Hymn o miłości (1Kor 13) jest jednym z najbardziej znanych tekstów św. Pawła. Jak powinniśmy rozumieć chrześcijańską miłość, największą z cnót?
1. Orędzie zestawionych ze sobą w dzisiejszej niedzieli czytań, zwłaszcza drugiego i Ewangelii, może nas swoimi kontrastami zaskoczyć jako na pierwszy rzut oka szokująco twarde w swoich wymogach. Wrażenie to bierze się stąd, że przywykliśmy do łatwego, a niesłusznego, upraszczania ocen w rodzaju: w Dawnym Przymierzu ukazywał się Bóg jako przede wszystkim sprawiedliwy i dlatego groźny, ale w Nowym — jest tylko miłosierny. Tymczasem zapominamy o tym, że człowiek odkupiony ma „podwyższoną poprzeczkę”, choćby dlatego, że otrzymał do dyspozycji nowe pomoce odpowiednio do wyższego poziomu nowej, Chrystusowej, moralności. Wbrew skłonności do przesładzania Ewangelii mamy dziś przejąć się zrozumieniem, że jesteśmy odpowiedzialni także za drugich. W takim świetle wszelkie zgorszenia, rozumiane jako zły przykład, który doprowadza innych do grzechu, ukażą się jako wielka przeszkoda dla szerzenia się królestwa Bożego na ziemi.
2. W opisanej dziś barwnej scenie z czasów czterdziestoletniej wędrówki Izraela przez pustynię zasługuje na podkreślenie pewne znamienne zagrożenie społeczne, słabo uświadamiane, od którego my także nie jesteśmy wolni. Ujawnienia go wymaga dzisiejszy zestaw czytań. Zagrożenie to dochodzi do głosu w naiwnej reakcji Jozuego na to, co nastąpiło w obozie budząc tam sensację. Wierny sługa Mojżesza, w trosce — zresztą przesadnej — o autorytet swego Mistrza, wykazuje zazdrość o dary Ducha, jak to stwierdza w odpowiedzi na jego interpelację sam wódz Izraela. Na tym polegał błąd Jozuego, iż nie przypuszczał, by prorokujący mieli prawo korzystać z tych darów duchowych poza kręgiem ścisłej zależności od Mojżesza. Pierwsza część dzisiejszej Ewangelii idzie po tej samej linii. Wynika stąd dla nas wciąż aktualny wniosek: przejawy Ducha nie mogą być zmonopolizowane przez jakiekolwiek struktury instytucjonalne — Ducha nie gaście! (1 Tes 5,19).
Apostoł Jakub w tonie dawnych proroków z mocą demaskuje i piętnuje o wiele poważniejsze od poprzedniego zagrożenie. Jest nim daleko posunięte rozwarstwienie społeczności pod względem materialnego bogactwa. Zaznaczało się ono zapewne także po części we wspólnotach młodego Kościoła rozproszonego już szeroko w ówczesnym świecie (por. Jk 2,1—4). Bogacze, którym może niejeden ubogi skrycie zazdrościł, ukazani są jako w rzeczywistości godni pożałowania, bo zagrożeni utratą szczęścia na wieki. Podobne biada wam zachowało się w wersji Łukaszowej Kazania na górze (por. Łk 6,24n). Motywacja i tu i tam jest wybitnie eschatologiczna: wobec bliskiego sądu Bożego bogactwa nagromadzone egoistycznie, a co gorsza z krzywdą ubogich pracowników, na nic się nie przydadzą, odwrotnie — zwiększą sprawiedliwą karę. Wyzysk ubogich ze strony bezwzględnych bogaczy równa się zabójstwu.
Ewangelia dzisiejsza zawiera w jednej perykopie dwa odrębne tematy. Kościół jednak celowo zestawił te kontrastowe w tonie pouczenia, by tym szerzej ukazać naszą odpowiedzialność za drugich w sytuacjach, w których zagrożenia czasem nie potrafimy dostrzec. W pierwszej scenie Jan, referując Jezusowi swój protest przeciw obcemu egzorcyście, czeka na uznanie Mistrza, pewny swej szlachetnej pobudki. A Jezus go koryguje, podobnie jak Mojżesz ocenił protest Jozuego. Nas bowiem obowiązuje rozsądna tolerancja wobec tych, którzy nas nie zwalczają: w nich może też działać Bóg. Drugi temat, zgorszenia, zaczyna się od czynnego. Trafia ono w małych, którzy wierzą w Chrystusa. Ci mali to nie dzieci, choćby dlatego, że Jezus wtedy nie miał jeszcze uczniów w tym wieku. Mali są to ludzie pozbawieni rozeznania, stąd nieodporni na zło. Przy biernym zgorszeniu odcinanie członków ciała ma znaczenie tylko przenośne: należy odcinać nawet cenne uczuciowo okazje do grzechu.
3. Znamienną cechą dzisiejszego zestawu czytań jest to, że łączy je dwojakie wspólne spoiwo. Mianowicie w każdym z czytań obok zagrożenia moralnego zaznacza się również doniosłość społeczna wszystkich wymienionych i tam napiętnowanych złych skłonności, jakimi są zazdrość, nieumiarkowana żądza bogacenia się i słabość wobec pokus. Ta zaś występuje zarówno u gorszonego, jak u gorszyciela. Wspólną przyczynę wszystkich zagrożeń stanowi przemożna siła atrakcyjna pragnień tylko doczesnych. Człowiek dlatego upada, że nie potrafi odpowiednio oceniać doczesności na tle prawd o rzeczach ostatecznych, zwłaszcza o nieodwołalnym wyroku, jaki zapadnie po sądzie Bożym u kresu. Jaki jest na to przeciwśrodek, łatwo można wywnioskować. Jest nim stałe liczenie się z ostatecznym rozliczeniem za to życie, które upływa nieuchronnie, w przeciwieństwie do tego, które trwa wiecznie. A w rozrachunku ostatecznym liczy się też wymiar społeczny czynów.
4. W homilii — po wyzyskaniu treści wstępu i punktu 3 — można, najpierw wspomnieć o przypomnianych przez Sobór Watykański II zasadach tolerancji, której nam, Polakom, na ogół brak. Potem korzystając z własnych doświadczeń duszpasterskich, warto rozwinąć szerzej temat drugi perykopy ewangelijnej — zgorszenie bierne i czynne, by ukazać rozmiary tego zagrożenia, które choć jest największe ze wszystkich, jednak bywa niedoceniane. Ono to może nas oderwać od dobra jedynego i wiekuistego — od Boga. Jakże często nie odcinamy się zdecydowanie od grzesznych okazji. Czynne zaś zgorszenie — to tyle, co dawanie złego przykładu, a więc moralne psucie wszystkich nań podatnych, którzy zbyt łatwo, bezkrytycznie, ulegają złemu przykładowi. Apostoł ostrzega nas: Nie narażaj na zgubę tego, za którego umarł Chrystus (Rz 14,15). Tylko On jest kryterium naszego wzajemnego odnoszenia się do siebie, On też nagrodzi pomoc, nawet tak skromną jak kubek wody.
Augustyn Jankowski OSB, Przy stole Słowa, tom 4 (Okres zwykły: od 18 do 34 niedzieli) Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. mg/mg