Bajka o smoku, który nie chciał się zachowywać tak jak inne smoki ... i co z tego wynikło. Jak to w bajce, pod alegoryczną fabułą kryje się coś więcej...
Bajka o smoku KubieAutor: Mariusz KozubekIlustracje: Anna Szadkowska |
Był sobie smok Kuba. Smok jedyny w swoim
rodzaju - bo zupełnie niepodobny do tysięcy innych smoków, zamieszkujących tysiące innych bajek świata. I chyba właśnie dlatego był bardzo nieszczęśliwy.
Każdy szanujący się smok powinien - jak wszystkim dobrze wiadomo - więzić bezbronne królewny, pożerać dzielnych rycerzy - a w wolnych chwilach zionąć ogniem i podpalać całe zagony pszenicy.
Nasz smok - już od bardzo wczesnej młodości - nie miał najmniejszej ochoty na tego rodzaju wyczyny. Rodzice próbowali go wprawdzie leczyć - byli nawet u wybitnego specjalisty z zakresu smokologii,
doktora Pai Tu Pen w Starych Chinach...
...wszystko na próżno; tym bardziej, że orzeczenie wybitnego lekarza brzmiało:
Niniejszym orzekamy, iż smok Kuba jest nieuleczalnie pogodnym i dobrym smokiem. Równocześnie stwierdzamy, że stan jest beznadziejny i nie rokujemy szans na jakąkolwiek poprawę. w majestacie i autorytecie smokologii Doktor Pai Tu Pen |
Mijały dni, płynęły lata... W końcu wszyscy pogodzili się z tym, że żyje w ich państwie smok, którym nawet nie można się pochwalić przed ambasadorami obcych mocarstw. W rozmowach dyplomatycznych unikano tego tematu, przebąkując jedynie o jakimś nieobliczalnie okrutnym potworze, zamieszkującym niedostępne góry.
A Kuba wygrzewał swój złoty brzuch na słońcu, wił wianki z kwiatów i puszczał latawce z wypisanymi na nich życzeniami miłego dnia dla wszystkich mieszkańców królestwa.
Dopóki w kraju trwały wojny, a ludziom dokuczała bieda - nikomu to tak na dobrą sprawę nie przeszkadzało. Ale gdy nieszczęścia się skończyły, w całym państwie zapanował dobrobyt. Niestety, wraz z dobrobytem pojawiła się nieodłączna nuda. A ponieważ nudzenie się jest na dłuższą metę uciążliwe - wymyślono telewizory. I właśnie w telewizji, pewnego letniego wieczoru, przypomniano mieszkańcom kraju o smoku, który zamiast straszyć, gra z motylami w berka.
W całym państwie zawrzało.
- Jak to tak. Mamy smoka obiboka? Dlaczego się z takim leniem porządku nie zrobi? Toż to skandal! - krzyczeli obywatele, pisali listy do gazet i skargi do króla.
Księżniczki Brygida i Gryzelda podjeżdżały przed smoczą jamę karocą i wykrzykiwały oburzone, co o tym wszystkim myślą.
Natomiast prosty lud miast i wsi zbierał stare jajka, którymi przy byle okazji obrzucał nieszczęsnego smoka. Nawet sam król napisał do Kubusia list pełen oburzenia wyrażonego w majestacie prawa.
- Strasz nas! - domagali się znudzeni wieśniacy. |
- Dlaczego nas nie pożerasz? - pytały zrozpaczone księżniczki. |
- Bądź w końcu mężczyzną! - zachęcały matki dzielnych rycerzy. |
- No postaw się w końcu! - proponowali, aczkolwiek bez większego przekonania, otyli i rozleniwieni wojowie. |
Kuba słuchał tego wszystkiego z lekkim zażenowaniem, uśmiechał się, tłumaczył, że nie jest typowym smokiem, że ma wstręt do przemocy... ale z czasem jego uśmiech stawał się coraz mniej promienny, a oczy coraz bardziej podkrążone. |
||
Wszystkie wyjaśnienia na nic się zdały. Lud chciał mieć swojego strasznego, upiornego smoka i ani myślał rezygnować z tego pomysłu. Kuba - dla świętego spokoju - próbował czasem straszyć wieśniaków wyskakując zza krzaka i rycząc "Uuuuu!", ale nigdy nie dawało to pożądanego efektu. |
||
Zamiast powodzi ognia wyskakiwały mu z pyska kolorowe iskierki a niespodziewane "Uuuuu!" - jeżeli już przyprawiało kogokolwiek o jakikolwiek atak - to na pewno nie o atak serca, ale o atak śmiechu. Smok zadowolony, że nie daje sobie ze straszeniem rady, przestał się wysilać. Przecież próbował, przecież się starał - wszyscy widzieli, prawda? Nie uda się. |
- Lepiej mi dajcie święty spokój - powtarzał coraz częściej .
Jednak myliłby się ten, kto by sądził, że obywatele królestwa po tych wszystkich wydarzeniach dali Kubie święty spokój.
- Co za pożytek z takiego smoka! - pisały gazety.
- Trzeba z tym zrobić raz na zawsze porządek! - twierdziła pani w telewizji.
- Niech choć raz nam się smok do czegoś przyda! - nalegał pan dziennikarz w radiu a zaraz potem obliczył, że z takiego smoka możnaby zrobić tysiąc grzebieni, dwie tony smoczków dla niemowląt oraz sto pięćdziesiąt par zielonych butów.
I pewnie całe to zamieszanie skończyłoby się dla smoka tragicznie, gdyby nie pewien fakt, który zmienił w oka mgnieniu bieg wydarzeń.