Kaganiec proaborcyjnej cenzury: nie piszesz zgodnie z liberalnym „kluczem”, będziesz surowo ukarany

W listopadzie ubiegłego roku francuski organ regulacyjny ds. mediów, Arcom, nałożył na kanał telewizyjny CNews karę za naruszenie „dziennikarskiego obowiązku uczciwości”. Powód? Zaprezentowana infografika wskazała na aborcję jako główną przyczynę zgonów na świecie. Tego rodzaju cenzura to niestety nie wyizolowany przypadek, ale coraz silniejszy trend.

Sytuację opisuje Anja Hoffmann z pozarządowej organizacji OIDAC, zajmującej się monitorowaniem dyskryminacji i nietolerancji względem chrześcijan.

Jeden z dziennikarzy kanału CNews, Aymeric Pourbaix przedstawił infografikę dotyczącą przyczyn zgonów, skupiając się na globalnej liczbie aborcji. Dane pochodziły z serwisu World Meter, który opiera się na najnowszych szacunkach opublikowanych przez różne źródła, w tym Światową Organizację Zdrowia (WHO). Według WHO każdego roku na całym świecie przeprowadza się około 73 miliony aborcji. W świetle tych danych dziennikarz określił aborcję jako „jedną z głównych przyczyn zgonów na świecie”.

Choć jest to fakt, który można bezspornie ustalić, zwrócenie uwagi na niego wywołało falę oburzenia. Kanał został oskarżony o stwarzanie zagrożenia i nadawanie tendencyjnych informacji. Najpierw zmuszony został do opublikowania przeprosin na Portalu X wobec „każdego, kto mógł poczuć się przez to urażony”, sprawa jednak nie zakończyła się na tym i ostatecznie francuski regulator mediów Arcom skierował sprawę do sądu, a ten nałożył na kanał grzywnę w wysokości 100 000 euro za nieprzestrzeganie „obowiązku uczciwości i rygoru w prezentowaniu i przetwarzaniu informacji”.

Ideologia: gdy fakty nie potwierdzają naszych twierdzeń, tym gorzej dla faktów

To nie odosobniony przypadek, ale nasilający się trend. Dziennikarski „obowiązek uczciwości” interpretuje się w taki sposób, że nie wolno publicznie mówić o związku między aborcją a zakończeniem życia ludzkiego. Przedmiotem debaty są jednocześnie same pojęcia „prawdy” i „fałszu”. Jednym z najbardziej uderzających przykładów redefinicji pojęć „prawda” i „fałsz” jest raport obecnej specjalnej sprawozdawczyni ONZ ds. promowania i ochrony prawa do wolności opinii i wypowiedzi, Irene Khan. Jak sugeruje nazwa jej stanowiska, ma bronić wolności słowa. W przedmiotowym sprawozdaniu wywraca jednak wszystko do góry nogami, wzywając do cenzurowania tego, co nazywa „dezinformacją ze względu na płeć”.

Czymże jest owa „dezinformacja ze względu na płeć”? Chodzi o „strategię uciszania kobiet i głosów zróżnicowanych płciowo”. Innymi słowy, dezinformacją jest kwestionowanie liberalno-lewicowych twierdzeń o dowolnie wybieranej „płci” (gender) albo naruszanie tabu „prawa do aborcji”. Według Khan tak rozumiana dezinformacja musi zostać zakazana. Jako przykład podaje „fałszywe informacje łączące aborcję z depresją”. Dla osób takich jak Irene Khan „dezinformacją” wydaje się być wszystko, co nie pasuje do ich konkretnej narracji. Multum badań naukowych, które wskazują na problem depresji poaborcyjnej nie ma tu znaczenia. Wolność wypowiedzi w wydaniu ONZ oznacza ścisłą cenzurę wszystkiego, co nie pasuje do lewicowej narracji.

Media społecznościowe: tu jest jeszcze gorzej

Jeśli międzynarodowe instytucje takie jak ONZ mogą bezkarnie stosować cenzurę, tym bardziej stosują ją media społecznościowe, nad którymi społeczeństwo nie ma praktycznie żadnej kontroli i które stosują niejawne algorytmy dobierające lub usuwające treści. Niejasna definicja „dezinformacji” daje platformom internetowym ogromne pole do decydowania o tym, co można, a czego nie można mówić.

Zdumiewające publiczne wyznanie szefa Meta Marka Zuckerberga  na początku tego roku rozwiało wszelkie wątpliwości co do zakresu cenzury w Internecie w walce z „dezinformacją”. W wiadomości wideo Zuckerberg przyznał, że Meta usuwała miliony treści dziennie i że wielu zewnętrznych „weryfikatorów faktów” Meta było stronniczych politycznie, co skutkowało cenzurowaniem treści, które nie pasowały do ich preferencji.

Jeśli ktoś miałby nadzieję, że to wyznanie oznaczać będzie zniesienie cenzury na FB, kolejne słowa Zuckerberga rozwiewały wszelkie złudzenia. Obiecał on, że Meta usunie „ograniczenia dotyczące tematów takich jak imigracja, tożsamość płciowa i płeć, które są przedmiotem częstego dyskursu politycznego i debaty”. Innymi słowy – będzie jeszcze więcej lewicowej cenzury.

Swoją rolę odgrywa także UE. Narzucana przez Komisję Europejską koncepcja „mowy nienawiści” oraz „przestępstw z nienawiści”, którą koalicyjny rząd Donalda Tuska przekuł w ustawę (projekt z 24 marca 2024, przyjęty przez Sejm i Senat, niepodpisany przez Prezydenta i skierowany do Trybunału Konstytucyjnego) skupia się na „nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych lub ze względu na bezwyznaniowość, niepełnosprawność, wiek, płeć, orientację seksualną lub tożsamość płciową”. Nietrudno zauważyć, że celem nie jest obrona prawa do wolności słowa, ale założenie kagańca wszystkim, którzy nie pasują do lewicowo-liberalnej narracji.

Unijny akt o usługach cyfrowych ma się stać wiążącym prawem dla wszystkich państw członkowskich. To realne zagrożenie dla platform internetowych, które na mocy ustawy będą teraz zobowiązane do usuwania wszystkich „nielegalnych treści”, „mowy nienawiści” i „dezinformacji” pod groźbą ogromnych kar finansowych.

Cenzura: ulubione narzędzie ideologii

Próby redefiniowania słów tak, by pasowały do dominującej narracji i cenzurowania tych, którzy się z nimi nie zgadzają, nie są niczym nowym. To jedna z najbardziej typowych cech każdej ideologii. Ideologie oparte są na utopiach, uproszczeniach, przekłamaniach – kłócą się z rzeczywistością, więc muszą być egzekwowane siłą. Jednym ze sposobów jest cenzurowanie głosów sprzeciwu.

Nasza epoka jest naznaczona dekonstruktywizmem i subiektywizmem, w których zaprzecza się prawdzie faktograficznej, a nawet rzeczywistości biologicznej i piętnuje się ją jako „dezinformację”, a ci, którzy zwracają uwagę na fakty, są uciszani, nieraz w brutalny sposób. Dziś nie chodzi już o „nowe szaty cesarza”, ale raczej o „Rok 1984”. Żadne dziecko nie może już dziś zawołać „król jest nagi”, bo pójdzie za to do więzienia lub będzie musiało płacić olbrzymie grzywny.

Prawda silniejsza od kłamstwa

Rod Dreher w książce „Nie żyj kłamstwem” [Live not by Lies] pokazuje, że nie wolno być biernym i poddawać się ideologicznej presji, bo będzie tylko coraz gorzej. Z szeregu mocnych świadectw ruchu oporu przeciwko komunizmowi wyciąga prosty, ale znamienny wniosek. Najpotężniejszym oporem wobec ideologii totalitarnych jest odmowa mówienia i powtarzania kłamstw. To ostatecznie podminowuje ideologie i sprawia, że ludziom otwierają się oczy, a systemy zbudowane na kłamstwie upadają.

Im bardziej więc ideologiczne systemy usiłują karać nas za mówienie prawdy, tym bardziej prawdę trzeba głosić. Jeśli sąd uważa, że wskazywanie aborcji jako przyczyny śmierci jest zakazane, tym bardziej należy o tym mówić. Podkreśla to także francuski sędzia i pisarz Jean-Marie Le Méné w tygodniku Valeurs Actuelles:

Arcom [francuski organ regulacyjny ds. mediów] pisze: „Aborcja nie może być przedstawiana jako przyczyna śmierci”. Aby aborcja mogła być dokonana z czystym sumieniem, nie wolno mówić, że aborcja odbiera życie. W przeciwnym razie zwornik systemu się kruszy. 

Prawda może mieć wysoką cenę, ale warto ją zapłacić, bo ostatecznie odmowa życia w kłamstwie ma ogromną moc. Kłamstwo zawsze prowadzi do degeneracji; prawda – buduje i wyzwala.

Źródło: CNE

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama