Homilia na 18 niedzielę zwykłą roku C
Pewna anegdota mówi o troskliwej parafiance, która pojechała do księdza biskupa poskarżyć się na swoich duszpasterzy (proboszcza i wikariusza), że całe noce grywają w karty. Na szczęście ksiądz biskup miał duże poczucie humoru i odpowiedział: - Proszę pani, niech sobie grają dalej, byle sumiennie wypełniali obowiązki. Niech grają, póki mają na to siły i ochotę. A jeżeli nauczą się przy kartach panować nad sennością i zmęczeniem, jeżeli nauczą się czuwać, przyda się to im, gdy potem zechcą ten nocny czas przeznaczyć na modlitwę i pokutę.
Przytoczona tu anegdota ma nie tylko walor humorystyczny, ale także wychowawczy. Przypomina nam, że najbardziej niebezpieczny dla człowieka jest czas niezagospodarowany czy po prostu stracony. A że najczęściej taki czas zdarza się nam, gdy na coś czekamy, trzeba znaleźć sposób na jego sensowne wypełnienie. Ludzie czekający w kolejkach ratują się czytaniem książki lub gazety, albo po prostu rozmawiają sobie z przygodnymi, równie znudzonymi sąsiadami z kolejki. Doświadczenie uczy, że nie zawsze są to rozmowy budujące, a z reguły prowadzą do malkontenckich narzekań lub po prostu plotkarstwa.
Czas czekania może być więc niebezpieczny, ale może także być twórczy. Może to być czas rachunku sumienia lub głębszego namysłu nad tym, co nas jeszcze czeka i co powinno być zrobione w przyszłości. Czekając na spotkanie z kimś bliskim, możemy skoncentrować uwagę na jego osobie, na tym, co ten ktoś dla nas znaczy i jakie mamy wobec niego zobowiązania, czym moglibyśmy mu sprawić radość. Takie czekanie nie jest już zwykłym "wyczekiwaniem", nieuniknionym "poświęcaniem" czasu, lecz staje się aktywnym, czasami nawet radosnym czuwaniem.
Takie właśnie czekanie miał na myśli Chrystus, gdy wołał: "Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci; aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie". Chodzi o to, by nasze czekanie na ostateczne urzeczywistnienie królestwa Bożego uczynić radosnym i twórczym czuwaniem. Uczynić każdą chwilę swojego życia możliwą chwilą nadejścia Jezusa Chrystusa: jeżeli nie w wymiarze uniwersalnym, eschatologicznym, to przynajmniej w wymiarze bardzo osobistym, religijnym. Panu Jezusowi nie przeszkadza, jeśli będzie to akurat chwila godziwej rozrywki, jak choćby przysłowiowa gra w karty. Wybitny francuski myśliciel Pierre Teilhard de Chardin lubił podkreślać, że "oczekiwanie na Niebo może być żywe i przetrwać tylko wtedy, gdy jest w jakiś sposób ucieleśnione".
Liturgicznym ucieleśnieniem takiego oczekiwania jest każda, zwłaszcza niedzielna Msza św. Głęboko religijne zrozumienie tej idei wyrażają również tak bardzo popularne dziś modlitewne czuwania małych i większych wspólnot eklezjalnych. Ale w chrześcijaństwie chodzi o coś więcej: o to, by nadać wymiar "czuwania" także innym formom aktywności człowieka w świecie. Radosnym czuwaniem powinna być nasza praca zawodowa, nauka, domowa krzątanina, a także rozrywka. Zauważmy, że prawie wszystkie działania i wysiłki podejmowane każdego dnia motywowane są przyszłością: są przygotowywaniem tego, co będzie ważne jutro, pojutrze lub za kilka lat. W sposób ostateczny motywacja ta dotyczy przyszłości ostatecznej, eschatologicznej: staram się podejmować takie działania, które umożliwią mi osiągnięcie zbawienia, nieba. Unikamy zaś takich zachowań, które mogą naszą najbliższą i dalszą przyszłość zrujnować. Nasz optymizm w tym zakresie jest dość ograniczony. Mamy bowiem świadomość, że przyszłość nie tylko od nas zależy, że jej ostateczny kształt zależy przede wszystkim od Pana Boga. "Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy". Opierając się na tej wierze - jak niegdyś Abraham - oczekujemy na to, co będzie, oczekujemy "miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg". I ta właśnie wiara sprawia, że nasza eschatologia nie jest czystą futurologią, a nasze czekanie staje się radosnym i aktywnym czuwaniem.
opr. ab/ab