Fragmenty książki "Wszystko co chciałbyś wiedzieć o niebie "
Peter Kreeft Wszystko co chciałbyś wiedzieć o niebie |
|
Chyba o to w pierwszym rzędzie pytają ludzie. Ale tak być nie powinno. To, co robimy, nie powinno być ważniejsze od tego, czym jesteśmy. Nasze współczesne społeczeństwo nastawione na funkcjonalizm97 wykazuje tendencję, żeby redukować nas do naszych funkcji. Jakie jest pierwsze pytanie, które zadajemy, chcąc się czegoś o kimś dowiedzieć? „Co on robi?” Ale kochając nigdy tego pytania nie stawiamy na początku. Pierwszym pytaniem miłości jest zawsze „Kim jesteś”, a nie „Co robisz”. Bycie jest przed robieniem i realizm miłości nie zgadza się na to, żeby odwracać tę kolejność. Taka jest odwieczna prawda w odniesieniu do Odwiecznej Miłości:
„Można by uznać, że Bóg pragnie jedynie posłuszeństwa wobec pewnych zasad — podczas gdy w rzeczywistości pragnie on ludzi pewnego pokroju”98.
Niemniej jednak, chociaż pytanie „Czym się zajmujesz” nie jest pierwszoplanowe, jest ono ważne. Po pierwsze dlatego, że to, co robimy, wywiera na nas wpływ i pokazuje, kim jesteśmy. Po drugie to, co robimy, pomaga nam kształtować nasze ja. Po trzecie, twórcza praca jest pierwszorzędną potrzebą człowieka i nasze konwencjonalne obrazy Nieba są nudne w części dlatego, że nie biorą tego pod uwagę. Granie na harfach i polerowanie aureol jest z pewnością złą odpowiedzią na dobre pytanie. Druga odpowiedź, bardziej filozoficzna alternatywa mówiąca o wieczności abstrakcyjnej kontemplacji niezmiennej prawdy, porusza tylko filozofów (i tylko mniejszą ich część). Trzecia, biblijna odpowiedź - cieszenie się Bogiem (Ps 27, 4) - jest prawdziwa, ale wyobraźnia musi ją ubrać w ciało. Same słowa „cieszenie sie Bogiem” mają sens tylko dla tych, którzy już Bogiem się cieszą, a bardzo znaczna część ludzi wydaje się cieszyć ogromną większością rzeczy znacznie bardziej niż Bogiem. (Po prawdzie, to tylko Bóg w owych rzeczach nas raduje, ale tego nie dostrzegamy).
Możemy nawet, świadomie lub nieświadomie, bać się Nieba, bowiem boimy się nudy. Śmierć jest zatem straszna, gdyż oferuje tylko dwie piekielne alternatywy wobec nudy czy agonii. Ziemia wydaje się znacznie bardziej interesująca niż Niebo, bo uważa się, że w Niebie nie ma nic do roboty. Co należałoby jeszcze zrobić w doskonałym świecie? I jak moglibyśmy być szczęśliwi bez twórczej pracy?
Główna myśl w kwestii odpowiedzi na to pytanie przychodzi z książki Richarda Purtilla Thinking about Religion (Myśląc o religii)99. W rozdziale dziesiątym — „Jak może wyglądać życie po śmierci? — sugeruje on trzy ludzkie zajęcia w Niebie, i to w następującej kolejności: (1) zrozumienie naszego ziemskiego życia „poprzez Boże światło”, (2) dzielenie życia z wszystkimi innymi ludzkimi egzystencjami oraz (3) eksploracja Boga. Najpierw przeglądamy swoje ubiegłe życie mając Boskie zrozumienie i umiejętność docenienia każdego doświadczenia, dobrego czy złego - przerabiamy ten sens dogłębnie, aż do ostatniej kropelki. Potem postępujemy tak również z wszystkimi innymi egzystencjami, ale od wewnątrz. Poznajemy je dokładniej i bardziej całościowo niż na ziemi znaliśmy najbliższego przyjaciela, bo dzielimy wiedzę Boga o każdym z nas. Gdy wykonamy już do końca te dwa wstępne zadania - kiedy już dzięki wewnętrznemu doświadczeniu znamy, kochamy, rozumiemy i doceniamy wszystko, co ktokolwiek inny doświadczył — dopiero wtedy jesteśmy duchowo dojrzali, żeby zacząć niekończące się i nieskończenie fascynujące zadanie zgłębiania, uczenia się i miłowania aspektów nieskończoności, niewyczerpanej Bożej natury.
Myśl ta nie jest nowa, odpowiada trzem tradycyjnym doktrynom — doktrynie Czyśćca, Świętych Obcowania i Wizji Uszczęśliwiającej. Ale każda z nich otrzymuje nowe życie, kiedy powiązane są ze sobą w takim ciągu. Czyściec zdaje się być częścią Nieba, a nie oddzielnym miejscem, i polega on na moralnej reedukacji, a nie samej karze. Jest to raczej rehabilitacja niż kara. Świętych Obcowanie przestaje być niejasną, filantropijną dobroczynnością i staje się interesującą miłością i komunią na ziemi. Poznawanie ludzi jest w ten czy inny sposób jedyną rzeczą, która tu czy tam zdaje się być niewyczerpana. Wreszcie, kontemplacja Boga nie jest nudna, gdyż dokonują jej dusze dojrzałe w wyniku obu wcześniejszych czynności. Różnica, jaką czyni uzyskanie tej dojrzałości, jest tak wielka jak różnica między umierającym świętym a nowonarodzonym niemowlęciem. Wizja Uszczęśliwiająca także nie jest nudna, gdyż ma dynamiczny, a nie statyczny charakter, polega na zgłębianiu, a nie na wpatrywaniu się w Boga, jest niekończącym się początkiem, a nie tylko końcem.
Im więcej o tym myślimy, tym bardziej słuszna i konieczna wydaje się ta myśl. Jednakże w żadnych pismach nie znalazłem jej ani ja, ani Purtill100. Ten rozdział rozważa kilka aspektów:
1. psychologia Nieba
2. fizyka Nieba
3. historia Nieba
4. epistemologia Nieba
5. etyka Nieba
Nieba potrzebujemy przede wszystkim po to, żebyśmy mogli się spełnić, dokończyć, a zadanie to zaczynamy na ziemi. Nikt nie umiera w formie skończonej. Nigdy nie ma dość czasu, żeby zrobić wszystko, co moglibyśmy i powinniśmy zrobić, aby być tym wszystkim, czym moglibyśmy i powinniśmy być. Nasze życia są niekompletne w tych trzech kluczowych relacjach — (1) z samymi sobą, (2) z innymi i (3) z Bogiem.
Trzeba, żebyśmy je podjęli w tej właśnie kolejności. Bo najpierw musimy poznać siebie, żebyśmy w ogóle mogli wiedzieć, kim jest ten, kto zna innych, i dopiero po czyśćcowym oczyszczeniu naszych postaw stajemy się wystarczająco dojrzali, żeby właściwie zrozumieć innych. Musimy nauczyć się kochać ludzkie obrazy w sobie i bliźnich, zanim będziemy mogli kochać Boski Wzorzec: „albowiem, kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4, 20).
Ale nie możemy wypełnić pierwszego zadania bez zadania drugiego: tylko poprzez stosunki z bliźnimi możemy naprawdę pokochać siebie, bo tylko w stosunkach z innymi możemy stać się ludzcy, to znaczy kochający101. Nie możemy wykonać do końca ani zadania pierwszego, ani drugiego bez trzeciego, gdyż tylko w Bogu, który zna tajemnice naszych tożsamości, możemy poznać siebie i innych.
Kolejność ta musi więc być muzyczna, a nie matematyczna. Tematy muzyczne, w przeciwieństwie do liczb, zachodzą na siebie. Te trzy etapy nie mogą być sekwencją, wszystkie trzy muszą zacząć się natychmiast po naszej śmierci. Nie możemy czekać, aż Czyściec się skończy, żeby zacząć Świętych Obcowanie, i nie możemy czekać na zakończenie Świętych Obcowania, żeby rozpocząć Wizję Uszczęśliwiającą. Potrzebujemy Świętych Obcowania na czas Czyśćca, bo potrzebni nam nauczyciele, święci ojcowie w wierze, przykłady. To najlepszy, może jedyny sposób uczenia dobroci tutaj, może i tam również. I potrzebujemy Wizji Uszczęśliwiającej w czasie Obcowania ze Świętymi, bo tylko w umyśle Autora jesteśmy w stanie zrozumieć wszystkie Jego stworzenia.
Nasza pierwotna kolejność wydaje się jednak konieczna, gdyż potrzebujemy czyśccowo udoskonalonego narzędzia, aby uczestniczyć w Świętych Obcowaniu i tylko całkowicie zbawiona i udoskonalona ludzkość w komunii jest właściwym instrumentem dla Wizji Uszczęśliwiającej.
Odpowiedzią na ten dylemat jest po prostu stwierdzenie, że doskonałość etapu pierwszego jest konieczna przed doskonałością etapu drugiego i tak samo w przypadku fazy drugiej i trzeciej, ale początek fazy pierwszej i drugiej nie może być niezależny od trzeciej. Wszystkie rozpoczynają się w jednym czasie po śmierci, jak i wszystkie zaczynają się równocześnie w momencie urodzenia.
Jeśli traktujemy poważnie „doświadczenia pozacielesne”, których doznali pacjenci przywróceni do życia, tradycyjne wierzenia i opowieści z wielu przednowoczesnych kultur oraz słowa św. Pawła w Drugim Liście do Koryntian 12:1-5, musimy postawić wniosek, że natychmiast po śmierci znajdujemy się poza swoim starym ciałem i w innym ciele, i że to doświadczenie zdarza się czasem ludziom przed śmiercią. Niektórzy z nich są świętymi i mistykami, jak św. Paweł, ale wielu nie jest. Ciało doświadczane w tym stanie wydaje się ulotne, po prostu jest cieniem albo proroczą zapowiedzią bardziej trwałego zmartwychwstałego ciała, które otrzymamy później, szkicem Artysty do Jego późniejszego dzieła.
To pierwsze pośmiertne ciało jest w istocie „pozacielesnym” ciałem, niewiele różniącym się od pozbawionej ciała duszy102. Stąd platonizm, który uczy o nieśmiertelności duszy różnej od ciała, ale nie o zmartwychwstaniu ciała, ma pewną rację, ale nie całkowitą. C. S. Lewis mówi : „Mistycy w kontemplacji Boga doszli aż do zawieszenia zmysłów; dalszego punktu, w którym zostaną one przywrócone, nie osiągnął (o ile wiem) nikt”103.
Zmartwychwstałe ciało, o którym mówi św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian 15 i które było udziałem Jezusa przez czterdzieści dni między Jego Zmartwychwstaniem a Wniebowstąpieniem, jest innym rodzajem ciała: jest to ciało substancjalnie stałe. Być może takie ciała będziemy mieć w drugiej fazie, w czasie Świętych Obcowania. Może taki będzie instrument ekspresyjnej sztuki, „których nieudanymi imitacjami są nasza ziemska sztuka i filozofia”104.
Na trzecim etapie, wreszcie, pojawiłoby się ciało, którego „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani nie poznało serce człowieka”. W każdej fazie zauważamy jakąś odmianę i niespodziankę, a największa z nich przychodzi na końcu. Najlepiej znamy swoje ciała przez doświadczenie. Ciało z doświadczeń „pozacielesnych” znamy też trochę, gdyż wiele było relacji i spekulacji filozofów. Ciało zmartwychwstałe znamy tylko przez Chrystusa i Apokalipsę. Ciało uwielbione znamy jedynie z kilku wzmianek w Piśmie Świętym:
„A jak nosiliśmy obraz ziemskiego (człowieka), tak też nosić będziemy obraz (Człowieka) niebieskiego” (1 Kor 15, 49).
„Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy. (...) Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3, 1-2).
„I dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna oprócz tego, kto (je) otrzymuje” (Ap 2, 17).
Chociaż etapy poniekąd następują po sobie, nie ma jednej miary czasu, aby je określać, gdyż sama natura czasu zmienia się, w miarę jak przechodzimy z jednego etapu do drugiego. Żaden z etapów nie może być mierzony czasem zegarowym. Zegary należą do rzeczy „których nie da się ze sobą zabrać”, kiedy się umiera. Jeśli w Czyśćcu są „lata”, mają one tylko symboliczny charakter.
Ale czas zegarowy (po grecku chronos) nie jest jedynym rodzajem czasu. Żyjemy w czasie kairos, czasie życia. Kairos to czas na coś, czas odpowiadający ludzkiemu celowi. Nigdy na wszystko nie ma dosyć czasu, dosyć kairos, bo tu na ziemi kairos jest uzależniony od chronos. Ale w Niebie tak nie jest. Po śmierci będzie niewymownie dużo czasu, aby uczyć się, smakować, pogrążyć się całkowicie w znaczeniu wszystkiego.
W momencie śmierci, zgodnie z rozlicznymi świadectwami, całe życie w szczegółach przebiega nam przed oczyma, po kolei i w jednej chwili. Cały kairos nie zajmuje nawet minuty chronos, gdyż nie ma granic limitującego chronos. Króciuteńka jednostka chronos (moment, kiedy ukazuje się całe życie) jest w istocie ogromna. Bo kairos nie jest mierzony przez chronos, ale miarą wieczności. Tutaj jest nieograniczona obecność - nie ma czekania, nie ma nudy, nie ma jeszcze-nie-przyszłości i już-nie-przeszłości. Jest to wedle Vanaukena „efekt Davida Copperfielda”105, całość osoby (ciebie) doświadczanej dopiero w momencie całkowitego dokonania się, moment śmierci: książka jest skończona i „idzie do Drukującego”106;.
Czas ma coś wspólnego z wiedzą. Dla nas na ziemi czas jest urządzeniem chroniącym umysł. Bez niego nie bylibyśmy w stanie wytrzymać ogromu nagiej, wiecznej prawdy. Arystoteles i Akwinata twierdzą, że nasze umysły mają taki związek z prawdą jak oczy nietoperzy i sów ze słońcem — są przystosowane do cieni107a. James i Huxley mówią, że mózg jest organem do zapominania, a nie pamiętania, „zaworem redukcyjnym”, który ma dopuszczać do naszego czasowego życia tylko tę odrobinę prawdy, która nam jest potrzebna i którą możemy wytrzymać108. Etap pierwszy usuwa zawór redukcyjny mózgu. Etap drugi usuwa przegrody między indywidualnymi ego, pozwalając nam dostać się do wewnątrz innych żyć. Etap trzeci usuwa sam czas.
Światło czyli prawda jest punktem wszystkich trzech etapów. „Nie ma bowiem nic skrytego, co by nie miałoby być wyjawione” (Mt 10, 26). Nawet Piekło jest prawdą, poznaną zbyt późno. Koniec końców prawda musi zwyciężyć, ukryta może być tylko na krótką metę, w czasie. Wszystko, co kiedyś się wydarzyło - każda myśl i każdy czyn każdego człowieka - musi być znane, odkryte, dostępne każdemu w Niebie. W Niebie nie ma zamkniętych drzwi: „Potem ujrzałem: oto drzwi otwarte w niebie” (Ap 4, 1).
Nikt nie będzie czuł się zagrożony z powodu tego, że w Niebie cała wiedza jest udostępniona i publiczna, gdyż (1) nikt nikogo źle nie zrozumie, skoro wszyscy będą poznani poprzez Boską w pełni dokładną wiedzę; (2) nie będzie uprzedzeń, lekceważenia czy odrzucenia;(3) stąd też nie będzie obaw przed odrzuceniem, a więc nie będzie murów czy miejsc ukrycia. Będziemy pragnąć, żeby nas znano — nawet nasze grzechy:
”Być może zbawienie nie polega na usuwaniu tych wiecznych chwil, lecz na udoskonalonym człowieczeństwie, które na zawsze dźwiga brzemię wstydu, radując się, iż stanowi on okazję do współczucia ze strony Boga, i odczuwając zadowolenie, iż stanie się on elementem ogólnej wiedzy wszechświata. Może w tej wiecznej chwili św. Piotr — z pewnością wybaczy mi, jeśli się mylę — na zawsze zapiera się swego Mistrza. Jeżeli tak jest, to na pewno byłoby prawdą, że radości Nieba są w naszej obecnej sytuacji dla większości z nas 'nabytym upodobaniem', a pewien sposób życia może uniemożliwić nabycie tego upodobania. Może zgubieni są ci, którzy nie ośmielają się wystąpić w tak publicznym miejscu”109;.
Moralność mówienia prawdy, absolutna wartość uczciwości dobrze wypadają w świetle Nieba. Ponieważ istnieje Niebo i ponieważ Niebo jest absolutną prawdą, dlatego żadne kłamstwo się nie ostoi. Wszystkie kłamstwa skazują się na porażkę, nie tylko (jak mówi Kant) dlatego że gdyby wszyscy kłamali, twoje kłamstwo także straciłoby skuteczność110, ale dlatego (bardziej realistycznie), że „prawda pędzej czy później ujrzy światło dnia”111. Konieczność uczciwości opiera się nie na nierealnej hipotezie „gdyby wszyscy kłamali”, ale na rzeczywistości, że będziemy w obecności światła na wieczność.
Każde małe kłamstewko, każde oszustwo, każda pół-prawda i roszczenie czy nieczysta motywacja będzie odsłonięta. Wtedy jasno zobaczymy, że nie było nigdy żadnej korzyści z kłamania, że były to głupie krótkoterminowe inwestycje prowadzące do długotrwałego bankructwa.
Jednakowoż nie powinniśmy przesadzać z łączeniem etyki i Nieba, jak czyni to Dostojewski, kiedy jego Iwan Karamazow powiada, że „Jeśli nie ma nieśmiertelności, wszystko jest dozwolone”112. To nieprawda. Nieśmiertelność nie jest korzeniem etyki, ani nawet jej kwiatem. Nawet gdyby nie było nieśmiertelności, obowiązki etyczne dalej absolutnie by obowiązywały. Boga należy kochać, a dobro czynić dla nich samych, nie dla nagrody (chociaż nagroda faktycznie jest obiecana). Taką lekcję dał Bóg swojemu wybranemu ludowi wiele wieków wcześniej, zanim wyraźnie objawił nieśmiertelność. Dopiero po przerobieniu pierwszej lekcji, dopiero kiedy nauczymy się kochać Boga dla Boga, a nie dla Jego darów, dopiero wtedy może On bezpiecznie odkryć swoje dary. Dane zbyt wcześnie są łapówkami i my bylibyśmy religijnymi hedonistami, kochającymi podarki bardziej niż Darczyńcę, nasze zadowolenie bardziej niż Bożą dobroć. Nie możemy być rozpuszczonymi dziećmi. „Ponieważ Ja jestem Pan, Bóg wasz — uświęćcie się. Bądźcie świętymi, bo ja jestem święty!” (Kpł 11, 44; Kpł 19, 2; Kpł 20, 26). Taka jest etyka Nieba.
97 Por. Gabriel Marcel, The Philosophy of Existentialism, przeł. Manya Harari, New York: Citadel Press, 1966, s. 10-12.
98 C.S. Lewis, Chrześcijaństwo po prostu, przeł. Piotr Szymczak, Poznań: Media Rodzina, 2002, s. 86.
99 Por. Richard Purtill, Thinking about Religion, Englewood Cliffs, N.J.: Prentice Hall, 1978, s. 136-52.
100 W prywatnym liście do autora.
101 Martin Buber, Ja i Ty: wybór pism filozoficznych, wybrał, przeł. i wstęp napisał Jan Doktór, Warszawa: Pax, 1992, s. 43, 47.
102 C.S. Lewis, Smutek, przeł. Jadwiga Olędzka, Warszawa: PAX, 1969, s. 79-82; C.S. Lewis, Listy o modlitwie, przeł. Henryk Bednarek [w:] Listy o modlitwie i moralności, przeł. Henryk Bednarek, Stanisław Pietraszko, IW PAX, Warszawa 1980, rozdz. XIII, s. 56-63.
103 C.S. Lewis, Cudy: wprowadzenie ogólne, przeł. Stanisław Pacuła, Warszawa: Pax, 1958, s. 245.
104 C.S. Lewis, Problem cierpienia, przeł. Tadeusz Szafrański, Katowice: Areopag, 1996, s. 139.
105 Sheldon Vanauken, A Severe Mercy, San Francisco: Harper & Row, 1977, s. 185.
106 Sheldon Vanauken, A Severe Mercy, San Francisco: Harper & Row, 1977, s. 184.
107 Arystoteles, Metafizyka, I, 993b, 10-12; św. Tomasz z Akwinu, Summa Theologiae, I, I, 5 ad 1.
108 Por. William James, Doświadczenia religijne, przeł. i przedm. zaopatrzył. Jan Hempel, Warszawa: Książka i Wiedza, 1958; Aldous Huxley, Drzwi percepcji, przeł. Piotr Kołyszko; Niebo i piekło, przeł. Henryk Waniek, Warszawa: Przedświt, 1991, s. 15.
109 C.S. Lewis, Problem cierpienia, przeł. Tadeusz Szafrański, Katowice: Areopag, 1996, s.
110 Por. Immanueal Kant, Uzasadnienie metafizyki moralności, przeł. Mścisław Wartenberg, Kęty: Wydawnictwo Antyk, 2001, VI, 18-19, 89.
111 William Shakespeare, Kupiec wenecki, przeł. Stanisław Barańczak, Poznań: W drodze, 1922, akt II, scena 2, s. 174.
112 Por. Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow, przeł. Aleksander Wat, Warszawa: PIW, 1978, t. 1, cz. I, księga 2, rozdz. 6, s. 89.
opr. aw/aw