Fragmenty zbioru homilii - "Przemówić do Zacheusza"
ISBN: 83-7318-531-3
wyd.: WAM 2005
Czerwiec 1999
Czcigodni Ojcowie i Bracia!
Proszę was o wielką otwartość serca. Księdzu niełatwo mówić o kapłańskich grzechach. Jeśli jest uczciwy, najchętniej by zamilkł i posypał głowę popiołem. A jeśli ma jeszcze na ten temat powiedzieć coś od siebie, to dla człowieka, który większość swego kapłańskiego życia spędził poza duszpasterstwem ogólnym, jest to niełatwe w dwójnasób. Przecież możecie zapytać: Co ty masz nam do powiedzenia? Co ty o tym wiesz? Co ty wiesz o presji, jaka była na nas wywierana, co ty wiesz o pustce zimnych plebanii, w których rodziły się grzechy wielu księży? Czyżbyś przyszedł z jakiegoś Kościoła sprawiedliwych, o którym wcześniej nic nie słyszano, a teraz tyle się o nim pisze, aby nam czynić wyrzuty? Powiadam wam, Bracia, że gdyby mi o to chodziło, sam musiałbym zająć miejsce wśród faryzeuszy.
Kiedy wymawiamy słowo „Welehrad”, słyszymy: jedność. Jesteśmy tutaj zjednoczeni jednym Chrystusowym kapłaństwem i jedną chęcią czynienia pokuty. Jesteśmy zjednoczeni — kapłani różnych diecezji, księża diecezjalni i zakonni, starsi i młodsi, ci, którzy działali publicznie, i ci, którzy pracowali w ukryciu. Przecież ten mur już upadł — Ojciec Święty powiedział nam wyraźnie: Nie było dwóch Kościołów, lecz jeden Kościół —obie jego gałęzie cierpiały, więc niech obie dzielą się teraz swymi owocami. Chcemy dzielić się także owocami pokuty.
Bracia, jeśli wybór padł dzisiaj na mnie, żebym tutaj przemówił, to chciałbym najpierw powiedzieć, że przychodzę tu także jako grzesznik. Przychodzę z tej części Kościoła, tak długo będącej w ukryciu, która także grzeszyła i także miała swój udział w słabościach naszego czeskiego Kościoła. I jeśli ta oto część Kościoła miała swoje specyficzne grzechy, to jednocześnie obarczona była specyficznymi grzechami tej drugiej, publicznie działającej gałęzi. Jeśli bowiem cierpi jeden członek, to cierpią też wszystkie pozostałe. Tak, granica między Kościołem uczciwym a nieuczciwym nie przebiegała między służbą publiczną a niepubliczną, ani nie była tożsama z granicą pomiędzy członkami a nieczłonkami różnych „stowarzyszeń”. Ta granica przebiegała przez nasze serca. Byliśmy Kościołem świętym i cierpiącym, a jednocześnie Kościołem słabym i grzesznym.
Kiedy wymawiamy słowo „Welehrad”, słyszymy: pielgrzymka. A Ojciec Święty nam właśnie w tym roku w tym miejscu powiedział, że nasza pielgrzymka do wolności nie może się zakończyć! Wolność jedynie zewnętrzna prowadzi wyłącznie do chaosu, potrzeba nam wolności wewnętrznej, wolności od grzechu. I wezwał nas, żebyśmy dalej szli drogą Dziesięciolecia Odnowy Duchowej Narodu, drogą wytyczoną przez Dekalog. Dekalog, który został dany ludowi Bożemu na drodze z niewoli do wolności. Czyż właśnie teraz nie przeżywamy swojego exodusu?
Kiedy wymawiamy słowo „Welehrad”, słyszymy: początek, kolebka, źródło. Wiemy, że nie da się zacząć nowego życia naszego Kościoła inaczej, niż przez przyjście do tego źródła i odprawienie przy nim pokuty. Wzywa nas do tego obecny, trzeci rok Dziesięciolecia Odnowy Duchowej Narodu, poświęcony także odnowie życia kapłańskiego.
Powinno się to odbywać na wzór owego wydarzenia, kiedy lud Boży powrócił z niewoli, a kapłan Ezdrasz otworzył księgę Prawa i czytał ją od rana do wieczora. Wszyscy płakali i przysięgali, że będą zachowywać Boże przykazania. Ezdrasz powiedział do nich: „Nie bądźcie smutni i nie płaczcie [...] albowiem poświęcony jest ten dzień Panu naszemu [...] radość w Panu jest waszą ostoją”. Także my, Bracia, chcemy tu dziś obchodzić święto pojednania. Pojednania pomiędzy nami nawzajem, a przede wszystkim pomiędzy nami a Bogiem.
Ojciec Święty powiedział nam: „Zbudujcie świątynię wolnego życia waszego Kościoła nie przez powrót do tego, co było, zanim odebrano wam wolność, zbudujcie ją na fundamencie tego, do czego w czasach prześladowania dojrzeliście”.
Musimy więc w tym świętym miejscu najpierw zadać sobie pytanie: Czy dojrzeliśmy do wolności? Czy nie ulegamy pokusie cofania się? Czy chcemy się przyznać, że wiele z tego, co było kiedyś, nie podobało się Panu Bogu, więc postanowił zmieść to rękami bezbożnych, i że chciał nas od tego wyzwolić? Że zatem tych 40 lat nie było tylko z „woli ludzi” czy wskutek „praw historycznych”, ale był to także czas Bożej kary, oczyszczenia i próby? Czy chcemy się przyznać, że próbie tej, zarówno jako jednostki, jak i wspólnota Kościoła, pod wieloma względami nie sprostaliśmy?
Z pewnością byli też święci i męczennicy; z pewnością są teraz tutaj z nami i radują się w Panu z tej chwili. Ale do tego wszystkiego przyczyniły się także nasze grzechy, które dziś znowu wypływają na powierzchnię i zagrażają wolności naszego Kościoła. Przecież nie jest dla nas tajemnicą, że wielu wyraża swoje niezadowolenie z obecnego obrotu spraw w naszym Kościele. Wielu ludzi będących poza Kościołem, którzy wcześniej sympatyzowali z nami, zaczyna odnosić wrażenie, że Kościół obecnie troszczy się tylko o siebie, że jest pochłonięty wyłącznie swoimi problemami. Wielu wiernych skarży się, że księża mają dla nich mniej czasu i okazują im mniej zainteresowania niż przedtem. Jeden z dygnitarzy dawnego reżimu stwierdził podobno kiedyś: „Źle robimy. Powinniśmy dać Kościołowi wolność, a wtedy on sam by upadł. Od razu zaczęliby się ze sobą kłócić, zadrościć sobie nawzajem i wzajemnie się atakować”. Kiedy dziś przypominam sobie te słowa, znów mam ochotę zapytać: Czy dojrzeliśmy do wolności?
Bracia, jeśli ten dzisiejszy dzień stanie się świętem prawdziwej pokuty i pojednania, to zapisze się on w dziejach Welehradu bardziej znacząco niż wiele innych sławnych pielgrzymek.
Zdajmy się więc, Bracia, na Boże miłosierdzie i uświadommy sobie najpierw warunki potrzebne do tego, by Pan nam przebaczył. Musimy zaufać Bogu i Jego mocy odpuszczenia grzechów. Musimy uznać, że jesteśmy grzesznikami. Musimy z całego serca przebaczyć tym, którzy wobec nas zawinili. Musimy pragnąć, by nasza pokuta przyniosła owoce, oraz zmienić nasz sposób myślenia i postępowania.
A teraz wzywam Cię, Panie Jezu Chryste, w imieniu nas wszystkich. Ty wziąłeś na siebie wszystkie nasze grzechy. Ty — jedyny bez grzechu — na samym początku swojej publicznej działalności stanąłeś pośród grzeszników, którzy czekają na Janowy chrzest pokuty, a zakończyłeś go śmiercią pomiędzy łotrami. Ty jesteś także pośród nas, grzeszników.
Panie, odpuść nam grzechy przeciwko wierze. Niektórzy z Twoich kapłanów stopniowo utracili wiarę prawdziwą i żywą. Niektórzy nawet przeszli na stronę nieprzyjaciół wiary. Niektórzy współpracowali z wrogami potajemnie. Inni zmęczyli się i zobojętnieli, wiara przestała mieć wpływ na ich myślenie i na ich życie. W tym długim, trudnym okresie przestali ufać, że Pan jest naprawdę Panem historii, Panem Kościoła, Panem ich życia. Jakoś się zadomowili w tym świecie, oddalili od żywego Boga, a praca kapłańska stała się dla nich rzemiosłem. Pełnili swoje obowiązki, ale zagubili ducha. Utracili wewnętrzną radość i płodność. Wielu utraciło zaufanie i miłość do Kościoła; zaczęli na niego patrzeć z zewnątrz, oczami świata. Panie, wielu z nas swoją duchową pustkę i skrywaną niewiarę maskowało duszpasterską aktywnością. Inni powracali do życia publicznego, być może nawet po sprawiedliwej stronie, a jednak czasem była to ucieczka przed straszliwą pustką, która otwiera się w sercu kapłana, gdy tylko nie wypełnia go żywy Bóg. Często odchodziliśmy od prawdziwej modlitwy, nasze życie duchowe przeradzało się w ciągłą wegetację. Panie, odnów w nas wiarę w Ciebie i Twój Kościół!
Panie, odnów w nas szacunek do rzeczy świętych, do sakramentów, do liturgii. Iluż z nas stało się rzemieślnikami i urzędnikami, ilu z nas bez prawdziwej czci, z fałszywą protekcjonalnością i zawodową rutyną manipuluje świętymi rzeczami, ponieważ im już spowszedniały. Panie, który znasz tę straszną kapłańską pokusę powodującą, że tracimy poczucie sacrum, odnów w nas bojaźń Bożą!
Panie, wyznajemy swoje grzechy przeciwko czystości. Wielu upadło. Spraw, by doświadczenie upadku i Twojego miłosierdzia przywiodło ich do pokory. Niektórzy wewnętrznie zwolnili się z obowiązku zachowania czystości i popadli w zależność, która nie pozwala im być wolnymi wobec Ciebie i wobec tych, co zostali im powierzeni. W wielu przypadkach jednak dobrze wiedzieli o tym wrogowie Kościoła i potrafili nimi manipulować i wykorzystywać ich. Panie, wyzwól ich od strachu, daj im odwagę do zerwania raz na zawsze ze złem i daj im łaskę nawrócenia się do Ciebie!
Panie, ileż naszych kapłańskich relacji z ludźmi, kobietami i mężczyznami, ma taki charakter, że choć na zewnątrz niczego nie można im zarzucić, to przecież stoją na przeszkodzie owej wolności kapłańskiego serca i kapłańskiego życia, do którego zostaliśmy powołani i do którego sami się zobowiązaliśmy. Są przeszkodą i ciężkim brzemieniem dla nas, a zwłaszcza dla tych, których związaliśmy ze sobą. Ileż duchowych i moralnych cierpień, ile komplikacji przez to spowodowaliśmy. Wielu z nas nie przeżywa swojego celibatu jako związku miłości z Tobą i Twoim Kościołem. Panie, Ty znasz wszystkie nasze ucieczki, fobie, substytuty naszego nieumiarkowania w jedzeniu i piciu, przywiązanie do pieniędzy, do rzeczy materialnych — samochodów, telewizora... Panie Jezu, wyzwól księży od ducha tego świata, od zniewolenia przez fałszywych bożków, naucz nas czystości połączonej z duchem ubóstwa!
Panie, naucz nas czystości połączonej z duchem miłości. Wielu z nas pozostało czystymi za nieczystą i bardzo wysoką cenę: nie zmienili swojej ludzkiej wrażliwości, tylko ją stłumili, ich serca stały się jak kamień, zimne, wręcz zatwardziałe w pysze. Zabierz nam serca kamienne i daj nam serca z ciała! Wielu z nas nie wydoroślało, nie dojrzało, nierzadko zdziwaczało. Pozwól im dojrzewać w słońcu Twojej miłości, by mogli być prawdziwymi mężami Bożymi!
Panie, są wśród nas księża, którzy stali się fanatykami. Wydaje się, że pochłania ich gorliwość w pracy dla Ciebie i Twoich zasad, a w rzeczywistości są tylko drażliwcami, którzy swój ograniczony „klerykalny” styl chcą niejako narzucić całemu światu. W głębi duszy oburzają ich wszyscy, którzy nie żyją i nie myślą tak jak oni. Panie, Ty wiesz, że na dnie tej klerykalnej gorliwości leży czasem niezdolność do podjęcia swoich obowiązków w sposób naprawdę wolny i radosny, a być może także ukryta zazdrość względem tych, którzy ośmielają się żyć inaczej.
Panie, Ty wiesz, w jak wielkim stopniu owo narzekanie na świat (albo i na Kościół oraz panujące w nim stosunki), owo tropienie rozmaitych spisków i ukrytych wrogów stanowi jedynie odbicie własnego zgorzknienia, ciasnego horyzontu, zaciągniętego chmurami nierozwiązanych problemów osobistych oraz osaczenia przez własne duchowe rozterki, lęki i życiowe kłamstwa. Panie, uzdrów także te ciężkie, niewidoczne urazy i przywróć swoim kapłanom życie w prawdzie, radości i wolności! Popatrz, jak i w nas wdarły się pod różnymi postaciami strach i złość, które tak długo kształtowały atmosferę tego społeczeństwa i zakorzeniły się w duszach jak śniedź i rdza. Oczyść nas!
Panie, odpuść nam nasze grzechy przeciwko kapłańskiemu braterstwu. Przebacz nam zawiść i zazdrość, osądzanie i potępianie współbraci! Ewangelia zabrania nam mówić o błędach brata, jeśli wpierw nie przyszliśmy do niego i nie porozmawialiśmy z nim w cztery oczy. A ileż to razy tak naprawdę mogliśmy lub powinniśmy byli przyjść do naszego współbrata w chwilach jego słabości i pokornie, z miłością, powiedzieć mu mądre słowo, które uchroniłoby go przed złem i nawróciło na drogę uczciwej służby.
Panie, ulecz nasze relacje z przełożonymi. Pomóż nade wszystko tym z nas, którzy w ciągu całego kapłańskiego życia nie mieli do czynienia z autorytetem biskupa, ponieważ trony biskupie naszych diecezji były przez długi czas osierocone, byśmy nauczyli się przyjmować następców Apostołów z dojrzałym i szczerym chrześcijańskim posłuszeństwem. Pomóż nam, ale pomóż także wszystkim biskupom i sprawującym władzę w Kościele, byśmy pomimo swoich słabości ciągle na nowo starali się urzeczywistniać w Kościele takie relacje, jakie panowały w gminie apostolskiej, aby ludzie poznawali nas po miłości, jaką sobie nawzajem okazujemy!
Panie, uwolnij nas od pychy kapłańskiej, od żądzy panowania i wywyższania się wobec świeckich, wobec kobiet oraz wobec tych, którzy dopiero zaczynają Cię szukać po omacku, uwolnij nas od legalistycznej pewności, że wszystko lepiej wiemy i już znamy, uwolnij nas od pokusy manipulowania Twoją prawdą!
Panie, daj nam miłość i szacunek dla Twego Słowa, dla Twojej Ewangelii. Abyśmy to Słowo rozważali i coraz bardziej zgłębiali jego tajemnicę, abyśmy głosili je prawdziwie, w całej pełni, bez upraszczania i spłycania!
Jakże często utrudniamy ludziom przyjęcie Ewangelii, a na ich słabości i moralne rozterki mamy tylko jedną odpowiedź: „Nic na to nie poradzę, tak jest napisane w Piśmie Świętym” —sami zaś zapominamy o innych słowach Pisma, które nas oskarżają! Jakże często boimy się przyznać, że twarde słowa Jezusa o faryzeuszach i uczonych w Piśmie odnoszą się także do nas!
Panie, naucz nas pokory, bez której nie można podobać się Bogu! Wiemy, jakie to straszne, kiedy kapłan służy najpierw Twojej sprawie, a potem, krok za krokiem, zaczyna wysuwać na pierwszy plan swoją osobę, swoją chwałę, swoje cele — aż w końcu całkiem usunie Cię ze swego życia, zastępując liturgię bałwochwalstwem, czyli służbę Tobie potraktuje jako pretekst, by jemu służono! Ilu księży, ilu z nas tylko posługuje się Kościołem, zamiast naprawdę bezinteresownie i na wzór Chrystusa służyć Kościołowi, braciom i Bogu samemu!
Panie, ulecz nasz język! Wyzwól mowę swego Kościoła od frazesów, schematów i pustej gadaniny. Przywróć jej iskrę Ducha, świeżość, oryginalność, szczerość, piękno, zdolność przekonywania i otwierania ludzkich serc!
Panie, otwórz naszego ducha, nasze serca i daj nam siłę do nowych zadań, które nas dzisiaj czekają. Przebacz nam, że zanadto zasiedzieliśmy się w tym małym świecie, narzuconym nam przez byłych władców. Często ograniczenie działalności Kościoła do minimum stawało się dla nas wymówką i alibi dla własnego wygodnictwa: wszystko jest zabronione, nic nie mogę zrobić. Ilu księży przywykło do tego, poświęcając się wielu innym sprawom, a teraz zakłopotani, i często ze źle skrywaną niechęcią, stoją wobec wezwania do radykalnej, najeżonej trudnościami odnowy życia Kościoła! Panie, naucz nas być gotowymi do odczytywania znaków czasu i otwierania się na mocne powiewy Twego Ducha, ale także wzajemnej tolerancji i zrozumienia dla tych, którzy już opadli z sił.
Naucz nas, Panie, rozumieć rzeczywiste potrzeby, nadzieje, bóle i radości świata, do którego teraz na nowo wkraczamy z naszego getta, w jakim reżim usiłował nas trzymać przez ostatnie dziesięciolecia! Spraw, byśmy uświadomili sobie, jak bardzo świat się zmienił i co zmieniło się także w Kościele powszechnym, od którego pod wieloma względami zostaliśmy odgrodzeni. Chroń nas przed dwiema szkodliwymi skrajnościami: abyśmy nie zamknęli się przed tym światem w postawie lękliwej lub gniewnej wrogości, rozgoryczenia i niezrozumienia, ale też nie ulegli duchowi tego świata, abyśmy nie dali się przezeń oczarować i pochłonąć i abyśmy nie utracili naszej chrześcijańskiej tożsamości. W obu przypadkach zdradzilibyśmy Twój nakaz, że mamy być „w świecie”, ale nie „ze świata”. Wybacz nam, że ulegamy owej ohydnej czeskiej kombinacji obu ekstremizmów: dążeniu do korzystania wszelkimi sposobami ze zdobyczy Zachodu oraz wspaniałomyślności zachodniego Kościoła, a jednocześnie osądzania w sposób uproszczony i niesprawiedliwy Kościoła naszych braci na Zachodzie i pomawiania ich o rzekomy materializm i utratę wiary. Kim my jesteśmy, żeby osądzać naszych braci?
Panie Jezu, wyznanie naszych grzechów mogłoby trwać jeszcze długo, ale my chcemy raczej milczeć i zdać się na Twoje miłosierdzie. Kiedy uświadamiamy sobie nasze liczne grzechy, czujemy się zdruzgotani. Może jednak właśnie w tej słabości i załamaniu, kiedy zdajemy sobie sprawę, jak bardzo oddaliliśmy się od Ciebie, któremu ślubowaliśmy wierność, stajemy się równocześnie Tobie, Panie, bliscy i mili. Może właśnie ta świadomość i przyznanie się do grzechu oraz potrzeba Twego przebaczenia stwarzają przestrzeń, w której nas możesz objąć — nie jako szefów, przywódców, ekspertów, profesjonalistów w sprawach religijnych, ale właśnie jako grzeszników, jako tych, dla których nade wszystko przyszedłeś.
Panie, zajrzyj w głąb naszych serc. Być może są tam blizny po krzywdach i rozczarowaniach. Być może skrzywdzili nas nie tylko nasi wrogowie, ale także współbracia lub przełożeni, być może doznaliśmy ran właśnie ze strony Kościoła. Może kryje się tam gorycz. Albo jeszcze coś gorszego — nieufność. Nieufność do ludzi, do życia. Niezdolność do zaakceptowania samego siebie. A czasem może nawet nieufność do Ciebie, niemożność przyjęcia Ciebie takiego, jakim jesteś i jakim się nam dajesz, może innego niż ten, którego chcielibyśmy mieć. Być może jest tam skryty bunt przeciwko Tobie albo skryta niewiara, obojętność, otępienie, uśpienie ducha podobne do śmierci.
Panie Jezu, przebudź nas i odnów nas, daj nam swojego Ducha. Przypominamy sobie Twoich Apostołów i z otuchą rozpoznajemy siebie w ich słabościach i grzechach. Kłócili się o to, któremu z nich należy się pierwszeństwo. Mieli ociężałe i niepojętne serca. Ogarniał ich lęk i opuścili Cię w chwilach, kiedy ich najbardziej potrzebowałeś. Spali w czasie Twych modlitewnych zmagań i zaparli się Ciebie, gdy byłeś prowadzony przed sąd. Być może różnica między Piotrem a Judaszem polegała nie tyle na wielkości winy, ile na tym, że Judasz odrzucił Twoje miłosierdzie, podczas gdy Piotr zauważył Twoje spojrzenie i zapłakał.
Także nas, Panie, kiedy stoimy tu w tym świętym miejscu, dosięga Twoje spojrzenie. Zwracasz się do nas z pytaniem, które zadałeś Piotrowi na brzegu jeziora, a Piotr rozpoznał, że owo trzykrotne wyznanie, którego Pan od niego oczekuje, niejako leczy rany zadane przez trzykrotne zaparcie się.
I dzisiaj też, Panie, prosząc Ciebie o przebaczenie i dar pojednania, odnawiamy teraz i na wieki to, co każdy z nas już kiedyś przed Tobą wypowiedział: „Panie, Ty wiesz wszystko, Ty wiesz, że Cię miłuję”. Amen.
opr. aw/aw