Homilia na 7 niedzielę wielkanocną roku C
Jakże dramatyczne i beznadziejne jest życie człowieka, który nie wierzy w niebo, dla którego wszystko kończy się z chwilą wydania ostatniego tchnienia. Czy możliwe jest, abyśmy rodzili się tylko po to, by żyć kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat; abyśmy przychodzili na ten świat po to, by cierpieć, chorować, starzeć się, umierać, a wreszcie odejść w niebyt? Kruchość, ulotność i niedoskonałość naszego ziemskiego życia wręcz domaga się wiary w to, że za progiem śmierci jest jeszcze Coś — i że to Coś jest właśnie Tym, o co w ogóle w ludzkim życiu chodzi.
Przed trzema dniami obchodziliśmy uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Słyszeliśmy, że Pan Jezus na oczach Apostołów „uniósł się w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu” (Dz 1,9). Dzisiejsza Liturgia Słowa pozwala zobaczyć to, co jest poza tym obłokiem, ukazuje obraz uwielbionego Pana, który jest Alfą i Omegą, Pierwszym i Ostatnim, Początkiem i Końcem (por. Ap 22,13), Pozwala usłyszeć piękne słowa umierającego męczeńską śmiercią Szczepana: „Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga” (Dz 7,56). Takie jest świadectwo kogoś, kto za chwilę miał wydać swoje ostatnie tchnienie: „widzę”. Szczepan nie mówi „wydaje mi się”, „przeczuwam”, ale „widzę”. Chrystus pozwolił mu zobaczyć to, co jest „poza obłokiem”, co wykracza poza ten doczesny świat, zobaczyć niebo, życie wieczne.
Pismo Święte pełne jest świadectw i relacji naocznych świadków, dotyczących tego, co widzieli, słyszeli, czego dotykali. Świadectwa te stanowią mocne oparcie dla naszej wiary. Bo — można by powtórzyć za poetą — „wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie”. Mimo iż
Niektórzy mówią, że nas oko łudzi/I że nic nie ma, tylko się wydaje,/Ale ci właśnie nie mają nadziei./Myślą, że kiedy człowiek się odwróci,/Cały świat za nim zaraz być przestaje,/Jakby porwały go ręce złodziei/ (Cz. Miłosz, Nadzieja).
Pan Jezus dobrze wiedział, że trzeba pomóc naszej słabej wierze, dlatego też niektórym pozwolił widzieć, słyszeć i dotykać, aby mogli przekazywać innym: „[To wam oznajmiamy] [...] cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce” (1 J 1,1). W swojej Modlitwie Arcykapłańskiej, której fragment słyszymy dzisiaj, modli się zarówno za tych, którzy widzieli, słyszeli i dotykali, jak i za nas, którzy dzięki ich słowu mamy wierzyć w Niego (por. J 17,20).
Z dzisiejszej Liturgii Słowa dowiadujemy się nie tylko tego, co jest za obłokiem, który osłonił Chrystusa Pana w chwili wniebowstąpienia — że jest tam niebo, w którym zasiada On po prawicy Boga, ale także tego, że niebo — to nasz dom na życie wieczne. Chrystus prosi: „Ojcze, chcę, aby ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem. Aby oglądali moją chwałę, którą Mi dałeś...” (J 17,24).
Ci, którzy nie wierzą, nie mają niczego na potwierdzenie swojej niewiary. Pozostają im tylko przeczucia, domysły oraz mętne teorie filozoficzne i naukowe. Nikt jeszcze nie zaświadczył o tym, „że nic nie ma, tylko się wydaje”. Ci natomiast, którzy wierzą, mają na potwierdzenie swojej wiary świadectwa naocznych świadków, a nade wszystko obietnicę samego Chrystusa Pana: „Chcę, aby byli ze Mną”. Zanim to jednak nastąpi, zanim wszyscy wierzący w Chrystusa znajdą się tam, gdzie „Pan króluje (...) a sprawiedliwość i prawo [są] podstawą Jego tronu” (Ps 97,1—2), nastąpi sąd, którego zapowiedź słyszymy w dzisiejszym drugim czytaniu. Wszyscy, którzy „płuczą swe szaty” (Ap 22,14) w oczyszczającej kąpieli sakramentów świętych, nie muszą się go obawiać. To do nich odnosi się piękna obietnica, iż będą bramami wchodzili do Miasta Świętego — Nowego Jeruzalem i otrzymają władzę nad drzewem życia (por. Ap 22,14).
opr. mg/mg