Homilia na 26 niedzielę zwykłą roku c
Analizując treść znanej przypowieści o bogaczu i Łazarzu, musimy się oprzeć pokusie zbyt uproszczonej jej interpretacji. Nie jest prawdą, że gdy komuś znakomicie wiodło się na ziemi, po śmierci na pewno trafi do piekła, a gdy komuś w życiu doczesnym się nie wiedzie, otrzymał przepustkę do nieba. Do nieba bowiem nie idzie się tylko dlatego, że się było biednym, a do piekła tylko dlatego, że się było bogatym.
W perspektywie biblijnej niebo jest jakąś formą ostatecznego naprawienia wszelkich przejawów niesprawiedliwości, wyrównania bilansu doznanych w życiu doczesnym radości i smutków, przyjemności i cierpień, bogactwa i biedy: "Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz". Zauważmy jednak, że ów bogacz cierpi męki nie dlatego, że był bogaty, lecz dlatego, że będąc bogatym, nie zainteresował się głodnym, okrytym wrzodami żebrakiem, który daremnie czekał na pomoc "u bramy jego pałacu". Należy również przypuszczać, że Łazarz szczęśliwie znalazł się "na łonie" Abrahama (czyli w gronie zbawionych) nie tylko dlatego, że wiele na ziemi wycierpiał, ale dlatego, że mimo cierpień i doznanej biedy słuchał "Mojżesza i Proroków", starając się żyć zgodnie z przykazaniami objawionymi przez Boga. Można więc powiedzieć, że ewangeliczna przypowieść o bogaczu i Łazarzu jest wezwaniem do wierności wobec Bożego prawa oraz przestrogą przed demoralizującą siłą bogactwa. Już wcześniej zwracał na to uwagę prorok Amos, wypowiadając ostre "biada" pod adresem bogaczy, którzy "leżą na łożach z kości słoniowej i wylegują się na dywanach, (...) a nic się nie martwią upadkiem domu Józefa".
Być może znane nam jest podobne w swej wymowie i bardzo pouczające opowiadanie o biednym szewcu, który na swą biedę specjalnie nie narzekał, lecz zadowolony z uczciwego, choć trudnego życia od rana do wieczora radośnie przy pracy sobie śpiewał. Pech chciał, że tuż obok niego mieszkał bogacz, który był tak bardzo przejęty swym bogactwem, że całymi nocami przeliczał swoje zyski i złote monety. A skoro w nocy liczył, w ciągu dnia musiał to odsypiać. Nie mógł jednak spokojnie spać, bo ów spokój zakłócało mu pełne wigoru śpiewanie szewca. Pewnego dnia bogacz wpadł na sprytny pomysł, by szewca uciszyć. Podarował mu worek pełen złotych monet. Uradowany szewc odstawił buty i zabrał się za liczenie pieniędzy. Liczył w skupieniu całymi dniami, sprawdzał, czy się nie pomylił, w obawie przed złodziejami przenosił swoje bogactwo z miejsca na miejsce. Oczywiście, w tej sytuacji nie miał już czasu na pracę i nie miał go dla rodziny, dla dzieci, dla przyjaciół. Skupiony na liczeniu pieniędzy, przestał także śpiewać. Teraz bogacz mógł sobie spać spokojnie. Wkrótce jednak szewc zorientował się, że zyskując worek złota, stracił to, co było dla niego najcenniejsze: radość życia, rodzinę, przyjaciół. Odniósł worek z pieniędzmi sąsiadowi i bez żalu, z pieśnią na ustach znowu zasiadł do kopyta. Znowu poczuł się szczęśliwy.
To zapewne miał na myśli święty Paweł, gdy zachęcał swego ucznia Tymoteusza do uczciwego życia, do wierności Bożym przykazaniom: "Podążaj za sprawiedliwością, pobożnością, wiarą, miłością, wytrwałością i łagodnością. Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobądź życie wieczne do niego zostałeś powołany".
Zauważmy, że niewiele brakowało, aby obdarowany złotem szewc skończył tak, jak bogacz z ewangelicznej przypowieści. Jego przewaga polegała na tym, że nawrócił się, czyli poszedł po rozum do głowy jeszcze za życia na ziemi. Dość wcześnie zrozumiał to, co ewangelicznemu bogaczowi tak trudno było pojąć nawet po śmierci: że aby się zbawić, nie wystarczy myśleć tylko o sobie i że bardziej od nadzwyczajnych znaków do nawrócenia potrzebna jest wiara we wszystko, co Bóg objawił przez Mojżesza i Proroków.
W życiu doczesnym, mimo tak wielkich społecznych nierówności, granica między biedą i bogactwem może być niekiedy bardzo wąska i w pewnym sensie ruchoma: przez zrządzenie losu biedak (jak ów szewc z opowiastki) może się stać milionerem, a bogacz bankrutem. Ale już po śmierci granica między zbawieniem i potępieniem jawi się jak "ogromna przepaść". A cały dramat potęguje fakt, że przepaści tej nie tworzy Bóg, lecz sam człowiek kopie ją w czasie ziemskiego, "lekkiego" życia".
opr. mg/mg