Homilia na 32 niedzielę zwykłą roku B
Z westchnieniem wskazywały na wiszące na ścianach ślubne fotografie lub portrety mężczyzn w mundurach i objaśniały, że to ich mężowie, którzy z wojny nie wrócili do domu. l zaczynały snuć opowieści o tym, jak go wezwali, jak jeszcze kilka listów przysłał, jak potem zaginął o nim słuch, jak wreszcie przyszło pismo informujące o jego śmierci. Potem był rozdział o trudnej powojennej rzeczywistości, w której samotnie wychowywały dzieci. Czasem je wysoko kształciły. Niektóre dodawały skargę, że dzieci teraz o nich zapomniały.
Któż nie przysłuchiwał się kiedyś opowieściom wdów, pełnym wspomnień z odległych już lat, uspokojonego smutku i życiowej mądrości zrodzonej z najtrudniejszych doświadczeń...
Dzisiaj wśród nas już coraz mniej tych, które wojna przyprawiła o wdowieństwo. Współczesne wdowy utraciły mężów w wypadkach drogowych, na budowach, w podziemiach kopalń. Są wdowy po tych, którzy podczas pracy zawodowej nabawili się pylicy, ołowicy i innych śmiertelnych schorzeń. Są i te, których mężowie zostali zabici podczas obrony kopalni w dniach stanu wojennego.
Wdowieństwo zasługuje na uwagę i szczególny szacunek, bo przecież jest doświadczeniem życia boleśnie pozbawionego tej pełni, którą niosło pożycie małżeńskie. Jest pewnego rodzaju zubożeniem jakości życia.
Chrystus zdawał sobie sprawę z trudów wdowiego życia. Być może już z oblicza Maryi odczytywał ból wdowieństwa. Odczytał go także na zapłakanej twarzy wdowy z Naim, która właśnie uczestniczyła w pogrzebie swojego jedynego syna. Współczucie dla wdowy kazało Mu wskrzesić jedyną jej podporę.
W czytanej dzisiaj Ewangelii słyszymy Jezusa grożącego uczonym w Piśmie za to, że objadają domy wdów, a więc nadużywają ich gościnności i pobożności. Wkrótce potem Jezus wychwala zauważony czyn ubogiej wdowy, która do świątynnej skarbony wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz, co zresztą było wszystkim, co miała na swe utrzymanie.
Gdy kształtowało się życie wspólnotowe młodego Kościoła, wdowy znajdowały w jego strukturze swoje odrębne miejsce. Były osobnym stanem w Kościele, a ich imiona figurowały na specjalnych listach. Św. Paweł w Pierwszym Liście do Tymoteusza zwraca uwagę na ów stan. Przypomina wdowom stosowny dla nich sposób życia, przestrzega przed grzechami, jakie w tym stanie mogłyby się zdarzyć, i wreszcie stawia dość ostre warunki, które musi spełnić wdowa mająca być wciągnięta do kościelnego spisu wdów (l Tm 5,3-10).
Chrześcijaństwo ma więc swoją tradycję dotyczącą stanu wdowiego. Trzeba zauważyć, że wdowy, chociaż dzisiaj niespisywane na osobnych listach, pełnią w Kościele ważną rolę. Niejednokrotnie pozostawanie w życiowej samotności zbliża je bardziej do życia modlitewnego i sakramentalnego. Swoją samotność głębiej zakorzeniają w Bogu, i w ten sposób dają wyraz swojemu pogodzeniu się z Jego niełatwą przecież wolą. To właśnie wdowy stanowią duży procent tych, którzy pojawiają się w kościelnych nawach w dni powszednie. Jest w nich wtedy coś z prorokini Anny, która swoim długo trwającym wdowieństwem służyła Bogu w cieniu jerozolimskiej świątyni.
Wdowy częściej niż inni podejmują różnorakie posługi na rzecz Kościoła czy parafii. To one w dużej mierze udzielają się w rozwiniętej dzisiaj działalności charytatywnej, dając Kościołowi potrzebującemu swój czas, swoje zdrowie i często swój wdowi grosz.
Grosz ów, nominalnie choćby najmniejszy, wielką bywa ofiarą, bo jest oddaniem nie z tego, co im zbywa, ale z tego, co jeszcze byłoby tak bardzo potrzebne. Wdowi grosz stanowi więc lekcję poglądową o praktycznie nieograniczonej ofiarności, ale tym samym także o głębokim zaufaniu Bożej Opatrzności. Na takie zaufanie zdobyta się wdowa z Sarepty, dzieląc swój mizerny pokarm z Eliaszem. Mimo konsumpcji pokarmu nie ubywało. Bóg nie pozwala zubożeć tym, którzy są zdolni do ofiar.
opr. mg/mg