Pomoce do homilii na uroczystość NMP Królowej Polski
O jakiego rodzaju królowanie może chodzić w przypadku Najświętszej Maryi Panny, że aż król Jan Kazimierz zszedł z tronu, złożył berło i koronę, i padł na kolana?
Mamy tendencję, słusznie ganioną przez Jezusa w Ewangeliach, żeby na sprawy Boże patrzeć po ludzku; i w tym przypadku również siłą rzeczy nasuwają nam się obrazy dalekie od rzeczywistości nadprzyrodzonej, jakbyśmy zapominali słów Pańskich mówiących o tym, że w przypadku królowania niebieskiego sprawy mają się inaczej niż w przypadku sprawowania władzy ziemskiej. Podobnie inaczej rzecz się ma z rządzonymi przez władców ziemskich, a inaczej przez tych znajdujących się pod królowaniem Bożym, w ramach którego możliwe jest również współkrólowanie Matki Pana.
Pozornie mało zrozumiałe, bo w charakterystycznym apokaliptycznym stylu wyrażone, treści, pozwalają nam pojąć to specyficzne królowanie Najświętszej Maryi Panny, które w dzisiejszej uroczystości zostaje nam przedłożone do tego, abyśmy się nim przejęli. Liturgia Kościoła, a więc innymi słowy — mądrość płynąca z wiary — widzi dziś Maryję jako Matkę wszystkich ludzi. W tym świetle ukazuje nam w Niewieście z Apokalipsy właśnie Ją. Z kolei dziś słusznie się zauważa, że taka poprawna przecież interpretacja nie wyczerpuje bogatej rzeczywistości wyrażonej za pomocą obrazów. Tym chętniej dajmy się ponieść temu oknu na rzeczywistość nadprzyrodzoną, jakim może się dla nas stać perykopa Apokalipsy, za pomocą której Bóg przekazuje nam informacje przynajmniej potrójne: dotyczące Ewy, Maryi (nowej Ewy) i Kościoła, a więc nas wszystkich. Dzięki temu dzisiejsza uroczystość powie nam coś zarówno na temat królowania Najświętszej Maryi Panny, jak i sytuacji nas, poddanych temu królowaniu.
Niewiasta z Apokalipsy wydaje na świat Dziecię, którym jest Mesjasz. W tej perspektywie Niewiasta to oczywiście Maryja, Matka Jezusa. Los Matki jest ściśle złączony z losem Dziecka — Maryja uczestniczy zarówno w Jego narodzeniu, jak i w Jego cierpieniach, a potem w chwale. Nie jest jak księżyc, który tylko odbija światło słońca, ale cała jest obleczona w słońce, a księżyc jest pod Jej stopami — to znaczy, że w sposób doskonały jest Ona zjednoczona z Nim, a co za tym idzie — Jej królowanie jest identyczne w swojej naturze z Jego królowaniem, można rzecz nawet: Jej królowanie oznacza Jego królowanie. Warto więc przypomnieć sobie istotę Jego królowania — przez służbę, przez umywanie nóg uczniom, w końcu przez oddanie życia dla nich — i w tym samym świetle (słońcu) widzieć Jej królowanie.
Szczególny związek między Nią a Nim ujawnia się w nieprzyjaźni między Smokiem a Dzieckiem i Jego Matką. Jeśli przypomnimy sobie Maryję stojącą pod Krzyżem — wtedy stanie się dla nas jasne, że nie znalazła się Ona przypadkowo w tym miejscu, ale razem z Ukrzyżowanym łączyła się całą sobą z Jego ofiarą. Na zasadzie kontrastu ziemskie-niebieskie uwyraźnia się w tym różnica między królestwami ziemskimi walczącymi przeciw wrogom oraz w obronie swoich granic, a królowaniem Maryi, które polega na zmaganiu z Nieprzyjacielem Boga i człowieka, a więc z szatanem, w obronie godności i przyszłości tych, których Bóg uznaje za swoje dzieci. Jeśli nawet ziemskie królowe troszczą się do pewnego stopnia o swoich poddanych, tym bardziej Ta obdarzona wyjątkowym powołaniem od Boga, żyje niejako dla innych.
Z tym związane jest duchowe macierzyństwo Maryi. Bo jeśli łatwo zauważyć, że scena konfliktu między Niewiastą i Smokiem odpowiada Protoewangelii (Rdz 3,15-16), to konsekwentnie trzeba w Niej widzieć nową Ewę, matkę nowej ludzkości. Nie jest więc Jej królowanie ograniczone dla jednego narodu czy terytorium, ale chce obejmować wszystkich ludzi. Misyjna natura Kościoła rozciąga się na wszystkich ludzi wszystkich czasów, i tak właśnie jest z królowaniem Maryi. Z kolei pod Jej panowanie dostają się wszyscy ci, których „rózgą żelazną” pasie On.
Apokalipsa mówi również o Kościele jako Ludzie Bożym. Można nawet powiedzieć, że to Kościół jest w omawianym fragmencie na pierwszym miejscu, a Maryja jest jedynie/aż Tą, która wciela i reprezentuje w najwyższym stopniu Lud Boży, a więc uczniów Chrystusa. Ten Kościół chroni się na pustyni, gdzie jest prześladowany przez diabła, i staje się matką wielu innych synów rodzonych w boleści — dlatego powiedziano, że Niewiasta „jest brzemienna. I woła cierpiąc bóle i męki rodzenia” (Ap 12,2). Oczywiście Maryja porodziła Syna bez bólów rodzenia, ale już nas, wierzących, rodzi duchowo w bólu duchowym (miecz przenika Jej serce, zgodnie z proroctwem Symeona); z kolei nie bez tego rodzaju bólu Kościół zradza swoich nowych synów.
Widać w tym wszystkim, że jeśli w przypadku królowania ziemskiego mamy do czynienia z przepaścią między władającym a poddanymi — w przypadku królowania Maryi jest inaczej. Ona żyje dokładnie tak, jak wszyscy inni, i przeżywa wszystko to, co przeżywamy my jako członkowie Kościoła. Tyle że w Jej przypadku dzieje się to w sposób — można chyba powiedzieć — intensywniejszy, a na pewno bezgrzeszny i doskonały. W każdym razie przewodząc nam, którzy uznajemy Jej królowanie, staje się niejako pierworodną spośród członków Kościoła. A zarazem staje się też „ikoną Kościoła”, w Niej bowiem widać to, czym Kościół jest czy też czym ma się stawać.
W pewnym sensie — wolno chyba wyciągnąć taki wniosek — każdy z nas króluje razem z Nią, albo lepiej: będzie razem z Nią królował. Na Jej głowie znajduje się wieniec z gwiazd dwunastu symbolizujący Apostołów, a więc Kościół, a więc również nas — członków tegoż. Jak Ona upodobnieni do Pana (obleczeni w słońce) będziemy przebywać w Jego chwale. W tym sensie Jej królowanie nie tyle oznacza monarchię, co demokrację; każdy wielki czy mały zarówno tu, jak i tam, jest powołany do życia w Bogu Jej wzorem. Maryja jest więc Królową z ludu i dla ludu wziętą.
Tekst ukazał się w „Bibliotece Kaznodziejskiej” (2013) nr 3 (157). Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora
opr. mg/mg