O rodzinnym świętowaniu Bożego Narodzenia, roli miłości rodzinnej i szkoły w wychowaniu oraz o kryzysie małżeństwa i rodziny - rozmowa z kard. Zenonem Grocholewskim
KS. MIROSŁAW MEJZNER SAC: — Święta Bożego Narodzenia mają charakter głęboko rodzinny. Co szczególnie wzrusza Księdza Kardynała w czasie tych świąt i za czym najbardziej tęskni?
KARD. ZENON GROCHOLEWSKI: — Dzieci w rodzinach katolickich przeżywają święta Bożego Narodzenia bardzo intensywnie. Ubieranie choinki, podarunki od św. Mikołaja, wieczerza wigilijna, zwłaszcza dzielenie się opłatkiem, poprzedzone odczytaniem fragmentu biblijnego, śpiewanie kolęd, a potem Pasterka, jasełka, odwiedziny kolędowe — to wszystko stwarza specyficzną atmosferę rodzinnego ciepła. Jeżeli ktoś w latach dziecięcych i młodzieńczych jest ministrantem lub staje się aktorem w jasełkach — jak to miało miejsce w moim przypadku — to czuje się jakimś protagonistą, który przyczynia się aktywnie do przeżyć tego pięknego okresu i sam odczuwa go radośniej i głębiej. Chciałbym jednak bardzo mocno podkreślić, że te święta nie tylko mają charakter rodzinny, lecz są i powinny być dla dzieci z rodzin katolickich przede wszystkim autentycznym przeżyciem duchowym i religijnym.
— Czyli aspekt religijny powinien być zasadniczy?
Oczywiście. Cały sens Bożego Narodzenia to przeżycie wspaniałej tajemnicy miłości Boga względem ludzi. Fakt narodzenia Chrystusa w Grocie Betlejemskiej wywarł znaczące i dobroczynne piętno na historii i kulturze naszego kontynentu, co znalazło wyraz m.in. w literaturze i sztuce. Niestety, dzisiaj często te święta do tego stopnia są przepojone konsumpcjonizmem (już od listopada przyozdabia się ulice, sklepy, zachęca do zakupów), nieokiełznanym szukaniem podarunków, przygotowywaniem różnych atrakcji, że prawdziwy sens tych pięknych świąt zostaje przytłumiony i na przeżycia religijne prawie nie ma miejsca.
Bardzo bym chciał, by rodzice i wychowawcy pomagali dzieciom w religijnym przeżywaniu wspaniałej tajemnicy Narodzenia Pana. Ono bowiem przyczynia się do rozwoju życia duchowego, łączy z Bogiem, kształtuje charakter, umacnia więzi prawdziwej miłości i wyzwala pragnienie czynienia dobra. Jestem przekonany, że doświadczenie religijno-duchowe z dziecięcych lat pozostaje skarbem na całe życie. Miałem szczęście tego doświadczyć, za co Bogu, rodzicom i duszpasterzom jestem bardzo wdzięczny.
— Czego w dzisiejszych czasach rodzice i wychowawcy mogą się nauczyć od Świętej Rodziny z Nazaretu?
Mogą i powinni się uczyć przede wszystkim zrozumienia istoty prawdziwej miłości i jej znaczenia w perspektywie szczęścia rodzinnego i wychowania. Nie można sobie wyobrazić, z punktu widzenia ludzkiego, większej miłości niż ta, która łączyła Świętą Rodzinę. Była to miłość w najbardziej istotnym znaczeniu tego słowa, polegająca na usilnym pragnieniu dobra dla drugiej osoby i jego konsekwentnej realizacji. W tym kontekście należy postrzegać wychowanie jako przejaw wykwintnej miłości. Nie można bowiem dać dziecku nic większego niż solidne wychowanie. Niezwykły pedagog, św. Jan Bosko, mawiał: „Wychowanie jest sprawą miłości”. Trzeba wychowywać, kochając wychowanka, i trzeba go uczyć prawdziwej miłości. Natomiast św. Maksymilian Kolbe zwykł powtarzać: „Tylko miłość jest twórcza”!
— W lipcu złożył Ksiądz Kardynał wizytę w kolegiacie sieradzkiej, gdzie m.in. poświęcił odrestaurowany ołtarz św. Anny Samotrzeciej. Wizerunek ten ukazuje wartość wielopokoleniowej rodziny. Czy taki model wychowawczy i społeczny ma jeszcze siłę przebicia w świecie, gdzie między pokoleniami pogłębia się przepaść cywilizacyjna?
W tym roku miałem szczęście być także na Górze św. Anny, w diecezji opolskiej, gdzie Samotrzecia jest szczególnie czczona. Główną postacią, która nadaje sens całej kompozycji, jest jednak Dzieciątko Jezus. Warto zwrócić uwagę, że właśnie tam, gdzie są dzieci, wspomniany model wychowawczy ma szansę przebicia. To dzieci spajają i ożywiają wielopokoleniową rodzinę. Osoby starsze zazwyczaj bardzo mocno żyją sprawami wnuków, a dzieci cieszą się zainteresowaniem ze strony babci czy dziadka. Także rodzice dzieci często korzystają z pomocy swoich rodziców. Wielopokoleniowa rodzina spełnia dobroczynną rolę w stosunku do dzieci, jeżeli rodzice i dziadkowie mają tę samą wizję wychowania, opartą na solidnych wartościach. W takim przypadku ich współpraca jest twórcza, mimo pewnych nieuniknionych rozbieżności czy większego stopnia pobłażliwości wobec wnuków ze strony dziadków. Figurki, obrazy czy grafiki św. Anny Samotrzeciej, popularne zwłaszcza od XV wieku, mają też inną wymowę, mianowicie tę, że wielkość św. Anny jawi się na nich w świetle roli spełnionej wobec Maryi i Jezusa. Cała wielkość rodziców i wychowawców przejawia się właśnie w dobroczynnym oddziaływaniu na wychowanków!
— Z czego wynika współczesny kryzys małżeństwa i rodziny?
Można by wskazać na różne czynniki. Myślę, że ten kryzys wynika przede wszystkim z kryzysu miłości, podsycanego różnymi współczesnymi ideologiami. Jeżeli ktoś w małżeństwie bardziej szuka dobra własnego niż dobra współmałżonka i dzieci, jeżeli nie jest gotów do poświęcenia się dla nich, jeżeli nie traktuje swojego małżeństwa jako zadania budowy prawdziwej — jak uczy II Sobór Watykański — „wspólnoty życia i miłości”, wówczas trudno mówić o tworzeniu rodzin silnych, trwałych, szczęśliwych. Szukając w małżeństwie głównie własnego szczęścia, na dłuższą metę nie znajduje się go, natomiast szukając wspólnego szczęścia, także za cenę trudu, uszczęśliwia się również samego siebie. Innym powodem kryzysu jest zeświecczenie życia rodzinnego.
Procent małżeństw rozwiedzionych jest dzisiaj bardzo wysoki, co ma niezwykle szkodliwe skutki, zwłaszcza dla dzieci, a o tym mało się mówi. Statystyki wykazują jednak, że procent ten jest bardzo niski w odniesieniu do małżeństw, które regularnie wspólnie się modlą i starają się własną wzajemną miłość zakorzenić w miłości Boga. Episkopat naszego kraju w okresie przygotowania do obchodów tysiąclecia chrztu Polski rzucił m.in. programowe wyzwanie: „Rodzina Bogiem silna”. Taka rodzina jest niewątpliwie dużo odporniejsza na wszelkie kryzysy.
— Co to jest „wychowanie katolickie”?
Jak każde poważne wychowanie, nie jest ono tylko przekazywaniem wiedzy i umiejętności, lecz integralną formacją całej osoby. Chodzi głównie o kształcenie charakteru i cech, jakie znamionują osoby szlachetne, na których można polegać i którym można zaufać; chodzi o wyrobienie takich cnót, jak: uczciwość, prawdomówność, altruizm, szacunek do innych, umiejętność panowania nad sobą, umiłowanie prawdy, wola czynienia dobra itd. Do integralnego wychowania należy także element religijno-duchowy, który pozwala umocnić i ubogacić wspomniane cechy, dając człowiekowi odpowiednią motywację i siły duchowe oraz stawiając go w całej prawdzie, nieograniczonej tylko do rzeczywistości ziemskiej. W tym wychowaniu nie może zabraknąć formacji intelektualnej w sensie nauczenia samodzielnego myślenia, krytycyzmu, rozsądnego oceniania, twórczości umysłowej, tak, by człowiek nie był miotany różnymi ideologiami czy propagandą. Wreszcie do wychowania integralnego należy przekazanie wiadomości i umiejętności potrzebnych do wykonywania konkretnego, obranego przez siebie zawodu. Wychowanie staje się katolickie, jeżeli w powyżej zakreślonej wizji opiera się na zasadach naszej wiary, tzn. na katolickiej wizji człowieka oraz wartościach społecznych, moralnych i duchowych, przekazywanych z woli Chrystusa przez Kościół katolicki.
— Czy wychowanie oparte na roli autorytetu nie tłamsi oryginalności wychowanków i nie podcina korzeni ich spontanicznej kreatywności?
Nie ma wychowania bez autorytetu. Młody człowiek podda się dobroczynnemu wpływowi wychowawcy jedynie wtedy, gdy jest on dla niego prawdziwym autorytetem. Jest ogromnie ważne, by wychowawca był wiarygodny, koherentny, by pociągał nie tylko słowami, lecz przede wszystkim postawą i przykładem życia, by młody człowiek wyczuwał, że wychowawca chce dla niego dobra. Taki autorytet ma moc sprawczą, pobudza do rozwoju i twórczej kreatywności. Czy bł. Jan Paweł II nie był takim właśnie autorytetem? I czy nie dzięki temu właśnie pociągał za sobą młodzież?
— Na czym ma polegać wychowanie do życia w społeczeństwie wielokulturowym i w pluralistycznym świecie?
Dwie wskazówki. Po pierwsze, należy pomóc młodemu człowiekowi, by był sobą, tzn. pogłębiał wiarę, żył nią, wyznawał ją, dzielił się nią z innymi. Po drugie, należy go uczyć szacunku do innych, konstruktywnej dyskusji, ubogacania także siebie autentycznymi wartościami, które dostrzega u innych. Taką postawę wykazywał w sposób bardzo przejrzysty Jan Paweł II podczas swego posługiwania na Stolicy Piotrowej.
Podstawowym zadaniem człowieka jest szukanie prawdy. Prawdziwa dyskusja jest możliwa tylko wtedy, gdy każdy mówi to, co rzeczywiście myśli. Najgorsze jest uleganie relatywizmowi, czyli uznawanie, że nie ma prawdy obiektywnej dotyczącej podstawowych kwestii — np. życia i celu człowieka — naginanie swoich przekonań do konkretnych sytuacji. Benedykt XVI mówi wręcz o dyktaturze relatywizmu we współczesnym świecie. Jeżeli nie ma prawdy obiektywnej odnośnie do podstawowych kwestii, jeżeli nie wiadomo, co jest dobre, a co złe, wówczas w życiu społecznym wszystko się załamuje. Wówczas powstają pytania: Do czego wychowywać? Według jakiego wzoru?
— Niektórzy twierdzą, że Kościół jest nietolerancyjny. Czym — zdaniem Księdza Kardynała — jest tolerancja i jakie są jej granice?
Myślę, że to jakieś wielkie nieporozumienie albo zła wola. Kościół nikomu nie zamyka ust. Jest natomiast, niestety, wielu takich, którzy chcą zamknąć usta Kościołowi, często siłą, niejednokrotnie podstępem. O dziwo, to oni krzyczą, że Kościół jest nietolerancyjny! Jeżeli nietolerancją miałby być fakt, że Kościół wypowiada swoje przekonania i broni ich, zwłaszcza tych dotyczących życia moralno-społecznego, to powstaje pytanie: Dlaczego ci, którym opinie Kościoła się nie podobają, mają mieć prawo wypowiadania się i obrony swej pozycji, a Kościół nie? Kościół, jak każdy, ma prawo i obowiązek wypowiadania się w perspektywie budowania prawdziwego dobra ludzkości.
— Na czym polega wychowawcza rola Kościoła?
Wskażę na trzy płaszczyzny. Po pierwsze, podstawowe prawo i obowiązek wychowania swoich dzieci mają rodzice. To prawo i obowiązek muszą być uszanowane zarówno przez Kościół, jak i przez państwo, bo te instytucje pełnią jedynie funkcję pomocniczą w procesie wychowania. Po drugie, Kościół uważa za swoją powinność obronę na forum publicznym fundamentalnego prawa rodziców, uznanego wprawdzie w różnych traktatach międzynarodowych, lecz, niestety, często łamanego. Jest to obrona godności człowieka i jego podstawowych praw. Wreszcie Kościół — we wszelkich organizacjach, na różnych kongresach, sympozjach, w publikacjach i podczas dyskusji — dzieli się z innymi swoimi przekonaniami i bardzo bogatym doświadczeniem w tej dziedzinie.
— Jak wygląda dzisiaj sytuacja szkolnictwa katolickiego na świecie?
Na całym świecie jest ponad 1500 wyższych uczelni katolickich, w których przedmiotem badań naukowych i nauczania są te same przedmioty, co na podobnych uczelniach świeckich, postrzegane jednak z punktu widzenia katolickiego. Oprócz tego jest kilkaset wyższych uczelni zwanych kościelnymi, które zajmują się naukami ściśle związanymi z misją Kościoła, jak teologia, prawo kanoniczne itd., są także seminaria duchowne, diecezjalne i zakonne rozsiane we wszystkich prawie krajach. Szkół katolickich natomiast na całym świecie jest ok. 200 tys., uczęszcza do nich ponad 45 mln uczniów. Te uczelnie i szkoły pracują we wszystkich możliwych warunkach społecznych, kulturowych, politycznych, religijnych. Cieszą się dużą popularnością i uznaniem także w krajach, w których katolików jest niewielu. W Tajlandii np. katolików jest ok. 300 tys. (0,5 proc. populacji), a do szkół katolickich uczęszcza 465 tys. uczniów. Uniwersytet katolicki w tym kraju, Assumption University, liczący ponad 20 tys. studentów, jest jednym z najpiękniejszych, jakie widziałem. Mógłbym mówić bardzo długo na ten temat. Dodam tylko, że gdy chodzi o uniwersytety i szkoły katolickie, ich liczba nieustannie wzrasta. Z zadowoleniem stwierdzam, że często katolicy, w duchu miłości chrześcijańskiej, z wielkim poświęceniem zakładają szkoły w warunkach ogromnej biedy. Dzięki temu wiele dzieci zdobywa podstawową edukację, której inaczej nigdy by nie otrzymały.
— Jak to się przedstawia w naszym kraju?
W Polsce jest bardzo dużo wydziałów tzw. kościelnych, zwłaszcza teologii, jest nawet uniwersytet „kościelny” w Krakowie. Kilka takich uniwersytetów istnieje w Rzymie, a poza Wiecznym Miastem, oprócz Krakowa, tylko jeden. Gdy zaś chodzi o uniwersytety katolickie, istnieje w Polsce tylko jeden — w Lublinie. Poza tym mamy także kilka innych wyższych uczelni katolickich, które, mam nadzieję, będą się rozwijać. Gdy chodzi o szkoły katolickie w Polsce, jest ich na razie stosunkowo mało, gdyż po upadku obskurantyzmu komunistycznego trzeba było tworzyć je od zera. Kilka lat temu, gdy uczestniczyłem w Forum Szkół Katolickich w Częstochowie, dowiedziałem się, że niecały procent polskich dzieci i młodzieży uczęszczał do szkół katolickich, podczas gdy na Słowacji było to 2,9 proc., a na Węgrzech — 4 proc. Dla kontrastu powiem, że w krajach bardzo liberalnych, jak Belgia i Holandia, aż 60 proc. wszystkich uczniów uczęszcza do szkół katolickich.
— W jaki sposób Kościół-Matka powinien pełnić dziś w Polsce rolę wychowawczą?
Rola wychowawcza jest elementem misji nauczania Kościoła w sensie najszerszym, czyli przybliżania ludziom Chrystusa. Do tego są zobowiązani nie tylko biskupi, księża, duszpasterze, szkoły i uczelnie katolickie, lecz wszyscy wierni. Cały Kościół bowiem jest misyjny. Chciałbym zwrócić uwagę na kilka cech tego zadania, w obecnych czasach ważnych w perspektywie skuteczności posłannictwa zleconego Kościołowi. Konieczne jest:
1) by przedstawiać całą naukę Kościoła, bez opuszczania tego, co się może komuś nie podobać, np. w kwestiach moralnych;
2) by to nauczanie było zgodne z Magisterium, czyli nauczaniem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, głównie papieża i soborów;
3) by było ono jasne i czytelne;
4) by dokonywało się nie tylko słowem, ale nade wszystko przykładem życia, postawą chrześcijańską;
5) by jego celem było przybliżanie ludziom Chrystusa, ewangelizacja, formowanie autentycznych chrześcijan budujących Kościół i twórczo pracujących dla dobra ludzkości.
— Czy tak jest w rzeczywistości?
Niestety, to nauczanie i wychowywanie — w szerokim sensie, jaki mam tutaj na myśli — jest niejednokrotnie deprawowane naiwnym usiłowaniem, by zyskać przychylność i poklask ze strony świata. Pozwalamy poklepywać się pewnym grupom społecznym czy politycznym, cieszymy się z tego, lecz dokonuje się to za cenę niezabierania głosu w kwestiach drażliwych, a więc za cenę sprzeniewierzania się misji nawracania współczesnego świata. Nie jest godziwe pozwolić uwarunkowywać się w ten sposób. Spotykamy się poza tym z postawami ludzi życia publicznego, którzy deklarują się jako katolicy, a równocześnie — być może, aby osiągnąć jakąś korzyść polityczną — opowiadają się za legalizowaniem tego, co jest wyraźnie sprzeczne z jasnym nauczaniem Magisterium Kościoła. Nie można być katolikiem i równocześnie antykatolikiem! Można by tutaj dodać także inne deprawacje, np. postawę nauczyciela religii czy profesora nauk kościelnych, który swoim życiem nie świadczy o tym, czego naucza, albo instrumentalizowanie swej przyjaźni lub znajomości z jakimś hierarchą kościelnym w celu pozyskania poparcia społecznego czy politycznego. Wszystko to podważa wiarygodność nauczania i wychowania katolickiego, podważa wiarygodność misji ewangelizacyjnej katolików w świecie współczesnym. Chciałbym, by nasza postawa była jasna, spójna, także jeżeli miałoby się to spotkać z opozycją czy niezrozumieniem. Chrystus nie wycofywał się wobec sprzeciwu. Tylko takie postępowanie będzie czyniło naszą misję skuteczną. Taka właśnie była postawa bł. Jana Pawła II i dlatego stał się on prawdziwym i wiarygodnym autorytetem.
— Czego chciałby Ksiądz Kardynał życzyć rodakom na Boże Narodzenie?
By przeżyli prawdziwą radość Tajemnicy Wcielenia, radość z tego, że Syn Boży z miłości dla nas stał się człowiekiem, stał się jednym z nas, by nas zbawić. Niech ta radość opromieni nasze ziemskie bytowanie i stanie się źródłem chrześcijańskiego dynamizmu, odważnego włączania się wszystkich w ewangelizację współczesnego świata; niech ożywia zaangażowanie — do którego jest powołany każdy z nas, choć w różnym stopniu i wymiarze — w wychowanie młodego pokolenia.
opr. mg/mg