Bajka o smoku, który nie chciał się zachowywać tak jak inne smoki ... i co z tego wynikło. Jak to w bajce, pod alegoryczną fabułą kryje się coś więcej... Część 2.
Bajka o smoku KubieAutor: Mariusz KozubekIlustracje: Anna Szadkowska(Część 2) |
Pewnego jesiennego ranka gazety wydrukowały wieść straszną.
Otóż zagraniczni obserwatorzy wypatrzyli zbliżającego się do granic królestwa okrutnego Brumbruna, uzbrojonego po zęby - swoje i wielbłąda, na którym cwałował.
Kraj - jak długi i szeroki - zadrżał ze strachu. Wnet ogłoszono przymusowe zapisy do królewskiej armii - tak przymusowe, że wzięto do wojska nawet chorego na płaskostopie szewca, który bez butów chodził. Kobiety szyły proporce i sztandary wojenne, matki szykowały synom wyruszającym na bitwę drugie śniadanie, zaś księżniczki Brygida i Gryzelda rozdawały na lewo i prawo swoje promienne uśmiechy (wiedziały bowiem, że tym najskuteczniej zachęcą rycerzy do sumiennej walki w obronie królestwa).
Lemiesze przekuwano na miecze a sierpy na młoty. Ciężka jazda, siedząc okrakiem na ciężkich rumakach, wzdychała ciężko żegnając się z bliskimi. Król natomiast całe godziny spędzał w skarbcu, nie mogąc się zdecydować, którą zbroję ma włożyć - bursztynową w złote prążki, czy złotą w prążki bursztynowe.
Czasu pozostało niewiele. Niebezpieczeństwo zbliżało się coraz większymi krokami wielbłąda, na którym cwałował, niosąc śmierć i zniszczenie, okrutny Brumbrun. Nadworni matematycy obliczyli, że jeśli wróg nadal będzie pędził w takim samym tempie - dotrze do zamku najwcześniej dnia następnego o godzinie dziesiątej trzydzieści pięć. A jako że nadciągał już wieczór, po raz ostatni policzono rycerzy, po raz ostatni wysłano już może ostatnie listy do żon i matek, król zaś po raz ostatni nie mógł podjąć decyzji co do tego, którą zbroję jutro włoży.
Przyszła noc - a po niej ranek. Zapiały pierwsze koguty, budząc księżniczki Brygidę i Gryzeldę. Młode damy, powstawszy z łóżek, umyły zęby, ubrały się elegancko - a ponieważ zaczęła dochodzić dziesiąta, pobiegły na wieżę sprawdzić, jak wyglądają przygotowania do bitwy.
Jakież było ich zdziwienie, gdy zamiast wojska zobaczyły porozrzucane po zamkowych polach miecze, proporce i szyszaki. Czyżby Brumbrun uderzył w nocy? Ale przecież wtedy zbudziłby je na pewno szczęk oręża, okrzyki wojowników i głuche walenie młotów o zakute w szyszaki łby. Nagle zza wzgórza wypadł wielbłąd, niosąc na swym grzbiecie strasznego jeźdźca. W jednej chwili księżniczki zrozumiały wszystko - do walki nie doszło. Król natomiast wraz ze swoim wojskiem i wszystkimi poddanymi czmychnął cichcem tam, gdzie pieprz rośnie.
- I co my teraz poczniemy? - wyjąkała nie na żarty przestraszona Brygida.
- Zostałyśmy z całą pewnością samotne i zapewne bardzo nieszczęśliwe - zauważyła trzeźwo Gryzelda.
Sytuacja - istotnie - była beznadziejna. Któż pomoże? Kto przyjdzie na ratunek?
- A może by tak pomógł smok? - zaproponowała Brygida.
- No właśnie. Jest jeszcze smok ... ale co z tego - powiedziała Gryzelda. - Toż to ciapa, mięczak i gluś!
- Ale zawsze te dwa metry wzrostu, solidna postura... - próbowała argumentować siostra.
- I co? Może Brumbrun ma się go przestraszyć? Już widzę jak ucieka przed tym jego lipnym "Uuuuuu!" i kolorowymi iskierkami z pyska - skwitowała ten niedorzeczny pomysł Gryzelda.
Rozmowa trwała jeszcze czas jakiś, aż w końcu obie księżniczki doszły do wniosku, że - jak by na sprawę nie patrzeć - smok jest ich jedyną i ostatnią deską ratunku. Nie miały wyjścia - musiały chociaż spróbować.
Kubę znalazły nad stawem. Właśnie puszczał oko do kaczek i śpiewał z żabami.
- Nie mów mu, o co chodzi - szepnęła Brygidzie na ucho siostra - bo jeszcze się wystraszy, a wtedy będziemy na pewno zgubione.
Smok odwrócił swój duży, złoty łeb i spostrzegł dwie damy, które - jak przypuszczał - miały pewnie ochotę go pozaczepiać. Ale ku swemu ogromnemu, smoczemu zdziwieniu usłyszał:
- Dzień dobry. Ładny dzień mamy, prawda?
Kuba rozdziawił szeroko swój pysk, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
- Dzień dobry - wydukał wreszcie... i tylko tyle był w stanie rzec, oniemiały z powodu niespodziewanej serdeczności.
- Czy nie zechciałby nam pan potowarzyszyć? - zapytała Brygida. - Mamy ochotę na spacer w pana towarzystwie.
- Ależ z przyjemnością - odpowiedział smok i bardzo elegancko się ukłonił.
Po pięciu minutach spaceru dotarli do najstarszego w całym królestwie dębu, rosnącego nieopodal zamku. Gryzelda wdrapała się w oka mgnieniu na jego szczyt i z samego wierzchołka zaczęła krzyczeć wniebogłosy.
- Dlaczego twoja siostra tak dziwnie się zachowuje? - zapytał Brygidę smok.
- Hmm... ponieważ odstrasza wrony jedzące czereśnie!
- Ależ tu nie ma czereśni. To przecież stary dąb!
- Nie szkodzi. Mamy zamiar posadzić tu czereśnię, natomiast moja siostra straszy aktualnie na zapas! - wybrnęła Brygida.
Oczywiście pohukiwania Gryzeldy niewiele miały wspólnego z odstraszaniem wron. Chodziło oczywiście o to, aby wrzaskiem zwabić Brumbruna, co też - jak się za chwilę okaże - udało się siostrom świetnie.
- A teraz zawiążemy ci oczy chusteczką po czym schowamy się. Dolicz do piętnastu i zacznij nas szukać - powiedziała do smoka Brygida i, skoro tylko Kuba zaczął odliczanie, wgramoliła się na sam szczyt potężnego drzewa.