Fragmenty książki - Dochodzenie w sprawie "Jezus" - adwokata przedstawiającego argumenty za i przeciw twierdzeniu, że Jezus powstał z martwych
Prawdopodobna teoria spisku
Jest najwyraźniej możliwe, że Jezus nie umarł. W opowiadaniach występują pewne podejrzane elementy. Dowiadujemy się, że Piłat sprawujący władzę nie chciał, by Jezus zginął28. Nie chciała tego również żona Piłata. Zrobiła o to scenę (Mt 27,19). Zawsze należy doceniać wpływ energicznej żony.
Podczas procesu Piłata i Jezusa łączyła wyraźna więź. Każdy czytelnik może dostrzec nić porozumienia między nimi. Piłat był przekonany o Jego niewinności i w sposób ostentacyjny zademonstrował, że nie przyjmuje odpowiedzialności za Jego śmierć, każąc przynieść miskę i umywając ręce. To znamionuje człowieka, który protestuje trochę za mocno. Jego stanowcze stwierdzenie: „śmierć tego człowieka nie jest moją winą”, wyraźnie sugeruje słuchaczowi, że w rzeczywistości jest odwrotnie (J 19,10). Może użył tej władzy. Był to sposób na zaspokojenie żądań żydowskich i własnego sumienia: niech Jezus zostanie ukrzyżowany i pozornie zabity, ale faktycznie uniknie śmierci.
A może Józef z Arymatei za wiedzą Piłata (lub nie) był organizatorem intrygi?29 Ktokolwiek był szefem, Józef (zakładając, że istniał) był bardzo blisko centrum konspiracji. Przygotowanie pozornej śmierci Jezusa i Jego pospieszne ukrycie byłoby dla niego dość łatwe, nawet bez odwołania się do Piłata. Trochę pieniędzy dla żołnierzy odpowiedzialnych za ukrzyżowanie mogło dokonać cudów. Motywami Józefa zajmiemy się w rozdziale następnym.
Kilka drobnych szczegółów w relacjach wskazuje wyraźnie, że mamy tu do czynienia z dość skomplikowanym spiskiem. Po pierwsze, kwaśne wino (względnie ocet) w gąbce; po drugie, szybki zgon Jezusa; po trzecie, okoliczność, że nogi Jezusa nie zostały połamane; po czwarte (choć to należy do rozdziału o pogrzebie), fakt, że Piłat chętnie oddał ciało Józefowi z Arymatei. Punkty te, poza czwartym, omówimy poniżej.
Czy ktokolwiek przeżył ukrzyżowanie?
Najpierw trzeba coś powiedzieć o samej możliwości przeżycia ukrzyżowania. Czasami ludzie je przeżywali. Oto Józef Flawiusz:
Kiedy zaś Cezar Tytus wysłał mnie [...] do pewnej wsi o nazwie Tekoa [...] zobaczyłem w powrotnej drodze wielu jeńców rozpiętych na krzyżach, a wśród nich rozpoznałem trzech moich znajomych. Ze ściśniętym sercem i ze łzami w oczach przyszedłem z tą wiadomością do Tytusa. Ów zaś natychmiast kazał zdjąć ich z krzyży i otoczyć jak najstaranniejszą opieką. Dwóch z nich zmarło w trakcie leczenia, trzeci zaś ostał się przy życiu30.
Mechanizm ukrzyżowania
Gdy mowa o możliwości przeżycia ukrzyżowania, chrześcijańscy apologeci chętnie powołują się na okropne rany z nim związane. Jednakże, choć zwykle przebijano gwoździami ręce i stopy, nie zawsze tak było.
W 1968 roku robotnicy budowlani pracowali w Giv'at ha-Mivtar, jednym z północnych przedmieść Jerozolimy. Znaleźli grób żydowski z I wieku po Chr. Nie było w tym niczego niezwykłego, takich grobów jest w Jerozolimie mnóstwo. Wewnątrz odkryto jednak coś zupełnie wyjątkowego. W kamiennym ossuarium (skrzynce na kości) znajdowały się szczątki mężczyzny liczącego w chwili śmierci dwadzieścia lat lub więcej. Znamy jego imię z napisu na ossuarium: „Jehonanan syn HGQWL”. Został ukrzyżowany. Jego prawą kość piętową przebito żelaznym gwoździem długości 11,5 cm (rys. 5). Gwoźdź najwyraźniej trafił na sęk w drewnie i się zgiął, co uniemożliwiło wyciągnięcie go z pięty Jehonanana podczas zdejmowania go z krzyża.
Znalezisko zostało pierwotnie ogłoszone przez Nicu Haasa, który stwierdził, że obie nogi były przytwierdzone jednym gwoździem i oba przedramiona też były przybite31. Te wnioski zostały szeroko upowszechnione i nadal pojawiają się we współczesnych publikacjach. Późniejsze badania Josepha Ziasa i Eliezera Sekelesa dowiodły jednak, że oba te stwierdzenia były fałszywe32. Stopy przytwierdzono dwoma gwoździami. Kostki nóg zostały przybite osobno z dwóch stron pionowego słupa. Ramiona nie były przybite wcale, zapewne je przywiązano do poprzeczki. Wiadomo, że przywiązywanie stosowano często33 (rekonstrukcja na rys. 6).
Nie ma powodu sądzić, że sposób krzyżowania był w cesarstwie rzymskim jednolity. Mógł się różnić w zależności od dostępnych środków, liczby ofiar, sadystycznej wyobraźni żołnierzy. Przykład Jehonanana pokazuje, że Jezus, choć ukrzyżowany, nie musiał być przybity do krzyża, przynajmniej jeśli chodzi o ręce. Autorzy Ewangelii w ustępach dotyczących ukrzyżowania tego nie stwierdzają; mówią po prostu, że Jezus został ukrzyżowany. Wiadomości o ranach w rękach i stopach pochodzą z opowiadań o Jezusie zmartwychwstałym. Wówczas zaś jesteśmy wyraźnie w sferze mitu.
Jeśli mamy wkroczyć w tę sferę mitu, co później musimy uczynić, trzeba też wskazać, że jedynymi autorami, którzy wspominają rany po Zmartwychwstaniu, są Łukasz34 i Jan35. Obaj mówią o ranach rąk (gr. cheiras). Wiemy jednak, że mimo wielowiekowej popularności tego motywu w sztuce chrześcijańskiej przybicie dłoni nie mogło mieć miejsca. Badania doświadczalne z użyciem zwłok wykazały, że po przybiciu gwoździami dłoni ciężar ciała powoduje jej rozerwanie przez gwóźdź36. Tak oto Łukasz i Jan zostali złapani przez naukę współczesną.
Zanim skończymy kwestię sytuacji po Zmartwychwstaniu według Łukasza i Jana, warto zauważyć, że chociaż obaj wspominają rany rąk, tylko Łukasz wspomina rany stóp. Jan oprócz ran rąk wymienia tylko ranę w boku. Jeśli rana w boku istniała, Łukasz nie uznał jej za wartą wzmianki.
Składając to w całość, nie wiemy nic o mechanizmie ukrzyżowania Jezusa. Nie wiemy na przykład, czy Jego krzyż miał sedile — małą podpórkę, czasami stosowaną przez Rzymian. Odwlekała ona śmierć, pozwalając ofierze na chwilę ulgi mimo trudności z oddychaniem spowodowanych pozycją wiszącą. Nie wiemy, czy Jego krzyż był niskim krzyżem w kształcie litery T (chociaż był on popularny w Palestynie tych czasów), czy też wyższym krzyżem łacińskim (jaki pojawia się w większości przedstawień późniejszych). Nie wiemy, czy istniała jakaś stała zasada przebijania boku ofiary ukrzyżowania. Wszystkie te wątpliwości stwarzają trudność osobie, która próbuje dowieść, że istnieje solidne potwierdzenie chrześcijańskiej wersji przebiegu wydarzeń.
Czy „ocet” był tym, czym się wydawał?
Po pierwsze, podejrzenie: porównajmy następujące ustępy:
Marek: „O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eloi, Eloi, lema sabachthani», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: «Patrz, woła Eliasza». Ktoś pobiegł i nasyciwszy gąbkę octem, umieścił na trzcinie i dawał Mu pić, mówiąc: «Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]». Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha” (Mk 15,34-37).
Mateusz: „Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eli, Eli, lema sabachthani?», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Słysząc to, niektórzy ze stojących tam mówili: «On Eliasza woła». Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, nasączył ją octem, umocował na trzcinie i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: «Zostaw! Popatrzmy, czy nadejdzie Eliasz, aby go wybawić». A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i oddał ducha” (Mt 27,45-50).
Jan: „Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: «Pragnę». Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę nasączoną octem i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Dokonało się!». I skłoniwszy głowę oddał ducha” (J 19,28-30).
(Łukasz o „occie” nie wspomina.)
Najbardziej oczywiste jest to, że Jezus, jak się wydaje, umarł zaraz po podaniu „kwaśnego wina”. Mimo cierpienia ukrzyżowania był jeszcze bezpośrednio przed śmiercią zdolny, według Marka i Mateusza, do krzyczenia donośnym głosem — co trudno przypisać człowiekowi u kresu sił, który wkrótce ma odejść do wieczności z powodu uduszenia, wykrwawienia, wstrząsu i innych domniemanych przyczyn śmierci. Może nie został jednak tak brutalnie potraktowany? Może ktoś chciał, by przeżył? Jest też godne uwagi, że Jezus jakby podyktował moment podania mu wina, a tym samym swojej śmierci. Panował nad sytuacją. A w końcu skąd się wzięło to tajemnicze naczynie pełne octu (względnie kwaśnego wina, bo tak też to można tłumaczyć) oraz przybory do podania go człowiekowi zawieszonemu nad ziemią?
Podejrzliwy umysł może dojść do wniosku, że istnieje związek między objawami śmierci i substancją podaną bezpośrednio przedtem. Oczywistym kandydatem farmakologicznym jest opium37.
Opium było znane od starożytności we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego38. Chociaż wspólnoty żydowskie były mniej skłonne do używania go niż wspólnoty hellenistyczne, nie ma wątpliwości, że używano go w Ziemi Świętej w czasach Jezusa39. Mak dający opium został przedstawiony na monetach króla Heroda wybitych na cześć kultu Demeter i Kory w Samarii40, za pomocą chromatografii gazowej zaś wykryto opium w naczyńkach z późnej epoki brązu w Palestynie41.
Opium byłoby idealne do tego zadania. Można je podać doustnie, jak to się nadal czyni z jego pochodnymi w dzisiejszej medycynie. Jest silnym, szybko działającym środkiem usypiającym i przeciwbólowym. Zwalnia oddech, a właśnie tego potrzeba, jeśli chce się spowodować wrażenie śmierci. Szybko się rozpada, co oznacza, że prędko przestałoby działać: pacjent pod odpowiednią opieką lekarską wkrótce zacząłby znowu chodzić. Być może pośpiech ze składaniem Jezusa do grobu wynikał z wiedzy farmakokinetycznej, raczej z obawy, że się obudzi, niż z pobożnego żydowskiego lęku na myśl o pogwałceniu szabatu.
Istnieje też możliwość niechemiczna, sugerowana przez część literatury na temat „Jezusa w Azji”, która zostanie omówiona poniżej. Jezus był niewątpliwie postacią mistyczną, charyzmatyczną, niezwykłą. Mógł, jak niektórzy twierdzą, praktykować głębokie samadhi bądź nirodha. Jest to zaawansowany rodzaj medytacji, który powoduje ogólne zwolnienie tempa metabolizmu. Serce bliskie jest zatrzymania, oddech staje się niezauważalny, a temperatura ciała spada wyraźnie poniżej normy. Człowiek sprawia wrażenie umarłego. W pismach buddyjskich istotnie są wzmianki o kilku przypadkach znalezienia joginów w stanie nirodha przez wieśniaków, którzy uznali ich za zmarłych, i dochodziło wręcz do momentu zapalenia stosów pogrzebowych, zanim jogin się ocknął42.
Szybki zgon Jezusa
Ludzie zwykle wisieli na krzyżu całe dnie, zanim umarli. Szybkość zgonu Jezusa zaskoczyła wszystkich. Zwłaszcza o Piłacie podano, że był zaskoczony — tak dalece, ż spytał setnika, czy to prawda, że Jezus rzeczywiście umarł (Mk 15,44-45). W świetle tego, co stwierdziliśmy, moglibyśmy wątpić, czy rzeczywiście był tak zaskoczony. W każdym razie okazał dziwnie duże zainteresowanie losem tego podrzędnego kaznodziei galilejskiego. Piłat był odpowiedzialny za uśmiercenie tysięcy ludzi. Czemu w ogóle zadawał sobie trud pytania o tego człowieka?
Oceniając śmierć Jezusa jako przedwczesną, możemy ją porównać ze zgonem dwóch ludzi ukrzyżowanych w tym samym czasie. Jezus umarł przed nimi, im trzeba było połamać nogi. Jednakże zapewne potraktowano ich przed ukrzyżowaniem tak samo: biczowanie było regułą.
Wydaje się, że przed ukrzyżowaniem Jezus był w niezłej formie fizycznej. Był dobrym piechurem. Niedawno odbył pieszo długą podróż z Galilei, leżącej na północy, w odległości dobrego tygodnia marszu. Tak szybka śmierć nie pasowała do Jego kondycji fizycznej.
Dlaczego nogi Jezusa nie zostały połamane?
Łamanie nóg ukrzyżowanych dla przyspieszenia ich śmierci jest praktyką dobrze udokumentowaną. Nosiła ona łacińską nazwę techniczną crucifragium. Prawdopodobnie przyspieszała śmierć albo przez spowodowanie zatorów tłuszczowych w układzie krążenia, albo uniemożliwiając ofierze wyprostowanie się na nogach, co przyspieszało uduszenie. Tak było w wypadku dwóch łotrów.
Apologeci chrześcijańscy chętnie twierdzą, że żołnierze odpowiedzialni za ukrzyżowanie sami straciliby życie, gdyby się pomylili i zdjęli z krzyża Jezusa jeszcze żywego. Jeśli jednak Piłat w jakikolwiek sposób uczestniczył w zmowie, byli całkowicie bezpieczni. A nawet jeśli nie, to pieniądze są przekonujące. Jeśli zależało im na dopilnowaniu śmierci Jezusa, to dlaczego nie zastosowali crucifragium? Była to zwyczajowa metoda i nie wymagała więcej wysiłku niż pchnięcie Jezusa włócznią.
Jeśli Jezus miał przeżyć, uniknięcie połamania nóg było szczególnie ważne. Musiał być szybko zdolny do poruszania się i umknięcia tam, gdzie miał wracać do zdrowia.
Przebicie boku
To mogło mieć miejsce, a jak wykażemy w Dodatku 1 na temat przyczyn śmierci, wypłynięcie krwi i wody rzeczywiście mogło wskazywać na śmierć. Gdyby przebite zostało osierdzie, nastąpiłaby śmierć. A jeżeli nawet nie przebito osierdzia, tylko klatkę piersiową, mogła nastąpić niebezpieczna odma. Gdyby przebiciu uległa nie klatka piersiowa, lecz jama brzuszna, to też nie byłoby szans na przeżycie.
Nie jest jednak pewne, że ciało zostało przebite. Wspomina o tym tylko Jan, który mógł rozumieć wypłynięcie krwi i wody jako teologiczny kryptonim. Sugestia, że przebicie boku było typową praktyką żołnierzy rzymskich, ma słabe oparcie w źródłach. Dane na ten temat zostały podsumowane następująco:
Pośmiertna natura rany w boku także odpowiada dokładnie relacji biblijnej i znowu nie ma historycznej wzmianki o takiej lub innej metodzie dobijania przy ukrzyżowaniu w Palestynie, innej niż crucifragium. Bulst (1957: 121) interpretuje dwuznaczne zdanie Kwintyliana (I wiek) jako sugestię, że przebicie ciała mogło poprzedzać wydanie go w celu pogrzebania. Dokładne studia Vignona (1939) i Wuenschela (1953) wydobyły tylko jedną, i to nieco wątpliwą, wzmiankę o takiej praktyce: męczennicy Marcellus i Marcellinus zostali uśmierceni włócznią przy ich ukrzyżowaniu ok. 290 roku, ponieważ ich nieustanna modlitwa do Boga rozdrażniła straże. W tym przypadku, jak i tym Chrystusa, cios włócznią jawi się jako spontaniczna reakcja strażników. Można stąd wnioskować, że takie przebijanie mogło się sporadycznie zdarzać, gdyby nie powszechne podejście wczesnego Kościoła do wylania krwi i wody z boku Chrystusa. Chrześcijańscy apologeci z II i III wieku — epoki wielu ukrzyżowań — uważali je za cud. Orygenes, który widział ukrzyżowanie, mógł napisać: „Wiem dobrze, że ani krew ani woda nie płyną z ciała, ale w przypadku Jezusa był to cud”. Takie przekonanie nie mogłoby przeważać, gdyby przebijanie ciała dla pewności było czymś innym niż wielką rzadkością43.
Jeśli Jezus przeżył, co się z nim stało?
Powinniśmy unikać pułapki — chaotycznej spekulacji bez dowodów — w którą wpadają chrześcijanie, gdy zdarza im się podejmować dyskusję historyczną. Trochę jednak da się powiedzieć.
Po pierwsze, ktokolwiek był odpowiedzialny za uratowanie życia Jezusa, chciał Go jak najszybciej usunąć ze sceny. Jerozolima i w ogóle Palestyna nie były dla Niego miejscem odpowiednim, Jego kariera, jako kandydata na Mesjasza, się skończyła.
Po drugie, istnieją starożytne tradycje, które sugerują, że Jezus mógł być widziany po ukrzyżowaniu daleko od Ziemi Świętej.
Jezus po ukrzyżowaniu w islamie
Koran powiada: „I uczyniliśmy syna Marii i jego matkę znakiem. Daliśmy im schronienie na wzgórzu spokojnym i obfitym w źródła”44. Brzmi to jak stałe rozwiązanie, jak schronienie na emeryturze.
Czy Jezus udał się do Indii?45
Na temat Jezusa istnieje wiele podań w Syrii, Turcji, Iranie i Afganistanie46. Na przykład Mir Muhammed bin Khawand Shah Ibn--i-Mohammed napisał w roku 1417, że Jezus, jego matka Maria i człowiek imieniem Tomasz przybyli z Jerozolimy do Nisibis (Nasibain) w pobliżu Urfy w południowo-wschodniej Turcji47.
Jezus zwykle figuruje w tych historiach jako Yuz Asaf. Z dziwną uporczywością powtarza się w tych opowieściach, że osiedlił się w Kaszmirze. Niektóre z tych tradycji są dawne48. Streścił je Mullah Nadri piszący w 1420 roku49. Najciekawsza i znacząca dowodowo część jego streszczenia to wzmianka o inskrypcjach na tak zwanym tronie Salomona w Srinagarze. Zostaną one omówione poniżej.
Przekazy o wędrówce Jezusa przez Azję zebrał w XIX wieku Hazrat Mirza Hulam Ahmad, który założył Ahmadijję. Spisał je w swej książce o Jezusie w Indiach50. Ahmadijja jest uważana przez ortodoksyjnych muzułmanów za heretycką sektę islamską. Wiadomo, że twierdzenia Ahmadijja i innych, którzy sądzą, że Yuz Asaf był historycznym Jezusem, bynajmniej nie cieszą się szacunkiem uczonych zachodnich. Istnieją jednak pewne konkretne dane, które sugerują, że tę legendę należy brać na serio51.
Niektórzy sądzą, że Yuz Asaf jest pochowany w Chanijar — starej dzielnicy Srinagaru w Kaszmirze. Grób znany jest jako Rozabal — „święty grób”52 (rys. 11). Przyciąga on co roku setki pielgrzymów wiary muzułmańskiej, hinduskiej, buddyjskiej i chrześcijańskiej. Datowanie grobu jest nieznane. Niektórzy twierdzą, że w pewnym okresie grób pomalowany był w typowo żydowski sposób na biało i niebiesko, a trumna Yuz Asafa jest ułożona wewnątrz tak, jak ciała Żydów. Jest coś jeszcze dziwniejszego. Przez wiele lat wosk ze świec wotywnych pokrywał posadzkę przy grobie Yuz Asafa. Gdy go zeskrobano, ukazały się dwa odciski stóp wykute w kamieniu (rys. 12). Na obu stopach znajdowały się znaki takie jak po ukrzyżowaniu.
Datowanie przybycia Yuz Asafa do Indii na podstawie dokumentów jest trudne. Istnieją jednak dwie pomocne wiadomości. Koło jeziora Dal w Srinagarze znajduje się świątynia zwana Tachat Sulaiman (Tron Salomona). Nieczytelne dziś napisy na tej budowli miały brzmieć:
(a) „Murarzem tej kolumny jest Bhisti Zaghar, rok 54”, oraz (b) „Khawaja Rukun, syn Mirjan, wzniósł tę kolumnę. W tym czasie Yusu Asaf ogłosił swoją misję. Był on Musu, prorokiem dzieci Izraela”.
Rok 54 którego kalendarza? Nie wiemy; Mullah Nadri, pisząc w 1420 roku, mógłby być pomocny. Umiejscawia on naprawienie świątyni w okresie panowania radży Gopadatta. Jego rządy mogłyby przypadać na lata 79—109, z czego niektórzy wnioskują, że rok 54 to nasz rok 78 po Chr.53 Inni twierdzą, że to nasz rok 10754.
Niektórzy wierzą też, że Jezus pojawia się w starożytnych pismach hinduskich, Bhavishya Maha Purana — datowanych na około 115 rok. Jeśli rzeczywiście odnoszą się one do Jezusa, przybyłby On do Indii w czasie historycznie wiarygodnym. Prowadziłby rozmowy z królem Shalivahanem, którego rządy datuje się na lata 39—50. Bhavishya powiada tak:
Pewnego dnia Shalivahan, wódz Sakjów, przybył w Himalaje. Tam, w kraju Hun (Ladakh, część imperium Kuszan), potężny król zobaczył siedzącego na górze człowieka, który wydawał się przynosić pomyślność. Jego skóra była jasna i nosił białe szaty.
Król spytał świętego męża, kim jest. Ten odparł: „Jestem nazywany synem Boga, narodzonym z dziewicy, sługą niewierzących, niestrudzonym w szukaniu prawdy”. Król zapytał go wtedy: „Jaka jest twoja religia?”. Tamten odpowiedział: „O wielki królu, przybyłem z dalekiego kraju, gdzie nie ma już prawdy i gdzie zło nie zna granic. W kraju niewierzących wystąpiłem jako Mesjasz. Jednakże demon Ihamasi barbarzyńców (dasyu) objawił się w strasznej postaci; zostałem jej wydany na sposób niewierzących i skończyłem pod rządami Ihamasi”55.
W dalszej części postać podobna do Jezusa określa swoje poglądy religijne, nazywa siebie Isa-Masih, co niektórzy interpretują jako „Jezus Mesjasz” („Isa” to Jezus po arabsku).
Wszystko to brzmi co prawda dość mętnie, ale budzi podejrzenia, których nie można po prostu zlekceważyć.
Czy Jezus stał się Apoloniuszem z Tyany?
Apoloniusz był charyzmatycznym nauczycielem i cudotwórcą, w I wieku wiele wędrował po wschodniej stronie Morza Śródziemnego i po Indiach. Miał się urodzić na początku naszej ery, a umrzeć w roku 97 po Chr. Jego hagiograficzną biografię napisał ateński sofista Filostratos56.
Popularna była sugestia, że Apoloniusz to Jezus. Filostratos opisał człowieka z wieloma cechami Jezusa: na przykład przywrócił on do życia dziewczynkę, która właśnie zmarła — jeden z najbardziej znanych cudów Jezusa57. Grecki pseudonim byłby przydatny do bezpiecznego podróżowania w świecie rzymskim po ucieczce z miejsca ukrzyżowania. I tu, jakże często, chrześcijanie budzą podejrzenia, nadmiernie troszcząc się o Jezusa. Euzebiusz, chrześcijański biskup Cezarei, dość histerycznie potępia Apoloniusza, a raczej tych, którzy go porównywali z Jezusem58. Czy odczuwałby potrzebę tak donośnego potępienia, gdyby porównanie nie było niebezpiecznie trafne?
Osobliwa sprawa Ireneusza
Ireneusz (ok. 130—200) był biczem na gnostyków i bastionem ortodoksji chrześcijańskiej. Jego główne dzieło zatytułowane ostrzegawczo Przeciw herezjom stanowi karcącą apologię tradycyjnego stanowiska chrześcijańskiego. A jednak zawiera ono szczególnie stanowcze potępienie tych, którzy wierzyli, że Jezus miał akurat trzydzieści lat, kiedy umarł. Miał przynajmniej pięćdziesiąt, wykrzykuje Ireneusz, a twierdzenie czegoś innego graniczy z bluźnierstwem. Już to jest dziwne, ale kolejny szczegół okazuje się naprawdę interesujący. Ireneusz powiada, że ukończywszy trzydzieści lat, Jezus cierpiał, będąc nadal człowiekiem młodym, który nie osiągnął wieku podeszłego59. Jak to można w sposób naturalny zrozumieć? Oczywista odpowiedź jest taka, że Jezus został ukrzyżowany w wieku trzydziestu lat (jak to sugerują inne dane o ukrzyżowaniu), ale jednak dożył lat pięćdziesięciu.
Czy Jezus był w Masadzie?
W roku 73 po Chr. górska twierdza Masada, leżąca na Pustyni Judzkiej nad Morzem Martwym, ostatni bastion żydowskich zelotów, wpadła w ręce oblegającej ją armii rzymskiej. Większość obrońców wolała popełnić samobójstwo niż wpaść w ręce Rzymian, ale czy był tam Jezus odgrywający rolę nacjonalistycznego Mesjasza? Dziennikarz australijski Donovan Joyce uważa, że są na to dowody60.
Te dowody, jak twierdzi, zostały spisane po aramejsku na 3—4-metrowym zwoju pergaminu, który „profesor Max Grosset” pokazał Joyce'owi w męskiej toalecie lotniska w Tel Awiwie. Tenże „profesor”, występujący oczywiście pod fałszywym nazwiskiem, zaproponował Joyce'owi pięć tysięcy dolarów za przeszmuglowanie zabytku z Izraela. Joyce odmówił. „Profesor” już wcześniej przetłumaczył tekst zapisany na zwoju i powiedział Joyce'owi, co na nim jest. Zwój miał zostać spisany w przeddzień upadku twierdzy w Masadzie przez osiemdziesięcioletniego autora, który przedstawił się jako „Jezus z Kinneret, syn Jakuba”. „Jezus” twierdził, że jest ostatnim żyjącym dziedzicem izraelskiej dynastii hasmonejskiej.
Joyce utrzymuje, że ten Jezus był naprawdę potomkiem Machabeuszów i poślubił Marię Magdalenę. Przeżył ukrzyżowanie, po czym mieszkał we wspólnocie esseńskiej w Qumran, gdzie pozostał do momentu, gdy wspólnota przeniosła się do Masady, by dołączyć do ostatnich żydowskich grup oporu.
Teza ta nie wzbudziła ani zainteresowania, ani aprobaty nauki. Autorzy książki Święty Graal, święta krew twierdzą, że jest ona „intrygująca i przekonująca”61. Nie jest to całkowicie niewiarygodne. Jezus i esseńczycy byli naturalnymi sojusznikami, a odległe, ascetyczne Qumran byłoby dobrym miejscem ukrycia się dla rannego uchodźcy. Ewangelie jasno wskazują, że Jezus uważał się za postać mesjańską: nie jest trudno odczytać Jego stwierdzenia o sobie i o królestwie Bożym w Ewangeliach kanonicznych jako zapewnienie, że przybył, aby wprowadzić do nowego królestwa machabejskiego.
Istnieje wiele możliwości przyjęcia alternatywy dla poglądu, że Jezus umarł na krzyżu. Niektóre z nich są znane od dawna i mają wielokrotne, najwyraźniej niezależne potwierdzenia. Nie zapominajmy też, że najlepszymi świadkami przeciwko Zmartwychwstaniu są sami autorzy Ewangelii. Jeśli mają słuszność, mówiąc o zjawianiu się Jezusa po śmierci, zdecydowanie najbardziej przekonującym wyjaśnieniem jest to, że żył, ponieważ wcale nie umarł.
Część 2: Y (za)
Na wstępie muszę was zapewnić, że Marley umarł. Nie było co do tego żadnych wątpliwości. Akt zgonu podpisali pastor, notariusz, właściciel zakładu pogrzebowego i jedyny żałobnik... Nie było żadnych wątpliwości, że Marley nie żyje. Wszyscy powinni to sobie uświadomić i dobrze zapamiętać, bo inaczej zdarzenia w mojej opowieści nie będą niezwykłe. Gdybyśmy bowiem od początku nie byli przekonani, że ojciec Hamleta umarł, zanim zaczęła się akcja dramatu, jego nocny spacer wokół zamku nie zrobiłby na nas wrażenia większego niż przechadzka jakiegoś innego dżentelmena, który zjawiłby się nocą na przykład na cmentarzu przy katedrze św. Pawła, by postraszyć swego słabego na umyśle syna.
Karol Dickens, Opowieść wigilijna
Wyraźnie widać, jak bardzo X jest izolowany. Wszyscy arcykapłani agnostycyzmu go opuścili.
X twierdzi, że chrześcijańska relacja o pojawianiu się po Zmartwychwstaniu powinna zostać odrzucona. Jedną z głównych racji po temu jest to, że jest dużo bardziej prawdopodobne, że człowiek nie powstał z martwych, niż że powstał. Jest to dobry argument, jego znaczenie już zostało uznane i jeszcze zostanie potwierdzone. Jednak działa on w obie strony. W tym rozdziale pozbawi X-a gruntu pod nogami. Chrześcijanie z tego rozdziału są zaciekłymi racjonalistami. X będzie potem oczywiście usiłował wykpić chrześcijaństwo przed sądem, ale sos, jaki szykuje do materialistycznej gęsi, posłuży do chrześcijańskiego gąsiora. I w związku z tym: jeśli przyjmujecie twierdzenia X-a z tego rozdziału, uwierzycie w cokolwiek.
Pogląd, że po prostu nie ma dość dowodów, żeby stwierdzić, czy Jezus umarł na krzyżu, to stary podstęp sądowy. I zupełnie przejrzysty. „Przez brytyjski wymiar sprawiedliwości biegnie złota nić” — chętnie mawiał Horace Rumpole (kiedy musiał rzeczywiście szukać strzępów jakiegokolwiek dowodu). „Jest to zasada, że oskarżyciel musi udowodnić winę. Jeśli nie ma pewności, musisz uniewinnić oskarżonego, nawet jeśli mocno go podejrzewasz”. Miło być poproszonym o wybór między winą (która mogła mieć tylko jedną formę) a niewinnością (która mogła przybrać nieskończoną ilość postaci). Tutaj ta sytuacja nie zachodzi. Mamy tylko dwie suche możliwości: śmierć albo nie. Jeśli nie jesteś pewien, że Jezus umarł, musisz przyzwolić na możliwość, że przeżył. A jeśli sądzisz, że przeżył, natychmiast wznosisz się w sferę fantazji o wiele bardziej dziwacznych niż to, w co chrześcijanie kiedykolwiek wierzyli.
Sposób opowiadania
To prawda, że autorzy Ewangelii wydają się zmieniać ton, gdy dochodzą do Męki. Opowiadanie Marka istotnie robi się gładsze, Janowe mniej jawnie teologiczne. Nie ma w tym jednak wielkiego sekretu. Marek czuł się upoważniony do szybszego przeskakiwania między odległymi geograficznie epizodami, ponieważ były one stosunkowo mniej ważne. Stosunkowo, to znaczy w porównaniu z tym, czym się później zajął. W końcu doszedł do kulminacji. Do tego zmierza całość, więc nie będzie teraz oszczędzał słów. Sama historia dostarcza formy i tempa. Nie musiał myśleć o połączeniu osobnych opowieści (o co się nigdy nie troszczył), gdyż fakty czynią to za niego. Gdy ma się do czynienia z wydarzeniami takimi, jak Męka, nie trzeba się martwić o to, czy opis dobrze zabrzmi. Najmarniejszy reportaż gazetowy z takich wydarzeń będzie przypominał głos Dantego. A w dodatku wydarzenia następowały jedno po drugim i to na niewielkim obszarze. (Jest jeszcze możliwość, że Marek dysponował wcześniejszym zgrabnie napisanym opisem Męki.)
Tak, Jan skłania się do pozostawienia za sobą swoich ulubionych metafor mesjańskich, ale to jest powód, żeby tym bardziej ufać jego wartości historycznej, a nie tym bardziej w nią wątpić. Nigdzie dane z Ewangelii św. Jana nie mają wyraźniejszego posmaku świadectwa naocznego, niż wtedy gdy jej autor zajmuje się Męką i Zmartwychwstaniem. Nabiera nowej powagi, upewniając swych czytelników: byłem tam, widziałem.
Brak zgody co do daty
Tak, istnieje rozbieżność, z której wynikają trzy ważne stwierdzenia ogólne. O dwóch była już mowa w rozdziale drugim. Pierwsze z nich brzmi: każdy marzący o systematycznym zharmonizowaniu Ewangelii będzie rozczarowany. Jest to niemożliwe. Drugie stwierdzenie jest następujące: zharmonizowanie jest z punktu widzenia siły dowodu niepożądane, a rozbieżności są przekonującym świadectwem, że wczesny Kościół uczciwie przekazywał to, czym dysponował. Nie manipulował źródłami. Możemy być pewni, że posiadamy także dokumenty mniej wygodne.
Trzecia obserwacja pokazuje, że brak zgody grzebie oczywiście tezę, że Jan zależał od synoptyków. Cokolwiek by sądzić o jego pamięci do dat, trzeba uznać jego niezależność.
Daty się nie zgadzają. I rzeczywiście może to wynikać z zamysłu teologicznego Jana. Jest jednak z pewnością bardziej prawdopodobne, że skoro Jan spisywał Ewangelię wiele lat po śmierci Jezusa, to dokładna data była dla niego najmniej ważna. W tym czasie świat uczniów został wywrócony do góry nogami, a następnie uczniowie wywrócili do góry nogami świat wielu innych ludzi. Można wybaczyć staremu Janowi, że powiedział: „Nie jestem pewien, czy to było w wigilię Paschy, czy w jej pierwszy dzień. Jestem jednak pewien, że to się zdarzyło, i jestem pewien, że od tego zaczął się nowy świat”.
Co podaje tylko Jan
Zastrzeżenie dotyczy relacji Jana o ciosie włócznią, o krwi i wodzie i o niełamaniu nóg (J 19,31-37).
Chrześcijańscy kaznodzieje rzeczywiście byli zainteresowani ciosem włóczni i niełamaniem nóg, ponieważ chcieli dowieść, że śmierć Jezusa zgadza się z pewnymi proroctwami Starego Testamentu. Jest jednak dziwaczne i głęboko niehistoryczne, by twierdzić, że jeśli dany szczegół zgadzał się z urywkiem psalmu albo też Księgi Zachariasza, rzecz nie mogła mieć miejsca. To by oznaczało, że jeżeli chrześcijański pogląd jest wewnętrznie spójny, należy go uznać za sztucznie naciągany. X jest nierzetelny. Usiłuje jednocześnie powiedzieć tak i nie. Twierdzi, że bok Jezusa nie był przebity, ponieważ Jan mówi, że tak było, ale gdy w pozostałych Ewangeliach nie ma o tym mowy, X podrywa się na nogi i woła: „To pokazuje, że Jezus nie mógł być oczekiwanym Mesjaszem, ponieważ oczekiwany Mesjasz miał być przebity”.
Jan jest w tej kwestii bardzo stanowczy: „Nie łamali mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił mu bok, a natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli” (J 19,33-35). W kwestii krwi i wody trudno stwierdzić, o jakie głębsze znaczenie teologiczne mogłoby chodzić. Jeśli Jan był tu powściągliwy, to do tego stopnia, że wszyscy późniejsi czytelnicy (oprócz tych z wybujałą wyobraźnią teologiczną) nie byli w stanie dostrzec, o co mu chodziło.
Twierdzenie, że Jan chciał potwierdzić śmierć Jezusa, jest nonsensowne. Nie był lekarzem. Nie miał pojęcia o znaczeniu szczegółu, który opisywał. Gdyby zależało mu na potwierdzeniu śmierci Jezusa, miał o wiele prostsze sposoby, by to uczynić. Najłatwiej byłoby przypisać żołnierzom wykonanie crucifragium. Gdyby to było dla niego istotne, spełnienie proroctwa o niełamaniu kości można by korzystnie wymienić na potwierdzenie śmierci. Mógłby też powołać się na badanie lekarskie, ewentualnie na śmiertelną ranę serca w wyniku pchnięcia.
Nie traćmy też z oczu szerszego tła. Jeśli ktoś sądzi, że Jan to wszystko zmyślił, musimy zapytać: po co? Co jego zdaniem rzeczywiście się stało? Wrócimy do tego później.
Ilu było niezależnych świadków?
Zależności Mateusza i Łukasza od Marka są dość wyraźne, póki nie dochodzimy do opisów Męki. A kiedy czytamy relacje o Zmartwychwstaniu, wolno nam twierdzić, że czterej autorzy Ewangelii rozeszli się w różne strony, dając opisy tak dalece się różniące, jak to możliwe.
W kwestii opisów śmierci X wydaje się uznawać, że wszyscy autorzy różnią się radykalnie od Marka. Tak, występuje tu szablon, lecz jego powodem jest przebieg wydarzeń. Ile jest różnych sposobów powiedzenia, że ciężarówka A wpadła na ciężarówkę B? Niewiele. Jeśli kto ma ochotę nazwać zdanie: „Ciężarówka A wpadła na ciężarówkę B”, szablonem, proszę bardzo. Jednakże większość normalnych ludzi nazywa to po prostu wydarzeniem. Tak samo jest z opisami ukrzyżowania. Wszyscy ewangeliści opowiadają mniej więcej tę samą historię. Różnią się, jak można było oczekiwać, w szczegółach. X zasugerował, że istnieją głębsze teologiczne przyczyny różnic szczegółowych. Podaje przykład różnych relacji na temat tego, co Jezus powiedział z krzyża. Kiedy jednak twierdzi, że w poszczególnych relacjach wyraźnie pojawiają się ukryte kazania, nie mówi, na czym one polegały.
W rzeczywistości X przypisuje zwykłym świadkom Ewangelii, znanym z oszczędzania słowa, zwięzłości i bezpośredniości, jakieś wyjątkowe możliwości metaforyzowania. Ci prości galilejscy rybacy i ich uczniowie na wiadomość, że przypisuje się im złożoną postmodernistyczną aktywność twórczą, poczuliby się zaskoczeni, rozgniewani, a być może wręcz dowartościowani, tego nie wiemy. Tam, gdzie chodzi o opis śmierci, posiadamy cztery mniej lub bardziej niezależne relacje. I znowu trzeba zauważyć, jak postępuje X: jeżeli opisy się zgadzają, demaskuje zmowę, jeżeli się nie zgadzają, głośno ostrzega przed zmyśleniem. A w obu przypadkach nie potrafi zasugerować żadnego motywu.
Teologia, a nie historia?
Owszem, w relacjach o śmierci jest obecna teologia. Trzeba jednak zaznaczyć dwie sprawy. Po pierwsze, jak już wskazano, okoliczność, że coś było teologicznie znaczące, nie oznacza, że nie mogło się zdarzyć. A po drugie, miejsce wprowadzenia motywów teologicznych jest zwykle zupełnie oczywiste.
Przejdźmy do przykładów, które X podaje:
Rozerwana zasłona świątyni
Nie możemy wiedzieć na pewno, że się to nie zdarzyło. To dziwne, że X sugeruje, jakobyśmy mogli. Jest kilka starożytnych dokumentów, wiarygodnych w wielu innych punktach, które mówią o rozerwaniu. Istotnie, nie ma potwierdzenia poza relacjami chrześcijańskimi, ale wysnuwanie stąd istotnej wątpliwości co do całej historii dowodzi niezrozumienia natury źródeł. Historycy świeccy w dużym stopniu czerpią swoją wiedzę ze szczegółowych i dokładnych dokumentów chrześcijańskich. Jeśli zasłona świątyni istotnie się rozerwała, a jej rozerwanie było kojarzone w czasie i w pogłosce ze śmiercią Jezusa, relacje żydowskie mogły pominąć tę relację, żeby nie dawać obozowi chrześcijańskiemu powodu do triumfu. Rzymianie zaś zapewne zupełnie się o to nie troszczyli.
Jan: niełamanie nóg, przebity bok oraz krew i woda
O tym była już mowa powyżej.
Trzęsienie ziemi i otwarte groby u Mateusza
To, trzeba przyznać, jest trochę kłopotliwe. Wolałbym, żeby ewangelista tego nie napisał, ale zrobił to i trzeba coś o tym powiedzieć. Pojawiają się tu trudności wszelkiego rodzaju. Trudno ustalić, jaka była intencja Mateusza w kwestii naszego rozumienia. Jest na przykład jasne, że nie sądził, iż miało miejsce końcowe, ogólne Zmartwychwstanie, chociaż na początku tego opowiadania o zbudzeniu zmarłych można odnieść takie wrażenie. W żadnej teologii, dawnej czy nowej, nie ma miejsca na nie całkiem powszechne Zmartwychwstanie z Mateusza, takie na pół gwizdka. Czy trzęsienie ziemi miało związek z otwarciem grobów? Czy też dosłownie biorąc, ziemia, oburzona śmiercią Boga, potrząsnęła zmarłymi i ich obudziła? Nie wiemy.
Tom Wright, śmiało biorąc Mateuszowego byka za rogi i nie dając się, jak wielu autorów, nadziać na nie po drodze, wskazał cztery ogólne możliwości62:
a) Mateusz mógł wymyślić to opowiadanie w zamiarze zilustrowania w sposób dramatyczny i metaforyczny, co stało się z Bogiem Izraela na krzyżu.
b) Mateusz mógł wymyślić historię, która pasowała do tekstów, takich jak Ez 37, Iz 26, Za 14 i Dn 12, oraz je „wypełniała”.
c) Mateusz mógł nawiązać do tradycji z Ewangelii św. Piotra, w której chodzi o sam moment Zmartwychwstania.
d) Mateusz mógł znać tradycję, która mówiła o takich zjawiskach, i starał się ją opowiedzieć „w taki sposób, żeby dać wrażliwemu biblijnie czytelnikowi poczucie ich sensu: jest to prawdziwy powrót z wygnania, świt nowego wieku, a może nawet pognębienia piekła”63.
Tom Wright twierdzi (i zgadzam się z jego wnioskami), że możliwości (a) i (b) są nieprawdopodobne. Antycypując argumentację z dalszych rozdziałów, nie było w judaizmie przedchrześcijańskim niczego, co łączyło najmniejszy choćby przedsmak ogólnego Zmartwychwstania ze śmiercią domniemanego Mesjasza. Nawet jeśli takie poglądy wkradły się do późniejszej myśli chrześcijańskiej, to stało się tak w związku ze Zmartwychwstaniem Mesjasza, a nie Jego egzekucją, albowiem przebudzenie zmarłych w dniu Wielkanocy, choć teologicznie ekscentryczne, byłoby zrozumiałe. Natomiast przebudzenie w Wielki Piątek, gdy Mesjasz oddał ducha, byłoby egzegetycznym dziwactwem.
Co do (c) prawie wszyscy zgadzają się, że Ewangelia św. Piotra jest bardzo późna, a żaden z autorów Ewangelii kanonicznych nie znał ani tego utworu, ani tradycji w nim zawartych.
Zostaje (d). Co do historyczności wydarzeń, nie da się poprawić Toma Wrighta. O ile uznawanie wydarzeń wspomnianych w tylko jednym źródle może być ryzykowne, o tyle:
[...] pozostaje faktem, że wydarzenia opisywane przez Mateusza w 27,51-53, nie mając paraleli w innych źródłach chrześcijańskich, nie mają też poprzednika w oczekiwaniach epoki drugiej świątyni, w związku z czym możemy wątpić, że historie takie jak ta były po prostu wymyślane dla „wypełnienia” proroctw, których nikt przedtem w ten sposób nie rozumiał. Trudno to uznać za wniosek zadowalający, ale lepiej wahać się, niż zdecydować się bądź na ryzykowną argumentację na rzecz historyczności, bądź na tanie i pewne siebie racjonalistyczne odrzucenie samej możliwości. Pewne historie są tak dziwne, że mogły faktycznie się zdarzyć. Ta mogła być jedną z nich, ale na historycznym gruncie nie da się tego stwierdzić64.
Brak potwierdzenia
Zarzut polega na tym, że wydarzenia Kalwarii nie są wspominane ani razu poza relacjami Ewangelii. Jest to obiekcja zupełnie chybiona. Reszta Nowego Testamentu roi się wręcz od nawiązań do śmierci Jezusa i jej owoców. Okoliczności śmierci nie mają takiego znaczenia (aczkolwiek o krzyżu mowa często). Jest godne uwagi, że wzrost zainteresowania fizycznymi szczegółami śmierci Jezusa powodował słabsze rozumienie skutków śmierci Jezusa. Dopiero w średniowieczu chrześcijaństwo rozwinęło kult ran Chrystusowych.
28 Mt 27,23-24; Mk 15,10; 15,14-15; Łk 23,4; 23,14-23; J 18,38-39; 19,4- -6; 19,12.
29 Zob. np. H. Kersten, E.R. Gruber, The Jesus Conspiracy: The Turin Shroud and the Truth About Resurrection, New York, Element Books 1995; H. Schonfield, The Passover Plot, New York, Bantam 1969.
30 Autobiografia 75, 420—421, w: Józef Flawiusz, Przeciw Apionowi. Autobiografia, przeł. J. Radożycki, Poznań, Księgarnia Św. Wojciecha 1986, s. 144.
31 N. Haas, Anthropological Observations on the Skeletal Remains from Giv'at ha-Mivtar, „Israel Exploration Journal” 20(1970), s. 38—59.
32 J. Zias, E. Sekeles, The Crucified Man from Giv'at ha-Mivtar. A Re-appraisal, „Israel Exploration Journal” 35(1985), s. 22—27.
33 J. Hewitt, The Use of Nails in Crucifixion, „Harvard Theological Review” 25(1932), s. 29—45.
34 Łk 24,39: „Spójrzcie na moje ręce i stopy”.
35 J 20,20: „A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok”. J 20,25 o Tomaszu: „Ale on rzekł do nich: «Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę»”. J 20,27: „Następnie rzekł do Tomasza: «Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!»”.
36 Zob. Dodatek 1 i sprzeczne opinie (P. Barbet i F.T. Zugibe).
37 Barbara Thiering sugerowała, że mógł to być jad węża; zob. B. Thie-ring, Jesus and the Riddle of the Dead Sea Scrolls, San Francisco, Harper Collins 1992, s. 116.
38 D.F. Duarte, Opium and Opioids: A Brief History, „Revista Brasileira de Anestesiologia” 2005, t. 55, nr 1, s. 135—146; M. Booth, Opium: A History, New York, St Martin's Griffin 1998; M.M. Cohen, The History of Opium and Opiates, „Texas Medicine” 65(1969), s. 76—85; A. Baraka, Historical Aspects of Opium, „Middle East Journal of Anesthesiology” 15(2000), s. 423—436; P.G. Kritikos, The History of Opium in Antiquity, „Journal of American Pharmaceutical Association” 8(1968), s. 446—447; P.G. Kritikos, S.P. Papadaki, The History of Poppy and Opium and their Expansion in Antiquity in the Eastern Mediterranean Area, „Bulletin of Narcotics” 19(1967), s. 5—10; D.I. Macht, The History of Opium and some of its Preparation and Alkaloids, „Journal of American Medical Association” 64(1915), s. 477—461; P. Prioreschi et al., A Quantitative Assessement of Ancient Therapeutics: Poppy and Pain in the Hippocratic Corpus, „Medical Hypothese” 51(1998), s. 325—331; D.A. Wright, The History of Opium, „Medical and Biological Illustration” 18(1968), s. 62—70.
39 Zob. J. Zias, Health and Healing in the Land of Israel, „Mikhmanim”, Spring 1999.
40 Y. Meshorer, Ancient Jewish Coinage II: Herod the Great through Bar Cochba, New York, Amphora Books 1982.
41 R.S. Merrillees, Highs and Lows In the Holy Land: Opium in Biblical Times, „Eretz Israel” 20(1989), s. 149—152.
42 Zob. Visuddhi Magga, Harvard Classics, 1909—1914.
43 W. Meacham, Authentication of the Turin Shroud: An Issue in Archaeological Epistemology, „Current Anthropology” 1983, t. 24, nr 3, s. 283.
44 Koran, Sura 23 (Wierni), 50.
45 Na ten temat istnieje rozległa literatura. Bardziej egzotycznymi wariantami głównego motywu tu się nie zajmujemy. Warto tu wspomnieć Talmud Immanuel, który wydał E.A. Meir (Schmidruti [Szwajcaria] 1978). Tekst ten miał zostać znaleziony przez Meira w grobie na południe od starego miasta w Jerozolimie, ale następnie zagubiony. Wyszczególnia on wędrówki Jezusa na Wschód po ukrzyżowaniu, ale wiarygodności Meira bynajmniej nie powiększa twierdzenie, że sześć lat przed odkryciem dokumentu został poinformowany przez istoty pozaziemskie (przybywające regularnie na Ziemię statkiem kosmicznym z Plejad), że go znajdzie. Te same istoty pozaziemskie najwyraźniej patronowały pozostałym jego badaniom.
46 Jeden przykład: Omar Burke, studiując w latach siedemdziesiątych XX wieku sufizm w Heracie w Afganistanie, napotkał wielotysięczną sektę wyznawców Yuz Asafa. Znali Yuz Assafa także jako Issę, syna Mariam, i sądzili, że uniknął krzyża w Palestynie, podróżował do Indii i osiadł w Kaszmirze. Zob. O.M. Burke, Among the Dervishes, London, Octagon Press 1976, s. 107.
47 Mir Khawand bin Badshah, Rauza-tus-Safa, t. 1, Bombay 1852, s. 132—133.
48 I tak na przykład Al-Shaikh Al.-Said-us-Sadiq Abi Jaffa Muhammad Ibn-i-Ali Abn-i-Hussain Ibn-i-Musa Ibn-i-Baibuyah al-Qummi, który zmarł w Chorazanie w 962 roku, napisał, że Yuz Asaf przybył do Kaszmiru. Notuje jedną z przypowieści Yuz Asafa. Jest uderzająco podobna do przypowieści o siewcy.
49 Mullah Nadri, Tarikh-I-Kashmir, 1420: „W tym czasie Hazrat Yus Asaf przybywszy z Bait-ul Muqaddas [Ziemi Świętej] do tej świętej doliny, obwieścił, że jest prorokiem. Poświęcił się [modlitwom] do Boga przez dzień i noc, a osiągnąwszy szczyty pobożności i cnoty, ogłosił się Posłańcem [Boga] do ludu Kaszmiru. Zaprosił ludzi [do swej religii]. Ponieważ ludzie doliny mieli wiarę w tego Proroka, Raja Gopaddatta przedstawił zastrzeżenia Hindusów wobec niego [do rozstrzygnięcia]. Z powodu rozkazów tego Proroka Sulai-man, zwany przez Hindusów Sandemanem, dokończył [naprawy] kopuły. [Rok był] pięćdziesiąty czwarty. Następnie na kamieniach schodów [Sulaiman] napisał: «W tych czasach Yuz Asa obwieścił, że jest prorokiem», a na innym kamieniu schodów napisał też, że [Yuz Asaf] był Yusu, prorokiem dzieci Izraela [...] Widziałem księgę Hindusów, że ten prorok był w rzeczywistości Hazrat Isa [Jezusem], Duchem Boga, jemu pokój [i pozdrowienia], i że przyjął on imię Yuz Asaf. Prawdziwa wiedza jest u Boga. Spędził w tej [dolinie] życie. Po jego odejściu [śmierci] został złożony na spoczynek w Mohalla Anzmarah. Powiadają też, że światło prorokowania emanowało z grobu tego Proroka. Raja Gopadatta umarł po panowaniu przez sześćdziesiąt lat i dwa miesiące”.
50 Jesus in India, pierwotnie w urdu: Masih Hindustan Mein, po angielsku w Islam International Publications, 1989. W Internecie: www.geocities.com/Athens/Delhi/1340/Jesus_in_India.htm.
51 Najlepiej opracowane współczesne przedstawienie danych o Jezusie w Indiach: Abubak Ben Ishmael Salahhuddin, Evidence of Jesus in India, „Review of Religion”, April 2002, s. 48—68.
52 Szczegóły domniemanej historii grobu podaje obszerna strona internetowa: www.tombofjesus.com.
53 F. Hassnain, A Search for the Historical Jesus, Bath, Gateway Books 1994, s. 201—203.
54 H. Kersten, Jesus Lived in India, Longmead, Shaftesbury 1986, s. 200; wyd. pol. Jezus żył w Indii, bd. i mw.
55 Trzecia Khanda z Pratisarga parvan w ramach Bhavishya Mahapurana, 16—33, z przekładu na stronie www.tombofjesus.com.
56 Philostratus, Life of Apollonius, Penguin Books 1970; wyd. pol. Flawiusz Filostratos, Żywot Apolloniosa z Tyany, oprac. M. Szarmach, Toruń 2000.
57 Por. wskrzeszenie córki Jaira, Mt 9,23—25.
58 Zob. Eusebius, Against Apollonius of Tyana by Philostratus, w: The Life of Apollonius of Tyana, the Epistles of Apollonius and the Treatise of Eusebius, t. 2, red. F.C. Conybeare, Cambridge Mass., Harvard University Press 1912, s. 485—605.
59 Adversus Haereses (ang. Against Heresies, t. 22, rozdz. 22,5 — wskazanie cytatu w oryginale nieścisłe; przekład pol. według ang.). Cały istotny ustęp brzmi: „Ci jednak, żeby móc utwierdzić swoją fałszywą opinię na temat tego, co zostało napisane, żeby ogłaszać rok łaski od Pana, twierdzą, iż nauczał On tylko przez jeden rok, a cierpiał w dwunastym miesiącu. Tak zapominają na swoją szkodę, niszcząc całe jego dzieło i rabując go z wieku, który jest zarazem potrzebniejszy i bardziej zaszczytny niż każdy inny; ten bardziej zaawansowany wiek, mam na myśli, którym także jako nauczyciel przewyższył wszystkich innych. Jak mógłby mieć uczniów, gdyby nie nauczał? A jak mógłby nauczać, gdyby nie osiągnął wieku mistrza? Bo gdy przybył, by dać się ochrzcić, nie ukończył jeszcze trzydziestu lat, lecz zaczynał mieć około trzydziestu lat (gdyż tak to wyraził Łukasz, który wspomniał Jego wiek, mówiąc: «Jezus, rozpoczynając działalność, miał lat około trzydziestu»; kiedy przyszedł otrzymać chrzest); a według nich nauczał tylko rok, licząc od chrztu. Ukończywszy trzydzieści lat, cierpiał, będąc nadal młodym człowiekiem, który wcale nie osiągnął zaawansowanego wieku. Skoro pierwszy etap życia obejmuje lat trzydzieści, a nawet sięga czterdziestu, każdy przyzna; ale od lat czterdziestu i pięćdziesięciu człowiek zaczyna zmierzać ku wiekowi starszemu, który miał nasz Pan, gdy nadal wypełniał urząd nauczycielski, jak to poświadczają Ewangelie i wszyscy starsi; ci, którzy rozmawiali w Azji z Janem, uczniem Pańskim, którym Jan przekazał tę wiadomość. A pozostał z nimi do czasów Trajana. Niektórzy z nich widzieli nie tylko Jana, lecz również innych apostołów i słyszeli od nich taką samą relację, poświadczając to twierdzenie. Komu powinniśmy raczej wierzyć? Czy takim ludziom, czy Ptolemeuszowi, który nigdy nie widział apostołów, który nawet we śnie nie wszedł na najlżejszy ślad apostoła?”.
60 D. Joyce, The Jesus Scroll, New York, Doubleday 1973.
61 Tamże, s. 378.
62 N.T. Wright, Resurrection of the Son of God, London, SPCK 2003, s. 632—636.
63 Tamże, s. 633—634.
64 Tamże, s. 636.
opr. aw/aw