Kobieta, która została poczęta przez samotną matkę i nigdy nie poznała swego ojca, mówi dziś głośno o swym bólu: trzeba skończyć z praktyką „anonimowych dawców nasienia”. Dzieci odczuwają potrzebę poznania swojego ojca, a rodzicielstwa nie można sprowadzać do przekazania materiału genetycznego.
Maria Sellés rozmawiała z hiszpańską gazetą Ara o swoim życiu i o tym, dlaczego tak bardzo zależy jej na uchyleniu przepisów dotyczących anonimowości dawców.
„Wielu ludzi nie rozumie, że nie mam ojca” – powiedziała. „Pytają mnie, czy umarł, czy nas opuścił. Kiedy dowiadują się, że jestem córką samotnej matki i że istnieje anonimowy dawca, pytają, dlaczego chcę się z nim spotkać, myślą, że robię to na złość mojej matce”.
Prawda jest jednak zupełnie inna. Maria dorastała ze świadomością, że została poczęta dzięki dawcy nasienia i sztucznemu zapłodnieniu, ale unikała rozmów na ten temat z obawy, że zdenerwuje lub rozczaruje matkę.
„Kiedy zdałam sobie sprawę, że nie mogę wiedzieć, kim jest mój ojciec, przestałam pytać” – wyjaśnia.
Przez całe życie jednak zastanawiała się nad tym, kim mógł być jej ojciec i jak mogłaby zdobyć te informacje. Ostatecznie udało się jej wydobyć pewne dane z banku nasienia (istotne m.in. ze względu na ewentualne problemy zdrowotne), nadal nie zna jednak imienia swojego ojca.
„Jestem ciekawa, jak wygląda” – mówi.
Kolejna gazeta opublikowała list, który napisała do matki, wyjaśniając jej, co czuje. Przeczytał go Miquel Roura, poczęty w podobny sposób i skontaktował się z Marią; razem założyli Stowarzyszenie Córek i Synów Anonimowych Dawców.
„To było jak znalezienie brata. Wreszcie jest ktoś taki jak ja, kto przechodzi przez to samo co ja” – mówi Maria.
Czemu właściwie służyć ma anonimowe dawstwo nasienia? Nie jest wielką tajemnicą, że korzystają z niego przede wszystkim samotne kobiety i pary lesbijskie. Wychodzi im naprzeciw „przemysł płodności”, oferując możliwość zapłodnienia nasieniem od anonimowego dawcy. Czy jednak w tym wszystkim nie ginie całkowicie dobro dziecka? Co z jego poczuciem tożsamości? Co z jego tęsknotą za poznaniem swego biologicznego ojca? A co w sytuacji, gdy lekarz zapyta: „na jakie choroby cierpieli twoi rodzice”?
Przemysł płodności i „dzieci na życzenie”
Podobnych przypadków jak Maria Selles i Miquel Roura jest znacznie więcej. Dorośli, którzy zostali kiedyś poczęci w taki sposób, wypowiadają się zdecydowanie przeciwko przemysłowi płodności, który jest w dużej mierze nieuregulowany i przedkłada pragnienia rodziców nad potrzeby dzieci. Niektóre kraje, takie jak Francja, podejmują kroki w celu zniesienia anonimowości wśród dawców.
„W moim umyśle pojawia się ciągły znak zapytania, który towarzyszy mi od momentu poczęcia” – powiedziała France24 jedna z takich osób. „Wiem, że dawca nasienia jest [biologicznie] częścią mnie, ale nie wiem, co przekazał. To pytanie pozostaje dla mnie bez odpowiedzi.”
Niestety w wielu innych krajach priorytetem nadal są „potrzeby rodziców”, a dobro dzieci nie ma większego znaczenia. Problemy psychiczne, poczucie braku ojca to jedno. Względy medyczne – to drugie. Dorośli poczęci w ten sposób muszą żyć ze świadomością, że mogą mieć setki czy nawet tysiące biologicznych braci i sióstr. Co, jeśli spotkają się w dorosłym życiu i zechcą zawrzeć związek małżeński? Czy ich potomstwo nie będzie przez to obciążone genetycznie?
Jak wykazało jedno z badań przeprowadzonych przez Harvard Medical School, ponad 60% dorosłych poczętych dzięki procederowi „anonimowego dawstwa” uważa obecne praktyki przemysłu płodności za nieetyczne i niemoralne.
Dziecko nie jest produktem
To, czego nie chce dostrzec przemysł płodności, to prosty fakt: dziecko nie jest produktem na zamówienie. Rodzicielstwo związane jest z miłością i odpowiedzialnością. Nie można po prostu uznać, że gdy ktoś zechce mieć dziecko, trzeba mu zapewnić taką możliwość – w oderwaniu od względów moralnych i społecznych. Przede wszystkim zaś – dziecko nie może być traktowane jak odczłowieczony przedmiot, towar na sprzedaż.
„Jestem istotą ludzką, a jednak zostałam poczęta techniką, która ma swoje korzenie w hodowli zwierząt” – napisała jedna z osób poczętych przez dawcę w książce dla Anonymous Us.
„Najgorsze w tym wszystkim jest to, że rolnicy zobowiązani są do prowadzenia bardziej szczegółowych ksiąg genealogicznych dla swojego bydła niż kliniki wspomaganego rozrodu... Jak to możliwe, że lekarze, którzy przysięgali, że «przede wszystkim nie będą szkodzić», stworzyli system, w którym teraz muszę stawiać czoła bólowi i utracie własnej tożsamości i dziedzictwa?”
Źródło: Live Action