknąć wszystkie seminaria. Tak więc niższe seminarium, do którego chodziłem, nie było już seminarium.

Skoro nie było seminarium, jak Ksiądz Biskup kontynuował naukę?

Kiedy skończyłem szkołę średnią i pragnąłem kontynuować formację teologiczną, w kraju nie było żadnego wyższego seminarium duchownego. Ale od niedawna mieliśmy w Rotterdamie nowego młodego biskupa, późniejszego kardynała – Simonisa. Powiedział mi, abym udał się do Amsterdamu w celu kontynuowania studiów i wskazał mi dobry klasztor, w którym mógłbym mieszkać, aby prowadzić życie wspólnotowe, oraz księdza, do którego mógłbym się udać po kierownictwo duchowe. Rok później nowy biskup w Roermond postanowił otworzyć seminarium Rolduc, więc mogłem tam pojechać.

W międzyczasie liturgia pod wpływem propozycji Rady Duszpasterskiej zmieniła się tak bardzo, że wiele razy nie odprawiano nawet ważnej Mszy św., ponieważ zmieniano słowa konsekracji. To było straszne. Nie doprowadziło to do uwspółcześnienia Kościoła, ale do konfliktu z tymi, którzy chcieli być katolikami i praktykować swoją katolicką wiarę. Napotykali wiele trudności i byli marginalizowani. To był bardzo skomplikowany czas.

Jednym z głównych tematów Rady Duszpasterskiej była rola świeckich, która jest również w centrum Soboru Watykańskiego II w Lumen gentium, ale wydaje się, że podejścia do tego tematu są radykalnie różne. Co poszło nie tak?

Mieliśmy duży ruch krytycznych katolików zwany Ruchem Ósmego Maja, ponieważ był to dzień, w którym protestowali przeciwko wizycie Ojca Świętego w Holandii w 1985 roku. Biskupi postanowili, że należy nawiązać z nimi dialog, aby sprawdzić, czy możemy znaleźć punkty wspólne, a ja zostałem wybrany przez konferencję biskupów jako jeden z uczestników dialogu z tą organizacją.

Pamiętam, że pierwszym pytaniem, jakie im zadałem, było to, czy akceptują Sobór Watykański II, aby zobaczyć, czy możemy przyjąć to jako podstawę do dalszych dyskusji. Ale to było bardzo trudne, nie mogli tego zaakceptować i po prostu powiedzieli, że są platformą, więc nie mają opinii w tych sprawach itp.

Możemy jedynie odnowić Kościół od jego fundamentów, co powierzył nam Duch Święty. A Sobór Watykański II jest częścią tych fundamentów i jest szczególnym znakiem dla naszych czasów. Od tego powinniśmy zacząć. Sobór Watykański II jest odpowiedzią na proces sekularyzacji i na to, jak powinniśmy reagować na sytuację tej rzeczywistości. Dla odnowy Kościoła nie liczy się kurczowe trzymanie się stanowisk i władzy, ale pragnienie bycia prawdziwym chrześcijaninem, naśladowcą Jezusa Chrystusa. Abyśmy wszyscy pragnęli stać się świętymi i rozmodlonymi ludźmi. To jest fundament naszej wiary, więc powinien to być punkt wyjścia. Nie możemy zamienić tego w niekończącą się dyskusję, ale naprawdę chcemy, aby w naszej wierze katolickiej wzrastała obecność Ducha Świętego. Mówimy obecnie dużo o synodalności w Kościele, co jest dobrą rzeczą, ale znowu, powinno to być rozumiane zgodnie z Soborem Watykańskim II i nauczaniem Kościoła. To są fundamenty wszystkiego innego.

Myślę, że nietrudno dojść do wniosku, że Holandia była krajem z największymi wyzwaniami w okresie posoborowym, ale wydaje się, że Ksiądz Biskup bardzo wspiera Sobór Watykański II. Dlaczego Ekscelencja uważa, że był on dobry i konieczny dla Kościoła?

To, co wydarzyło się w Holandii, nie jest owocem Soboru Watykańskiego II. W Holandii mieliśmy proces emancypacji katolików w XIX wieku, ponieważ wcześniej katolicyzm był zakazany. 

Później, jak sądzę, poświęciliśmy zbyt wiele uwagi rozwojowi naszych instytucji i władzy, jaką mieliśmy. Partia katolicka miała jedną trzecią miejsc w parlamencie, mieliśmy katolickie związki zawodowe, kluby piłkarskie, stacje radiowe, wszystko. Tak więc katolicy przeszli od bycia w podziemiu do bycia bardzo potężnymi. Ale aż do lat sześćdziesiątych było to pod kontrolą hierarchii. Potem świeccy chcieli mieć większy wpływ i być niezależni od hierarchii. Wszystko to odegrało rolę w tym procesie. Holandia w krótkim czasie stała się bardzo bogatym krajem. A szybki dobrobyt nie jest najkorzystniejszą rzeczą dla życia duchowego.

Ale eklezjologia Soboru Watykańskiego II była i jest bardzo ważna dla Holandii. Znaleźliśmy tam właściwą odpowiedź na pytanie, w jaki sposób hierarchia i świeccy powinni współpracować w misji Kościoła, mając różne obowiązki. Ale wyzwaniem dla nas wszystkich jest skupienie się na Jezusie Chrystusie. Na tej podstawie budujemy Kościół.

Wydaje się, że dokonana przez Księdza Biskupa krytyka okresu posoborowego w Holandii dotyczy nie tyle tego, że Sobór nie został dobrze przyjęty, ale że nie został przyjęty w ogóle.

Dokładnie o to mi chodzi. Dokumenty soborowe nie spotkały się z dużym zainteresowaniem w Holandii. Atmosfera od razu skupiała się na pójściu dalej, na wyjściu poza Sobór. Tak więc Sobór Watykański II był postrzegany jako punkt wyjścia, a nie jako fundament. I to był problem.

Wydaje się jednak, że dziesięciolecia nadużywania interpretacji Soboru Watykańskiego II doprowadziły do wzrostu sceptycyzmu wobec niego, zwłaszcza w krajach, które najbardziej ucierpiały z powodu tych nadużyć. Co by Ksiądz Biskup powiedział ludziom, którzy są sceptyczni lub wprost zaprzeczają Vaticanum II?

Że szkoda, ponieważ zaprzeczają jednemu z fundamentów Kościoła katolickiego, którym jest to, że Kościół jest prowadzony i towarzyszy mu Duch Święty: „Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,5).

Celebracja soboru powszechnego jest istotnym wydarzeniem w Kościele, zatem błędem byłoby myślenie, że Duch Święty go nie prowadził. Ponieważ w Holandii w przeszłości Sobór Watykański II był postrzegany jako rozdział, który został zamknięty i który należy pozostawić za sobą, widzimy wzrost tego sceptycyzmu, co nie jest dobre.

Musimy pogłębić Sobór Watykański II, lepiej go zrozumieć i zastosować w życiu Kościoła. Przyniesie to wielkie owoce, ponieważ głównym wezwaniem Soboru Watykańskiego II jest ewangelizacja świata jako wspólnoty z aktywnym udziałem wszystkich jej członków.

Po prawie całkowitym upadku Kościoła holenderskiego, wydaje się, że przechodzi on małe ożywienie w całym kraju, z mniejszymi, ale bardziej wiernymi wspólnotami, a także mniejszą liczbą, ale bardziej doktrynalnie zdrowych powołań. Czy postrzega to Ksiądz Biskup jako owoc niedawnego przyjęcia Soboru w Holandii?

Rzeczywiście, jest to owoc ducha misyjnego, który wzrasta w tym kraju. Nasi księża, katecheci i ogólnie świeccy mają ducha misyjnego, co jest bardzo ważne. Do Kościoła przychodzi teraz wielu ludzi młodych, zwłaszcza mężczyzn. W Środę Popielcową byłem zaskoczony ilością młodych przychodzących do kościoła. Powiedziałbym, że dwie trzecie obecnych stanowili ludzie młodzi, co jest niesamowite, ale powiedziałbym też, że z tych dwóch trzecich zdecydowaną większość stanowili mężczyźni.

Wielu z tych młodych katolików po raz pierwszy zetknęło się z Kościołem przez Internet, co jest dla nich szansą. Następnie przychodzą do Kościoła w poszukiwaniu odpowiedzi, więc organizujemy wiele kursów Alpha, aby wprowadzić ich do Kościoła katolickiego. Tylko w parafii katedralnej organizujemy trzy lub cztery rocznie, a także kilka innych kursów, takich jak Sycamore oraz grupy biblijne i modlitewne.

W rezultacie mamy ponad 30 młodych ludzi przygotowujących się do chrztu tylko w tej parafii i wielu innych w całej diecezji. Myślę, że podczas liturgii Wigilii Paschalnej nie będę w stanie ochrzcić wszystkich tych katechumenów podczas jednej Mszy św., ponieważ jest to całkiem spora liczba osób.

Ale to wydaje się być miłym problemem.

Rzeczywiście, to bardzo miły problem. Lubię takie problemy. Wydaje się, że Covid przyczynił się do tego wzrostu, ponieważ młodzi ludzie mieli więcej czasu na myślenie, mniej imprezowali, więc byli nieco bardziej kontemplacyjni. Ale ludzie byli też bardziej samotni i przygnębieni. Ale jest to naprawdę wyzwanie i to właśnie podkreślam naszym księżom i katechetom: musimy towarzyszyć tym ludziom po chrzcie, ponieważ to dopiero początek. To nie powinien być koniec. A oni naprawdę potrzebują tego bardziej niż kiedykolwiek, ponieważ wielu z tych młodych ludzi wywodzi się z rodzin rozbitych, czasami mają problemy z narkotykami lub innymi uzależnieniami, więc jest to wyzwanie.

Źródło: KAI

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama