Homilia na 2 niedzielę Adwentu roku C
Adwent to czas proroków. Starotestamentowy prorok Baruch zapraszał ludzi tęskniących za Bogiem na „miejsce wysokie”. Znamy to z naszych osobistych doświadczeń: kto staje wyżej, widzi dalej. Do ludzi obserwujących wschód słońca ze szczytu Trzech Koron światło przychodzi znacznie szybciej niż do tych, którzy czekają w dolinach. „Do światła swej chwały” Bóg prowadzi lud przez doświadczenie pustyni i wspinaczkę pod górę dobrze oznakowanym szlakiem „sprawiedliwości i miłosierdzia”. Ważne jednak, by wejść na ten szlak „z radością”.
Dlatego Baruch poleca odrzucenie „szaty smutku”. Jest ona zbyt ciasna dla ludzi wielkiej nadziei. Dla tych, którzy są pewni spełnienia Bożych obietnic, bardziej odpowiednie wydawały mu się „szaty chwały”, a zwłaszcza „płaszcz sprawiedliwości pochodzącej od Boga”. Istotnym komponentem mesjańskiej wizji proroka Barucha stają się również dzieci „zgromadzone na słowo Świętego”, „rozradowane, że Bóg o nich pamiętał”.
I już jesteśmy u siebie. Już widzimy nasz polski krajobraz, nasze góry i doliny, nasze wzloty i upadki (młodzież mówi „dołowania”). Nasze dzieci biegnące z lampionami na Roraty, rozweselone, że także o nich Kościół pamiętał. Liturgia Adwentu stwarza wiele okazji, by łatwiej było dostrzec kontrast między ciemnością a światłem. Jest jeszcze wiele zagród, a nawet miejscowości, z których — gdy jest jeszcze ciemno — tylko przy świetle lampionu można dostrzec ścieżki prowadzące do kościoła. Bardzo popularny jest u nas zwyczaj, że Msze św. roratnie zaczynają się w przyćmionej jeszcze świątyni, a światła zapala się dopiero na „Gloria”. Kościół przybiera wtedy „wspaniałe szaty chwały”.
Nasz Adwent ma także swojego proroka — Jana Chrzciciela. Opisane przez św. Łukasza wydarzenia, które miały miejsce „w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara”, rozpoczęły tylko (a nie zakończyły) wielką akcję „prostowania” dróg dla Pana. Zmieniły się wprawdzie czasy i znacznie poszerzył się obszar „pustyni” (Carlo Caretto widzi ją dziś przede wszystkim w mieście). Ale problemy pozostały te same i ciągle te same, a może nawet większe, szanse: znacznie poszerzył się dostęp do oczyszczających wód nowotestamentalnego „Jordanu” (każda chrzcielnica, każdy konfesjonał). Ale metody zaproponowane kiedyś przez Jana Chrzciciela pozostały niezmienione: „Każda dolina niech będzie wypełniona, każda góra i pagórek zrównane, drogi kręte niech się staną prostymi, a wyboiste drogami gładkimi”. To jest nadal warunek ujrzenia „zbawienia Bożego”.
Przeżywając swój osobisty adwent — czas pogłębionej refleksji religijnej i czas osobistego, ciągle potrzebnego nawrócenia — chrześcijanin nie może zapominać, że od momentu przyjęcia chrztu świętego on sam ma także udział w prorockiej misji Kościoła. Jest nie tylko tym, do którego mówi Kościół, ale także tym, przez którego Kościół kieruje dziś swój głos do świata. Już św. Paweł zapraszał pierwszych chrześcijan do „udziału w szerzeniu Ewangelii”. Miał świadomość, że oni sami wciąż jeszcze potrzebują wewnętrznej formacji. Ale to nie zwalniało ich od obowiązku dzielenia się tym, co już było ich duchowym bogactwem.
Tym bardziej dziś, u schyłku drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa, poddając się kolejnej adwentowej formacji, nie powinniśmy zapominać, że już teraz jesteśmy odpowiedzialni za dzieło ewangelizacji: z nowym zapałem, nowymi metodami, w nowym języku. Nieprzypadkowo Ojciec Święty mówi o nowej ewangelizacji, a polscy biskupi w tym roku duszpasterskim wyraźnie nas do takiego zaangażowania zapraszają. Pewnie, że każdy mógłby powiedzieć, że jeszcze nie czuje się do tego wystarczająco przygotowany, że jeszcze sam potrzebuje nawrócenia. Ale przecież tak będzie do końca życia. To prawda, że do prowadzenia ewangelizacji w formie rekolekcyjnej (a nawet indywidualnej) potrzebne jest wcześniejsze, duchowe i metodyczne przygotowanie. Ale to przecież nie są jedyne drogi, na których ewangelizacja jest możliwa. Pozostaje możliwość i moralna powinność świadczenia w codziennych kontaktach z ludźmi: w rodzinie, sąsiedztwie, szkole, zakładzie pracy. Trzeba tylko, aby człowiek „ożywiony miłością Chrystusa” — oprócz prostowania dróg dla Pana — „wyprostował”, czyli skrócił także drogi prowadzące do drugiego człowieka. Dzieląc się doświadczeniem wiary, urośniemy sami, a Duch Święty, który zapoczątkował w nas dobre dzieło, „dokończy je do dnia Chrystusa Jezusa”.
opr. mg/mg