Materiały do homilii na uroczystość Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej
Ojcowie Kościoła mówili o tym, że Bóg stał się człowiekiem po to, aby człowiek stał się Bogiem. Z woli Bożej — bo przecież tak nie musiało być — losy Boga i człowieka splotły się nieodwołalnie, tak że nie można zrozumieć człowieka bez Boga, więcej: człowiek nie może być szczęśliwy, jeśli nie jest z Bogiem, albo — nie bójmy się tego stwierdzenia, którego nie wystraszyli się Ojcowie Kościoła — nie może być spełniony, jeśli nie jest Bogiem. „Jest to, pomijając wszystko inne, niezwykła, śmiała i rozświetlająca idea, niedająca się łatwo przyswoić starożytnym umysłom, idea, że nie tylko jest w nas Bóg, ale że i my, zbawieni przez wcielenie w trynitarne istnienie Ojca, Syna i Ducha — jesteśmy w Bogu” (David Bentley Hart).
Rzecz jasna, tylko z łaski, a nie z natury, człowiek może być Bogiem. A będąc Bogiem nie przestaje być człowiekiem, nie „rozpuszcza” się, jak chcieliby zwolennicy religii wschodnich. Jest to możliwe, czego dowodzi Bóg i człowiek zarazem, Jezus Chrystus, wcielony Syn Boży. Bóg stał się człowiekiem, więcej nawet: w swojej ludzkiej naturze narodził się z człowieka, a dokładniej z Maryi, przewidzianej do tej roli przez Boga i przygotowanej przez Niego „od zawsze”. Ona jest obdarzona niezwykłym powołaniem, i jeśli każdemu z nas przewidziane jest zjednoczenie z Bogiem, to Ona już je osiągnęła (stąd dogmat o Wniebowzięciu). Z kolei jeśli tak jest, to w Niej te niesamowite plany Boga już się zrealizowały; w Niej splatają się sprawy ludzkie i Boże w sposób maksymalny, tym samym staje się Ona niejako soczewką powołania każdego z nas.
„Gdy nadeszła pełnia czasu, Bóg zesłał swojego Syna, zrodzonego z niewiasty”. Kulminacyjny moment dziejów następuje wtedy, gdy z Niewiasty rodzi się Syn Boży. Oto czas, na który oczekiwały poprzednie pokolenia. Jeśli prorocy mówili czasem o swoim powołaniu, że Bóg wezwał ich już „od łona matki”, tym bardziej można to powiedzieć o Maryi. W planie Bożym wszystko zmierzało do tego „nowego początku”, Ona była przewidziana w Bożym zamyśle, można powiedzieć „odwiecznie”; w jakimś sensie cała historia i świat czekają na Nią. Poprzedzał Ją czas obietnic, a ta największa — Bóg, który ma się urodzić jako człowiek — uzależniona jest od Jej zgody. Jak grzech uzależniony był od wolnej woli Ewy ulegającej pokusie (zanim jeszcze Adam zgrzeszył), tak wejście łaski również wymaga zgody Drugiej Ewy (zanim objawi się Jego łaska w Chrystusie-Drugim Adamie).
„Pełnia czasu” następuje wraz ze zgodą człowieka na przyjęcie Boga; człowiek staje się sobą — bo do tej pory pozostawał niepełny — gdy pozwala Bogu wejść w historię i swój świat. Gdy pozwala Bogu działać i przemieniać dzieci tego świata w dzieci Boga. „A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej”. Ta pełnia czasu wymaga oczywiście osobistej „pełni czasu” w życiu każdego z nas. Od nas wymaga się analogicznego fiat, jakie Bóg usłyszał od Niewiasty. Maryja jest Matką Boga i Jego Córką, a my jesteśmy synami Boga, a więc Jej braćmi, ale również Jej synami, ponieważ Bóg uczynił Ją również naszą Matką. Od Niej więc uczymy się mądrości Bożej, więcej: Ona jest dla nas Mądrością Boga, jakby uosobieniem tej Mądrości.
Bardzo tajemnicze pozostają dla egzegetów słowa Księgi Przysłów, ale w perspektywie nierozerwalnego związku między Bogiem a człowiekiem, który to związek ustanowił Bóg w Chrystusie, a najdoskonalej zrealizował w Maryi, można je czytać „mistycznie” jako objawienie dotyczące zarówno Syna Bożego (mądrość została „zrodzona”), jak i właśnie Jego Matki (inni tłumaczą, że nie tyle została „zrodzona”, co „ukształtowana”, a to by znaczyło, że należy Mądrość do stworzeń). W takim „duchowym” czytaniu tego, co napisał autor natchniony, jego ekstatyczna prezentacja Mądrości nadaje się do opisu zarówno Syna Bożego, jak i Jego Matki — tak do siebie stają się podobni, co zresztą nie powinno nas dziwić, jeśli uświadomimy sobie, że „pełna łaski” przez całe życie szła w pielgrzymce wiary aż do doskonałego zjednoczenia z wolą Bożą; powiedzmy to wprost: aż do przebóstwienia. Tylko w perspektywie przebóstwienia można zresztą nie gorszyć się wyjątkowością relacji Ona-On opisaną przez Jana ewangelistę; bo jakże to możliwe, że prowadzą sobie trudny dla zrozumienia przez nas, niepełnych (jeszcze) łaski dialog, z którego wynika to, iż wcielony Syn Boży ulega prośbom człowieka?
Tak, Maryja zjednoczona z Jezusem może o sobie mówić: „Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, przed swymi czynami, od dawna, od wieków jestem stworzona, od początku, nim ziemia powstała”. Bo już wtedy była w Jego zamyśle, podobnie jak my, i już wtedy Ją przygotował do wypełnienia tego powołania przewyższającego nasze. A ponieważ cały świat został stworzony, jak mówi Pismo, w Chrystusie, a więc w Bogu i człowieku, w takim razie Ona, jako człowiek, może o sobie powiedzieć: „Gdy niebo umacniał, z Nim byłam, gdy kreślił sklepienie nad bezmiarem wód, gdy w górze utwierdzał obłoki, gdy źródła wielkiej otchłani umacniał, gdy morzu stawiał granice, by wody z brzegów nie wyszły, gdy kreślił fundamenty pod ziemię”. Oczywiście nie było Jej z Nim czasowo, bo urodziła się później, ale przecież wszystko to dla Niej (i dla nas również) jest stworzone, i na Jej (i naszą miarę); wszystko zostało stworzone w Nim, a poniekąd i w Niej, skoro On z Niej wziął ludzką naturę.
I jeszcze tymi słowami mogłaby się nam Maryja przedstawić: „Ja byłam przy Nim mistrzynią, rozkoszą Jego dzień po dniu, cały czas igrając przed Nim, igrając na okręgu ziemi, znajdując radość przy synach ludzkich”. To Ona przecież kocha nas, ludzi (zwracają na to uwagę objawienia prywatne uznane przez Kościół), to Ona pomaga nam (jak spieszyła z pomocą Elżbiecie) i pierwsza widzi nasze potrzeby, to Jezus — o mądrości Boskich planów! — uczy się od Niej spełniania naszych potrzeb (scena w Kanie na to wskazuje), tak że potem przez całe życie będzie lubił towarzystwo ludzi, pod warunkiem że nie będą oni faryzeuszowego serca. To On cieszył się Jej bezgrzesznym towarzystwem przez trzydzieści lat, tak że potem mógł wytrzymać z nami, grzesznikami, trzy lata. „Matka Mądrości musi mieć sama coś z Mądrości, jako Matka musi być pewną »Przed-Mądrością« ze strony stworzenia (...) Bóg jest Mądrością, która stwarza, prowadzi i zbawia w Jezusie Chrystusie, ale »środowisko ludzkie« ku temu przygotował On w Maryi” (Cz. Bartnik).
I w końcu to Ona, nasza Pani, może do nas wypowiedzieć słowa, które równie dobrze wypowiada do nas Jej Syn: „Więc teraz, synowie, słuchajcie mnie, szczęśliwi, co dróg moich strzegą. Przyjmijcie naukę i stańcie się mądrzy, pouczeń mych nie odrzucajcie. Błogosławiony ten, kto mnie słucha, kto co dzień u drzwi moich czeka, by czuwać u progu mej bramy, bo kto mnie znajdzie, ten znajdzie życie i uzyska łaskę u Pana”. Tak ściśle splotły się Jego drogi z Jej i naszymi, że trudno odróżnić, co mówi Ona, a co On. Bo Ona mówi to, co On, choć przecież jakoś inaczej, bo nie przestała być sobą, nawet wtedy, kiedy Jej serce zjednoczyło się z Jego sercem.
Tekst ukazał się w „Bibliotece Kaznodziejskiej” (2013) nr 4 (157). Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora
opr. mg/mg