Błędny rycerz z Asyżu

Fragmenty książki "100 opowiadań o radości życia" zawierającej opowiadania zebrane przez Briana Cavanaugha TOR (2)

Błędny rycerz z Asyżu

Brian Cavanaugh

Sto opowiadań o radości życia

Wydawnictwo Księży Marianów 2006
ISBN 83-7502-003-6



31.

Błędny rycerz z Asyżu

Brian Cavanaugh TOR

W Księdze Wieków jest rozdział, który opowiada o znużonym rycerzu jadącym na grzbiecie strudzonego konia wiejską drogą wiodącą ku jego rodzinnemu Asyżowi po bezrozumnej bitwie pod Perugią. Prawdę mówiąc, temu wojakowi wszystkie bitwy wydawały się bezrozumne. Po tak ciężkich przejściach nie widział już sensu w przemocy i zabijaniu.

Było późne popołudnie, rycerz czuł się zmęczony i głodny. Przed sobą ujrzał niewielką wioskę. „Coś tutaj zjem i znajdę sobie miejsce, żeby przenocować” — pomyślał.

Nagle koń się potknął i zrzucił jeźdźca na ziemię. Ten wstał, otrzepał się i zobaczył, że wierzchowiec zawadził o wystający z ziemi kawał skały. Podszedł tam i za pomocą miecza wydobył kamień — piękny, gładki i niemal okrągły. Tak przypadł mu on do gustu, że rycerz wsadził go do sakwy podróżnej, zamiast odrzucić gdzieś na bok, wskoczył na konia i podążył w dalszą drogę ku wiosce.

Gdy przejeżdżał koło pierwszych chałup, ludzie przerywali pracę, by mu się przyjrzeć. Pomachał do nich, ale nikt nie odwzajemnił gestu. Zsiadłszy z konia, rycerz zwrócił się do kobiety stojącej przed jednym z domków:

— Dobry wieczór, czy znalazłoby się trochę strawy dla wędrownego rycerza?

Zapytana ze smutkiem pokręciła głową i westchnęła:

— Zboże nam latoś nie obrodziło. Ledwo starcza mi dla własnej rodziny. Wybaczcie. — To mówiąc, weszła do domu.

Wojak udał się do kolejnej chaty, przy której gospodarz reperował wóz.

— Czy znajdzie się przy waszym stole miejsce dla głodnego rycerza? — zapytał.

— Przez cały miesiąc przed żniwami nie spadła ani kropla deszczu — odparł wieśniak. — Ta odrobina, którą mamy, musi nam starczyć na wykarmienie naszych dzieci.

W każdym domu, który odwiedził, rycerz słyszał to samo: zbiory były kiepskie, nie starczy jedzenia na całą zimę, wszystkim potrzebne ziarno do siewu na przyszły rok.

Zniechęcony i wygłodniały wędrowny rycerz uwiązał konia do gałęzi, a sam usiadł. „Za parę tygodni ci biedni ludzie będą równie głodni jak ja” — pomyślał. „Pomodlę się, bym umiał im pomóc znaleźć więcej jedzenia.”

Zaświtał mu pewien pomysł. Sięgnął do juków, wydobył okrągły kamień i zawołał do mieszkańców wioski:

— Dobrzy ludzie, macie szczęście, że dziś do was przybyłem. Mam oto szczególny kamień, dzięki któremu będziecie mieli co jeść przez zimę. Możecie ugotować zupę z kamienia.

— Zupę z kamienia? — zdziwiła się jakaś staruszka. — W życiu o czymś takim nie słyszałam.

— W zupie z kamienia cudowne jest to, że nie tylko syci głodnych, ale zbliża też ludzi wzajemnie — tłumaczył rycerz. — Kto z was ma spory kociołek, którego mógłbym użyć?

Zaraz przyniesiono stosowne naczynie i trójnóg, na którym je ustawiono.

— Teraz trzeba garnek napełnić wodą i rozpalić pod nim ogień — mówił dalej przybysz.

Ochoczo naznoszono wiadra wody i naręcza drew. Niebawem kociołek zawisł nad buzującym ogniem. Gdy woda zawrzała, rycerz uniósł czarodziejski kamień wysoko nad głową, po czym delikatnie umieścił w naczyniu.

Jakiś chłopczyk szepnął do swojej mamy:

— Ten kamień wygląda dokładnie tak samo jak te z naszego podwórka.

Matka wzięła go na ręce i uspokajała:

— Cicho bądź! Nie da się rozpoznać z samego wyglądu, czy coś jest czarodziejskie, czy nie.

— Wydaje mi się, że do tej zupy przydałoby się trochę soli i pieprzu — oznajmił rycerz.

Dzieci pobiegły po sól i pieprz.

Woda pogotowała się jeszcze jakiś czas, po czym rycerz skosztował trochę.

— Mmm, świetna zupa wychodzi z tego kamienia, ale będzie jeszcze lepsza, jeśli dorzucimy parę marchewek.

— Mam trochę marchwi, którą mogę się podzielić — odezwał się jeden z gospodarzy. I zaraz jego córka pobiegła i wróciła z fartuszkiem pełnym marchewek.

— Jaka szkoda, że zbiory były takie kiepskie — zasmucił się rycerz. — Zupa z kamienia jest zawsze smaczniejsza, gdy doda się trochę kapusty.

— Chyba wiem, skąd ją wziąć — zawołała przez ramię młoda matka, biegnąc w stronę domu. Niebawem przyniosła trzy duże główki.

Rycerz szatkował warzywa mieczem.

— Poprzednim razem gotowałem zupę z kamienia w zamku bogatego kupca — oznajmił. — Ów człowiek dorzucił parę kartofli i kawałek mięsa.

Ludzie po cichutku naradzali się między sobą.

— Hm... kawałek mięsa, kilka kartofli i możemy jeść jak bogacze — szeptali. — Pospieszyli do domów i oprócz mięsa i kartofli przynieśli jeszcze cebulę, mleko i parę bochenków chleba.

Nim zupa się ugotowała, zapadł zmierzch. W radosnym podnieceniu zaczęto znosić długie stoły, kobiety postawiły na nich miski na zupę, dzieci przyniosły resztę nakryć. Zupa pachniała przepysznie. I pomyśleć tylko, że ugotowana została z czarodziejskiego kamienia, który przywiózł ktoś obcy!

Gdy już się wszyscy najedli, przyniesiono gęśle i fujarki. Zaczęły się tańce, śpiewy i zabawa do białego rana. Nigdy przedtem mieszkańcy wioski nie uczestniczyli w równie wspaniałej uczcie.

Następnego dnia cała wioska przyszła pożegnać nowego przyjaciela.

— Jak ci na imię? — spytało jakieś dziecko.

Rycerz z Asyżu odparł:

— Mam na imię Franciszek.

Gdy dosiadał konia, inne z dzieci zawołało:

— Hej, zapomniałeś zabrać swój czarodziejski kamień!

— Wcale nie zapomniałem — odparł Franciszek. — Zostawiam go w darze mieszkańcom wioski. Pamiętajcie o mnie i o zupie z kamienia — dodał z uśmiechem.

W Księdze Wieków zapisano, że do dziś dnia nikt w tamtej wiosce nie zaznał głodu. A co więcej, nikt z jej mieszkańców nie znalazł się w biedzie, odkąd ów błędny rycerz, św. Franciszek z Asyżu, zatrzymał się tam i nauczył ich czarów zupy z kamienia.

(...)

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama