Gdyby w czasach Soboru Nicejskiego problemy rozwiązywano tak, jak w czasach synodalności, to nie byłoby dziś w Kościele wyznania wiary – pisze George Weigel w najnowszym felietonie. „Na Soborze Nicejskim «napięcia» w Kościele nie zostały rozwiązane dynamicznie, lecz definitywnie” – podkreśla biograf Jana Pawła II.
Swój felieton Weigel rozpoczyna od przypomnienia, w jaki sposób papież Benedykt XVI ocenił dorobek metody historyczno-krytycznej, która na kilkadziesiąt lat zdominowała egzegezę biblijną. Uznał jej osiągnięcia, stwierdzając jednocześnie, że to, co miała do zaoferowania, już zostało zaoferowane, owoce zostały zebrane, a dalsze posługiwanie się tą metodą nie przyniesie dalszych korzyści.
„Nadszedł czas na mniej rozdrabniające podejście do interpretacji Biblii: takie, które «odczytuje poszczególne teksty [biblijne] w całości jednego Pisma»; które bierze pod uwagę «żywą tradycję całego Kościoła»; które czyta Biblię w kontekście wiary Kościoła” – podkreślał Benedykt XVI.
Weigel sugeruje, że podobnie należałoby się odnieść do trwającej przez ostatnie lata koncentracji Kościoła na „synodalności”. To, co się dało wynieść z tej debaty, zostało już wyniesione, owoce zostały zebrane, a teraz trzeba to wszystko wykorzystać w służbie ważniejszego, fundamentalnego celu: głoszenia Chrystusa jako światła dla narodów i odpowiedzi na pytania, które zadaje sobie każdy człowiek.
Owoce synodalności?
Weigel wskazuje na cztery kwestie, które można uznać za pozytywne owoce „synodalności”:
Po pierwsze – wysłuchanie głosów młodych i dynamicznych Kościołów Afryki i Azji.
„Ich głosy stawały się coraz silniejsze w miarę rozwoju wieloletniego procesu synodalnego. A w dyskusjach między kardynałami przed wyborem papieża Leona wydawało się, że to właśnie oznaczała "synodalność" dla wielu kardynałów z tak zwanych "peryferii": jesteśmy traktowani poważnie.”
Po drugie – podkreślono powszechny nakaz misyjny, który oznacza, że każdy ochrzczony katolik powinien być ewangelizatorem. Przypomniano też o powszechnym powołaniu do świętości, które jest podstawą do wypełniania tego posłannictwa.
Po trzecie – uznano, że przeszkodą w ewangelizacji jest „kastowy system klerykalny”. Co ma na myśli Weigel posługując się tym terminem? Chodzi o nadmiernie rozbudowane, wielopoziomowe struktury administracyjno-duszpasterskie. Istotne jest to, aby duszpasterze współpracowali bezpośrednio z tymi, do przewodzenia którym są powołani i słuchali ich, a nie to „kto zasiada przy jakimś biurku w Kurii Rzymskiej (lub kancelarii diecezjalnej)”. Innymi słowy – duszpasterski konkret ważniejszy jest niż tworzone przy biurku „programy”.
Po czwarte wreszcie i być może najistotniejsze – jasne stało się, że skuteczna ewangelizacja związana jest z życiem pełnią katolicyzmu, a nie „kroczeniem po wodzie «Kościoła być może»”. Potrzebna jest jasność doktryny, zarówno w kwestiach wiary, jak i moralności, a nie ciągłe spekulacje – „może tak, a może nie”. Owszem, życie wiary jest pielgrzymowaniem, życiem w drodze,
„Podróż musi jednak mieć jakiś cel, a jasność co do doktryny i prawego życia sprawia, że skupiamy się na tym celu: Królestwie Bożym objawionym w osobie Jezusa Chrystusa. Odważne dawanie świadectwa tej prawdzie było kolejnym owocem Synodu poświęconego synodalności.”
Trzeba iść dalej
Dostrzegłszy te owoce nie można stać w miejscu, ale trzeba iść dalej – apeluje Weigel.
„Nadszedł czas, aby przejść od synodu do zastosowania owoców minionych trzech lat w misji i ewangelizacji.”
I tu pojawiają się problemy. Wskazawszy w pierwszej kolejności, z angielską uprzejmością, na pozytywy, Weigel przedstawia swoje zasadnicze wątpliwości co do tego, czy Kuria Rzymska i Synod gotowe są do pójścia w dalszą drogę, czy też wolą raczej ciągnąć w nieskończoność proces, który trwa już stanowczo za długo. Zwraca uwagę na niedawno opublikowany dokument Sekretariatu Generalnego Synodu „Ścieżki fazy implementacji Synodu 2025-2028”.
„W dokumencie tym przewidziano czasochłonny (i bardzo kosztowny) trzyletni proces spotkań krajowych i kontynentalnych, po którym nastąpi czasochłonne (i jeszcze bardziej kosztowne) globalne «zgromadzenie kościelne» w Rzymie – którego charakter nie jest określony. Co więcej, ten nowy proces, jak to określiła oficjalna przedstawicielka sekretariatu Synodu, siostra Nathalie Becquart, nie ma na celu rozwiązania «napięć» między «stronami», ale zarządzanie tymi napięciami w „dynamice”, która będzie przeżywana w różny sposób w różnych sektorach Kościoła światowego.”
Innymi słowy – niekończący się proces bez definitywnych rozwiązań, ale „dynamicznym zarządzaniem napięciami”? Czy rzeczywiście tego potrzeba Kościołowi? Weigel nie jest przekonany, pisząc
„W 1700. rocznicę Soboru Nicejskiego warto zauważyć za ojcem Geraldem Murrayem, że gdyby takie podejście zostało przyjęte w tamtych czasach, nie byłoby dziś w Kościele powszechnie wyznawanego credo. Na Soborze Nicejskim «napięcia» w Kościele nie zostały rozwiązane dynamicznie, lecz definitywnie: autorytatywnie odrzucono ariańskie zaprzeczenie boskości Chrystusa i autorytatywnie potwierdzono ortodoksję chrześcijańską”.
Podsumowując, Weigel apeluje: zbierzmy to, co udało się osiągnąć na synodzie i idźmy dalej:
„nie poprzez kolejne spotkania i nie poprzez toczące się w kółko debaty nad ustalonymi kwestiami wiary i praktyki katolickiej, ale poprzez proklamację Jezusa Chrystusa, który, jak nauczał Sobór Watykański II: objawia prawdę o Bogu i prawdę o nas samych.”
Źródło: George Weigel dla Denver Catholic