Historia jednego pudełka

Autobiograficzna powieść Mariny Nemat: "Uwięziona w Teheranie" - historia chrześcijanki skazanej na śmierć, cudem wydobytej z piekła irańskich więzień

Historia jednego pudełka

Marina Nemat z polskim wydaniem swojej książki. Autor zdjęcia: Jakub Szymczuk

Pudełko długo stało na komodzie. W środku była zbyt straszna tajemnica, by je otworzyć. Marina świadomie uchyliła wieczko. Wspomnienia tortur, zdrady, gwałtów odżyły. I uleczyły.

Ona — 16-letnia chrześcijanka, wierna zasadom, za zasady trafia do więzienia. Jest torturowana, skazana na śmierć. Widzi zbiorowe mordy w majestacie prawa.

On — muzułmanin, pracownik tegoż więzienia. Również wierny (swoim) zasadom. Broni ich za pomocą narzędzi tortur. Zakochuje się w niej szaleńczo... Proponuje: życie jej i jej bliskich za małżeństwo.

Ona się godzi. Przechodzi na islam. Ale nie ma happy endu: małżeńskie akty to regularne gwałty, życie w strachu i upodleniu. A on kochać inaczej nie umie. W końcu on chce zacząć nowe życie, z dala od więzienia i zbrodni. Ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, zabity przez nieznanych sprawców... Ona traci nienarodzone dziecko.

Historyczna powieść przygodowa z dramatycznym wątkiem miłosnym. Średniowiecze? Prześladowania pierwszych chrześcijan? Nie, koniec XX w. Autobiografia Mariny Nemat, dziś 44-letniej Iranki mieszkającej w Kanadzie. Marina opisuje pierwsze lata po zwycięstwie rewolucji islamskiej pod wodzą ajatollaha Chomeiniego... Lata swojej młodości.

Spotkanie z męczennicą?

Marina jest drobna i dość niska. Mówi lekkim, łagodnym głosem, który bardziej brzmi jak głos nastolatki niż dojrzałej kobiety. Jest subtelnie powściągliwa, jednocześnie — otwarta i przyjazna. Zaprasza do eleganckiego pokoju w eleganckim hotelu w... Warszawie. Gdy się uśmiecha i pozuje do fotografii, nie domyśliłby się najlepszy psychoterapeuta... Ale przed oczami staje od razu fragment wspomnień Mariny:

— „Ból. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego bólu. (...) Próbowałam znaleźć pomysł na jego przetrzymanie. (...) W głowie miałam „Zdrowaś Mario”. (...) Bicie nie ustawało. Ani moja agonia bez końca (...)”. Po tym „biciu” małe stopy Mariny nie mogły się zmieścić w za dużych o kilka numerów gumowych klapkach...

— Marina, czujesz się jak męczennica? — Marina otwiera szeroko czarne oczy. Robi pauzę, jakby gdzieś głęboko ważyła odpowiedź.

— Odwiedziłam dziś obóz na Majdanku. Płakałam całą drogę, chociaż zwykle nie płaczę. To też nie działo się dawno temu. Co to jest 70 lat? Teraz podobnie dzieje się w Iranie. Zabija się ludzi, dysydentów politycznych. W tym momencie, gdy rozmawiamy, w „moim” więzieniu Evin ktoś ginie w męczarniach. Ktoś został skazany, tak jak ja, za „nieprawomyślność”. Za wypowiadanie głośno poglądów. Dlaczego nikt tego nie powstrzyma? Co robimy wobec ludzkiej krzywdy? — pyta spokojnie (!). A potem opowiada, dlaczego przyjechała do Polski: chce poznać historię Holocaustu. Zafascynowała ją postać Ireny Sendler.

— Popatrz, ona jedna ocaliła tyle istnień! Dlaczego nie możemy zrobić czegoś podobnego?

Kto jest (powinien być) Sendlerową Iranu?

— My musimy to zrobić — odpowiada Marina tak prosto, jakby mówiła o prostych sprawach... — Ci, którzy są na wygnaniu i ci, którzy są w kraju. Ja przystępuję do walki poprzez słowa, poprzez napisanie książki [książkę Mariny przetłumaczono na 22 języki — przyp. autorki]. Gdziekolwiek dzieje się niesprawiedliwość, staram się o tym głośno mówić. Kiedy potrzeba dać świadectwo — mówię. Jeśli ktoś przyłoży mi pistolet do głowy — trudno.

— Boisz się czasem, Marina?

— To sprawa perspektywy... Jeżelibyś przeżyła coś takiego jak ja... — Marina znów przestaje opowiadać, a potem mówi powoli, mocno i wyraźnie:

— Zdradziłam Jezusa. Czuję się winna. I muszę jakoś to naprawić.

Z książki Mariny: „Wszedł mułła. Odśpiewał kilka zdań po arabsku. (...) Fatameh [islamskie imię Mariny — przyp. autorki], czy jesteś gotowa wziąć sobie za męża Seyeda Ali-eh Moosavi? Wiedziałam, że zgodnie z tradycją panna młoda nie powinna odpowiadać na to pytanie za pierwszym razem (...). Powiedziałam »tak«”...

Cena życia (Ali, muzułmański mąż, groził Marinie, że jej rodzice zginą) była wysoka. „Otworzyłam oczy i próbowałam z nim walczyć, ale swoim ciężarem przygniótł mnie do materaca. (...) Zdarł ze mnie ubranie. Krzyczałam. (...) Poddałam się. Bolało. Nie był to taki sam ból, jaki odczuwałam w trakcie chłosty. Wtedy, torturowana, zachowałam jednak poczucie wyższości, jakiś rodzaj siły (...). Teraz byłam jego. Dostał mnie”.

Marina opiera się o poręcz fotela, spuszcza głowę:

— Wiem, że gdybym tamtych błędów nie popełniła, nie nauczyłabym się niczego. Zrobiłam to, żeby ocalić siebie i swoją rodzinę. Miałam tylko 16 lat. Jednocześnie nie mogę się tym teraz tłumaczyć... Jestem winna, spłacam dług. Gdybym nie przeżyła, nie byłoby mnie tu. Nie mogłabym o tym wszystkim głośno mówić. Ale to nie moja zasługa, to mądrość Boga. Ja Go zdradziłam, a on pozwolił, że po śmierci Alego poślubiłam człowieka, którego kocham.

— Gdy mówiłaś formułkę przechodzenia na islam, to...

— Przestąpiłam bramy piekła... Zrozum dobrze, nie dlatego, że uważam islam za złą religię. Nie! Cierpię do tej pory, bo byłam w bliskiej relacji z Jezusem. A zdradziłam.

Kanadyjskie życie

Na początku lat 90. samolot zabrał Marinę, jej drugiego męża — miłość życia i dwuletniego synka w nową, dobrą przyszłość. Postanowiła zapomnieć na zawsze.

Pierwsze lata w Kanadzie to czas dorabiania się. Krucho było z pieniędzmi, pracą. Ale że Kanada to kraj wielkich możliwości, Nematowie kupili w końcu piękny dom, dołączyli do kanadyjskiej klasy średniej. Urodził się im drugi syn. Marina sprowadziła do Toronto rodziców.

— I wszystko toczyło się (prawie) spokojnie i (prawie) szczęśliwie. I tylko gdzieś na niewidocznej komodzie stało niewidoczne pudło z napisem: „tajemnica Mariny, nie otwierać”. Wszyscy chodzili wokół i prawie go dotykali... Pudło niby nie przeszkadzało, ale...

W 2000 roku umarła mama Mariny.

— Na stypie tata spojrzał na mnie i powiedział: „wiesz Marina, mama przed śmiercią przebaczyła ci”. Chciałam zapytać, co ja takiego zrobiłam. Otworzyłam usta i... wrzasnęłam. I nie mogłam przestać. Krzyczałam tak długo, że zabrakło mi tchu... Gdy doszłam do siebie, zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak z moim życiem, z relacjami. Tajemnica, którą skrywam, nie daje mi dobrze żyć. Nie daje normalnie żyć mojej rodzinie. I wtedy zaczęłam pisać, jeździć, zmuszać ludzi, żeby mnie słuchali... Otworzyłam w końcu to pudło.

— Marina, nie rozumiem, co wybaczyła ci matka? Przejście na islam?

— Matka nie była wierząca właściwie. Religia jej nie interesowała. Ona mi wybaczyła, że... poszłam do więzienia... To jest bardzo częste, że ludzie oskarżają ofiary. Łatwiej oskarżyć 16-letnią ofiarę niż reżim.

Nowy świat

Marina jeździ po świecie. Opowiada o losie więźniów politycznych. A w Toronto, razem z miejscową parafią (jest katoliczką, jak mówi — świadomie wybrała to wyznanie), organizuje pomoc dla prześladowanych chrześcijan. Sprowadzają ich do Kanady. Chcą zapewnić im lepsze życie. Nowy świat. — Patrz, ile jest do zrobienia: chrześcijanie są atakowani w Pakistanie, Afganistanie, Indiach, Afryce, Turcji.

W tej ostatniej, zanim wyjadą, rząd nakłada na nich ogromne opłaty: 4 do 5 tys. dolarów. — Nie mamy pieniędzy, żeby ich wszystkich sprowadzić. Napisałam protest do Parlamentu Europejskiego, bo Turcja łamie prawa człowieka, a chce przecież przystąpić do Unii Europejskiej.

— Marina, a jak twoi synowie teraz patrzą na Ciebie? Nie dorobili ci aureolki? A może się Ciebie... boją?

Marina pierwszy raz od początku rozmowy głośno się śmieje:

— No co ty! Dla dzieci matka nigdy nie jest posągiem. Dopóki im pierze i gotuje, nawet jakby miała złotą aureolkę nad głową, oni tego nie zauważą. A moi synowie? Cóż. Cieszą się, że otworzyłam „tajemnicze pudełko”... Chociaż wiem, że musieli bardzo przeżyć, gdy czytali o biciu, gwałtach... Może też myślą, że jestem silniejsza, niż im się wydawało.

— Mąż?

— Mąż, gdy przeczytał książkę, powiedział: „przebacz, że nigdy nie pytałem...”.

Postscriptum

Jest późno. Marina żegna się: idzie na wieczorny spacer po Warszawie. Mówi, że jest tu pięknie i że jeszcze wróci. Nagle się odwraca. Pyta, czy może dodać coś ważnego, najważniejszego.

— Żeby dobrze żyć, musisz uświadomić sobie, że w każdej chwili możesz... umrzeć. Że tutaj, na ziemi, nie ma nic twojego. Zamiast walczyć, bić się o rzeczy, na które nie masz wpływu, skup siły na drugim człowieku. Pomagaj, dawaj miłość. Chociaż wiem, że dopóki nie spojrzy się śmierci w oczy — trudno zrozumieć.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama