Realizuje program Prawa i Sprawiedliwości

Współcześnie proponowane rozwiązania ekologiczne mają mało wspólnego z ochroną przyrody, a dużo - z lewicową ideologią

ARTUR STELMASIAK: — Dlaczego Pan Minister jest tak mocno atakowany?

PROF. JAN SZYSZKO: — Ale kto mnie atakuje, bo ja nie zauważam?

— (Śmiech)... To Pan Minister zapyta swojego rzecznika. Są stacje telewizyjne i tytuły prasowe, gdzie prof. Jan Szyszko nie schodzi z czołówek.

— Ale „Niedziela”, TV Trwam, Radio Maryja czy „Gazeta Polska” mnie nie atakują. Czyli jestem atakowany przez media związane z nurtem liberalno-lewicowym, który jest przeciwnikiem rządu PiS. Jeżeli mnie atakują, to znaczy, że jestem dobrym ministrem konserwatywnego rządu, który dobrze dba o nasze środowisko. Założeniem polityki środowiskowej Prawa i Sprawiedliwości jest obrona polskiego interesu i pokazanie naszej ojczyzny jako kraju wielkiego sukcesu w zakresie koncepcji zrównoważonego rozwoju. Nasze rolnictwo i leśnictwo mogą posłużyć za wzór w całej Europie.

— Pamiętam czasy, gdy Pan Profesor jako poseł opozycji alarmował, że Puszczę Białowieską trzeba ratować. Teraz Minister Środowiska realizuje to, co PiS obiecywał już wcześniej.

— Naturalnie, że robię to, co obiecywaliśmy i co jest potwierdzone przez badania naukowe. Gdyby w 2012 r. podjęto działania ratujące Puszczę Białowieską przed kornikiem drukarzem, to dziś nie mielibyśmy tej katastrofy.

— Ale tzw. organizacje ekologiczne cieszą się z tego, że połacie Puszczy Białowieskiej są martwe. O co im chodzi?

— Dla nich najwyższą formą ochrony jest niewycinanie drzew i niezakłócanie życia zwierząt. Na nic zdaje się tłumaczenie, że środowisko naturalne powinno być regulowane i ochraniane przez człowieka. W przeciwnym wypadku będzie ono uboższe. Oni protestują, gdy myśliwi strzelają do zwierząt, a jednocześnie postulują zabijanie człowieka poprzez aborcję czy eutanazję.

— To prawda, tzw. zieloni aktywiści jednego dnia bronią np. suchych drzew w puszczy, drugiego dnia domagają się aborcji na życzenie, a trzeciego — tzw. małżeństw homoseksualnych. Te wszystkie zjawiska społeczne mają to samo źródło w rewolucji obyczajowej 1968 r., ale odwołują się do innych emocji. Jak naukowiec radzi sobie z tym skrajnie lewicowym trendem w ekologii?

— Istotnie, mamy do czynienia z bardzo silną ideologią, która zmienia naszą tradycje, kulturę i obyczajowość. Zmieniana jest świadomość społeczna przez edukację, aby to człowiek i tradycja stały się największymi zagrożeniami dla środowiska. Natomiast Polska dzięki Lasom Państwowym, tradycyjnemu ekstensywnemu rolnictwu i dobrej gospodarce łowieckiej jest najlepszym przykładem tego, że człowiek może korzystać z przyrody i jednocześnie pielęgnować jej bogactwo i różnorodność. Polacy potrafią w taki sposób korzystać z zasobów przyrodniczych, aby służyły one jednocześnie człowiekowi i środowisku. Proszę zauważyć, że w Europie wprowadza się eutanazję, bo utrzymywanie starszych osób jest zbyt kosztowne. Natomiast starego, chorego żubra, który się męczy i umiera z głodu, nie wolno zastrzelić.

— Od ponad 20 lat zajmuje się Pan globalnymi problemami. Jest Pan czynnym uczestnikiem konferencji klimatycznych ONZ, co najlepiej było widać w Paryżu. Czy za to też Pana atakują?

— Nie wprost. Ale na pewno w wielu środowiskach nie spodobało się to, że w porozumieniu nie ma mowy o dekarbonizacji, czyli o odejściu od węgla, które byłoby zabójcze dla polskiej gospodarki. Utworzyliśmy mapę drogową zrównoważonego rozwoju, gdzie jest mowa o redukcji emisji CO2, ale także pochłanianiu CO2 przez środowisko. Dzięki Lasom Państwowym będziemy mogli doprowadzić polską gospodarkę do neutralności klimatycznej, bo będziemy pochłaniać wszystko to, co wyemitujemy.

— Porozumienie paryskie jest wielkim sukcesem Polski oraz osobistym Pana Profesora. Teraz jesteśmy w przededniu szczytu klimatycznego w Bonn (tzw. COP23), którego gospodarzem jest Fidżi. Jakie jest stanowisko Polski?

— Naszym celem jest realizacja porozumienia paryskiego, aby w jego wdrażanie zaangażowały się wszystkie państwa świata z uwzględnieniem ich lokalnej specyfiki gospodarczej. Nie można przecież narzucić Tanzanii redukcji emisji CO2 o 30 proc., bo ten kraj wytwarza ponad 200 kg dwutlenku węgla na mieszkańca, a np. Luksemburg ma emisję na poziomie prawie 20 t na osobę.

— Największym paradoksem wszystkich ataków na Pana Profesora jest krytyka geotermii. Przecież nie ma czystszej energii od eksploatacji złóż geotermalnych...

— Ale chyba im chodzi przede wszystkim o to, że geotermia powstała w Toruniu. Gdyby takie rozwiązanie było w Gdańsku, gdzie niepodzielnie rządzi Platforma Obywatelska, to byłaby sztandarowa inwestycja, którą politycy chwaliliby się w całej Europie. Ale patrząc na to profesjonalnie, to geotermia toruńska jest bardzo wydajna. Z jednego otworu mamy ponad 300 m3 wody na godzinę o temperaturze ponad 60°C. Ile energii trzeba by było wykorzystać, by podgrzać tak dużą ilość wody? Jaka byłaby emisja CO2? Geotermia jest krytykowana przez tych, którzy proponują nam m.in. wiatraki. Tyle że wiatraki są obcym kapitałem i obcą technologią, a geotermia jest nasza.

— W przyszłym roku w Katowicach organizowany jest COP24, którego Pan Profesor będzie prezydentem. Od jak dawna interesuje się Pan szczytami klimatycznymi ONZ?

— Tuż po tym, gdy w 1997 r. zostałem ministrem środowiska, odbywał się szczyt w Kioto. W ramach ciągłości procedur upoważniony do reprezentowania Polski był wiceminister jeszcze z poprzedniego rządu SLD-PSL. Gdy po jego powrocie zobaczyłem, co ten człowiek podpisał w imieniu Polski, to zrobiło mi się gorąco. W 1998 r. do Buenos Aires pojechałem już osobiście i zobaczyłem, że na szczytach podejmowane są strategiczne decyzje. Przecież tam były reprezentacje największych globalnych przedsiębiorstw, światowe banki, a delegacja USA liczyła ponad 200 osób z wiceprezydentem na czele. Zobaczyłem, że te decyzje są bardzo ważne dla Polski. Rok później byłem już prezydentem COP5 w Bonn.

— Czyli — szybko Pan Profesor nauczył się globalnej polityki?

— Ale problemy zaczęły się w polskiej polityce, gdzie doszło do skandalu. ONZ mianował mnie prezydentem, a pan wicepremier Leszek Balcerowicz powiedział, że Szyszko musi odejść. Odwołanie z funkcji ministra aktualnego prezydenta Konwencji Klimatycznej groziło skandalem na skalę światową. Zrobiono więc protezę i powołano mnie na funkcję sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Byłem prezydentem COP5 i pełnomocnikiem Rządu RP ds. klimatycznych. Przez te wszystkie lata rozwinęliśmy polską technologię spalania węgla i zredukowaliśmy emisję CO2, a teraz stawiamy na pochłanianie CO2 przez Lasy Państwowe przez pionierski program Leśnych Gospodarstw Węglowych, które również dają miejsca pracy oraz przyczyniają się do wzrostu gospodarczego. Już w latach 90. ubiegłego wieku widziałem szansę dla Polski, jako lidera. Z dzisiejszej perspektywy mogę się tylko cieszyć, że miałem rację.

— Ale taka narracja pokazywania Polski jako lidera nie wszystkim pasuje. Dlaczego?

— Niestety, jest grupa ludzi, którzy woleliby sprzedać Lasy, oddać ziemię, sprzedać polski węgiel i uzależnić Polskę od obcych surowców oraz technologii.

— Czyli kolejny raz prof. Szyszko jako prezydent COP24 będzie bronił polskich interesów na szczycie ONZ?

— Nie zanosi się na to, by rząd Prawa i Sprawiedliwości upadł, a więc ufam, że będę miał ten zaszczyt. Oczywiście, będę miał wielu przeciwników wśród zielonej lewicy, ale do tego już przywykłem.

— Czy można powiedzieć, że szczyt klimatyczny daje nam pewną niezależność wobec postanowień UE?

— Do Paryża pojechaliśmy jako samodzielny negocjator państwa, które jest wzorem dla świata. Na prośbę Arabii Saudyjskiej reprezentowaliśmy grupę G77 i Chiny. W efekcie na świecie ten polski model spotkał się z uznaniem, czego potwierdzeniem jest porozumienie paryskie. COP24 będzie szczytem, podczas którego cały świat będzie patrzył na Polskę, bo w Katowicach zostaną ustalone zasady, w jaki sposób doprowadzić do neutralności klimatycznej. Dzięki temu Polska znajdzie się w lepszej sytuacji niż wiele państw tzw. starej Unii.

— Ale niektórzy twierdzą, że powinniśmy słuchać tylko Komisji Europejskiej...

— Ja także myślę, że trzeba słuchać KE, ale też pokazywać w Europie swoje osiągnięcia. Traktuję to jako naszą misję, bo stan środowiska przyrodniczego w UE jest katastrofalny.

— Jednak w Europie mamy proces przed Trybunałem Sprawiedliwości UE.

— Miałem już kilka procesów przed TS UE i wszystkie wygrałem. Sądziliśmy się już z Komisją Europejską m.in. o limity CO2 i GMO. Nawet „Gazeta Wyborcza” napisała, że Szyszko miał jednak rację. Niestety, rząd PO-PSL z tych wygranych nie skorzystał.

— Wróćmy jeszcze do Puszczy Białowieskiej. Dopóki Pan Profesor był ministrem środowiska, to leśnicy mogli chronić Puszczę Białowieską. Zmieniło się to dopiero po 2007 r. Jakby Jan Szyszko był ministrem dłużej, to pozwoliłby na usunięcie ponad 20 zainfekowanych świerków, od których zaczęła się gradacja kornika i śmierć ponad miliona drzew?

— Gdybym ja był wówczas ministrem, to prawdopodobnie pozwolono by na wycięcie tych kilkunastu drzew. Moim zdaniem, ówczesny brak ochrony tych siedlisk był złamaniem prawa Unii Europejskiej. Przecież w roku 2012 opisano stan siedlisk, za których ochronę Polska była odpowiedzialna. Niestety, z tej ochrony zrezygnowano.

— Z jakich powodów podjęto takie decyzje?

— Ze względu na ideologię. Dorobiono do tego karkołomną konstrukcję logiczną i zaczęto mówić, że Puszcza Białowieska jest nietknięta ludzką ręką. Człowiek jest więc największym wrogiem puszczy i trzeba go stamtąd wyeliminować.

— Czy z politycznego punktu widzenia nie lepiej byłoby odpuścić sobie puszczę, by uspokoić sytuację?

— Po pierwsze, polityka to działanie dla dobra wspólnego. Puszcza Białowieska jest typowym przykładem tego, jak można zmanipulować opinię publiczną, mówiąc, że Polacy nie potrafią zajmować się swoim dziedzictwem kulturowo-przyrodniczym. Jednocześnie pouczają nas ci, którzy już dawno swoje środowisko naturalne zniszczyli. Jako odpowiedzialny polityk nie mogę zgadzać się na łamanie prawa tylko po to, by przypodobać się reprezentantom silnego i wpływowego nurtu ideologicznego.

— A po drugie, po to został Pan Profesor ministrem środowiska, żeby tym środowiskiem nie bać się dobrze rządzić...

— (Śmiech) Staram się chronić przyrodę zgodnie z naukową wiedzą i sprawdzoną praktyką. Moim zdaniem, odpowiedzialność polityka, polega na tym, aby mądrze troszczyć się o to, co zostało mu powierzone.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama