Tytus - rozdział II

Powieść historyczna - fragmenty

Tytus - rozdział II

Max Gallo

TYTUS

Męczeństwo Żydów

ISBN: 978-83-7505-363-0

wyd.: WAM 2009



2.

Na początku nie ufałem Tytusowi. Gdy tylko przekroczyłem pomost i wszedłem na statek, przywołał mnie do siebie.

Stał na rufi e, na platformie dowódcy, która zamknięta barierką górowała nad pokładem galery. Centurioni, których znałem, oraz trybun Placidus stali koło niego. Ich peleryny trzepotały na wietrze, a pod nimi widziałem ciała, umięśnione torsy i grube ręce, które chwytały się balustrady, ponieważ liny cumujące zostały już puszczone i statek zaczynał się kołysać. Zimowy wiatr był mocny, docierał nawet do portu i zapowiadano, że przeprawa o tej porze roku może być niebezpieczna. Podszedłem do platformy. Po bokach Tytusa dostrzegłem dwóch młodych ludzi o gładkich twarzach i ogolonych głowach. Mieli na sobie brązowe peleryny narzucone na mocno rozcięte na piersi białe tuniki z delikatnej tkaniny z krótkimi rękawami. Można było zobaczyć, że ich ciała były gładkie i wydepilowane. Za każdym razem, kiedy galera unosiła się i pozostawała przez chwilę nieruchomo na grzbiecie fali, a wiosła nie mogły zanurzyć się w wodzie, tak ciemnej, że wydawała się niemal czarna, dwóch efebów krzyczało kobiecymi głosikami.

Przypomniałem sobie krążące po Rzymie plotki, opisujące Tytusa jako jednego z rozpustników wychowanych w pałacu cesarskim, którego Neron uczynił swoim towarzyszem swawoli. Zapewniano, że Tytus wręcz przewyższał cesarza w perwersyjności i okrucieństwie i że owo zamiłowanie do lubieżności ocaliło go przed śmiercią. Był bowiem przyjacielem Brytanika, ale Neron nie chciał go skazać. I Tytus jedynie zachorował po tym, jak spróbował zatrutych potraw przeznaczonych dla brata cesarza. Brytanik umarł, a Neron natychmiast posłał do łoża Tytusa lekarzy, ale nie po to, aby go dobić czy podciąć mu żyły, tak jak często miało to miejsce za jego panowania, ale aby naprawdę go wyleczyć. Udało im się to i wkrótce Tytus zaczął biegać w towarzystwie Nerona po ulicach Rzymu, nurzając się w kloace tawern i lupanarów. On także lubił zadawać cierpienie dla przyjemności.

Ale w ramach nagrody, Neron, który lubił zmieniać partnerów, wysłał go w roli trybuna wraz z legionami, które walczyły w Brytanii i w Germanii. Tam wyróżniał się męstwem u boku swojego ojca Flawiusza Wespazjana. Kiedy powrócił do Rzymu, wydawało się, że jeszcze bardziej pociągają go wszelkie perwersje. Mówiło się, że każdej nocy używa wielu młodych dziewcząt i chłopców, że podobnie jak cesarz, narzuca im przedziwne konfi guracje i sam przyłącza się do nich ochoczo.

I ja miałem służyć takiemu człowiekowi! Podszedł do mnie, stanął w lekkim rozkroku, aby zachować równowagę. Chwycił moje ręce i długo je ściskał, krzycząc, aby zagłuszyć huk wiatru, że jest szczęśliwy i dumny, że ma u swojego boku filozofa, skoro ma stawić czoło ludowi, który podobno jest ludem uczonym. Przechył statku rzucił nas ku sobie. — Byłeś przyjacielem Seneki — powiedział do mnie, a jego ciało napierało na moje. Później, kiedy rozdzieliliśmy się, wciąż nie puszczając moich rąk, dodał żartobliwym tonem:

— I ty żyjesz! Bogowie są z tobą, Serenusie! To dobry znak przed naszą wojną przeciwko Żydom. Wpatrywał się we mnie, a ja spuściłem wzrok, czując się winny, że przeżyłem mojego mistrza Senekę, i obawiając się, że będę podejrzewany, że udało mi się to tylko za pomocą zdrady, że stałem się jednym z donosicieli Nerona.

Ale nie odpowiedziałem Tytusowi. Intensywność jego spojrzenia, jego uśmiech, jego piękno niepokoiły mnie i wprawiały w zakłopotanie. Przeczuwałem, że używa tego jako delikatnej trucizny, pewny swojej zdolności uwodzenia. Miał twarz o regularnych rysach, zdradzającą energiczność, a jednak pełną niemal kobiecego wdzięku. Czarne, krótkie loki opadały mu na czoło. Duże oczy, osadzone głęboko w śniadej skórze, wydawały się jeszcze bardziej niebieskie, niż były w rzeczywistości. Wypłynęliśmy na pełne morze. Fale były tak wysokie, że wiosła często uderzały w pustkę nad białymi, spienionymi grzbietami. Później, po kilku chwilach, kiedy statek wydawał się nieruchomy, opadał, a pokład i mostek zalewała morska piana. Woda wdzierała się do pomieszczenia, z którego wydobywały się oszalałe krzyki wioślarzy — żaden z nich nie przetrwał katastrofy.

Uczepiony balustrady Tytus stał twarzą do wiatru z głową odchyloną do tyłu i wygiętym ciałem. Przypominał w takich chwilach swojego ojca Flawiusza Wespazjana. Kiedy przyszedłem do niego, aby poprosić, bym mógł dołączyć do jego sztabu, skojarzył mi się ze starym, sękatym drzewem o krótkich gałęziach, którego żaden wiatr nie mógł ani wyrwać z korzeniami, ani złamać. Był pięćdziesięciosiedmioletnim generałem, który miał sylwetkę i krok centuriona.

Młodszy o trzydzieści lat Tytus miał już ten chód, szerokie ramiona, mocne uda i łydki. Ale twarz tego żołnierza i jego spojrzenie były charakterystyczne dla istoty delikatnej, a nie człowieka, któremu wojna ukazała całą ludzką podłość. Raczej dla zręcznego i rozważnego stratega, który musiał stawić czoło wrogom nie tylko na polu bitwy, ale także w komnatach pałacu Nerona, gdzie do okrucieństwa wojny dochodziła perfi dia i intrygi politycznych przeciwników i kurtyzan. To wszystko było wypisane na jego twarzy, której rysy nie przypominały wcale rysów twarzy ojca, ale raczej matki, zmarłej Domitilii, której piękno i urok wychwalano i które, podobno, chętnie wykorzystywała przed poślubieniem Flawiusza Wespazjana.

Myślałem o tej kobiecie, widząc Tytusa leżącego w kabinie pod pokładem. Ruchem głowy odesłał dwóch młodzieńców czuwających u jego stóp jak tresowane psy. Podniósł się, skrzyżował ręce na karku, a jego ciało kołysało się w rytm falowania statku. Zimowa burza, która dawała nam się we znaki przez trzy ostatnie dni, teraz ucichła, fale stały się mniejsze, morze uspokoiło się pod strugami deszczu, który zaraz po tym, jak ucichł wiatr, zalewał niebo i zamknął horyzont.

Tytus podążył wzrokiem za dwoma gładkimi młodzieńcami, którzy wyszli z kabiny.

— Nie lubisz przyjemności, Serenusie — powiedział — nie kochasz więc życia. Ale być może, tak jak ci szaleńcy ze Wschodu, wierzysz w zmartwychwstanie? W Rzymie moi informatorzy utrzymują, że Seneka, ten stoik, został uczniem Chrystusa. Czy ty także należysz do tej sekty żydowskiej?

Uśmiechnął się i rozłożył ręce.

— Co wiesz o tych Żydach? Mówiono mi, że czczą w swojej świątyni głowę osła, że tuczą greckie i rzymskie dzieci, aby zabić je później i pożywić się nimi w dzień swojego święta.

Przyłożył rękę do swojego przyrodzenia, a na jego twarzy pojawił się grymas...

— I ta idea odcinania sobie skóry z końcówki członka, idea obrzezania... to o to chodzi, czyż nie? Pochylił się nade mną.

— Nie jesteś przypadkiem obrzezany, Serenusie? Zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu.

— Mówi się — podjął wątek — że niektórzy spośród uczniów Chrystusa nie są obrzezani.

Zrobił minę pełną pogardy.

— Żydzi są wyjątkowi. To nie są barbarzyńcy podobni do tych, z którymi walczyłem w Brytanii i Germanii. Są bardziej dumni i bardziej dzicy niż Grecy.

Uważają się za lepszych od wszystkich innych ludów. A tymczasem nie są na tyle inteligentni, aby zrozumieć że — zacisnął lewą pięść — nasze legiony rozkruszą ich jak wróbla, którego zgniótłbym w ręce. Zostawiliśmy im ich króla, Agrypę, ich kapłanów, królową Berenike, mają władzę nad swoimi świątyniami. Niektórzy z nich zostali obywatelami rzymskimi. W Rzymie są ich tysiące. Praktykują swoją religię tak, jak mają na to ochotę...

— Zabija się ich i krzyżuje — wyszeptałem.

— Bronisz ich, Serenusie?

W jego głosie brzmiało raczej zdziwienie i ciekawość niż złość.

Powiedziałem więc, co wiedziałem o Żydach. Poznałem ich, czytając Historię niewolniczej wojny Spartakusa, napisaną przez mojego przodka Gajusza Fuskusza Salinatora. Zawierała ona pochwałę człowieka mądrego, religijnego i uczonego, Jaira Uzdrowiciela, urodzonego w Judei, którego mój pradziad przyjmował w swojej willi w Kapui, tej samej, w której piszę te Kroniki.

Gdy byłem w Rzymie, dowiedziałem się, że kapłan żydowski Józef Ben Mattias spotykał się z Poppeą, cesarzową, o której mówiono, że nawróciła się na religię Żydów. Ten sam Józef złożył wizytę Senece, a mój nauczyciel był pod dużym wrażeniem wiedzy, jaką posiadał ten młody człowiek. Przeczytał pisma Greków i przybył do Rzymu, aby uprosić uwolnienie dla uwięzionych kapłanów żydowskich. Dzięki Poppei jego misja została uwieńczona sukcesem. Jego sprawę popierał także najsłynniejszy aktor Rzymu mim Alityrus, którego Neron podziwiał, obsypywał podarunkami i o którego był zazdrosny.

Uczestniczyłem w wielu jego występach. Rzymianie oklaskiwali go, a w loży cesarskiej widziałem króla Judei Agrypę oraz jego siostrę Berenike przyjmowanych i czczonych jak prawowici władcy.

Ale w Judei prokurator Gesjusz Florus oraz zarządca Syrii Cesjusz Gallus traktowali Żydów, jeden z najstarszych ludów na ziemi, jak barbarzyńców. Florus ich upokarzał. Rzymianie pozwalali na ich prześladowania przez Syryjczyków, Arabów z Antiochii albo z Cezarei.

Sami legioniści uczestniczyli w rabowaniu ich dóbr. Florus zanurzył swoje ręce w skarbcu Świątyni Jerozolimskiej. Kazał ubiczować i ukrzyżować tych, którzy protestowali przeciw temu, i na targu w Jerozolimie legioniści zabili ponad trzy tysiące Żydów, z których niektórzy byli obywatelami rzymskimi. Dzieci zabijano, kobiety gwałcono. Nawet królowa Berenike, która z ogoloną głową i boso błagała Gesjusza Florusa, aby zaprzestał tej masakry, była wyzywana, grożono jej śmiercią, aż musiała uciekać i schronić się w swoim pałacu otoczonym przez straże.

Oto, co wiedziałem o Żydach.

Tytus pozostawał milczący, w pozycji półleżącej na łóżku, nie spuszczał ze mnie wzroku, jakby spodziewał się, że będę kontynuował swoją opowieść.

Wyznałem więc to, co wolałem przemilczeć: że lud żydowski, najbardziej religijny ze wszystkich, czekał na przybycie Mesjasza, wysłannika ich Boga, Jahwe. A niektórzy z nich rozpoznali go w osobie Chrystusa, który został ukrzyżowany na prośbę kapłanów żydowskich przez rzymskiego namiestnika Poncjusza Piłata za czasów cesarza Tyberiusza. Nie powiedziałem, że modliłem się do Chrystusa.

Tytus wstał. Był niski — mógł stać wyprostowany w tej kabinie o niskim sufi cie. Chodził w tę i z powrotem z rękami za plecami, ciałem lekko wychylonym do tyłu, co podkreślało jego okrągły brzuch. Zatrzymał się i pochylił w moją stronę:

— Neron usunął z urzędu Gesjusza Florusa i Cesjusza Gallusa — wymamrotał.

Później wyprostował się, skrzyżował ręce i dodał donośnym głosem:

— Wysłannicy Rzymu mogą popełniać niesprawiedliwości i zbrodnie. Ich błędy powinny zostać ukarane.

Ale Rzym nigdy nie powinien być oskarżany przez ludy, które podbił. Rzym nie może zaakceptować, aby go oceniano i zwalczano. Narody, które buntują się przeciw niemu, powinny zostać ukarane. Ci, którzy będą stawiać opór, zaznają losu niewolników Spartakusa.

Dobrze o tym wiesz, Serenusie. Ja także czytałem Historię napisaną przez twojego przodka. Jeśli Żydzi nie będą błagać o łaskę, jeśli nie złożą broni, zostaną zabici albo skazani na niewolnictwo, zostaną wygnani ze swojego królestwa, rozproszeni. Utracą swoje ziemie, a ich świątynie i miasta zostaną zniszczone. Takie jest prawo Rzymu, a naszym obowiązkiem jest sprawić, aby ono zatriumfowało.

Tytus popatrzył na mnie z głową lekko przechyloną na bok, jakby po to, aby upewnić się że dobrze usłyszałem jego słowa, a po chwili nagłym ruchem chwycił mnie za ramię i pociągnął w stronę wyjścia z kabiny i dziobu statku.

Na horyzoncie morze było gładkie, a w złotawym świetle zachodzącego słońca ujrzałem Aleksandrię. Tytus wbił palce w moje ramię.

— Rzym posiada to wszystko — powiedział. Spostrzegłem wyspę Faros i jej białą latarnię morską, później budynki emporium, które stały w szeregu wzdłuż wybrzeża Wielkiego Portu. Widziałem kopuły muzeum i biblioteki, kolumnadę pałacu królewskiego, a za nią, wśród stłoczonych budowli, wysokie mury Wielkiego Cyrku. Tam zdawały się zbiegać szerokie aleje, które dzieliły miasto na kwadratowe części.

Nasza galera mknęła gładko naprzód. Wiosła sprawiały wrażenie, jakby zanurzały się bez wysiłku w lśniącej wodzie, a rufa statku pozostawiała spory ślad, który stopniowo malał, aby wreszcie zniknąć, zostawiając za sobą tylko kilka zmarszczek, oświetlonych przez zachodzące słońce.

— Aleksander, Cezar... — powtarzał wiele razy Tytus.

Odwrócił się w moją stronę i oparł ręce na moich ramionach. Był niższy ode mnie, jeszcze tak młody, zaledwie dwudziestosiedmioletni, podczas gdy ja byłem już po pięćdziesiątce, a jednak skłoniłem się przed nim, słuchałem, tak jakby był moim najstarszym synem, przewyższającym mnie swoją wiedzą, mądrością i wzrostem. Był reprezentantem Rzymu. Nosił miecz swojej potęgi. Dowodził legionami. Rzym uczynił go wielkim.

— Aleksandria stała się miastem Cezara — powtórzył Tytus.

Odsunął się, wychylił przez burtę statku, a po chwili znowu się odwrócił.

— Patrz na Żydów z Aleksandrii, Serenusie. Przypomn? im, co to jest wola Rzymu. Powiedz im, że zamierzamy zniszczyć Galileę i Judeę i że dla ich ludu zostało już tylko jedno wyjście: poddanie się Rzymowi. Niech wyślą posłańców do Jerozolimy i niech przemówią do rozumu tym szaleńcom, którzy zbuntowali się przeciwko legionom!

Poklepał mnie po ramieniu.

— W przeciwnym razie Żydzi z Judei i z Galilei będą cierpieć na darmo, ponieważ zostaną pokonani i zginą. I będzie się pamiętać tylko o zwycięstwach Wespazjana i Tytusa oraz o chwale Rzymu!

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama