Recenzja - Jamie Jamies, The Music of the Spheres - Music, Science, and the Natural Order of the Universe, Grove Press. New York, 1993, s. XV + 263.
Jamie Jamies, The Music of the Spheres - Music, Science, and the Natural Order of the Universe, Grove Press. New York, 1993, s. XV + 263.
Co muzyka ma wspólnego z nauką? Prawdopodobnie można by wskazać wiele elementów, które łączą te dwie sfery ludzkiej działalności, ale na pewno musiałyby się wśród nich znaleźć wspólne początki. Z chwilą, gdy Pitagoras odkrył, że dźwięki muzyczne pozostają w ścisłej odpowiedniości z liczbami (rzeczywistymi), narodziła się teoria muzyki; z chwilą gdy tenże myśliciel te same proporcje między liczbami odniósł zarówno do opisu dźwięków, jak i do stosunków panujących we Wszechświecie, rozpoczęła się droga do zmatematyzowanych nauk o przyrodzie. W szkole pitagorejczyków "harmonia sfer" nie była tylko literacką czy filozoficzną przenośnią. Przekonanie, że struktura Kosmosu sprowadza się w istocie do struktury dzieła muzycznego jest Wielkim Tematem myśli Greckiej.
Teza książki jest następująca: Wielki Temat był długo obecny w muzyce. Echa kosmicznej harmonii brzmiały w gregoriańskich chorałach, w polifonicznych utworach renesansu, w utworach, które dały początek operze. Wielki Temat zniknął z muzyki w okresie romantyzmu. Być może była to reakcja na zmechanizowanie wizji świata przez naukę newtonowską. W każdym razie miejsce Kosmosu w muzyce zajęły sprawy człowieka. Ucichła harmonia sfer, odezwały się echa śpiewu ptaków i wiosennej burzy. Tę przemianę James nazywa "romantyczną anomalią". Na tej anomalii właśnie wykształcił się nasz zmysł muzyczny. Muzyka romantyzmu stała się dla nas kanonem muzyki w ogóle. Ale - zdaniem Jamesa - była to tylko anomalia. Z początkiem XX stulecia muzyka zaczęła odzyskiwać swój Wielki Temat. Jest on dziś znowu obecny w muzyce awangardy i ... w stylu pop. Nowożytna nauka przestała zajmować się "sprawami człowieka", przestała łączyć je ze "sprawami Kosmosu", a ludzie jednak tego potrzebują. Stąd tematy te pojawiają się w paraintelektualnych ruchach, wypowiadających się także w muzyce pop.
James dobrze przedstawia związki muzyki z myślą naukową do renesansu włącznie. Od Pitagorasa i Platona, poprzez tradycję hermetyczną, aż do Keplera i jego na poły mistycznego łączenia odkrywanych przez siebie praw astronomii z "harmonią świata". Ale autor Muzyki sfer czuje się mniej pewnie w obszarze nauki nowożytnej. Coraz mniej w książce znajdujemy refleksji na temat muzycznej harmonii Kosmosu; coraz więcej analizy utworów muzycznych w jakiś sposób nawiązujących do nauki lub Wszechświata. XX wiek przynosi nam już tylko kilka zdawkowych uwag o Einsteinie i współczesnych naukowych teoriach, wtopionych w stosunkowo obszerne roztrząsanie muzycznych programów Schoenberga, Hindemitha i Xenakisa. Trudno oprzeć się wrażeniu, że niegdyś Wielki Temat muzyki w naszym stuleciu stał się bardziej echem dawnych inspiracji niż rzeczywistym nawiązywaniem do nauki, nadal zgłębiającej tajemnice Kosmosu.
Książka z całą pewnością nie zawiera naukowych nonsensów. Jest dobra, ale nie rewelacyjna. Do zrozumienia nie wymaga specjalnego przygotowania naukowego.
opr. jk/ab