Homilia na 1. niedzielę Adwentu roku A
A jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali, aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona.
Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.
"Bracia! Otrząśnijcie się ze snu!".
Tym naszym snem jest rutyna. To ona zakrywa przed nami nieubłagany upływ czasu.
Jezus opisuje tę rutynę: "Za dni Noego jedli, pili, żenili się...". Jeden człowiek wyzwala się w porę: "Noe wszedł do arki". Lecz inni nadal żyli tak samo "i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich". Rutyna nas pochłania. Przypomnijcie sobie te wszystkie: "Należałoby coś z tym zrobić... Muszę się tym zająć... To nieprawdopodobne, jak ten czas ucieka... Gdybym mógł jeszcze raz zacząć od nowa... Gdybyśmy wcześniej wiedzieli...".
Wiemy doskonale. Wystarczy posłuchać Jezusa: "Dwóch będzie w polu, jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona. Czuwajcie więc. Bądźcie gotowi!". Podczas tych samych zajęć jedni śpią, drudzy są czujni. Jedni do niczego się nie przygotowują, drudzy są gotowi.
Gotowi na co? Trzeba powtarzać to wezwanie do czujności, ponieważ powtarza je Jezus, ale chodzi o czujność wartościową. Może ona przybrać kształt paraliżującego lęku albo też stać się jakimś "czy warto?", obracającym się w pogardę dla świata i dla tego, co ziemskie. Nie, przeciwnie, ewangeliczna czujność to pełne mocy życie chwilą obecną, ponieważ w nim właśnie weryfikujemy nieustannie wartość zaangażowania i czujności tego, co robimy.
Nasze przyzwyczajenia (praca-telewizja-samochód), nasze troski (więcej zarobić, skończyć daną pracę), nasze plany wypoczynkowe (byle do soboty, byle do wakacji) czy wszystko to czyni nas ludźmi, którzy w pełni korzystają z życia? A gdzie jest miłość, to znaczy życie stuprocentowe? Gdzie jest służba braterska, misyjny zapał, modlitwa?
"Nie mam czasu", to niekiedy okrzyk intensywnego życia. Ale jakże często jest to stara śpiewka naszej rutyny.
Chrześcijańska czujność to po prostu życie przed Bogiem, życie z Bogiem. Czynności są dokładnie te same, ale mają one dodatkową wartość, głębię. "Jeden będzie wzięty, drugi zostawiony". Czujni zakorzeniają się już w wieczności, podczas gdy rutyniarze we wszystkim pozostają na powierzchni, w każdej chwili mogą zostać zmieceni.
Prawdziwa czujność nie tylko że nie odbiera upodobania do spraw ziemskich, ale wręcz nadaje posmak poznawaniu, pasjonującemu zdobywaniu wiedzy. Jakże wspaniale jest być człowiekiem, który poprzez wszystko, czego doświadcza kształtuje siebie dla wieczności i kształtuje cząstkę wiecznej ludzkości!
Antyrutyna? Myśleć, zaczynać na nowo, nie pozwalać, żeby życiem rządził jedynie zegarek, terminarz, przyzwyczajenia i rozmaite "przecież zawsze tak robiłem".
Chrześcijanin, który "jest gotowy", przeżywa swoją codzienność w sposób wolny i świadomy, i przez to czujny jest na to, co nieoczekiwane również na tę godzinę niezwykłą, ostatnią, która być może przyjdzie jak złodziej: "Bądźcie zawsze czujni, abyście nie zostali zaskoczeni".
ANDRÉ SÈVE, Homilie niedzielne Kraków 1999
opr. ab/ab